Przenosiny

niedziela, 29 lipca 2012

INTENSYWNY WEEKEND

***
Intensywny czytelniczo. 
Moje szanse na olimpijski rekord wyglądają całkiem obiecująco:
- G. Bataille - "Blue of Noon"
- A. Huxley - "Crome Yellow"
- J.C. Oates - "Black Water"
- E. O'Brien - Girl with Green Eyes - jedna piąta całości za mną
- D. Hammett - Red Harvest - nietknięte
i... - Tolkien i jego trylogia "Władca pierścieni" - jedna szósta za mną.

***
Intensywny szydełkowo.
Proszę państwa Bluzeczka Już Nie Klasycznie Czarna ma już cały dół i z rozpędu zrobiłam jej ozdobne wykończenie dekoltu.
Na życzenie tu zaglądających mimo, że to półprodukt, to zdjęcia zrobione nie na Denatce, którą oskarżacie o zbyt małe ożywienie i podekscytowanie podczas pozowania, ino na mnie. I starałam się wyglądać na intensywnie ożywioną i podekscytowaną :)

Bluzeczka w stanie połowicznie wykończonym prezentuje się tak:
Bardzo chciałam dorównać Dorocie i jej zdjęciu "na dziunię" :)))
Ze starej wersji został karczek i pas w talii oraz... urocza kokardka do wiązania w dowolnym miejscu - w moim przypadku na plecach, bo z przodu nie lubię.


I po skończeniu dołu pozostała odpowiedź na pytanie, co zrobić z rękawami. Oryginalnie były takie latające kawałki bawełny - w zamiarze zapewne romantyczne skrzydełka motyla, ale w rzeczywistości to raczej smętne zwisy marszczone. Miałam w planach zrobienie krótkich, wąskich rękawków, ale jak założyłam półprodukt, to całkiem mi się spodobała wersja bez niczego. Po konsultacji z Naczelnym Stylistą Tego Bloga (prywatnie moim mężem :))))), który na pytanie: "Co z rękawami do tego?" bez wahania rzucił: "Bez rękawów! Wykończ takim cienkim fioletowym paskiem jak przy dekolcie." No to wykończę, pewnie jeszcze dziś wieczorem (bo i tak miałam w planach dalsze słuchanie Tolkiena, to sobie przy okazji pomacham szydełkiem).

I jeszcze zdjęcie w prezencie dla Was - Intensywnie Zniecierpliwiona, bo... sesja była za długa :)))
Takie coś się ze mną robi po dwóch minutach stania przed aparatem - zero cierpliwości :)
***
Intensywny tarasowo.
Upały najlepiej się udawało przetrwać na tarasie, w cieniu i w pobliżu wodopoju (czytaj - pełnej szklanki). Przy okazji Ślubny zrobił sesję zieleninie tarasowej. 
Uwaga - zdjęcia z soboty przed południem, bo za chwilę Wam pokażę zdjęcie z soboty po południu i sielski krajobraz, jakby diabli wezmą.

Truskawki szaleją i donica zaczyna być dla nich za mała. Zakwitły i jak ktoś się wysili i przyjrzy tuż poniżej środka, to zobaczy, że mamy już nowe zawiązki owoców. Puszczają też boczne pędy i regularnie je ukorzeniam w drugiej donicy - skuteczność ukorzeniania 100 na 100 :)))) Nic nie pada, przyjmuje się bez szemrania i rośnie dalej.

Kwiatki kwitnące - wielka atrakcja dla owadów bzyczących. W związku z nimi wywiązała się dyskusja, czy bąki mogą Ślubnemu zrobić krzywdę, czy są niegroźne. Po zasięgnięciu porady u wujka Gugla wyszło, że mogą mu zaszkodzić, jak je przyprze do muru... obiecał, że będzie unikał stwarzania takich sytuacji :)

Kwitnie nam też powojnik, zwany egzotycznie Clematisem. Jak zobaczyłam zdjęcie, to się pytałam, czy to z naszego tarasu, bo jakoś ten kolor przegapiłam (pozostałe są ciemno fioletowe :)

Róża w zbliżeniu - ta, co to chciała się żegnać z naszym tarasem i tym radosnym światem flory. Ale potraktowana ostrym narzędziem (przycięłam ją w zasadzie przy samym pniu), przestraszyła się i teraz prezentuje się jedynie ze swej kwitnącej strony.

 Pelargonie też się nadal miewają znakomicie.


Na pierwszym planie Winobluszcz - Dusiciel. Na chwilę go nie można zostawić bez nadzoru i w pobliżu innej roślinki, bo wracasz po kilku godzinach, a ta paskuda już się zdąży omotać wokół ofiary i nie puszcza.  (W tle, trzecia donica, to jest ta postraszona róża.)

Wierzba Wątła japońska (w rogu) ma się doskonale i rośnie chyba najszybciej z drzewek, a na pewno bije na głowę Trollorząb i metroseksualny klonik. Przy czym od czasu do czasu opadają jej gałązki, tak z niczego, bo poziom nawodnienia gleby i powietrza nie ma z tym związku - depresji dostaje? Czy ręce jej opadają... ?

Jeszcze postraszona róż w pełnej krasie. A pachnie toto oszałamiająco.

I pomidorki, tym razem koktajlowe.

A teraz, zgodnie z zapowiedzą, sielski tarasowy nastrój na chwilę diabli wezmą, bo było także...

***
Intensywnie pogodowo.
Wczorajsze nawałnice w Wielkopolsce to były prawdziwe chwile grozy. Podmuchy wiatru miały taką siłę, że mieliśmy wrażenie, że nam dach przesunie i okna wepchnie do środka. A na tarasie działo się tak:


Od razu uspokajam, że nam się nic nie stało, nieruchomość nadal mamy nieruchomą i w całości, a roślinki... proszę sobie wrócić do sielskich zdjęć powyżej i pooglądać, bo nie stało im się nic!!! Ani jedna gałązka się nie złamała, może kilka płatków z kwiatów poleciało i wysypało się trochę ziemi. A doniczki się turlały po tarasie i leżały na sobie, co widać na zdjęciu.
Ja naprawdę mam wszelko-odporną zieleninę!

***
I jeszcze Element Niezbędny. Mały też korzystał z pogody i spędzał maksymalnie dużo czasu na zewnątrz, szukając cienia w najmniej oczywistych miejscach, na przykład za opartymi o ścianę leżakami.

I już wiem, po co się kotom dzwoneczki przyczepia... żeby można było zwierzynę zlokalizować szybko i bez ganiania po całym metrażu. Bo Mały dzwoneczka nie ma i na hasło: "Gdzie kot?" rozbiegamy się po pokojach na dole, zaglądamy do szaf  (potrafimy zamknąć śpiącego kota w szafie), lecimy na antresolę pooglądać półki i klęknąć przed sofą, żeby sprawdzić, czy pod nią nie śpi, zwiedzamy taras i oglądamy każdy kąt za doniczką, na wszelki wypadek idziemy do schowka, bo Mały na korytarz też za nami wychodzi i potrafi się gdzieś w schowku intensywnie zainteresować jakąś szeleszczącą folią w kącie. A jak bezradnie rozkładamy ręce, że znowu zgubiliśmy kota... to się okazuje, że on cały ten czas siedział w kącie kuchni za firanką i nawet nie ukrywa, że go bawi oglądanie, jak my się miotamy... dzwoneczek jeden.

czwartek, 26 lipca 2012

SZYDEŁKO I WYZWANIA OLIMPIJSKIE

Wśród dóbr zdobycznych, wydartych z reklamówki przywiezionej przez Teściową Moją Niepowtarzalną była bluzeczka dzianinowa klasycznie czarna, z której podobał mi się jeno dekolt, a reszta (czyli latające rękawki i przekoszony dół) zostały bezlitośnie odcięte przy samych szwach.
Przyszedł czas na zajęcie się Bluzeczką Już Nie Klasycznie Czarną. Dół i rękawy dorabiają się na szydełku. Żeby nie było tak pogrzebowo, wykorzystuję czarną bawełnę jako bazę i maluję sobie na niej ozdobne, ażurowe, fioletowe szlaczki.

Robi się w tempie biegu długodystansowego, bo nitka cieniutka, a szydełko oczywiście 1.0 (niektóre dziewczyny wiedzą, że ja grubszego zbyt często nie używam :)))).

W "stanie roboczym" całość bluzki prezentuje się obecnie tak (wybaczcie wymiętoszenie materii):

Skrystalizowanego pomysłu na rękawy jeszcze nie mam. Zastanowię się, jak już będzie cały dół.

***
Ponadto chciałam donieść, że Ślubny zrobił dziś zakupy... Kupił dwa śliczne kocyki. Jeden szary polarowy i drugi mięciutki landrynkowo różowy. Na moje: "Och, mężu, jakież prześliczne kocyki nam kupiłeś!!!" usłyszałam: "Aaaaa... jak chcesz, to mogą być kocyki, ale ja to kupiłem do pocięcia, jako podszewkę i wypełnienie do szycia pokrowców na ipady." Koniec cytatu, koniec rozmowy, ja z tym chłopem zwariuję!!!

***
Kocio miewa się... nieco spokojniej niż zwykle, bo upały go jednak męczą. Ale czego nie wybiega w dzień, to wyszaleje w nocy.

***
A poza tym zaczynają się Igrzyska Olimpijskie. Dla mnie oznacza to bynajmniej nie oglądanie relacji ze zmagań sportowych, ale... czytanie na czas. Jestem jedną z kilkunastu osób z całego świata, członków społeczności czytającej Shelfari, które postanowiły pobić swoisty rekord.
I wczoraj wieczorem dostaliśmy wszyscy maila od osoby koordynującej to szaleństwo, że od 22 minut trwa pierwszy mecz piłki nożnej kobiet w ramach olimpiady i ma nadzieję, że my już czytamy...

No dzisiaj to już czytamy, ale wczoraj... przynajmniej ja miałam "późne wyjście z bloków startowych".
Trzymajcie kciuki za moje wyniki! Powinnam przeczytać:
- G. Bataille - "Blue of Noon" - "Błękit nieba" (to już za mną!)
- A. Huxley - "Crome Yellow"
- J.C. Oates - "Black Water"
- E. O'Brien - Girl with Green Eyes
- D. Hammett - Red Harvest
i... - Tolkien i jego trylogia "Władca pierścieni". Powinnam zamykać ostatni tom trylogii razem z zakończeniem ceremonii zamknięcia Igrzysk Londyn 2012, hmmmmmmm...

To ja pójdę... poczytać, a raczej posłuchać "Crome Yellow" i poszydełkować.

poniedziałek, 23 lipca 2012

FUTURYSTYCZNA ZAKONNICA

Skończyłam wczoraj wieczorem szyć ostatni "twór z pomarańczowego prześcieradła", co to się troszeczkę naczekał na wykończenie. A zatem do Pomarańczowej Sukienki i Pomarańczowej Bluzki dołączyła... Futurystyczna Zakonnica.
To może ja najpierw pokażę, a później wytłumaczę, skąd się wzięła nazwa.

 
Bluzka szyta na podstawie wykroju tuniki (model 103 z Burdy z najlepszego rocznika 3/2009). W stosunku do oryginału bluzka została oczywiście mocno skrócona, ma pogłębiony i poszerzony dekolt z przodu oraz wydłużoną linię ramienia, żeby karczek w tym miejscu choć trochę przypominał krótki rękawek. No i oczywiście moja wrodzona niechęć do marszczeń kazała mi z przodu zrobić dwie schludne zakładeczki, a nie marszczeniowy bałagan.

Pomarańczowe prześcieradło po skrojeniu z niego sukienki i bluzki dało mi jednak do zrozumienia, że było z gumką, ale nie z gumy i przykro mi Winnetou, ale na całą bluzeczkę nie starczy. Dlatego karczek został skrojony z mięsistej lekko elastycznej bawełny (z której uszyta jest Spódnica Pod Wezwaniem Destrukcyjnych Falbanek). 

UWAGA!!! Zauważamy kota czajnikującego się na schodach :)

I teraz gwóźdź programu - od momentu, kiedy okazało się, że karczek z przymusu będzie biały, to planowałam zrobienie delikatnych, pastelowo pomarańczowych frywolitkowych koronek i doszycie ich na dole karczka w celu "zbizancjonowania" modelu do poziomu mnie zadowalającego... Planowałam, ale...
Wczoraj po obcięciu ostatniej nitki poleciałam toto mierzyć. Przymierzyłam i wróciłam odstrojona na antresolę, żeby pokazać Ślubnemu, co wyszło. I tu, ku mojemu zaskoczeniu, dowiedziałam się, że uszyłam za... zadziwiająco futurystyczną bluzkę, o intrygującym połączeniu kolorów i tkanin i generalnie, w opinii Ślubnego, to jest najciekawszy ciuch, jaki wyszedł spod stopki mojej maszyny. A w ogóle to jemu się kojarzy z "Piątym elementem" (???) i niech mnie ręka boska broni dodać do tego choć pół milimetra jakiejkolwiek koronki...
Spytałam trzy razy, czy na pewno, czy może jednak lepiej będzie z tymi pomarańczowymi dodatkami na bieli, żeby przejście między kolorami było łagodniejsze... Ale Ślubny szybko i dosadnie mi uświadomił, że ja mam tendencję do zabijania prostoty w zarodku i niech ja się posłucham bez dyskutowania... Posłuchałam :)))

To skąd się wzięła "Futurystyczna", to już wiecie - od skojarzeń Ślubnego. A "Zakonnica"? Od moich dzikich skojarzeń bieli i kształtu tego karczka z... wariacjami na temat zakonnych habitów (można zajrzeć tutaj, ale uprzedzam, że na własną odpowiedzialność :)))).

***
W ramach przerywnika, dla cichych i głośnych wielbicielek Mały jako samiec alfa jaskini na Rogu Renifera:

Oraz rozmruczany (trochę wyobraźni potrzeba, ale na pewno dacie radę :)) orientalny, skośnooki kotek miziany:

***
I po przerywniku! Teraz do rzeczy, czyli do chusty. Z prezentu od Dodgers i przy wykorzystaniu miliona przezroczystych koralików powstaje pierwsza zapowiadana w poprzednim wpisie chusta - Gail będzie z koralikiem wszędzie tam, gdzie się pojawiają trzy oczka razem... czyli się troszkę tych koralików ponadziewam na oczka.
Stan na dziś mało oszałamiający, ale początek jest:

***
A wykorzystując słońce za oknem, machnęłam w końcu zdjęcia czerwonych wazonów. Tak na co dzień upychamy je w kącie tuż obok asa i drzwi tarasowych, ale w celu uwiecznienia dla potomności postawiłam je na stoliku kawowym. Zakup patriotyczny, bo to polskie szkło, ręczna robota.

Mają po około 70/80 cm wysokości i Ślubny kombinuje teraz, co do nich wetknąć, żeby było dobrze - jakieś ozdobne gałęzie zapewne, ale jeszcze żadne się na niego nie rzuciły nie zaszumiały, że to one będą odpowiednie.

niedziela, 22 lipca 2012

KAFTANIK BARDZO PLECIONY - DO KOLEKCJI

***
Wieczorem niebacznie wyznałam, że nie mam co robić, druty puste, szydełko bezrobotne, szyć mi się nie chce. A na to Ślubny, że on ma dla mnie idealny projekt jednowieczorny - kolejny pokrowiec na miziadełko, ale z włóczki, koniecznie z warkoczem. 
Przecież nie powiem, że nie zrobię, tym bardziej, że wybór włóczki z zapasów "do wyrobienia" potrwał trzy sekundy, a wybór warkocza jakieś dziesięć kolejnych.
Tym sposobem w dwa wieczory powstał Kaftanik Bardzo Pleciony.

Kaftanik zrobiony z niecałego motka włóczki akrylowo-lnianej (pałętały mi się dwa resztkowe, to bez żalu pożegnałam jeden z nich). Druty 2.75 (relatywnie cienkie jak do tej włóczki, ale miało być mięsiście i bez dziur).
Wzór warkocza pochodzi ze strony ABC Robótek na drutach i od razu się na Ślubnego rzucił, a że ja warkocze lubię i im bardziej pozawijany, tym lepiej, więc nawet nie miauknęłam, że inny ma być.

I jeszcze Kaftanik w pełnej krasie (warkocz jest od spodu i z wierzchu taki sam):

Góra miała być pierwotnie wywiniętym golfem, ale na ostatnim etapie prac Ślubny zarządził, że żadnego wywijania, prosto ma być... Tak jest, szefie!!!

Tym sposobem z zamówieniami na miziadełkowe pokrowce jestem w połowie - dwa za mną, dwa przede mną. Ma jeszcze być szyty, zielony, militarny oraz (z mojej inicjatywy) robiony na drutach, z bawełny, ściegiem tkanym.

***
Teraz ogłoszenie parafialne związane z układem bloga. Nudziłam się dziś rano trochę...
Do tej pory wszystkie wpisy "edukacyjne" były po prawej, na pasku i cały czas miałam wrażenie, że mało to czytelne i trudno znaleźć to, co się chce. Dlatego nastąpiła zmiana - na górze pojawiła się dodatkowa zakładka "Nauczanie, czyli jak..." i tam są zebrane linki do wszystkich wpisów o charakterze instruktażowym. Żeby było jasne, co jest co, to dorzuciłam "zajawkowe" zdjęcia, czego się spodziewać. 
Na samej górze tej dodatkowej strony jest także link do mojego kanału na YouTube, gdzie na razie jest cały kurs robienia sznurowanych rękawiczek, ale mam wrażenie, że zawartość filmowa będzie się sukcesywnie rozszerzać.
Dajcie znać, czy tak rzeczywiście jest lepiej.

***
Front robótkowy... szeroki i zróżnicowany. Na drutach dzieje się Chusta Imienia Mnóstwa Koralików (gdzieś muszę poupychać to, co odprułam od bluzek Teściowej Mojej Niepowtarzalnej). Na szydełku robi się dół do jednego z ogołoconych Teściowatych karczków od bluzki. A pod stopką maszyny... też się dzieje, ale pokażę, jak się już "dodzieje" do końca.

***
I jeszcze Element Obowiązkowy. 
Ale żeby Element Obowiązkowy mógł się pojawić, to dziś rano nastąpił krótki i treściwy dialog małżeński:

Ja do Ślubnego: Zrób Małemu zdjęcie jakieś!
Ślubny: A po co?
Ja: Bo mnie zlinczują, jak kolejny wpis będzie bez kota...

Tym sposobem przedstawiamy Kocia o Poranku:

Oraz Kocia O Nieco Późniejszym Poranku:

*** GALERIA ***
Kolejne zdjęcia sznurowanych rękawiczek do podziwiania.
Tym razem Baba Aga, która robiła Razem-wiczki i Razem-tenki.


Zdjęcia oczywiście dzięki uprzejmości autorki obu Ocieplaczy Ręcznych. Więcej można sobie pooglądać na blogu u Baby Agi i przy okazji dowiedzieć się, czemu to jest para nie do pary :)

czwartek, 19 lipca 2012

NIE MA WE MNIE DUCHA PRZYGODY

Jak można spędzić niezapomniany wieczór z mężem? Szyjąc, pod jego czujnym okiem i z jego aktywnym udziałem, Morowe Wdzianko Na Miziadełko. Bo potrzeby posiadania pokrowców przeróżnych wcale mu nie przeszły.

Przy czym ja wykazywałam się jako siła robocza, a Ślubny jako pomysło-dawca i pomysło-zmieniacz.

Nasze dialogi kończyły się na jeden z dwóch sposobów. Po długim monologu twórczym Ślubnego ja z kamienną twarzą oświadczałam: "Tego się nie da zrobić!". Wersja numer dwa - po moim długim monologu, że ja tak nie mogę, nie umiem, nie lubię, nie dam rady i generalnie to mam wrażenie, że pracuję z Szalonym Kapelusznikiem, Ślubny zapytywał grzecznie: "Ale w czym ty widzisz problem?"
Nie, no ja w ogóle nie widzę żadnego problemu, że wykroju nie robimy, że konstrukcyjnie to zachowujemy się jak niefrasobliwi Amerykanie w Project Runway, że mierzymy na oko i robimy szwy w kretyńskiej kolejności...
Na moje wszelkie marudzenia i próby przywrócenia jakiegoś porządku w tej szalonej twórczości słyszałam: "Nie ma w tobie ducha przygody!"...  :))))))))))))))

Co ciekawe efekt końcowy jest zaskakująco pozytywny... A to oznacza, że Ślubny czuje się zachęcony do dalszej działalności artystycznej...

Morowe Wdzianko w pełnej krasie i z wypełnieniem prezentuje się tak:

Klapka daje się zapinać:

Ślubny zażyczył sobie stebnówek wszędzie, gdzie to tylko było możliwe:

I w ramach elementu ozdobnego wystąpiło nadgryzione jabłuszko, bo jakże może być inaczej, przy czym brzegi jabłuszka Ślubny sam pracowicie szarpał szpilką:

W środku elegancka czarna podszewka, zapewniająca lepszy poślizg w czasie wkładania i wyjmowania sprzętu:

W środku pokrowca jest połowa asortymentu działu Podłogi marketu budowlanego :))))) W ramach usztywnienia wykorzystaliśmy cienki podkład pod panele (taka sztywna, kartonowa, zielona płyta, grubości kilku milimetrów), a w za puszystość odpowiada pianka kładziona pod panele (taka z cieńszych).

I mały bonus (dla tych, co zaglądają na Twittera to nie nowość, bo już widzieli) - wczoraj wieczorem zrobiłam zdjęcie dokumentujące historyczny moment, kiedy to Ślubny pierwszy raz w życiu zasiadł do maszyny i nawet sprawnie i równo machnął swoje pierwsze szwy :))))

***
Ale!!! Wczoraj została także ukończona Bluzeczka Nie Do Końca Biała i na Denatce (proszę nie warczeć, że nie na mnie, ale fotografa nie było w pobliżu) prezentuje się jak widać na załączonym obrazku:


Całość robiona z włóczki Medina (80% bawełna, 20% akryl) na drutach 5,5. A wykończenia to resztki wściekłej akrylowej wiśni i czarnego baranka :)

Wykończenia robione na szydełku, żeby były bardziej trwałe i mniej podatne na zniekształcenia przy praniu. Przy okazji mam nadzieję, że utrzymają w ryzach skłonną do wyciągania się bawełnę.

A teraz idę, jako ta porządna żona, robić obiad, a przy okazji pomyślę, co też teraz dziergać, szydełkować, szyć... Dam znać, na co się zdecyduję.

wtorek, 17 lipca 2012

MIGAWKI

***
Jestem - jakby to kulturalnie ująć? - obłożona robotą powyżej kokardki, co to ją sobie na samym czubku głowy zawiązałam. I wygląda na to, że ten - jakby to powiedzieć bez nadużywania? - chaos potrwa trochę. A sądząc po majaczących na horyzoncie "nowych możliwościach", to może się nawet powiększy. Na dodatek za nic na świecie nie chcę zrezygnować z: robótek, czytania i snu. Skutek? Stawiam czoło "mission impossible", czyli miraże i fatamorgany zamieniam w rzeczywistość, robiąc po trzy rzeczy na raz ;)))

***
Ale do rzeczy, czyli do bluzeczki. Biała bawełna pierwotnie miała przybrać postać bardzo eleganckiej bluzki wyjściowej, białej jako ta lilija, z koronkowymi rękawami... Miała... I nie moja wina, że idea się zmieniła. Nie moja wina, tylko Ślubnego! Bo on jest pierwszym konsultantem od spraw kolorystycznych i na wieść, że bluzeczka ma być biała i tylko biała, zrobił "minę", którą klasyk opisałby, jak następuje: "na jego obliczu wyraźnie zarysował się cień niedowierzania połączonego z lekkim niesmakiem". Po czym wyraził jasno swoje zdanie - że to musi mieć żywe dodatki i jak mi wybrał taki "żywy" kolorystycznie dodatek, to oczy bolały od patrzenia, nawet kątem oka. Żeby nieco chociaż złagodzić efekt, do "żywiny" został dodany czarny i dzięki temu powstaje to, czyli Bluzka Nie Tylko Biała (zdjęcie nie oddaje natężenia koloru wściekłej, fluorescencyjnej wiśni):

Dzisiaj tylko wyobraźnię pobudzające zbliżenie, a całość bliżej weekendu (został mi jeden rękaw od pachy w dół - czyli przy sprzyjających wiatrach jedna zarwana noc i będzie finisz).

***
Poza tym niektóre uzależnione osoby wyraźnie dały do zrozumienia (nie pierwszy raz tutaj :))), że wpis bez Małego jest znacznie mniej wartościowy niż wpis z choćby jednym, malutkim zdjęciem kota.
Stałym czytelniczkom się nie odmawia, więc proszę bardzo, Mały razy dwa:
Z profilu:

I en face:


***
Oświadczam, że uporałam się ze wszystkimi mniejszymi i średnimi przeróbkami dóbr dowiezionych przez Teściową Moją Niepowtarzalną, czyli zmieniłam dwa zapięcia, wywaliłam rękawy - sztuk cztery, odprułam koronki i koroneczki, zmieniłam niezbyt twarzowy dekolt i takie tam inne drobiazgi.
Została jeszcze jedna bluzeczka do ogołocenia z miliona koralików (sama bluzeczka zostanie unicestwiona) oraz druga, z której raczyłam zostawić karczek i będę do niego dorabiać szydełkowy dół i rękawy. 
Za sukces uznaję jednak to, że pozbyłam się stosu bluzek leżących na blacie w Kąciku.

***
Odmetkowałam czerwone wazony, o których pisałam w poprzedniej notce. Jak tylko będzie rzeczywiście słonecznie dłużej niż przez trzy sekundy, to zrobię zdjęcia nowej aranżacji przestrzeni.
PS. Łeb nadal jest molestowany bez umiaru i miziany po łysince przy każdej nadarzającej się okazji.

***
Jedynie w celach dokumentacyjnych, no bo przecież nie ma mowy, żebym się chwaliła, czy domagała jakiś słów uznania - truskawki nam zaczynają kwitnąć po raz drugi.

*** GALERIA ***
I najważniejszy punkt programu, czyli rękawiczki w pełnej krasie, we wszelkich kolorach i rozmiarach:

Ula i jej dzieło, które bardzo mi się podoba także z powodu cudnego koloru:

Ewa ze swoją ciemną czekoladą:

Monika też na niebiesko:

I Dorota w kolorach zielonej wyspy:

I ja swoje czerwone też już mam obie, namoczone, wysuszone i odłożone do szafy, czekają na nagły atak zimy.

 

sobota, 14 lipca 2012

RAZEM-WICZKI, CZĘŚĆ TRZECIA

Dziś część trzecia i ostatnia, a w niej:
- policzymy, jak podzielić oczka na poszczególne palce;
- zrobimy palec wskazujący, środkowy, serdeczny i mały;
- pochowamy do środka i zabezpieczymy nitki na czubkach palców;
- zabezpieczymy nitki pozostawione u podstawy palców i na początku robótki;
- zasznurujemy rękawiczkę i zabezpieczymy sznurowanie wewnątrz rękawiczki.

I na końcu będziemy mieć takie czary z włóczki:

1. Dzielenie oczek na poszczególne palce.
Zasada liczenia, ile oczek będzie potrzeba na każdy z czterech palców, jest dokładnie wyjaśniona i rozrysowana na filmie. W tym momencie wystarczy napisać, że obliczymy sobie tajemniczy "X" według formuły:

"X" = (liczba wszystkich oczek na żyłce - 6 oczek) /8

Czyli dla mnie to jest "X" = (49-6)/8, co da w przybliżeniu nieco ponad  5 oczek.

Reszta jest na filmie. Gdyby ktoś miał jednak problemy z podzieleniem sobie oczek na paluszki, to proszę o maila, gdzie podana będzie cała liczba oczek, to podzielę mu osobiście.


Przed rozpoczęciem robienia poszczególnych palców "poukładamy sobie" jeszcze oczka na drutach tak, żeby "poukrywać" lewe oczka pod prawymi (podobny "manewr ukrywający" zrobiliśmy przy rozpoczęciu robienia kciuka). Oczywiście nie jest to konieczne, można ten krok pominąć, ale wtedy między innymi nie będziemy mieć ładnie zakończonego podwójnego ściągacza na spodzie rękawiczki.

I jeszcze wyjaśnienie, jak sobie poradzić z oczkiem lewym, jeśli pojawi się nam ono na samym końcu drutu czwartego, czyli gdzie wtedy znaleźć mu do pary oczko prawe do ukrycia.

2. Robimy palec wskazujący
Zaczynamy od "okrążenia technicznego", w którym na trzech drutach pojawi się odpowiednia liczba oczek, w tym oczka dodane w łączniku między palcami. Wszystkie palce, tak jak wcześniej kciuk, robimy samymi prawymi. I przypominam, że zapisujemy sobie każde zrobione okrążenie, żeby później nie mieć problemu z odtworzeniem ilości okrążeń w drugiej rękawiczce.

Każdy robiony palec mierzymy po zrobieniu czterech, pięciu okrążeń, żeby się upewnić, że nie jest on za ścisły.
Mniej więcej w połowie wysokości palca mierzymy go ponownie, żeby stwierdzić, czy nie potrzebujemy zwężenia obwodu (zazwyczaj w czterech palcach, które mamy do zrobienia, jest to potrzebne). Odejmujemy zatem dwa oczka (może też być jedno lub trzy, zależnie od potrzeb), żeby otrzymać bardziej dopasowaną formę.

Po otrzymaniu odpowiedniej długości palca wskazującego dochodzimy do momentu zakończenia i zamknięcia wszystkich oczek - robimy to tak samo jak poprzednio w kciuku.

I od razu pokażemy, jak sobie poradzić z szybkim przeciągnięciem nitki do wnętrza rękawiczki i jak ją porządnie zabezpieczyć.

3. Zaczynamy robić palec środkowy
Przy robieniu poprzedniego palca - wskazującego - prawdopodobieństwo powstania dziury w miejscu złączenia palców jest minimalne. Za to przy zaczynaniu każdego kolejnego palca jest już ono bardzo duże.
Dlatego bardzo uważnie robimy zawsze pierwsze okrążenie, to "techniczne", dociągając nitkę między drutami i ściśle robiąc oczka.

Palec środkowy (i kolejne) zaczynamy, robimy i kończymy analogicznie do pierwszego zrobionego palca wskazującego. Zwracam uwagę, że przy ostatnim robionym paluszku - małym - nie będziemy już dodawać własnych oczek łącznika, tylko wykorzystamy odpowiednią liczbę oczek z przodu rękawiczki, z tyłu i trzy oczka łącznika, które istnieją już jako lewa podstawa palca serdecznego.

4. Robimy porządki wewnątrz rękawiczki
Rękawiczki użytkuje się i pierze dość intensywnie, dlatego bardzo ważne jest trwałe zabezpieczenie wszelkich nitek. Te na końcach palców już mamy zabezpieczone, ale na wszelki wypadek jeszcze raz pokażemy, jak to robić na przykładzie nitek pozostałych u nasady palców.

5. Sznurujemy
Przy sznurowaniu rękawiczki ważne jest, by nitka, którą sznurujemy we właściwy sposób była prowadzona pod bąblami (tak, żeby sznurowanie rzeczywiście mogło nieco zwęzić rękawiczkę i nie wyrywało bąbli). 

I jeszcze końcówka sznurowania, czyli jak poukładać sobie nitkę przy ostatnich bąblach i jak ją zabezpieczyć wewnątrz rękawiczki.


***KONIEC***

No prawie koniec, bo jeszcze będzie GALERIA Razem-wiczek.






Ula dołączyła nieco później, ale cóż z tego, skoro już kilka dni temu dostałam to:

I Ewa, która oczywiście też robi dwie na raz, bo jakże by inaczej:


***
To teraz oficjalnie ogłaszam koniec. Czekam na zdjęcia gotowych rękawiczek lub linki do Waszych blogów z nimi, będę Was wychwalać pod niebiosa. Bo nie wiem, czy wiecie, ale jak ktoś umie zrobić rękawiczki z pięcioma palcami, to umie zrobić WSZYSTKO!!!

Iiiiii... obiecałam, że to nie będzie ostatnie Razem-dzierganie. Obiecałam też, że kolejny projekt będzie łatwiejszy (ale wcale nie mniej efektowny!), a przecież nie rzuca się słów na wiatr.
Dlatego zapewne w sierpniu, po Olimpiadzie znowu będę Was zachęcać do zbiorowego złapania za druty, szydełka, igły do haftu... i będziemy robić... Tajemniczy Projekt Bardzo Kobiecy. 
No, chyba że znowu objawi się Głośne Zapotrzebowanie Społeczne Na Coś Konkretnego, wtedy elastycznie zmienimy plany, bo przecież mamy demokrację :)