Wstajesz sobie spokojnie rano. Prawą ręką otwierasz okno w kuchni, żeby kocio mogło zgodnie z nową kocią tradycją natychmiastowo wyleźć na taras, a lewą ręką robisz na pilocie telewizyjnym "puk". Kombinujesz, co tu na śniadanko wyczynić i w tym momencie, znienacka, zza rogu i po partyzancku zostajesz zaatakowana przez zespół Jarzębina, który ryczy radośnie z telewizora: "kokoko euro spoko". C'est cauchemar!!! (czytamy "se koszmar" z akcentem na "mar").
Normalnie mam ochotę dokonać analizy tekstu tego utworu i dojść, co podmiot liryczny miał na myśli, ale nie posiadam w domu ani kropli alkoholu, a bez promili nie dam rady. Czuję się wstrząśnięta i zmieszana. I zastanawiam się, czy ten sztandarowy utwór na Euro 2012 będzie wykonywany publicznie w czasie jakiś uroczystości, bo jak tak, to ja się spalę ze wstydu i pomarszczę z zażenowania.
***
Ze śpiewem na ustach powstawała także chusta zapowiadana w poprzednim wpisie. Powstawała i powstała - po dwóch wieczorach. Została uprana, zliftingowana i obfotografowana przez samego Ślubnego, który chyba poczuł potrzebę częstszego współuczestniczenia w powstawaniu tego bloga.
![]() |
Foto by Ślubny |
Miękkość i elastyczność tej włóczki po potraktowaniu jej drutami numer 5 i luźnym robieniu jest niewiarygodna. A kolorystycznie - piękny, bogaty jesienny wieczór. Cudo.
![]() |
Foto by Ślubny. Zwierzyna pozuje na własne życzenie. |
Brzeg chusty wykazuje trochę niesubordynacji, ale to moja wina, a raczej zmiana planów w ostatniej chwili. Bo miała być jeszcze falbana z ciemno czerwonej stonowanej wełny na końcu, więc dojechałam do brzegu prawymi, zamiast ściegiem francuskim. Ale falbana przestała mnie pociągać, a nie chciało mi się pruć i robić od nowa tych trzech, czterech rzędów i skutek jest jakby frywolny. Będę twierdzić, że to efekt zamierzony.
***
Obecnie mam na tapecie... Kolejny Projekt Prezentowy, o którym oczywiście cicho sza! Poza tym Rodzona Moja Jedyna Mamusia przemyślała kwestię Obrusa Cioci Maryli i zgłosiła zapotrzebowanie na dwie serwetki rude, okrągłe, o średnicy umiarkowanej. Jak to się mówi u nas w rodzinie - siedem lat nie minie...
***
A tymczasem dzieje się Tunika Tarasowa, bo odczułam potrzebę posiadania bawełnianej, przewiewnej tuniki, którą będę mogła narzucić na nieobyczajne stroje tarasowe, żeby sąsiadom gołym tyłkiem nie świecić. Ślubny uwiecznił "gorący uczynek", czyli dzierganie tuniki na tarasie, przy kawie i z książką "na wszelki wypadek, jakby mi się druty znudziły" obok.
![]() |
Foto by Ślubny. Intensywnie Kreatywna w roli drugoplanowej. |
Jakby się ktoś zaczął zastanawiać, co to za cuda, że stoi fioletowa bawełna, a ja na biało szaleję na drutach, to już spieszę wyjaśniać. Tunika będzie fioletowa, ale już po nabraniu oczek i zrobieniu sporego kawałka, doszłam do wniosku, że jednak na dole chcę szeroki biały pas i porzuciłam na chwilę lecenie w górę, nabrałam oczka na brzegu i lecę w dół. Wygląda to komicznie - robótka z drutami na obu brzegach, ale co tam, ja mam zapędy do ekstrawagancji.
I tak - czyta się po raz, nie wiem który, "Faraona". I po raz, nie wiem który, jestem zachwycona i kompletnie "wpadłam" w egipskie klimaty.
***
I jeszcze na deser Mały na tarasie, a dokładniej na tarasowym stole. Myśleliśmy, że jak mu przyjdzie do głowy wskoczyć na stół i zobaczy te wielkie przestrzenie dokoła tarasu, to dostanie spektakularnego ataku paniki i przez dwa dni nikt go nawet na łańcuchu nie zaciągnie na zewnątrz. No to ten atak paniki wyglądał właśnie tak...
![]() |
Foto by Ślubny. W roli głównej i jedynej Mały. |
... czyli kocio z miną "fajne, ale nie ma szału" siedzi i kontempluje dal.