... ale ja dzisiaj będę! W różnych kierunkach.
***
Zacznę od siebie i popukania się palcem we własne czoło, choć może powinnam bić się w piersi. Pisałam niedawno, że - tu cytat, żeby nie było - "Mam gigantyczne zapasy włóczek i materiałów. Tak gigantyczne, że dobra
wszelakie z ostatniej paczki od Mamy upychałam w szafie robótkowej
kolanem, mamrocząc pod nosem inwektywy przeokropne i obiecując sobie
solennie, że przez co najmniej miesiąc nic nie kupię, o nic nie
poproszę, a w razie nęcących propozycji odmówię." - Pisałam! I co? I mam w domu 800 gram nowej włóczki i kawał nowego materiału.
Ale to nie moja wina! Ja nie chciałam! Ja się nawet próbowałam bronić! To wina Ślubnego!
Otóż Ślubny wie, że ja swetry dla niego to niechętnie, bo później nie zawsze chce nosić, ja się ofukuję i takie inne nieprzyjemności mają miejsce... ale zamarzył mu się sweterek. Dobrych kilka dni chodził i się zastanawiał, czy się ujawniać z potrzebą. W końcu zdobył się na odwagę i przyznaję, moja reakcja była... niewłaściwa... Obśmiałam się jak norka, poprychałam w temacie, wyzłośliwiłam się, od kiedy to ja zmieniłam zdanie co do jego odzieży i... zapytałam: "to z czego robimy?".
Będzie sweter z materiałowym kapturem i wykończeniami przy dekolcie.
***
Palcem pokażę także w kierunku kolejnego projektu szyciowego.
Spódnicy potrzebuję :))))) Naprawdę, nie śmiejcie się. Takiej nieco dłuższej niż do połowy kolana.
Formę będę tym razem robić sama na bazie tej sukienki, co to ją widać na zdjęciu. Róże i koronki... bardzo kobieco mam nadzieję będzie.
***
To teraz zaczynam pokazywać palcem innych.
Bezdomna Wioletta z Szafy postanowiła pomóc osobom poszukującym opinii na temat maszyn do szycia i żelazek oraz innego sprzętu parującego i pozbierała w zakładce na swoim blogu sporo linków do blogowych recenzji. Inicjatywa rewelacyjna. Jeśli ktoś takową recenzję u siebie pisał, a Wioletta do niej jeszcze nie dotarła, to dajcie jej znać, uzupełnienia i aktualizacje mile widziane.
Wioletta pokazała też palcem na mnie i przyznała wyróżnienie. Bardzo dziękuję!!! Czuję się zobowiązana do ujawnienia kolejnych siedmiu nieznanych faktów z życia i szycia. (Zaczyna być coraz trudniej je podawać :)))
***
To teraz zaczynam pokazywać palcem innych.
Bezdomna Wioletta z Szafy postanowiła pomóc osobom poszukującym opinii na temat maszyn do szycia i żelazek oraz innego sprzętu parującego i pozbierała w zakładce na swoim blogu sporo linków do blogowych recenzji. Inicjatywa rewelacyjna. Jeśli ktoś takową recenzję u siebie pisał, a Wioletta do niej jeszcze nie dotarła, to dajcie jej znać, uzupełnienia i aktualizacje mile widziane.
Wioletta pokazała też palcem na mnie i przyznała wyróżnienie. Bardzo dziękuję!!! Czuję się zobowiązana do ujawnienia kolejnych siedmiu nieznanych faktów z życia i szycia. (Zaczyna być coraz trudniej je podawać :)))
1. Miewam okresy, czasem dość długie, kiedy nie jadam mięsa. Nie ze względów ideologicznych, tylko mam wrażenie, że mój organizm potrzebuje odpoczynku od takowego pożywienia.
2. Nie oglądałam "Titanica"... i nie mam zamiaru. Wiem, jestem jedną z nielicznych.
3. Nie zasnę, z nie umytymi zębami i nie zmytym makijażem.
4. Uwielbiam układać pasjanse, ale tylko takie trudne, które bardzo rzadko wychodzą.
5. Mniej więcej raz na pół roku zarządzam wietrzenie szafy - robimy ze Ślubnym przegląd tego, co mamy i jeśli czegoś nie założyliśmy od roku, to ląduje na kupce "do oddania", "do wyrzucenia", "do pocięcia i wykorzystania".
6. Jestem krótkowidzem z dość potężną wadą wzroku.
7.W kwestii zwierzątek domowych zapowiedziałam Ślubnemu, że możemy mieć każde zwierzę, pod warunkiem, że o ile ma ono ogon, to ten ogon jest owłosiony :)))
***
Teraz palec wędruje w inną stronę, w stronę pewnej Barbary. Dostałam maila z pytaniem, czy wykorzystując technikę robienia skarpetki od palców można zrobić kapciuszki domowe.
Odpisałam z prośbą o informację zwrotną, czy moje wyjaśnienia są czytelne i... po dwóch dniach dostałam fotograficzny dowód, że nie tylko czytelne, ale i perfekcyjnie wykorzystane. Basia zrobiła córce kapcie, że mucha nie siada. Dostałam pozwolenie na wykorzystanie fotek, więc czym prędzej Basię wychwalam:
Zdjęcia dzięki uprzejmości autorki. |
Gdyby ktoś chciał popełnić podobne dzieło obuwnicze, to podaję wskazówki przesłane Basi.
Żeby wyszły zgrabne balerinki, należy:
- zacząć jak skarpetki;
- robić do momentu,
kiedy chcemy, żeby się zaczynało wycięcie na górze stopy (radzę zrobić raczej głębszą
część przednią, bo dzianina się rozciąga i później, jak jest za płytko,
to zaczyna nam taka balerinka spadać ze stopy);
- zamknąć na wierzchu
kapciuszków mniej więcej połowę oczek wierzchnich (czyli 1/4 wszystkich), a
maksymalnie 1/3 wszystkich oczek;
- dalej robić prosto,
nie na okrągło tylko normalnie, jak zwykły kawałek dzianiny;
- w momencie, kiedy
wynika to z wielkości stopy zrobić normalnie piętę;
- przerobić jeszcze
tyle rzędów powyżej pięty, ile potrzeba, ale nadal nie na okrągło, ale jak zwykły kawałek
dzianiny, ale nie za wysoko, bo zrobi się za duży otwór na stopę;
-żeby się to później
układało, całą linię górną trzeba oblecieć szydełkiem, będzie się wtedy trzymać
lepiej na stopie i nie rozciągnie się; przy okazji można dostosować obwód tego
otworu na stopę.
Zdjęcia dzięki uprzejmości autorki. |
Podsuwam też pod rozwagę pomysł "ocieplający" - do środka można włożyć wkładkę do butów w odpowiednim rozmiarze. Będzie cieplej i podeszwa nam się usztywni.
Jeszcze raz dziękuję Basi za zdjęcia!!!
Zdjęcia dzięki uprzejmości autorki. |
Jeśli ktoś popełni kapciuszki według powyższego przepisu, to dajcie znać koniecznie!!!
***
I jeszcze zaległe zdjęcie dla Basi, która w komentarzach poprosiła o zdjęcie mojej róży-wariatki.
Nasze kwiaty balkonowe zimują sobie na klatce schodowej. Bardzo porządnie, grzecznie i bez dziwactw zimują wszystkie, tylko róże zwariowały, jedna nawet bardzo. Nie przeszkadza jej, że luty był, że są minimalnie podlewane, że chłodno mają, że półmrok mają. Ona doszła do wniosku, że będzie kwitnąć!!!
Na Rogu Renifera nawet róże nie mogą nie być... intensywne :)))
***
To już chyba wszystkie zaległości odpracowałam i pokazałam palcem we wszystkich możliwych kierunkach. Zgodnie z obietnicą w niedzielę pojawi się ankieta. Według moich notatek jest około 15 propozycji do razem-robienia... będzie z czego wybierać :))))
I obowiązkowo kocio... a raczej kociopodobna kupka sierści:
Kto ma problemy ze zlokalizowaniem, gdzie ogon, a gdzie głowa, zdjęcie pomocnicze:
Twój kot mnie rozbraja. Mam kota ale ten to prawdziwy arystokrata. Zagłaskałabym go chyba na śmierć.
OdpowiedzUsuńPotrzebę zagłaskania i ja miewam :) Potrafi być strasznym słodziakiem z atakami miłości i trudno mu wtedy odmówić głaskania.
UsuńAle się znowu dzieje i będzie działo :) Ja czekam na ten róż :) bardzo ciekawie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńBędzie,tym bardziej, że mam w planach nieco spokojniejszy tydzień i mam szczery zamiar to wykorzystać :)
UsuńSukienka, która posłuży za wzór spódnicy jest ni mniej, ni więcej tylko w pytkę. Śliczna, całkowicie w moim guście i aż krzyczy - uszyj mnie :)
OdpowiedzUsuńZe swetrami dla Ślubnego to ja Cię rozumiem. Mój nie ślubny, ale płód rączyn moich (9 miesięcy dziania) ma w głębokim poważaniu. Eh! I co tu z takim. Jakbym zareagowała na prośbę nowego sama nie wiem. Podziwiam wiec Twój zapał i z zakupów rozgrzeszyć się możesz. Tym bardziej, że nie dla Ciebie są... jak już to ślubny na kolanach wokół Rogu rundkę na odkupne zrobić powinien.
Łosz w mordę. To z Titaniciem są inni? Dobrze wiedzieć. Choć ja się wyłamie, bo obiecałam sobie zerknąć na oscarowe produkcje z ostatnich 50 lat. Jak w pysk strzelił Titanic tam pływa.
A na koniec pozdrowię serdecznie, bo jakiś nastrój niezwykle przyjazny mam to czemu sobie nie pozwolić. O!
Sukienkę jako całość mamy ze Ślubnym we wspólnych planach szyciowych :) Jest cudownie kobieca!!!
UsuńZ zakupów się rozgrzeszam, bo nie dla mnie. Ale Ślubny z rundkami na kolanach dokoła czegokolwiek niech może poczeka, aż ten sweter powstanie :)))
Oglądanie filmów "z listy" to domena Ślubnego (próbuje sobie poradzić z listą 1000 najlepszych filmów wszechczasów :)), ale czy Titanic tam jest... pewnie jest.
I bądź i Ty pozdrowiona, słońce dziś poświeciło troszkę, to i ja mam bardziej przyjazne nastawienie :)))
Oj tam, 800 g włóczki to tyle co nic! *^w^*
OdpowiedzUsuńA spódnicy oczywiście, że potrzebujesz! Idzie wiosna, każda z nas potrzebuje nowej spódnicy, tak myślę. Śliczny kolor tkaniny, a róża chyba zakwitła w przewidywaniu różowej spódnicy. ^^*~~
Obiema rękami podpisuję się pod Twoimi punktami 2, 3 i 7. *^v^*
Ten Wasz kocio to jest puchaaaaaaty!.... *^-^*~~~
Pewnie, że nic i pewnie, że nie dla mnie, więc w sumie, to może nie warto bić się w piersi za złamanie słowa :)))
UsuńTen róż jest przepięknie nasycony i taki mało dziewczęcy, a bardziej kobiecy. Leży sobie od kilku lat i czeka, widocznie nadszedł jego czas :)))
Najszerzej się uśmiechnęłam nad naszą zgodnością w punkcie 7. :)))
I kocio zawsze jest zimą bardzo puchaty. Teraz już nawet trochę "sklęsł" w oczekiwaniu na wiosnę chyba.
Też Titanica nie oglądałam i raczej nie zamierzam ;-)
OdpowiedzUsuńCo do wyrobów rękodzielniczych, to pozostaję w nieustannym podziwie!
Czuję się nieumiarkowanie skomplementowana, dziękuję!
UsuńA Titanic jakoś mnie nie ciągnie.
proszę Pani, ileż planów..! z niecierpliwością czekam na realizację:-) punkt 6 - cała ja ! kret pełną gębą :-)
OdpowiedzUsuńRealizacja zapewne nieco wolniejsza niż bym chciała, ale do końca marca i sweterek, i spódnica powinny się pojawić.
UsuńI ja jestem krecik okropny, nawet Ślubny tak do mnie mawia :)))
porażka... bez okularów czuję się goła normalnie ;-) a w dodatku szycie i wyszywanie nie pomaga na zepsute oczy, ale co tam! najwyżej będę jak Stępień :-D
Usuńho,ho,ho,plany niezłe i znając troszkę Twoje dzieła będą wykonane na pewno i to perfekcyjnie! Dzięki za opis robienia kapci. Pewnie jeszcze nie teraz ale być może skorzystam!:)
OdpowiedzUsuńRealizacja jest pewna, pozostaje tylko pytanie, kiedy :)))
UsuńA przepis na kapcie to dzięki dociekliwości Basi!
Kupa futra jak zwykle obłędna :)))
OdpowiedzUsuń...a ja byłam na Titanicu nawet w kinie i pamiętam to jak dziś, bo wtedy starsza miała miesiąc i ja już byłam taka wyobcowana bardzo... te pieluchy, karmienie... wiesz, że jak usłyszałam, że może pójdziemy do kina, to ja się czułam jakbym dzień dziecka miała :D
No mała została z siostrą, która niestety nie karmiła i musiałam się zmieścić w czasie 3 godzin przerwy pomiędzy jednym, a drugim ;))
Nad kapciami robionymi w taki sposób też myślałam intensywnie i kto wie, czy w końcu tego zamysłu nie zrealizuję, bo od jakiegoś czasu chodzi za mną, no i skoro Basia zwizualizowała mi to bardziej niż w wyobraźni, to mus spróbować :))
Wspomnienia młodych mam :))) Zawsze mnie rozczulają :)
UsuńKapciuszki wypróbuj, tym bardziej, że wizualizacja Basi zachęca do dziergania.
Spódnic nigdy za wiele a na fotce model wygląda obiecująco i jeszcze tkaninka i koronka:] no no
OdpowiedzUsuńTeż myślę, że spódnic nigdy za wiele. Tym bardziej, że ta ma być dłuższa i... różowa :)
UsuńTwój kot zawsze wywołuje u mnie uśmiech! Ciekawie zapowiadają się róże i koronki. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńBo on taki słodziak, nawet w wersji diabolicznej :)
UsuńSpódnica oczywiście się przyda, ale mnie bardziej przydałaby się taka sukienka - śliczna jest. Kupa futra jak zwykle słodka. W kwestii Titanica to już myślałam że wstyd się przyznać bo ile razy mówiłam że nie oglądałam to patrzono na mnie jak na ufoludka :-) A w ogóle to narobiłaś mi ochoty na układanie puzzli. W kwestii technicznej - kocio nie demoluje układanki? Mój zwierzak nie tylko roznosił te pojedyncze, nieułożone ale jeszcze wydłubywał pazurkiem te poskładane i chował po kątach. Odkurzanie później stawało wyzwaniem bo trzeba było dokładnie patrzeć co odkurzacz wsysa :-)
OdpowiedzUsuńSukienka też kiedyś powstanie, zapewne w kooperacji ze Ślubnym przynajmniej taki jest plan.
UsuńI cieszę się, że kogoś zanęciłam do puzzli. Kocio nie demoluje, kocio nie wykazuje najmniejszego zainteresowania ani kawałkami, ani całością, ani pootwieranymi pudełkami. Na szczęście!!!
Zapowiada się nieźle, ciekawam bardzo zwłaszcza tego swetra, bo ja z moim M mam dokładnie takie same problemy "dziergalnicze":)
OdpowiedzUsuńTen sweterek to wielkie ustępstwo z mojej strony, ale poczułam się zaciekawiona, co potrafię wykombinować w sferze ciuchów męskich, gdzie połącze druty i materiał... pokażę, co wyszło na pewno.
UsuńNo cóż, obśmiałam się setnie z tych owłosionych ogonów, a miałam bardzo kosmatą myśl. Nie będę świńtuszyła na blogu, ale uważam, ze nie dokońca spełniasz ten punkt.
OdpowiedzUsuńCo do zapsów włóczek i materiałów, u mnie całe szczęście tylko włóczek, to chyba prawdziwe dziewiarki tak mają. Blog zdyscyplinował mnie bardzo, chociaż razempetki utknęły na śródstopiu.
:)))))))))))))) Miałam podobne myśli pisząc to zdanie, ale myślałam, ze tylko ja taka... świntusząca :)))
UsuńBlog dyscyplinuje i motywuje, potwierdzam. Ale u mnie niestety tylko w kwestii systematyczności tworzenia. W ilości materiałów i włóczek to chyba nawet jest gorzej :)))
Ogonki - jesteśmy normalne. Ja mam dwa w domu, ale owłosione.
UsuńJakiś czas temu dziewczyny pokazywały zapasy włóczek, więc zaczęłam wyjmować i trochę mnie przytkało. Próbuje dzielnie wyrobić wszystko, ale zapomniałam po co kupowałam niektóre włóczki. A kordonki wliczają się do włóczek? Też mam sporo.
Ojej jaki wpis cudowny i wszystko takie obiecujące i świeże;-)
OdpowiedzUsuńCzekam na tę spódnicę, bo coś mi się zdaje, że o podobnej marzę. Ty już ją znasz na pamięć:-)))))))Chyba, że ja coś namieszałam;-)
A swoja drogą jestem ciekawa, który to numer burdy bo to chyba burda, o ile to nie jest tajemnicą;-)
Sweter dla męża zrobiłam już jeden w swoim życiu i na drugi mam zakupioną wełnę od....dwóch lat:-))))))
To jest spódnica z klinów poszerzanych na dole, żeby się tak ładnie układały. I nie jest z Burdy. Wykrój będę roić sama, według wytycznych pana Kowalczyka ("Krój odzieży damskiej").
UsuńI może zrób mężowi ten drugi sweterek, dwa lata to już odleżało, ile powinno i można myśleć o przetwarzaniu :)
Jaka zdolna z Ciebie babeczka, a co do sweterka to chyba rzeczywiście czas najwyższy:-)
OdpowiedzUsuńTak to jest z facetami najpierw coś im się pilnie zamarzy a jak dostaną - to jakoś przechodzi im chęć na noszenie wybranego cuda. Ja się wzięłam na sposób i swojemu bratu nic nie robię. Mam spokój i więcej czasu na robótki dla siebie:) Róża jest prześliczna a czy to jest taka na nóżce? Bo planuję taką do swojego ogródka pozdrawiam Basia
OdpowiedzUsuńTeż sobie obiecywałam, że Ślubnemu sweterki się kupuje, nie robi, ale tak ładnie prosił :)))
UsuńA róża jest na pniu (niziutkim) i kwitnie w sezonie jak oszalała. nawet w poprzednim sezonie tuz po kupnie i przesadzaniu kwitła bez problemów. Drugą mamy pnącą, też całkiem ładnie sobie radziła poprzedniego lata.
Strasznie mi się podoba kolor włóczki na sweter dla Ślubnego, dlatego napisz mi proszę "cio to" i jaki nr koloru, ja muszę mieć taki sweter- i się nie śmiej, bo też będzie z kapturem, bo takiego jeszcze nie mam ;) spódnica też bardzomisię, planuję szycie na weekend pt "dzień kobiet z maszyną", to może się zgramy. Podrap Kocia za uchem, ja się udam zrobić ostatnie paluszki i zacząć szal na prezent, ale cicho sza ;)
OdpowiedzUsuńA- i bym zapomniała- kapciochy chyba machnę, przydadzą się podczas przędzenia, tak mi się wydaje. Buziam!
"To je" zwykły akryl "Kotek" kolor stalowy/jeansowy (zależnie od sprzedawcy).
UsuńJa w ten weekend... wstyd się przyznać, ale głównie leniuchuję i odsypiam po ciężkim tygodniu, robiąc jedynie rękawy w wiosennym sweterku.
Kapcie rób, o szalu cicho sza, kocio miźnięty :)
Hahaha dziękuję za zdjęcie pomocnicze, przez chwilę nie wiedziałam co i gdzie. Ja też nie oglądałam Titanica! I nie jest mi z tym źle :)
OdpowiedzUsuńPiękne te kapcioszki Basia zrobiła, szkoda że ja tak nie umiem :)
Pozdrawiam!
Tak myślałam, że bez zdjęcia pomocniczego się nie obejdzie :)))
UsuńI od razu mi lepiej, kiedy się okazuje, że nie ja jedna zlekceważyłam wiekopomne dzieło kinematografii światowej :))
I masz rację - Basia popełniła cudne kapcie!
Ha,ha.... Ja Titanica nigdy nie oglądałam......w całości:) - jak zacznę, to nie jestem w stanie wytrzymać do końca! A daję słowo, że podejścia były co najmniej ze trzy...I pogodziłam się już z myślą, że tej zaległości raczej nie nadrobię:) Kapciuszki mi za to przypadły do gustu baaaardzo! Może popełnię?A co do zapasów włóczek: Wracałyśmy dziś z mamą z cmentarza i mama koniecznie się uparła, że pokaże mi nową pasmanterię. Błagałam, prosiłam, żeby nie kusiła. Się uparła! Ja w pasmanterii, to się zachowuję jak narkoman na głodzie co najmniej:) Wyszłam z włóczką na którą zupełnie nie mam zapotrzebowania i pomysłu.....
OdpowiedzUsuńTo i tak jesteś lepsza ode mnie, bo ja nawet początku nie usiłowałam oglądać :)))
UsuńKapciuszki popełnij, po wersji Basi wcale się nie dziwię chęci.
I Twoje zakupy są w 100% usprawiedliwione, przecież z własnej woli do tej pasmanterii nie weszłaś :)))) Pozdrowienia dla Mamy-kusicielki.
Ja z kolei obejrzałam porządnie początek Titanica i koniec, a środek na dużym przyspieszeniu... Koleżanka ten film uwielbia i dla podzielenia się radością pożyczyła. Nie uwiodło mnie, ale z sympatii dla pożyczającej postanowiłam obejrzeć, ile tylko dam radę. Nie przekonałam się do tego filmu. Na całe szczęście gusta są różne i beze mnie, Ciebie oraz paru wypowiadających się wcześniej osób twórcy dalej mają co do garnka włożyć ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Maria
Ja znam tylko tą słynną scenę z dziobu statku :))) Straszna jestem!
UsuńCzekam na sweter cierpliwie, na spódnicę również. Kapciuch wyglądają świetnie, brawa dla Basi i jej instruktorki :)) A Mały jak zwykle boski :)))
OdpowiedzUsuńPrzyłączę się do nieustających braw dla Basi - bamboszki genialne.
Usuń