Przenosiny

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą torba. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą torba. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 29 czerwca 2014

RAZEMTORBIENIE - PROLOG

Powoli przygotowujemy się do kolejnego Razemrobienia. Tym razem torba - Not So Vintage Summer Bag, inspirowana Vintage Knitted Bag z 1914 roku.
 Not So Vintage Summer Bag

 Vintage Knitted Bag

piątek, 22 listopada 2013

OJ, DA DANA, LUDOWOŚĆ OD RANA

Niektórzy zaczęli się zamartwiać, że milcząca i nieobecna Intensywnie Kreatywna, to znak, że na Rogu Renifera nastąpił jakiś kataklizm, łupiąc chorobowo lub zawodowo. Poniekąd mieliśmy wątpliwą przyjemność doświadczyć jednego i drugiego w stopniu umiarkowanym, ale nie to było powodem mojego blogowego milczenia... "zaprezentowałam się" na amen! Prawie dwa tygodnie szaleństwa, ale pokazać niczego nie mogę, bo obdarowani zaglądają tutaj regularnie i ujawnienie choćby centymetra kwadratowego czegokolwiek nie wchodzi w grę. Będę pokazywać stopniowo, kiedy paczki dotrą już do zainteresowanych i zostaną rozpakowane.
Przy okazji jeszcze raz dziękuję za wszystkie maile z pytaniem, czy wszystko u mnie ok. Były przemiłe! Jak widać powód milczenia nie był związany z żadną tragedią ani nawet z brakiem weny twórczej, o dzięki Ci, Opatrzności! Czego jak czego, ale weny to mi nie brakuje.

***
Dłubiąc prezenty większe i mniejsze, kombinowałam intensywnie nad kolejnym "torbianym klonowaniem". Dokonało się ono wczoraj, nie bez małego potknięcia :))

Rano byłam pewna, że będę szyła Wór Numer Dwa z czarnego sztruksu, resztek mojej ulubionej spódnicy, która była wyzionęła ducha w poprzednim sezonie. A podszewkę będę robiła z resztek innej czarnej spódnicy, która została wygnana z szafy jakieś trzy sezony temu. Nawet wykonałam stosowaną fotkę dokumentującą elementy składowe:

I rozkładając kawałki sztruksu, uświadomiłam sobie, że jakoś go nie za dużo. Może nie wystarczyć. A jak się tak dobrze przyjrzeć, to na bank zabraknie. A ja chcę wór a nie torebeczkę i na żadne kompromisy w kwestii rozmiaru i pojemności nie mam ochoty chadzać. 
Pogoda może nie zachęcała do spacerów po lesie, ale spacer do Pasmanterii Obrzydliwie Dobrze Zaopatrzonej jak najbardziej wchodził w grę. Poszłam, przekonana, że nabędę czarny, gruby sztruks. Hmmmm... przekonania są po to, żeby je rewidować w locie. Sztruks był, czarny, owszem, ale tak mięciutki, że nadawał się na wszystko, ale nie na torbę bez usztywnienia. Wzięłam zatem głęboki oddech i rzuciłam się metodycznie przekopywać półkę po półce. O ja naiwna! Trzeba było od razu do mojego ostatnio ulubionego kąta z lnem lecieć, a nie zostawiać go na koniec. Bo oczywiście kupiłam len, grubaśny, sztywny, wyglądający bardzo siermiężnie, ale kolorystycznie - smoliście i elegancko (patrzymy sobie na zbliżenie na pierwszym zdjęciu).

Jako dodatek oczywista była czarna krajka, ale szybko zdiagnozowałam potrzebę podniesienia poziomu "odcinania się od tła" i dołożyłam jej po bokach krwistą wypustkę. Konstrukcyjnie torba jest bardzo podobna do pierwotnie sklonowanego Wora Spacerowego. Tylko klapka jest większa i już bez rzepowej taśmy pod spodem, bo się sama trzyma tam, gdzie powinna.

Jako element niespodziewany występuje podszewka. Po pierwsze to, że jest, bo w pierwszym Worze jej nie wszywałam. Jednak len ma znacznie większe tendencje do "siejpania się" na brzegach i bałam się, że zabezpieczenie lamówką, wszywane wzdłuż nitek tkaniny, wylezie mi razem z zabezpieczonym brzegiem. A poza tym zrezygnowałam z czerni na rzecz...

... krwistej czerwieni. A co!

Jestem bardzo zadowolona z efektu końcowego. Mam torbę w kolorze pasującym do odzieży zimowej (no... może powinnam sobie jeszcze uszyć róóó-żoo-wąąą, żeby mi pasowała do kurtki-baleronika :)))), pożądany poziom ludowości został osiągnięty, ale mam wrażenie, że nie przesadziłam, a poza tym ta lniana tkanina powinna wiele przetrwać.

***
I w końcu, po miesiącach walki z koncepcjami i antykoncepcjami oraz z brakiem pomysłów w ogóle, narysowałam to, co ma się dokładnie znaleźć w LOVE ramce. I nie ma odwołania, haftuję, wyszywam, przyszywam i tworzę w ciągu tego weekendu. Niech ta ramka w końcu stanie na półce, a nie wala mi się i kurzy na antresoli, rozebrana na części pierwsze i grożąca potłuczeniem szkła przy kolejnym popychaniu jej łokciem, bo przeszkadza na biurku.

Będzie trochę bardziej kwiatowo i ludowo, niż planowałam, ale jakoś mi tak spod ołówka samo wyszło. Ślubny zaakceptował. A czerń i biel z czerwonymi dodatkami powinny nadać temu elegancji i nieco stonować tą ludowość.

czwartek, 31 października 2013

CZARNO TO WIDZĘ

Wręcz smoliście czarno widzę, ponieważ szydełkuję z czarnej bawełny. Powstaje ozdobna wstawka do sweterka. Wstawka, która jeszcze dwa tygodnie temu miała być szydełkowymi szortami, ale zmieniła swoje przeznaczenie.

Ponieważ wstawka ma się znaleźć między pępkiem a biustem (bliżej tego drugiego), to staram się, żeby wyszło mi to jak najmniej dziurawe. Z tego powodu na środku pojawiły się małe kółeczka pomiędzy dużymi kółkami, ale również z tego powodu... szydełkuję trzydzieści dwa malutkie półkółeczka i upycham je pracowicie na górze i na dole wstawki, żeby i te części były bardziej zabudowane.
Trzydzieści dwa małe, malutkie półkółeczka, każde z nich trzeba połączyć z całością, każde z nich ma nitki do schowania... Jak ja nie lubię chować nitek! Staram się to robić na bieżąco, żeby mniej bolało.
Poniżej zdjęcie pokazujące stan z półkółeczkiem i jeszcze bez niego:

Gotowa wstawka zostanie połączona z bluzeczką, która też się dzieje na drutach. Oooo, mniej więcej tak to będzie wyglądało:

Tylko w ostatecznej wersji będzie nieco więcej czarnego między koronką a dzianiną, żeby to przejście od czarnej bawełny do czarno-szaro-białego melanżu było płynniejsze i ładniejsze.

Pomysł na całość tej bluzeczki jest bardzo karkołomny... i jeszcze cały czas płynny. Na przykład kwestia kształtu i wykończenia dekoltu - miałam już co najmniej cztery wizje, jak to powinno wyglądać i mam głębokie przekonanie, że ostateczne rozwiązanie będzie bardzo dalekie od każdego z nich. Rękawy... nawet  ich długość jest jeszcze dla mnie wielką zagadką. 
Szaleję na bieżąco, licząc na to, że wyjdzie mi "mistrzostwo świata" a nie "porażka sezonu".

*** 
I jeszcze na chwilę wrócimy do pokazywanego w ostatnim wpisie Wora Spacerowego, bo historia ma ciąg dalszy...

Pisałam, że to było bardzo udane "klonowanie" lubianej przeze mnie torby. Pisałam, że mam ochotę na jeszcze jedną wersję - czarną z lekko ludowym klimatem ozdobnym. I rozmawiam wczoraj z Mamą Moją Rodzoną Jedyną, że czarna, że tak trochę "na ludowo", a Mama Ma pyta, czy zabierałam z domu taką ludową krajkę, która na pewno w domu była i prawdopodobnie będzie pasowała jak ulał. Nie, nie zabierałam (chociaż podejrzenie, że dokonałam zaboru i tego mienia byłoby w pełni uzasadnione, bo grabież w tej sferze była swego czasu zakrojona na szeroką skalę).
Mama sprawdziła, krajka jest, zostanie mi podesłana pocztą. 
I tu ciekawostka, to jest krajka bardzo wiekowa. Mama ocenia ją na jakieś trzydzieści lat!!! 
Jak tylko dojdzie na Róg Renifera, to pokażę, jakie ładne ozdobne taśmy onegdaj produkowali.

***
I po dłuuuugiej przerwie aktualizacja puzzlowa - zaglądamy tutaj.

wtorek, 29 października 2013

KLONOWANIE

Moja ulubiona torba spacerowa, a raczej Wór Spacerowy został niemalże sklonowany. Żadnych zmian konstrukcyjnych, żadnych ulepszeń - inny materiał i inne zdobienia, ale baza dokładnie taka sama.
Wyszło tak:

Oryginał to była torba reklamowa przywleczona kilka lat temu przez Ślubnego z jakiś targów branżowych i wyglądała tak:

Torba ma tą zaletę, że jednym ruchem można zwiększyć jej pojemność, podnosząc klapkę i nagle wchodzi do niej kilogram orzechów, dwie książki z biblioteki publicznej, składana parasolka, duże zakupy z papierniczego i nie mniejsze z pasmanterii... wiem, bo dzisiaj nowy Wór testowałam - wszystko się mieści.

Pod złożeniem klapki jest wszyty kawałek dzianiny, a na rogu klapki rzep, żeby się to wszystko trzymało razem w formie złożonej. W oryginale było identycznie:

Sklonowany Wór Spacerowy powstał jako twór z odzysku. Materiał to kupiony w SH pokrowiec na poduszkę fotela albo sofy z IKEI - bardzo gruba, sztywna bawełna, która wydaje się niezniszczalna. Żółta dzianinowa wstawka - kawałek starej bluzeczki. Zdobienie na klapce - metr sznurka wyciągniętego z kaptura dawno wyrzuconej bluzy. Taśma na ramię - odpruta w całości od oryginalnej pomarańczowej torby i wykorzystana ponownie.

I z przyszywaniem tej taśmy naramiennej było... tragikomicznie. Maniakalnie wręcz pilnowałam, żeby ją przyszyć prostą, nieposkręcaną. Trzy razy sprawdzałam, bo miałam świadomość, że jak już ją przyszyję, to koniec, żadnych poprawek, bo przyszywałam tak, że o pruciu nie było mowy, sześcioma szwami i na krzyż. Moje szczęście z tego, że przyszyłam ją prosto, bez poskręcania w serpentynę, pękło jak bańka mydlana, kiedy gotowa, odprasowana torba zawisła na Denatce w oczekiwaniu na zdjęcia... Taśma przyszyta owszem prosto, skrętu brak, ale... przyszyta tyłem na przód!!! Plastikowa klamerka do regulowania długości paska zamiast dumnie prezentować stronę przednią jest odwrócona i pokazuje... plecy. Mało mnie apopleksja nie trafiła na ten widok. Trzy sekundy zdziwienia, trzydzieści sekund wściekłości na siebie, trzynaście sekund rozpaczliwej pracy myślowej... i rozpruwałam mocowanie taśmy przy klamerce, przekładałam ją na drugą stronę i zszywałam mocowanie na nowo,  wzdychając jak parowóz, z ulgi, że taśma jest w jednym kawałku i taki manewr zrozpaczonego strusia pędziwiatra jest w ogóle możliwy.

Jeszcze zbliżenie na bardzo pomysłowo kształtowane dno - zszywa się torbę z dwóch prostokątów/ kawałków/trapezów prostokątnych :))), a później rogi przy dnie przeszywa się pod kątem 45 stopni, składając szew boczny ze szwem dna tak, żeby leżały na sobie, prawą stroną do prawej:

I tradycyjne ostatnio zdjęcie "z wnętrza". Torba - tak samo jak oryginał - jest workiem prostym i prymitywnym, nie ma podszewki, nie ma kieszonek, ale ma porządnie wykończone szwy, żeby były trwałe i estetyczne:

I już wiem, że szykuje się jeszcze jedno klonowanie - wersja Wora Spacerowego w czerni, z jakimiś oryginalnymi zdobieniami.

środa, 23 października 2013

CTRL+ALT+DEL

Mam wrażenie, że potrzebny mi szybki reset. Zrestartowanie systemu twórczego. 

Czemu, ach czemu, "dlaczemu"? Bo dwa wieczory temu okazało się, że mam rozgrzebane kilka przedziwnych projektów, ale woli skończenia ich kompletnie we mnie brak. Wizje efektu końcowego nawet mam, ale jakoś ciężko mi przełożyć wizje na rzeczywistość, a jak człowiek ma same wizje... :))) 

Zrobiłam mini-inwentaryzację i oto, co z niej wynika:

1. Jodełka - najbardziej zaawansowana twórczo. Jak widać poniżej do kompletu powstały już elementy dodatkowe, szydełkowe i to jest projekt, który ma szansę na najszybsze zakończenie, bo tutaj wizja jest skrystalizowana i jasna. 

Oczywiście nawymyślałam cuda wianki, więc do elementów szydełkowych i drucianych zostaną dodane wypustki białe, aksamitki czekoladowe i zamki błyskawiczne... chyba białe i całość ma się zamienić w przedmiot użytkowy.

2. Szydełkowe szorty zaczęte razem z Perfidnym Obibokiem. I tu reset już nastąpił, a raczej nacisnęłam "delete". 
Nagle okazało się, że zaczynają mi się lekko zmieniać wymiary, a szorty to odzież wybitnie nie zimowa. Wizja tego, że się zaszydełkuję na amen, nadziubię i wiosną się okaże, że mam za duże szorty, trochę mnie przeraziła. Zatem szorty wiosną, ale przecież nie będzie mi leżało kilkanaście kółeczek bez przydziału. No to znalazłam im przydział - staną się elementem ozdobnym dzierganej bluzeczki melanżowej (dzierganej z wełenki od Joli).
Wizja tej bluzeczki jest... mglista, ale bardzo bizantyjska.
Projekt w fazie wstępnej - jest niedokończony pasek szydełkowych kółek i wydziergany pasek na... biust :))) Ale zaczynam od niego, bo sobie wymyśliłam, że zrobię w dzierganej bluzce zaszewki, jak w szytej. Wyszły, więc mogę dziergać dalej.

3. Ramka... Tutaj powinnam się walić w piersi najmocniej, żeby aż huczało. Wszystko kupione, przygotowane i... leżakuje, dojrzewa. Wysiliłam się i przygotowałam materiał w kształcie...


Wstyd i poruta (jak mówią w Wielkopolsce), ale się wezmę, ja to zrobię, obiecuję.

4. Torba. Taaak, o niej nic nie było, ale rozgrzebana torba też leży. Mam ulubioną torbę spacerową - wór takowy, gdzie wszystko wchodzi. Ale ulubiona torba zaczyna "wyziewać ducha". Należy ją odtworzyć. Prace odtwórcze zaczęłam, machnęłam wszystko, co ręczne i... leży, czeka, dojrzewa.

Ale ja się wezmę, ja to skończę, obiecuję.

5. A na dodatek leży jeszcze to:

Od wczoraj leży. 
Dostałam od Ślubnego jako wyraz sprawiedliwości dziejowej. Ponieważ Ślubny zamawiał w weekend ogromne ilości przedziwnych rzeczy z jedynego słusznego portalu aukcyjnego i doszedł do wniosku, że skoro tyle dobra przyjdzie dla niego, to niesprawiedliwie by było, jeśli nic nie przyjdzie dla mnie i tym sposobem sam(!!!) wybrał i zamówił - upewnił się tylko, czy ilości właściwe, ale jak może być niewłaściwe zamawianie 800 gram włóczki :)) 

I tak sobie myślę, że może w ramach resetu systemu twórczego trzeba odłożyć to, czego się nie ma najmniejszej ochoty kończyć w tej chwili i zająć się czymś zupełnie innym... Zacząć, zrobić, skończyć, uradować się efektem i z nową energią wrócić do Projektów Bardziej lub Mniej Rozgrzebanych. 

Albo w drugą stronę - obiecać sobie, że się zacznie przerabiać nową, miłą w dotyku włóczkę dopiero po skończeniu przynajmniej dwóch z Projektów Rozgrzebanych, taka motywacja negatywna - kończ, kobieto, kończ, to w nagrodę zaczniesz coś nowego.