Przenosiny

piątek, 29 czerwca 2012

FINAŁ EURO 2012

To u mnie finał Euro 2012 już jest, bo Freya gotowa. Trochę się pospieszyłam, ale co tam. Najważniejsze, że plan wykonany - dwie chusty meczowe są. Pajęczą Krwistą Maryśką chwaliłam się wcześniej, a teraz czas na Freyę, panią Asgardu.
Robienie Frei jest przyjemnością wielką i czystą, nawet fakt, że część wzoru robi się w rzędach parzystych nie jest problemem. Wzór wychodzi taki ażurowo cudownie bizantyjski, że aż sobie powzdychałam z zachwytu.

Natomiast blokowanie, jak to przy chustach kolistych lub prawie kolistych jest... koszmarem, wyzwaniem, czasopochłaniaczem i potencjalnym powodem rzucania słowem nieparlamentarnym* (*niepotrzebne skreślić lub dodać opisy własnych doświadczeń).
Przed blokowaniem Freja wygląda jak... kawał koralowca, odłupany siekierą przez niefrasobliwego nurka głębinowego.

Przy blokowaniu pomogłam sobie drutami wetkniętymi w widoczne linie oddzielające poszczególne powtórzenia wzoru. I upinałam brzeg nie równiutko na okrągło, tylko wyciągając małe ząbki tam, gdzie to się aż prosiło z wzoru.

Na pewno nie jest to moja ostatnia Freja. Będzie jeszcze co najmniej jedna z jakieś cieniusieńkiej nitki, żeby  powstała prawdziwa koronkowa robota.

***
Z wieści tarasowych, to mieliśmy dzisiaj po południu mały dramat - pomidor miał chwilę słabości. I to pomidor mój najmilejszy, bo cały obsypany przychówkiem. Szybka diagnoza - odwodnił się biedaczek, przy czym koledzy z donicy podobnych symptomów nie mieli. Ślubny został wysłany z misją ratunkową, chlusnął pomidorkowi pod badyl dobre dwa litry wody i kryzys został zażegnany. Obecnie pomidor miewa się owocująco i liściaście jędrnie, ale co mnie przestraszył to moje.

***
I specjalnie dla wielbicielek - Mały w bliskim spotkaniu z aparatem, ale bardziej zainteresowany ułożeniem się na tej nowej czerwonej narzucie, co to mu położyli na łóżku (patrz zdjęcie pierwsze).

środa, 27 czerwca 2012

RAZEM-WICZKI, PROLOG

A zatem, szanowne panie, będziemy robić Razem-wiczki. Jeśli jakiś pan ma też zamiar z nami dziergać, to niech da znać, zmienię wtedy formę gramatyczną, ale na razie zakładam, że szalejemy w babskim gronie. 


Do zrobienia Razem-wiczek będzie nam potrzebne to:


- Włóczka podstawowa - Ja będę robić z bardzo popularnego akrylu Kotek, gdzie w 100 gramowym motku jest około 300 metrów nitki (TEX 110/3, to ważne, bo jest też akryl tego samego producenta, ale cieńszy). I kupno tej włóczki na pierwsze rękawiczki sugeruję, szczególnie osobom o małym doświadczeniu w dzierganiu (nie będzie problemu z przeliczaniem oczek, bo nitka będzie innej grubości). 
Oczywiście można wybrać inną włóczkę. Ważne, by była zbliżona grubością i odradzam nitki długowłose (na przykład mohery czy włóczki ozdobne, nierówne). Dlaczego? Bo będziemy robić szyszunie i warkocze, a za gruba, włochata lub nierówna nitka osobę początkującą doprowadzi do rozpaczy.
Kotka będzie potrzeba tylko jeden motek (100 gram) na obie rękawiczki. (Jeśli ktoś planuje te rękawiczki bardzo długie, to wtedy na wszelki wypadek dwa motki.)
Na wszelki wypadek duże zdjęcie etykiety:
 

- Włóczka dodatkowa - do zrobienia wiązania. Można użyć resztek. Rodzaj włóczki też dowolny, może być bizantyjsko ozdobna, z włosiem, supełkami, fajerwerkami i wodotryskami. Oby była dość mocna (nie rwała się łatwo przy naciąganiu).

- Druty do skarpet (czyli komplet pięciu drutów ostrych na obu końcach) o numerze 2,5. Rozmiar drutów jest dobrany do sugerowanego akrylu Kotek. Gdyby ktoś się uparł, że robi z innej włóczki, to niech dobierze rozmiar drutów o pół numeru mniejszy niż ten najmniejszy sugerowany na opakowaniu (czyli jak oni nam mówią 3 - 3,5, to my bierzemy 2,5).

- Dodatkowa żyłka - przyda nam się do trzymania oczek chwilowo nie używanych :) Najlepiej nie za długa, żeby nam nie przeszkadzała, wdzięcznie zwisając. I najlepiej o takim samym rozmiarze, jak druty skarpetkowe główne (może być rozmiar mniejszy, ale nie większy, żeby nam się przy przekładaniu oczka nie rozciągały).

- Nożyczki - bo będziemy bezlitośnie ciąć.

Będziemy Razem-wiczki robić na pięciu drutach (jeśli ktoś się czuje dobrze w technice Magic Loop, to oczywiście może sobie śmigać na żyłce, ale objaśnienia, zdjęcia i obrazki będą przygotowane jak dla pięciu drutów).

I jeszcze jedna informacja - jak to u mnie wyjaśnienia będą łopatologiczne i dostosowane do poziomu osób niezaawansowanych. Tempo pojawiania się kolejnych odcinków rękawiczkowego serialu też postaram się tak dobrać, żeby można było rzeczywiście nadążyć z robieniem i przy odrobinie chęci nie zostawać w tyle. (Oczywiście, jeśli ktoś będzie robił wolniej, to nie ma problemu, notki będą cały czas dostępne, a na wszelkie pytania odpowiem w dowolnym momencie, nawet za rok :)
Jednak, jeżeli ktoś jest bardzo, ale to bardzo zielony w kwestii drutów, to nie zniechęcam do spróbowania, ale może być ciężko. Bez żadnego problemu poradzą sobie te osoby, które kiedykolwiek, cokolwiek robiły na pięciu drutach i sfrustrowane nie walnęły robótki w kąt po dwóch rzędach, krzycząc, że to męki i tortury i one dziękują bardzo :)

Ale podejrzewam, że to nie ostatnie wspólne wirtualne robienie na drutach na Rogu Renifera i obiecuję, że następny projekt wykombinujemy jakiś prosty, ale bardzo efektowny :) I możecie mnie trzymać za słowo.

wtorek, 26 czerwca 2012

MNÓSTWO RÓŻNOŚCI

Tytuł wpisu doskonale oddaje charakter zawartości - będzie całe mnóstwo różności, zaległości, informacji i jedna bardzo ważna propozycja dla Was, a przynajmniej dla części nie stroniącej od drutów (to na końcu).

***
Phanelopsis w komentarzu do Tuniki Tarasowej zasugerowała, że jej się widzi przy dekolcie fioletowe wykończenie. Mnie się też widziało, tylko pomysłu mi zabrakło, jakie i na ile delikatne (łamane przez przeraźliwie wyraziste). Krótka wirtualna dyskusja na temat złażenia z fioletami w dół dekoltu doprowadziła do takiego oto finału, który mnie się całkiem bardzo...
 


***
W związku z prezentami, jakie dostaliśmy od LoliJoo zostałam lekko skarcona za nieuwagę i dość intensywnie zachęcona do pokazania treści napisu na podarunkowym notesie. Przepraszam, ja tak mam ostatnio (zaraz się okaże, że miewam też znacznie gorzej), już się poprawiam. (A przy okazji Lola pokazała cały zestaw prezentowy u siebie na blogu i jeszcze napisała, "co autorka chciała przekazać swoimi dziełami" :) Warto zajrzeć.)

***
To może, żeby się wyspowiadać ze wszystkich ataków pomroczności jasnej i ciemnej, od razu przeproszę AnęYo, która zaprosiła mnie do zabawy w 11 pytań i ja jej obiecałam pisemnie i publicznie, że się wezmę, że odpowiem i... ta pomroczność mnie dopadła. To przepraszam i nadrabiam z zapałem i entuzjazmem.

1. Śpiew ptaków czy zapach kwiatów - najchętniej i jedno, i drugie, ale gdybym miała stracić jeden ze zmysłów, to szybciej pożegnam się z zapachem niż ze słuchem, czyli jednak śpiew ptaków.
2. Góry czy morze - i jedno, i drugie, czyli miasto na włoskim wybrzeżu (Genua najchętniej).
3. Jabłko czy gruszka - gruszka, gruszka, w occie może być.
4. Kropeczki czy krateczki - w tym sezonie kropeczki.
5. Paluszki z sezamem czy z solą - z solą, tylko z solą.
6. Serial czy film - oglądamy stanowczo więcej seriali, ale nie w telewizji, tylko ściągniętych z sieci, bo wtedy oglądam, kiedy chcę, bez reklam i po angielsku.
7. Adidasy czy szpilki - hmmmmm, sama siebie zaskakuję, ale dziś SZPILKI.
8. Moda czy swoboda - swoboda, poza tym to, co modne często wcale mi się nie podoba.
9. Poranki czy wieczory - o poranku to ja jestem "ranny" ptaszek, czyli snuję się, ofukana jestem na okoliczności, które mi kazały wstać (czytaj na Ślubnego) i fazę rozruchową mam długą i skomplikowaną. Czyli zdecydowanie wieczory.
10. Lody ciepłe czy zimne - ciepłe??? Fuj! Zimne, tylko zimne. 
11. Rozważna czy romantyczna - rozważna, ja byczyca jestem, u mnie romantyczne szaleństwa muszą być bezpieczne, przemyślane, zaplanowane, z planem awaryjnym... czyli romantyzm szlag trafia gdzieś po drodze.

Ufff, to mi ulżyło, że spełniłam obietnicę. Lepiej późno niż wcale, przynajmniej się wydało, że nie jestem... amatorką paluszków z sezamem :))))

***
No to wracamy do robótek. Druga meczowa chusta ze względu na to, że liczba spotkań piłkarskich spadła na łeb na szyję, robi się nie tylko w czasie meczów i brakuje jej tylko 12 rzędów do końca. Ale to jest 12 bardzo długich rzędów, bo Freja ma kształt 3/4 koła (lub coś koło tego). 

Freja ma przepiękny ażur, robiony w niektórych rzędach po prawej i po lewej stronie, ale nie jest to szczególnym wyzwaniem - robiłam gorsze dwustronne ażury.

***
Przerywnik nierobótkowy - ćwiczyłam dzisiaj pierwszy raz w życiu Tai Chi... I wnioski są takie, że umiem doskonale Walnąć Tygrysa Po Uszach, ale za to Popychanie Małpy to już trochę gorzej :)

***
Nowa koleżanka blogowa nam się objawiła - Dodgers w końcu się złamała i uznała, że ma po kokardkę naszego marudzenia, że ma założyć bloga i pokazywać to, co tworzy szerszej publiczności. No to się złamała i jest nowy blog Ja To Mam W Genach.

***
Ślubny poczuł letnie klimaty i wymienił nagłówek bloga z wiosennego na letni. I mamy biedrony oraz barwy narodowe w napisie. Dziękujemy Ślubnemu, doceniamy i prosimy o jeszcze (o jesienny :))) i będzie komplet nagłówków na cały rok).

***
A teraz czas na PROPOZYCJĘ. Ponieważ wiele osób mailowo, a kilka w komentarzach pod poprzednią notką stwierdziło, że chętnie by sobie takie rękawiczki machnęło samodzielnie, ale jak??? To ja mam propozycję - zróbmy te rękawiczki razem.
Będę wrzucała instrukcje w odcinkach, w takich odstępach czasu, żeby można było robić na bieżąco, wyjaśniając magię robienia pięciopalczastych rękawiczek oraz tego konkretnego wzoru.

Przewiduję, że pierwszy odcinek pojawi się w niedzielę - czyli będziemy robić część od łokcia do nadgarstka. 
Dajcie znać, czy taka propozycja w ogóle Was interesuje. Jeśli tak, to wrzucę jutro do tej notki spis rzeczy, które będą potrzebne (jakie druty, jaka włóczka, co dodatkowo). Tak, żeby sobie można było rzeczywiście w niedzielę usiąść i zacząć robić.

niedziela, 24 czerwca 2012

NIEZNOŚNA CHĘĆ POSIADANIA

Są tacy zapaleńcy, którzy trafili na wirtualny Róg Renifera niedawno i z wielkim samozaparciem przeklikali się przez wszystkie notki archiwalne. LolaJoo na przykład. Ale Lolę przy okazji dopadło, a raczej dopadła Nieznośna Chęć Posiadania tego:

Dopadnięcie spowodowało napadnięcie, czyli dostałam maila, że koniecznie, że za dowolne świadczenia rzeczowe lub niematerialne, że... CHCĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘ!!!.

No to będą rękawiczki dla LoliJoo, czyli Carski Projekt Zimowy - wzór taki sam, ale kolorystyka czarno-czerwona.
Lola została grzecznie poproszona o zapakowanie w kopertę odrysowanej kredką na kartce A4 prawicy (opcjonalnie lewicy) i przesłanie jej do mnie. No to Lola przesłała... nie tylko odwzorowanie łapek, bo jak napisała na dołączonej kartce, ona nie lubi do obcych z pustymi rękami:

Patrząc od góry: pokrowiec na iPada dla Ślubnego, spersonalizowany Rogowo-Reniferowy notes dla mnie, kot w kropeczki oraz urocza torebka, do trzymania różności lub wpychania łebka (tą ostatnią opcję sprawdziło kocio :))).

BARDZO DZIĘKUJEMY!!! Bardzo, a nawet bardziej!!! Czuję się zmotywowana do szybkiego dziergania, rękawiczki trafią do Loli przed pierwszymi chłodami, czyli tak obstawiam, że pod koniec lipca :)))

Przy okazji prezentu od Loli miał miejsce powalający na kolana wirtualny dialog małżeński (kto zagląda na Twittera, to już czytał :)
 Ja do Ślubnego na GG: "Dostałeś niespodziewany prezent."
Ślubny: "Zdjęcie z fotoradaru???"

Komentować nie będę, z resztą w chwili dialogowania też nie skomentowałam, bo mnie trochę zatkało.

***
Tunika Tarasowa teraz będzie. Skończona. I tu rozlegnie się jęk zawodu - na powabnej Denatce.
Ja się nie nadaję do pozowania, to znaczy moja twarz się nie nadaje, bo wyglądam jak spłoniona dziewica, a raczej jak bardzo nieuświadomiona dziewica na widok Kamasutry, bo... się wczoraj niechcący opaliłam (tak się kończy czytanie Quo Vadis na tarasowej huśtawce). Dzisiaj nadal nie zbrązowiałam i przypominam indiańską squaw, a poprawianie mi kolorytu skóry w Photoshopie to nie jest szczyt marzeń Ślubnego.

Tunika robiona z bawełny. Cokolwiek widać na Waszych monitorach to ona jest fioletowa :)

Wszystkie brzegi wykańczane pojedynczym ryżem, a dekolt dodatkowo obleciany szydełkiem.
I jeszcze tył, gdzie białe wykończenie udało mi się zrobić idealnie prostokątnie i daje to złudzenie niewielkiego, marynarskiego kołnierza.

I jak patrzę na ten tył, to podoba mi się na tyle, że kombinuję, czy w jakimś następnym dziele nie machnąć takiego przodu :))) Pogłębiając tylko nieznacznie wycięcie.

***
I żeby znowu nie  było, że kot nieobecny (tak przy okazji, to sporo zdjęć Małego pojawia się na Twitterze, więc spragnionych częstszego widoku kota odsyłam tam, bo można sobie obejrzeć Kocia na niepogodę i Kocia słodko-śpiącego i... makowiec można zobaczyć, w którym stosunek maku do ciasta jest jak 10 do 1, czyli masa maku i śladowe ilości ciasta, ja jednak jestem - jakkolwiek to zabrzmi - makowa panienka :))), a makowiec mieszkańcy Wielkopolski mogą sobie kupić o tutaj.)

Ale wracając do kocia, to proszę bardzo, zdjęcie zrobione w czasie rozpakowywania nowych zakupów tarasowych, kiedy to Mały dałby się posiekać za szybsze dorwanie się do szeleszczącej folii lub naklejek bardzo przylepnych.

DODATEK SPECJALNY:
Ponieważ w komentarzach coraz więcej osób radośnie wyznaje, że poświęciło się i przeczytało Intensywnie Kreatywnego bloga od deski do deski, to takie wyznania nie mogą pozostać bez echa. Dlatego pojawia się
Lista Chwały Dla Tych, Co Dali Radę:
LolaJoo,
Brahdelt,
Maryś,
UAreFab,
Dodgers (AKTUALIZACJA - już ma bloga! W końcu!!!),
Phanelopsis (o blogu nic mi nie wiadomo, natomiast krasnoludki doniosły o umiejętnościach),
Iza z Kropek nad I (i tu wszyscy machają do małego synka Izy :),
Ania (którą lubię i za to, co robi, i za to, co czyta :),
Marlena (której zostały trzy posty do końca, ale wierzę, że da radę ;)
B z Kombinatorni (nie tylko szyje, ale jeszcze dobiera obłędne dodatki)
Makunka (którą witamy w blogowym świecie)
Cicha (która tworzy także w kuchni)
Agata (której się należy, bo jest tu od początku)
Izula (bez bloga, ale też Pozytywnie Robótkowo Zakręcona)
TurboKitty (którą chyba należy zmusić do kontynuacji blogowania)
AnaYo (z pozdrowieniami dla cudnej córci)
Edi-bk (spod jej ręki wychodzą cuda, nie tylko z niteczek)
Ewarub (którą linkuję do Zapisków z Drogi Mlecznej, ale to nie jedyny blog, gdzie się udziela)
Ju-styśka (niedawno wydziergała... przystojnego Eugeniusza)
BabaAga (czyli Aga i jej śliczna córcia, dzięki której Aga miała czas na czytanie bloga :)
Kwaternostera (która zaniedbała własnego bloga, żeby się przedrzeć przez mojego)
Andziulindzia (robótkująca, ale nie przyznała się oficjalnie do żadnego bloga :)
Ula R. (którą należy intensywnie namawiać do założenia bloga!)
Monika (Inez124) (która wykorzystała moje króciutkie milczenie do przeczytania bloga od deski do deski :)
Maria  (której komplementy najczęściej wprawiają mnie w stan zarumienienia :)
Mcolka (którą pozdrawiamy, jako robiącą na okrągło :)))
Babaruda (której życzymy samych przyjaznych do szycia rzepów :)
Noamha (ze specjalnymi pozdrowieniami od Ślubnego, jak grafik grafika :)))

piątek, 22 czerwca 2012

PAJĘCZA KRWISTA MARYŚKA

Krwista Revontuli została ukończona i już w trakcie blokowania wiedziałam, że zasługuje na mocną nazwę. A zatem przedstawiam Pajęczynę Bloody Mary, czyli Pajęczą Krwistą Maryśkę:

Ślubny na widok zdjęcia stwierdził: "A żeś sobie wymyśliła!". No pewnie, że wymyśliłam, bo ja się napatrzyłam na pracę pani stylistki od wnętrz (ta pani w groszkach z poprzedniego wpisu), wyciągnęłam wnioski i teraz "sama się będę stylizować".
Ale wracając do Krwawej Maryśki - chusta jest niewymagająca i doskonała dla początkujących, bo bardzo efektowna.
W postaci przed blokowaniem - czyli zwyczajowa forma smętnej meduzy, tym razem pełzającej po schodach:

Oraz po blokowaniu w pełnej, rozciągniętej okazałości. Zwracam uwagę, że Revontuli ma kształt więcej niż połowy koła. Miałam oczywiste skojarzenia z pajęczyną oraz z klonowym liściem - kolor na pewno pomógł.
Robiona z wełny z niewielkimi dodatkami w składzie i dlatego zblokowała się cudnie z zębiszczami, jak się patrzy.

***
Obecnie na drutach pojawią się projekty dwa: zapowiadana chusta Freya oraz Carski Projekt Zimowy, ale o nim będzie więcej wkrótce.
Poza tym kupiłam sobie białą bawełnę na Bluzeczkę z Bizantyjskimi Rękawami. 

Projekt jest w trakcie klucia się, ale wychodzi mi, że zrobię gładki kadłubek z tego, co widać na zdjęciu, a do tego będą koronkowe rękawy robione z cieńszej, ale też białej bawełny. Tylko jeszcze nie zdecydowałam, czy będzie śnieżnie biało, czy może będą jakieś subtelne dodatki kolorystyczne. Muszę jeszcze się poprzesypiać z tym pomysłem.

***
Aaaaa teraz będzie krew w żyłach mrożąca historia z wczoraj, czyli "Kiedy Facet Wieczorową Porą z Wkrętarką na Taras Wylata".
Padało u nas prawie czterdzieści osiem godzin, momentami bardzo ulewnie i nagle we wszystkich doniczkach miałam wietnamskie pola ryżowe. Odkładane zrobienie dziur w doniczkach nagle okazało się potrzebą nie tyle palącą, co cieknącą. A tu tymczasem, parafrazując Mickiewicza: "Ślubny nie wraca, ranki i wieczory, we łzach go czekam i powodziowej trwodze; rozlały rzeki, pełne wody donice i całe w bagnie podłoże".
I w końcu Ślubny wrócił, i mimo że było już po dziesiątej, uzbroił się we wkrętarko-wiertarkę, ręczniki do podkładania pod kolana oraz w żonę z parasolem i z determinacją wyszedł na nadal deszczowy taras. Pół godziny borowania i wszystkie donice zostały podziurawione, czarna breja przestała mi wylatywać wierzchem, a zaczęła wylatywać spodem - błotny Sajgon na tarasie osiągnął punkt kulminacyjny.
Dzisiaj rano, jak już przeschło, to Warzywnik wyglądał tak, czyli miałam spore ilości gleby za donicami:

W tej chwili sytuacja została opanowana. Gleba, przy pomocy szczotki, mopa oraz... zapasowej łopatki do nakładania ciasta ;))) została zgarnięta i upchnięta z powrotem tam, gdzie jej miejsce. Oczywiście zieleninie woda przez dwie doby nie zaszkodziła, wręcz przeciwnie wygląda kwitnąco i przerażająco rosnąco. Nowo posadzone czosnki, kumple Trollorzębu w jednej donicy, wylazły już wszystkie i mają po jakieś pięć centymetrów - szaleństwo.
I dzisiaj wszystkie rośliny pnące dostały piękne, wielkie bambusowe podpórki, żeby się mogły piąć, oplatać i zaczepiać wąsami wedle własnego widzimisię.

***
No i zapomniałbym napisać, że Tunika Tarasowa zyskała drugi rękaw. Nitki powciągane, całość skończona i Tunika została wyprana i wstępnie schnie, czekając na docelowo rozpłaszczenie w celu doschnięcia we właściwej formie.

I tak, ja wiem, że będziecie się domagać sesji zdjęciowej ze mną w środku - zobaczę, co da się zrobić i czy w czasie weekendu będę się czuła "piękną i powabną, czyli nadająca się do pokazywania", czy może jednak czuć się nie będę. Wtedy wykaże się powabem Denatka.

środa, 20 czerwca 2012

JUŻ SIĘ TŁUMACZĘ...

... czemu mnie przez chwilę nie było na blogu.
Otóż nie było mnie wirtualnie, bo musiałam pobyć bardzo intensywnie realnie. Najpierw kalendarz mi pękał w szwach od zobowiązań zawodowych - dałam radę, tym bardziej, że Opatrzność się nade mną zaharowaną zlitowała i tak nawywijała, że miałam wczoraj wieczór wolny zamiast wieczora bardzo, ale to bardzo zajętego.
Ale to nie wszystko. Na dzisiaj Ślubny przejął pałeczkę Szalonego Organizatora Imprez "Rozrywkowych" i mieliśmy mały najazd ludzi ze sprzętem.

Róg Renifera zamienił się w wielkie studio fotograficzne - sesja zdjęciowa na zlecenie Czterech Kątów. Od razu mówię, że nikt nie ma pojęcia, kiedy efekty dzisiejszej pracy ukażą się drukiem, ale będę trzymać rękę na pulsie i poinformuję, kiedy o Intensywnie Kreatywnych Wnętrzach będzie w gazetach.
O samej sesji to nawet nie wiem, co mam napisać - trójka ludzi, sporo sprzętu, dbałość o każdy szczegół, każdą podusię, każdy listek kalafiora... Oooo, właśnie! Bo ja się tu naczytałam w komentarzach, kiedy pokazywaliśmy kuchnię, że ona katalogowa i nic się w niej nie gotuje, nie paruje i nie skwierczy ;))) To teraz istoty pożądające akcji kuchennych będą usatysfakcjonowane, bo w Czterech Kątach będą garnki, kalafiory i inne warzywa oraz całe michy czereśni.
Aaaaaaaaaaaaa i będzie o Denatce :)))
I kiedy już te zdjęcia się ukażą, to normalnie urządzimy sobie konkurs - znajdź cztery szczegóły, które różnią zdjęcia stylizowane od realu :))) Będzie ciekawie.

I małe PS. w temacie - przed sesją fotograficzną sprzątasz, bo jest przed sesją, a po sesji sprzątasz, bo jest po sesji... z perspektywy tego ciągłego sprzątania dochodzę do wniosku, że to latanie ze ściereczkami i szmatkami przed należało sobie odpuścić, bo inaczej człowiek się bardzo boleśnie dowiaduje, co to znaczy "głupiego robota".

***
Teraz będzie o robótkach, bo pomimo szaleństwa ogólnego udało mi się zrobić rękaw w Tunice Tarasowej (sama nie wiem, jakim cudem).
Na dowód prezentuję zdjęcie niepozowane mojej dłoni prawej na tle mojego uda lewego, która to dłoń wystaje z nowo zrobionego rękawa.

A będąc już przy dłoni prawej... NIE ZABIJAJCIE MUCH!!! Nie opłaca się cierpieć! Usłyszałam natrętne musie bzyczenie z okolic zlewu. Złapałam, co miałam pod ręką, czyli szmatkę małą powierzchniowo i walnęłam z całej siły w płytę za zlewem. Ale już gdzieś tak w połowie lotu mojej dłoni prawej, uzbrojonej w szmatkę, uzmysłowiłam sobie, że źle wyceliłam i przywalę łapą w kran na mur beton... Przywaliłam. Bilans jest taki: mucha nie żyje (działanie okazało się skuteczne), kran nie został wyrwany ze zlewu (choć mało brakowało), mam zmasakrowany staw łączący palec wskazujący z dłonią (bolesne). Zdjęcie rękawa robione jeszcze przed bliskim spotkaniem z kranem... teraz to moja dłoń mogłaby służyć jedynie jako jaskrawa ilustracja efektów przemocy domowej w przestrzeni kuchennej :)))
PS - robić się da, mimo uszkodzeń cielesnych, choć ostrożnie.

***
A teraz pokażę Wam patelnię. I nie patelnia jest ważna. Na patelni jest sałatka z tuńczykiem i makaronem na ciepło. I nawet nie sałatka jest ważna. Ważne jest to, że w tej sałatce jest mój własny koperek uprawiany u podnóża Wierzby Wątłej!!! Koperek musiałam przerwać, a przecież nie można marnować własnoręcznie posianej zieleniny, to wylądowało zielsko w sałatce. 

***
I już zapowiadam, że ja tu niedługo wrócę, żeby pokazać, jak się prezentuje pierwsza meczowa chusta, czyli Krwista Revontuli, bo przecież faza grupowa rozgrywek została zakończona, to i chusta powinna być! No i jest, to znaczy będzie, bo zostało jakieś dziesięć rzędów, pranie, blokowanie i pokazywanie.

niedziela, 17 czerwca 2012

FAUNA I FLORA ROGU RENIFERA

To może ja zacznę od uświadomienia tym, do których jeszcze ta informacja nie dotarła, że my naprawdę mieszkamy na ulicy Rogu Renifera ;)))) To żadna tam licentia poetica, to jest realna, istniejąca i uśmiech wywołująca nazwa ulicy.
I dziś będzie o faunie i florze na Rogu Renifera, czyli o Małym, o zieleninie i o Ślubnym (i tu jest dylemat - czy to fauna, czyli samiec alfa tej jaskini? - czy flora, czyli niezłe ziółko?).

***
Zaczniemy od flory, czyli aktualizacji informacji na temat stanu zieleniny tarasowej. Zapraszam do oglądania donic :)))
Po pierwsze zakwitł nam sukulent... ślicznie i słodko nam zakwitł... i chyba powinnam zakrzyknąć: "Aaaa, bo ty smoczyca jesteś!", cytując znany film, bo zakwitło toto na... ró-żo-wo.
 

I jeszcze poniżej zdjęcie Smoczycy w szerszej perspektywie współdoniczkujących. Zwracam uwagę na roślinę w kolorze brązowym. Została zakupiona przez Ślubnego, ponieważ to jest... Roślina z Mistborna (polskie tłumaczenie tytułu serii - "Z mgły zrodzony"), czyli z książek Brandona Sandersona  - bez wdawania się w szczegóły fabuły, w wykreowanym przez Sandersona świecie brakowało słońca i roślinki były tam raczej brązowe niż zielone - i się Ślubnemu skojarzyło. 
Roślina z Mistborna miewa się wybornie i rośnie jak popiołem podsypywana.

Specjalnie dla Squirk jako nazwodawczyni - Trollorząb w pełnej krasie. Wprawdzie miał wczoraj Trollorząb mały wietrzny wypadek, bo tak powiało okołoburzowo, że go wyrwało z donicy, ale raczyło go wyrwać razem z korzeniami (czyli raczej przechylić) - straciło drzewko pion moralny całkowicie. Ale ustawione do pionu i przyklepane nie wygląda dzisiaj na to, żeby doznało jakiegokolwiek uszczerbku w sferze pniowej i koronowej.
Ach, i Trollorząb zyskał niewidocznych kumpli - dosadziłam paskudzie czosnek dokoła, niech się uspołecznia i uczy dzielić donicą.

A jak był Trollorząb to teraz Wierzba Wątła, co to słaniała się po przesadzeniu, marniała i odmawiała współpracy. A tu nagle... odmieniło się drzewku. Radując się wielką radością z tej zmiany postawy prezentuję Wierzbę Już Nie Taką Wątłą.
Pod Wierzbą szaleje radośnie Koperek w Kępkach - siałam go jakoś tak punktowo bardzo :)

Donica z trawiastymi też czuję się radośnie pełna:

Zielenina przywieziona od Rodzonej Mojej Mamusi, czyli Chwasty Pokrzywowe zaczynają kipieć w swojej donicy:

I jeszcze rzut oka na Pelargonie Wej-Wyj (bo przy drzwiach tarasowych stoją, to Wejściowo-Wyjściowe, czyli Wej-Wyj):

I rzut oka na całość ozdobną, zanim zabiorę Was w inny kąt tarasu, do Warzywnika:

A w Warzywniku donice zorganizowały sobie konkurs "Gdzie zarośnie najbardziej". W tej chwili stawkę zamykają Truskawki Przesłodkie, które nie usiłują zakryć każdego centymetra ziemi w donicy, ale rosną, dojrzewają i dają się pożerać:

Donica z rzodkiewką i czosnkiem zieleni się pięknie:

Mój Malinowy Patyk nadal pozostaje patykiem (nerwicy przez ten Patyk Cnotliwy dostanę - za nic nie chce się puścić!), ale za to lawenda go kryje przed moim wściekłym wzrokiem:

Donice z ziółkami idą na rekord w szybkości rośnięcia. Nawet posiana bazylia cytrynowa wychynęła na światło dzienne:

Ale największą radością napawają nas pomidory. Kwitną:
Rosną okrągło:
I podłużnie:

I sprawiają wrażenie bardzo zadowolonych z życia i bycia:

Stan zieleniny tarasowej na dziś jest taki, że testuje sobie flora bytowanie w warunkach pola ryżowego, bo burze i opady deszczu w ciągu ostatniej doby były ponadnormatywne. Ale dzisiaj nie pada, wieje lekki wietrzyk, to sobie schnie i wraca do normy. Poza tym uprzedzałam wszystkie roślinki, że rośnięcie na Rogu Renifera to nie wakacje u babci i będzie czasem słońce, czasem deszcz i przeminęło z wiatrem - wszystko w ilościach ekstremalnych.

***
Fauna - czyli Mały, dużo Małego.
Na początek zdjęcie, które powinno zostać zatytułowane: "Co ja pacze?" (czyli w tłumaczeniu z ichniego na nasze: "Na co ja sobie tu w takim skupieniu popatruję kątem oka, którego nie posiadam z medycznego punktu widzenia oczywiście?"):

"Hakuna matata" (czyli w tłumaczeniu "Posiadam dowody rzeczowe na to, że mam z lwem wiele wspólnego, na przykład wzrok znudzonego zabójcy, ale ja jestem słodszy"):

I zdjęcie ostatnie "Sjesta" (czyli "Kot ułożony"):

A teraz będą cuda-wianki, fajerwerki i wodotryski!!! Ślubny kupił tego nowego iPada i testujemy sobie, co to może w kwestii wbudowanego aparatu (wczoraj na Twittera wrzuciłam zdjęcie pierwszej tęczy widzianej z okien Rogu Renifera, a ja tęcze baśniowo wręcz uwielbiam) oraz wbudowanej kamery.
Kamery!!! Co to film kręci i dwoma puknięciami ten film udostępnia szerszej publiczności.
A kto na Rogu Renifera gwiazdorzy najlepiej??? (Ronaldo! A nie, przepraszam, to na boisku :))) Pytanie raczej z gatunku retorycznych. Oto Mały w swojej wersji Piłkoszału:

***
I na koniec Ślubny.
Ślubny kupując prowiant na mecz, dokonał niechcący zakupu prezentu dla swojej żony jedynej i niepowtarzalnej, czyli mnie. Kupił był wielgachną tubę. Z której to tuby wyżarł zawartość (z moją skromną pomocą), a następnie tubę okleił własnoręcznie folią w jedynym słusznym kolorze i dzięki temu zostałam posiadaczką oryginalnego pojemnika na Robótki W Toku:
Ta tuba jest bardzo wysoka i pojemna. Doskonale sprawdza się jako zamykany Pojemnik na Robótkę Porzuconą oraz jako Środek Utrzymania Kłębka w Jednym Miejscu w trakcie roboty.
Co najważniejsze od zakupu tuby do przerobienia jej na rzecz użyteczną nie minęły miesiące, a zaledwie doba. Oklaski dla Ślubnego, który tym razem nie usiłował wykpić się rodzinnym powiedzeniem: "siedem lat nie minie..."
Pojemnik na Robótki w Toku został sfotografowany z dziejącą się Pierwszą Chustą Meczową, czyli Krwistą Revontuli. I tu oficjalnie informuje Dodgers, że druga chusta też będzie krwista, żadnych akcentów patriotycznych, czyli dodatków bieli, bo... obiecałam patriotyzm, jeśli Polacy wyjdą z grupy... następna szansa na taki cud w eliminacjach do Mistrzostw Świata, pierwszy mecz eliminacyjny gramy bodaj 17. września, wtedy mogę ewentualnie wrócić do tematu :))))

piątek, 15 czerwca 2012

PREZENTOWE UJAWNIENIE

Niespodziankowy haft prezentowy dotarł do obdarowanej i uzyskałam pozwolenie na pokazanie troszeczkę więcej niż tutaj.

Zacząć należy od tego, że prezent haftowany był dla Patrycji z Milczenia Nitek. I było to niewspółmierne podziękowanie za jej niesamowity frywolitkowy prezent, którym chwaliłam się tuż przed Wielkanocą. Dostałam nie tylko moje pierwsze czółenka do frywolitek, ale także przepiękne, własnoręcznie farbowane przez Patrycję nitki. A od tamtej pory Patrycja mailowo dba także, żebym miała pożywkę w postaci wzorów do frywolenia.
Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję, bo gdyby nie ta dziewczyna, to zapewne do tej pory frywolitek nawet małym paluszkiem lewej ręki bym nie tknęła. A na dodatek mam poczucie, że jest w Krakowie ktoś, kto odpowie na wszelkie moje pytania i pomoże, jak się frywolnie zasupłam i nie będę umiała sobie poradzić samodzielnie.

Dla Patrycji wymyśliłam haftowany pasek w spokojnej beżowej kolorystyce. Haft to blackwork, ale u mnie raczej "whitework", bo haftowałam mocną, bawełnianą nitką na bawełnianym płócienku i... wykańczałam brzegi i robiłam wiązania z innej białej, oczywiście również bawełnianej nitki - czyli projekt w stu procentach bawełniany :)

To czas na ujawnienie - proszę bardzo seria zdjęć do pooglądania:

 




 

***
I jeśli pozwolicie to tutaj, grupowo i hurtowo podziękuję za wszystkie pochwały i podziękowania za wczoraj wrzucone tutoriale. Ja mam widocznie jakieś zapędy pedagogiczne (pozdrawiam wszystkim moich uczniów, których bynajmniej nie uczę robótek ręcznych :))) i dzielenie się wiedzą na temat drutów, szydełek i igieł może i wymaga trochę czasu na przygotowanie tekstu i zdjęć, ale nie jest to dla mnie przykry obowiązek, raczej wielka radocha. 
O filmikach myślałam, ale do tego potrzebuję ręki Ślubnego, żeby to ładnie filmował, a Ślubnego ostatnio w domu nie bywa dużo, a Mały nie chce współpracować (on się pcha raczej przed obiektyw :))). Jak się kiedyś zdarzy, że będzie potrzeba i możliwości, to sprawdzę moje umiejętności aktorskie.

***
I informacja dla Squirk, Brahdelt i innych zainteresowanych tarasowymi zieleninami - w następnej notce będzie aktualizacja informacji na temat szalejącej roślinności.