Przenosiny

piątek, 30 września 2011

KOSZULOWO I W PASECZKI

Szyje się koszulowa bluzka w paseczki. Wykrój z Burdy 8/2009 (numer modelu 130), która to Burda zaproponowała wersję białą, a u mnie... też niby biało, ale w paseczki. Materiał to bawełna z minimalnym dodatkiem czegoś elastycznego. Materiał sprawdzony, bo powstały z niego już dwie pary spodni - noszą się i piorą bez problemów.
Cały urok tej bluzki to ręcznie robione szczypanki zastępujące klasyczne zaszewki. Nie są zaszywane na całej długości. Materiał jest łączony jedynie w dwóch punktach.
Te szczypanki są i z przodu i z tyłu, doskonale dopasowując bluzkę do sylwetki. Poniżej zdjęcie tyłu na denatce, bez prasowania :)
Przy okazji widać karczek i jego wykończenie. Materiał jest bardzo kobiecy, ale w dużych płaszczyznach te różowości jednak robią się mdlące. Dlatego od początku było wiadomo, że dodam niewielkie czarne wykończenia. Tak jak przy karczku. Podobne czarne lamówki pojawią się przy mankietach, kołnierzyku i przy odszyciu dołu.
Nie posłuchałam się też Burdy w kwestii stebnowania i zamiast tradycyjnego przelecenia stebnówki maszynowo zrobiłam ją ręcznie. Tak samo zostały wykończone odszycia przodu.
Identycznymi przeszyciami będą wykończone mankiety i kołnierzyk. 
Wracając do fotki z poprzedniego wpisu, gdzie Mały siedział na papierze, to kocio się nie zatrzymało na etapie robienia wykroju. Uczestniczył też bardzo aktywnie i namolnie w przenoszeniu wykroju na materiał i w krojeniu.
Kupon materiału okazał się w chwilę później idealnym miejsce do popołudniowego leżakowania.
A kiedy już dał się przegonić i dotarło do niego, że materiał nie leży na podłodze dla jego rozrywki, to się obraził i wymaszerował do sypialni, gdzie znalazł sobie kolejne nietuzinkowe miejsce do spania...

środa, 28 września 2011

BY KSIĄG MOC MÓC WZMÓC

Kocham czytać, kropka. Rodzinnie to mam. Swoim ciężkim uzależnieniem najchętniej podzieliłabym się z całym światem. A tu nagle trafiłam na Ślubnego, który na widok książki dostawał dziwnego grymasu na twarzy. Babcia w dzieciństwie zmuszała wnusia. Wnusio wyrobił w sobie dość silne mechanizmy obronne i tak mu zostało. Ale skoro żona czyta, Teściowa czyta, to nie powiem, czynił próby przełamania niechęci. W ramach motywowania wyhaftowałam mu wtedy zakładkę do książki.
Ślubny miłością do papieru nie zapałał nigdy, ale... po nastu latach życia w pobliżu książkowej wariatki odkrył audiobooki! Słucha namiętnie w samochodzie. Nawet poznańskie korki na Śródce mu nie straszne :) I wczoraj oddał mi zakładkę z komentarzem, że do audiobooków mu się nie przydaje. Wzięłam, a co! Wsadziłam od razu do "Dawida Copperfielda".
Komentując widoczek na zakładce - jakże on adekwatny do mojego wstawania bladym świtem, żeby Ślubnemu zrobić śniadanie i zapas żywieniowy do pracy. Wstać wstanę, ale niech nikt ode mnie nie wymaga entuzjazmu!
Teraz będzie zdjęcie życzeniowe - Edi-bk zażyczyła sobie zbliżenia na haftowany dół ludowej kiecki. Proszę bardzo.
I jeszcze Mały w papierowych okolicznościach przyrody. Robiłam wczoraj wykrój na bluzkę. Jak można było darować sobie wlezienie na kawał szeleszczącego papieru? 
PS dotyczący Stańczyka - korpusik się zrobił i zaczęłam rękaw... mam wątpliwości... zrobię połowę tego latawca i się zobaczy.

poniedziałek, 26 września 2011

INSPIRACJA DOPADA W SUKIENNICACH

Święta Wielkanocne spędzałam ze Ślubnym i Teściami Moimi Niepowtarzalnymi w Krakowie. Obowiązkowa wizyta w Sukiennicach zakończyła się nagłym atakiem inspiracji. Galopując między stoiskami (dla wyjaśnienia - nie przepadam za tłumami i nie lubię zakupów, a tym bardziej bezcelowego szwendania się, dlatego Teściowie pełzli, zaglądając do każdego sprzedawcy, ja chciałam galopem przelecieć na durch i wyleźć na zewnątrz, delektować się pogodą i architekturą, a biedny Ślubny lawirował pośrodku, usiłując zapobiec pogubieniu się rodziny), ale wracając - galopując między stoiskami, nagle stanęłam jak wryta. W masie wisiorków, świecidełek, kwiatków i innego badziewia wisiało Cudo, przez duże "CU". Ślubny akurat dotarł do mojego miejsca nagłego postoju i został napadnięty w celu wyszarpania z jego torby długopisu i kartki. Szaleństwo w moich oczach kazało mu nie pytać: "a po co?" Inteligentnie podążył za to wzrokiem za moimi gałami i już wcale nie musiał pytać. Zamiast tego dał mi długopis i jakieś stare papierzysko, ale wyjął też aparat i uwiecznił Cudo.
W mojej wersji zamierzam zrezygnować z obwieszania swetra masą korali i świecidełek, ale mam wątpliwości, czy rezygnować z tego uroczego kwiatuszka omotanego na szyi...
Pierwsza uwaga - jeśli kiedykolwiek autorka tego Cuda lub właścicielka stoiska (o ile to nie jedna i ta sama osoba) tutaj zajrzy, to niech przyjmie szczere przeprosiny w imieniu Ślubnego, który dokonał potajemnego uwiecznienia bez pytania i moje jeszcze szczersze podziękowania za inspirację. Druga uwaga - ta głowa na zdjęciu nie moja ani nie rodzinna, ale nie mogłam jej wyciąć ze zdjęcia, bo nikt nie zobaczyłby rękawów w całej ich oszalałej okazałości.
Sweterek z marszu został ochrzczony Stańczykiem i chodził za mną i po mnie od Wielkanocy. Jedno było pewne - kolor musi być rzucający się w oczy i na głowę. W pierwszym odruchu chciałam zrobić Stańczyka z tropikalnego oranżu, ale byłoby go stanowczo za mało (i ostatecznie powstało z niego TO). Jednak Rodzicielka Moja dostarczyła w tej samej przesyłce tętniczo krwistą czerwień (przepraszam za drastyczne porównania, ale właśnie obejrzałam pierwszy odcinek nowego sezonu "Chirurgów"). I tak Stańczyk zaczął powstawać w piątek. Dziś mam go po pachy (jakby to nie brzmiało).
Oryginalnie dół swetra i rękawów nie był wykańczany nijak, po prostu prawe oczka. Ale ja nie lubię jak mi się zwija, więc u mnie będzie na każdym brzegu będzie około 6 cm ryżu.
Chciałam zrobić zbliżenie, ale coś mi wlazło w kadr.
Ale jak Mały mógłby się powstrzymać przed sprawdzeniem, czy te nitki nie są przypadkiem zabawowe? Kocio dało się przekonać, że należy zleźć z najnowszej robótki i oto zbliżenie (z obowiązkowym kółeczkiem od biustonosza w roli znacznika).
I teraz dla tych, co sami nie wpadli, jak zrobić te błazeńskie rękawy. Poniżej rysunek poglądowy, a pod rysunkiem będą wyliczenia matematyczne z użyciem twierdzenia Pitagorasa, żeby zarysować pojawiający się problem długości rękawów.
Otóż rękaw ma kształt kwadratu. Górny bok jest wzdłuż ramienia. Lewy bok daje nam wewnętrzny szew. Prawy i dolny bok są otwarte i dają nam dziurę na dłoń. A róg między nimi stanowi te obłąkane wydłużenia widoczne na pierwszym zdjęciu. I teraz! Jeśli chcę zrobić długie rękawy (czyli górny i lewy szew długości jak w normalnym rękawie), to te najniższe rogi będę miała gdzieś w okolicach kolan. A żeby wyjąć dłoń z czeluści rękawa potrzebna mi będzie dodatkowa para rąk. A w przypadku chlapy na ulicach - spinacze, żeby sobie te rogi do uszu przypiąć i nie pobrudzić w kałużach. Wniosek - rękaw musi być jakby trzy czwarte (na zamkniętych bokach), wtedy zwisające rogi będą mniej więcej do połowy dłoni. Poniżej drugi rysunek poglądowy rękawa długiego (i za długiego) oraz 3/4 z cyferkami policzonymi przez podnoszenie do potęgi i pierwiastkowanie według dziadka Pitagorasa.
Jak widać drugi wariant daje maksymalną długość około 68 cm, co nie wymaga noszenia spinaczy w komplecie.
Sweter jak do tej pory powstawał w towarzystwie "Lotu nad kukułczym gniazdem" Keseya, ale do projektu z tak obłędnymi rękawami lektura wydaje się jak najbardziej odpowiednia.

niedziela, 25 września 2011

JAKBY RENESANSOWO?

Czas na niedzielną prezentację rzeczy zrobionych wcześniej. 
Już wiecie, że moje projekty powstają często bez konkretnej wizji, jak ma wyglądać skończona rzecz. W przypadku tego sweterka było jeszcze lepiej. Zachciało mi się poeksperymentować z robieniem ozdobnych szlufek z koralików... a do czego te szlufki, to już było drugorzędne. Wpadła mi w łapy szara wełna z niewielkim dodatkiem alpaki i jedwabiu, od razu miałam wizję tej wełenki i biało-czarnych szlufek. Tylko, że wełny wydawało się wystarczająco jedynie na bezrękawnik. Okazało się jednak, że przy lekkim dodatku bieli nie tylko zrobiłam rękawy, ale nawet baaardzo rzucające się w oczy rękawy.
Najpierw jednak pierwotne źródło inspiracji, czyli koralikowe szlufki.
Całość wygląda tak. Tutaj wersja o wyższym poziomie bizancjum, bo ze wstążką. Można też wiązać ją z tyłu, jeśli ktoś lubi.
A z rozpostartymi rękawami, ale bez kokardek, wygląda tak.
I na pewno nie jest to sweterek do chadzania na świąteczne obiady do rodziny, bo bardzo łatwo wsadzić te rękawy w talerz. Ale za to na jesienne i zimowe chłody jest idealny, bo grzeje jak przenośny kaloryfer dużej mocy (ale nie gryzie, mimo że ma w składzie głównie wełnę).
A czemu jakby renesansowo? Bo kiedy zrobiłam wykończenie dekoltu i spojrzałam na całość z tymi szalonymi rękawami, to jakoś tak mi się nieodparcie skojarzyło z sukniami dam z włoskiego renesansu. 
I jeszcze tradycyjne PS. Piątkowa kawa zrobiona przez Ślubnego okazała się znakomitym wyzwalaczem inspiracji i wykombinowałam, jakie projekty należy rozgrzebać:
- sweterek Stańczyka inspirowany niedawną eksploracją stoisk w Sukiennicach (i tu inspiracja była tak silna, że jest już naście centymetrów korpusika w kolorze bijącym po oczach),
- bluzka koszulowa w niestandardowe kolorystycznie paseczki (wykrój z Burdy niezbyt modyfikowany),
- bluzka frywolna z przezroczystej żorżety łączonej z bawełnianym płócienkiem i paroma innymi rzeczami, ale całość w tonacji bardzo ugrzecznionego granatu :) (wykrój z Burdy zmodyfikowany maksymalnie),
- i męczy mnie rozgrzebany haft (ten biały na białym), czy go nie skończyć i nie wykorzystać jako elementu ozdobnego w białej bluzce,
- aaaaaa jeszcze w najnowszej Burdzie jest model spodni w stylu boho, ze sznurowaniami na biodrach, a ja przecież potrzebuję kolejnych spodni  :)
Oczywiście fotki wszystkich powyższych punktów pojawią się w swoim czasie.

piątek, 23 września 2011

OLABOGA! SPÓDNICA LUDOWA

Na początku było słowo... Joanki, która uszyła sobie ludową sukienkę, ochrzczoną Pyzą i mnie zainspirowała do "zludowienia" spódnicy. Wykrój przewidywał dwa boczne karczki przodu, które zostały wyhaftowane w klimacie kaszubskim (etap haftowania można sobie obejrzeć TU).
A później spódnica weszła w okres leżakowania... żeby nabrała mocy urzędowej. Ale już jest gotowa, wyhaftowana, wykończona, odprasowana, przymierzona.
Jak widać haftowanie mi się spodobało i przy okazji machnęłam sobie delikatny szlaczek na dole. Oprócz funkcji ozdobnej spełnia też funkcję wysoce użytkową - górny rząd haftu zaplanowałam tak, żeby móc całe podłożenie dołu przyszyć do nitek haftu. Dzięki temu kompletnie nic nie widać na prawej stronie.
Przy okazji pochwalę się, jak czysto i elegancko wyszło mi wykończenie odszycia góry.
Teraz uwaga, będzie chińszczyzna zrozumiała dla osób szyjących! - Odszycie było krojone z tej samej formy co karczki tyłu i częściowo przodu. Dzięki temu wysokość karczków i odszycia  jest dokładnie taka sama i żeby wyglądało porządnie, zdecydowałam, że od spodu podszyję odszycia do szwów łączących karczki z dolnymi częściami spódnicy. Jestem taka dumna z tego, jak genialnie to wygląda, że najchętniej nosiłabym spódnicę, przynajmniej od czasu do czasu, na lewą stronę :).
Spódnica była szyta według wykroju z 107 z Burdy 2/2009, w wersji A. Przy czym zmieniałam jej długość - przedłużałam nieco w stosunku do oryginału.
Z tej samej dzianiny była wcześniej szyta sukienka podomowa, która w wersji bardziej eleganckiej wygląda tak.
Wyzwaniem było rozgryzienie, jak zrobić w tym fasonie przedni element ozdobny. Po pierwszym przeczytaniu wyjaśnień w Burdzie pomyślałam, że wyobraźni mi nie starcza, ale... "w praniu" okazało się, że nie takie ozdobne zakładki straszne, jak je opisują.
Te zakładki, jak widać, mają pod spodem, przelot na przestrzał i można sobie pod nimi przeciągnąć ozdobny pasek, wstążkę itp. Przyznaję się bez bicia, że na co dzień latam bez żadnych ozdóbek i sukienka też nieźle wygląda, ale z taką czarną taśmą od razu poziom elegancji skacze jej o parę stopni.
Wykrój pochodzi z Burdy 3/2009 (numer wykroju 102) i miał porządne opisy i obrazki poglądowe, bo był zamieszczony w ramach Krótkiego Kursu Szycia.
A teraz będzie rozrywka - kupiłam sznurowadła... którymi nie mam zamiaru niczego sznurować. Mam zamiar obciąć końcówki i wykorzystać je jako ozdobne tasiemki do jakiś zwariowanych projektów krawieckich. Muszę tylko najpierw sprawdzić, czy te cuda przypadkiem nie farbują... wolę się o tym nie przekonywać po pierwszym praniu. Ale jak ja się mogłam oprzeć takiemu wariactwu.
Te w czachy zaklepał już Ślubny, ale nie sprecyzował jeszcze do czego mam je ewentualnie przyszyć.
A teraz poproszę Ślubnego o zrobienie kawy i na spokojnie zastanowię się, co dalej, bo... nic nie robię. Wszystko skończyłam, uszyłam, wydziergałam, wyhaftowałam. I jak to stwierdziła dziś rano Moja Rodzicielka, czas najwyższy rozgrzebać co najmniej kilka kolejnych projektów. To ja się zastanowię...
I jeszcze, żeby wprawić Was w radosny, weekendowy nastrój, dwie fotki. Na pierwszej jest pierwowzór kota ze Shreka. Na drugiej - zwyczajowa poza kota śpiącego na podusi. Miłego weekendu.


środa, 21 września 2011

ROBIMY SPÓDNICĘ NA DRUTACH, "MYŚLĄC W KATEGORIACH ZAKŁADEK"

Zgodnie z wolą ludu czytającego będzie instrukcja robienia kiecki. W nagrodę dla tych, co przebrną przez niezbędne obliczenia będą fotki sukienki z paskiem, spódnicy na tyłku, haftu na spódnicy. A jakby komuś było mało to na deser będzie kot, bo się dzisiaj Ślubny przez pół dnia uganiał za nim z aparatem.

Na dobry początek też będzie kot, w wersji szpiegowskiej, żeby się nastroić do liczenia.

1. Założenie jest takie, że spódnicę robimy od góry, na okrągło, na drutach z żyłką. Kiecka ma być obcisła i dopasowana. Pierwsze kroki nie różnią się niczym od liczenia, ile oczek trzeba dodać między talią a biodrami, dodając oczka równomiernie.

2. Robimy sobie próbkę (przykro mi, inaczej się nie da). Przy czym robimy ją taką, żeby można było ją zmierzyć w poziomie (ile oczek trzeba na 10 centymetrów) i w pionie (ile rzędów musimy machnąć, żeby mieć powiedzmy 3 centymetry).
       Mnie wyszło, że na drutach 3,5 mam próbkę:
          25 oczek = 11,5 cm (w poziomie)
           6 rzędów = 2 cm (w pionie)

3. Próbkę można porzucić, a zamiast niej mierzymy siebie - ile mamy w pasie i ile mamy w biodrach w najszerszym miejscu. I tu pozytywna w wymowie uwaga - dzianina robiona na drutach trochę się jednak rozciąga, więc albo mierzymy się na bardzo ścisło, albo od tego co nam wyszło, odejmujemy jakieś 2 cm (tak czy siak jest miło, bo nam wychodzi, żeśmy schudły).
Mierzymy też, jaka jest odległość między talią, a biodrami, czyli miejscem gdzie mamy najszerszy odwłok (tak mniej więcej).
     Mnie wyszło, że 
            w pasie mam 70 cm
            w biodrach mam 100 cm
            a odległość między liniami tych dwóch pomiarów to około 16 cm

4. Teraz będzie wyższa matematyka w zakresie odejmowania.
Obliczamy różnicę w centymetrach między pasem a biodrami.
           Obwód bioder - obwód pasa = 100 - 70 = 30 cm
Czyli muszę poszerzyć kieckę o 30 centymetrów i muszę to zrobić we fragmencie mającym wysokość 16 centymetrów (między talią a najszerszym miejscem bioder).

5. Mając taką wiedzę, korzystamy z danych z próbki i układamy sobie proporcje:

Pytanie pierwsze:
OD ILU OCZEK MUSZĘ ZACZĄĆ ROBÓTKĘ?
        liczba oczek z próbki = centymetry z próbki (w poziomie)
       ??? (nieznana liczba oczek, które musimy nabrać) = obwód talii

      ??? = liczba oczek z próbki* obwód talii / centymetry z próbki (w poziomie)
    
         U mnie to będzie:
              25 oczek z próbki = 11,5 cm (w poziomie)
              ??? = 70 cm (bo o tyle ma w pasie)

             ??? = 70*25/11,5 =  152 oczka (trzeba nabrać na początku robótki, na poziomie pasa)

Pytanie drugie:
ILE OCZEK TRZEBA DODAĆ?
       liczba oczek z próbki = centymetry z próbki (w poziomie)
       ??? (nieznana liczba oczek, które musimy dodać) = centymetry różnicy między talią a biodrami

       ??? = liczba oczek z próbki* centymetry różnicy między talią a biodrami / centymetry z próbki

       U mnie to będzie:
              25 oczek z próbki = 11,5 cm (w poziomie)
              ??? = 30 cm (bo o tyle musimy poszerzyć)

              ??? = 30*25/11,5 = około 65 oczek, czyli muszę dołożyć około 65 oczek, żeby mi się odwłok zmieścił w kiecce (w rzeczywistości to będą 64 oczka, bo musi być parzyście)


Pytanie trzecie:
W ILU RZĘDACH MUSIMY JE DODAĆ?
I znowu proporcje:
     liczba rzędów z próbki = centymetry z próbki (w pionie)
     ??? (w ilu rzędach musimy je dodać) = odległość w cm między talią a biodrami

    ??? = liczba rzędów z próbki * odległość w cm między talią a biodrami /centymetry z próbki
     
     U mnie to będzie:
              6 rzędów z próbki = 2 cm (w pionie)
              ??? = 16 cm (bo o tyle musimy poszerzyć)
             
              ??? = 6*16/2 = 48 rzędów na to, żeby dodać wszystkie potrzebne oczka

I gdybyśmy dodawały równomiernie, to byśmy po prostu w miarę równomiernie rozłożyły te 65 oczek, które muszę dodać na 48 rzędów, w których muszę to zrobić (65/48= około 1,3 oczka w każdym rzędzie, czyli powiedzmy w co dziesiątym rzędzie 13 oczek). 
Tylko że wtedy spódnica rozszerza się tak samo z przodu i z tyłu, i na każdym poziomie między talią a biodrami. Tymczasem zazwyczaj tyłek wystaje nam bardziej niż brzuszek, krzywizna bioder u jednych większa, u innych mniejsza.

Kiedy spódnica jest szyta, to te różnice są uwzględniane na szwach bocznych i na zaszewkach, czyli mamy sześć miejsc newralgicznych (uprasza się zainteresowane o zapamiętanie pojęcia miejsca newralgiczne, bo będę nim szastać na prawo i lewo):
czyli jak widać na bazgrole powyżej: 2 boki, 2 zaszewki przodu, 2 zaszewki tyłu.
I my zamiast dodawać równomiernie będziemy dodawać tylko w tych 6 miejscach, a i to nierównomiernie!

6. Trzeba sobie obliczyć, gdzie miejsca newralgiczne wypadną w naszej robótce. Robimy od góry i nabieramy liczbę oczek odpowiadającą obwodowi talii (co już obliczyliśmy na początku punktu 5.) Mnie wyszło, że mam tam do nabrania na dzień dobry 152 oczka.
Cała liczbę oczek dzielę na 6 (bo tyle jest odcinków robótki pomiędzy punktami newralgicznymi)
         152/6 = około 25 oczek 
Jeśli nie wyjdzie nam okrągła liczba, to nadprogramowe oczka wpychamy między zaszewki przodu i ewentualnie tyłu. Czyli u mnie na odcinku między zaszewkami przodu będzie 26 oczek i między zaszewkami tyłu też 26 oczek. Między poszczególne odcinki wstawiamy znaczniki (mogą być kółeczka od biustonosza :) i od tej pory będziemy dwa oczka tuż po znaczniku traktować jako miejsca dodawania. Sugeruje jako pierwszy wstawić wyraźnie odmienny znacznik, żeby nam wyraźnie rzucało się w oczy, gdzie jest początek okrążenia. Bo jak zaczniemy robić i dodawać, to nie możemy się zastanawiać, czy to jeszcze poprzedni rząd czy już kolejny.

7. Pora na drugi rysunek poglądowy
Jakby wykrój przodu i tyłu spódnicy położyć obok siebie, to od razu rzuca się w oczy, że zaszewki tyłu są znacznie głębsze niż zaszewki przodu, bo tyłek nam bardziej odstaje, czyli na tyłku będziemy dodawać na całej możliwej długości, a przodu mniej więcej na połowie tej długości. Ponadto wykrój tyłu jest minimalnie szerszy niż przodu - czyli z tyłu trzeba dodać troszeczkę więcej oczek.

Nie ma ci się... krygować, zabieramy się do roboty. Mam już oczka odpowiadające obwodowi talii (152 oczka). Przerabiając drugi rząd, wrzuciłam do nich znaczniki, czyli mam:
ZNACZNIK PRAWEGO BOKU (INNY KOLORYSTYCZNIE) - 25 oczek - ZNACZNIK ZASZEWKI TYLNEJ - 26 oczek (bo upychałam nadprogramowe oczka) - ZNACZNIK ZASZEWKI TYLNEJ - 25 oczek - ZNACZNIK LEWEGO BOKU - 25 oczek - ZNACZNIK ZASZEWKI PRZEDNIEJ - 26 oczek (z tym drugim nadprogramowym) - ZNACZNIK ZASZEWKI PRZEDNIEJ - 25 oczek ( i wracamy do znacznika prawego boku).

I teraz pytanie krytyczne, jak sobie to dodawanie rozłożyć? Wiem, że mam upchnąć dodatkowe 65 oczek w 48 rzędach. Wiem, że mam sześć punktów newralgicznych. Ile oczek w takim dodawanym rzędzie? 

Liczba oczek/liczbę rzędów*6 (bo w co szóstym rzędzie) = 65/48*6= około 8 oczek.

Zasady:
- Dodajemy zawsze na bokach i zawsze na zaszewkach tyłu, czyli w każdym 6. rzędzie do osiągnięcia 48 rzędów.
- Na zaszewkach przodu dodajemy tylko do połowy ilości rzędów, w których poszerzamy kieckę, czyli ostatni raz dodamy coś w 24 rzędzie.
- Na bokach i zaszewkach tyłu dodajemy więcej niż na zaszewkach przodu.

Czyli u mnie to wyglądało tak:

PRAWY BOK ZASZEWKA TYŁU ZASZEWKA TYŁU LEWY BOK ZASZEWKA PRZODU ZASZEWKA PRZODU
6. rząd 2 1 1 2 1 1 razem 8
12. rząd 2 1 1 2 1 1 razem 8 
18. rząd 2 1 1 2 1 1 razem 8
24. rząd 2 1 1 2 1 1 razem 8
30. rząd 2 2 2 2 0 0 razem 8
36. rząd 2 2 2 2 0 0 razem 8
42. rząd 2 2 2 2 0 0 razem 8
48. rząd 2 2 2 2 0 0 razem 8







64 oczka



Dla przykładu, gdyby trzeba było dodać 100 oczek w 50 rzędach i dodajemy w każdym szóstym rzędzie (ten co szósty rząd jest stały), to:

100/50*6=12, czyli musimy dodać w każdym szóstym rzędzie 12 oczek:



PRAWY BOK ZASZEWKA TYŁU ZASZEWKA TYŁU LEWY BOK ZASZEWKA PRZODU ZASZEWKA PRZODU
6. rząd 3 2 2 3 1 1 razem 12
12. rząd 3 2 2 3 1 1 razem 12
18. rząd 3 2 2 3 1 1 razem 12
24. rząd 3 2 2 3 1 1 razem 12
30. rząd 3 3 3 3 0 0 razem 12
36. rząd 3 3 3 3 0 0 razem 12
42. rząd 3 3 3 3 0 0 razem 12
48. rząd 3 3 3 3 0 0 razem 12







96 oczek
50. rząd 1 1 1 1 0 0







100 oczek
Jak widać po 48 rzędzie mieliśmy dodane 96 oczek, czyli o 4 za mało. Te brakujące oczka dokładamy w 50 rzędzie (ostatnim, w którym według obliczeń możemy), rozkładając je między boki i zaszewki tyłu.
Dalej lecimy prosto, aż do osiągnięcia pożądanej długości. Jeśli ktoś sobie życzy można na samym dole zmniejszyć obwód o jakieś 2, 3 centymetry (ja tak zrobiłam). Spódnica układa się wtedy lepiej.

Uwagi dodatkowe: to jest rozpisanie oczek dla osoby, która nie ma zbyt dużego brzuszka, ma bioderka i posiada tyłek do siedzenia (dodajemy relatywnie mało i krócej na zaszewkach przodu, a więcej i dłużej na zaszewkach tyłu i na bokach). Jeśli posiadamy brzuszek - to zmieniamy nieco proporcje i dodajemy na zaszewkach przodu nieco więcej (na przykład dwa oczka a nie jedno), kosztem oczek dodawanych na bokach. Jeśli ktoś jest płaski jak deseczka, to w miejscu zaszewek dodamy mniej i długość dodawania (w rzędach) z przodu i z tyłu można do siebie upodobnić (na przykład z tyłu przez ustalone 48 rzędów, a z przodu przez 36). 
Trzeba po prostu na siebie spojrzeć w lustrze i poeksperymentować.

Uffffff... czuję się jakbym tonę węgla przerzuciła i mam tylko nadzieję, że nie napisałam czegoś, co odbierzecie jako referat w języku chińskim o proporcjach mieszania barwników do ozdabiania wachlarzy. Gdyby coś było niejasne, to piszcie w komentarzach, bo właśnie uświadomiłam sobie, że ja mam łatwość przekładania swoich pomysłów bezpośrednio na druty, ale gorzej z zapisaniem tego w sposób zrozumiały dla ludzkości. Bo u mnie rozpiska dodawania oczek wyglądała tak:

No dobrze, teoria była, czas pokazać co wyszło z tego praktycznie na tyłku robiącej.
A teraz będzie obiecywany w poprzednim poście bonusik w postaci poprzedniego wytworu z tejże włóczki, który to został unicestwiony bez litości i zastanawiania.

A oto sukienka z paskiem, która jak na moje prawie się nie różni od wersji już pokazywanej wcześniej ze wstążką. Ale... prawie robi wielką różnicę, a poza tym obiecałam. (Przepraszam za wygnieciony dół, ale kiecka już wisiała w szafie, a zapomniałam wyjąć ciuszek, żeby się odwisiał.)


A że Ślubny się rozmachał to przy okazji trzepnął też fotkę spódnicy, w której chodziłam dzisiaj. Pierwotnie to było spódniczysko rozmiaru za dużego, długości niewłaściwej i urody żadnej. Zostało skrócone znacznie, zwężone nieco i wyhaftowane na srebrno.

I jeszcze Mały, specjalnie dla Agaty. Najpierw Mały się utajniał za drzwiami i udawał, że my go nie interesujemy.
Chwilę później uczestniczył już w życiu rodziny jawnie i głośno.
A na koniec wpakował się pod narzutę na łóżku i udawał, że go nie ma.
A później zasnął pod tą narzutą i spał martwym bykiem dobre trzy godziny.    

poniedziałek, 19 września 2011

AAAABY ZROBIĆ SPÓDNICĘ

Z ulga stwierdzam, że włóczka zwana pieszczotliwie "Darem Teściowej" w trzecim podejściu uzyskała swój docelowy stan spódnicowy (dla tych, co nie wiedzą, o co chodzi z trzecim podejściem, odsyłam do wpisu Raport z Frontu). 
Co najlepsze, wbrew moim obawom, że zrobię sobie pasek a nie spódnicę, okazało się, że wyszła kiecka normalnej dla mnie długości około 55 centymetrów, czyli do połowy kolana. Z tego też powodu nie kombinowałam z dodawaniem koronkowych falbanek wyłażących spod spodu, bo ja uwielbiam bizancjum, ale... ten melanż jest zbyt obłędny na zbędne dodatki. Ale i tak mi się podoba. Bardzo kobieco się opina tam, gdzie ma się opinać i frywolnie macha falbankami na dole. (Jeszcze raz potwierdzam, że modelowanie góry tak, jakby się pracowało z tkaniną, czyli myślenie w kategoriach zakładek, a nie równomierne dodawanie oczek, żeby poszerzyć spódnicę w biodrach dało genialne efekty. Dodatkowo, na dole tuż nad kolanem jest zwężenie o jakieś dwa centymetry, które powoduje, że dół bardziej przypomina doskonale dopasowaną spódnicę ołówkową, a nie coś pomiędzy krojem prostym a spódnicą o kształcie trapezu.)
Ale żeby nie było nudno, dół jest wykończony trzema rzędami poziomych łańcuszków i mini falbaneczką, którą dla usztywnienia obleciałam szydełkiem.
Zanim pokażę całość, to wyjaśnię, że... obiecałam Wam dzisiaj zdjęcia na szybko, czytaj na leżąco. Rano okazało się, że pogoda za oknem nie tylko nie sprzyja robieniu fotek, ale wymaga włączenia oświetlenia, żeby z łóżka do łazienki trafić. Ale skoro zdjęcia obiecałam, to... organoleptycznie przetestowałam, że najlepsze sztuczne światło jest w łazience... i łupnęłam spódnicę na podłogę. Gdzie jak gdzie, ale sesji w łazience jeszcze "śmy nie przerabiali".
W całości, "na plaskacza" i przed praniem spódnica wygląda tak.
Zdjęcia na denatce, jak kiecka wyschnie, będzie dostępny nadworny fotograf i za oknem będzie choć trochę słoneczniej.
Ale żeby nie było tak deszczowo i ponuro, to pokażę znudzonego Małego na wczasach pod palmą.


Jak widać Mały zawija się dokoła doniczki... tylko jakby odwrotnie, ale ostatecznie to nie jest normalny kot.
I jeszcze raport z frontu robót, czerwona dzianinowa spódniczka z haftowanymi karczkami (co mnie na te spódnice wzięło, mam wrażenie, że nic innego ostatnio u mnie nie powstaje) drgnęła nieznacznie - są ułożone zakładki, wszyte karczki i zszyty prawy bok. Na jutro zostaje lewy bok i wszycie zamka, przyszycie obłożenia góry, wykończenia ręczne góry, a później będzie haftowanie i podkładanie dołu.

niedziela, 18 września 2011

TROPIKALNY ORANŻ

Czas na niedzielny deser, czyli ciąg dalszy pokazywania rzeczy zrobionych jakiś czas temu.
A zaczęło się tak... Rodzicielka została w sklepie zaatakowana kolorem. Nie potrafiła się oprzeć, zakupiła, zapakowała i przysłała. W tak zwanym "międzyczasie" próbowała mi opowiedzieć te kolor przez telefon... bez powodzenia, bo jak można opowiedzieć coś tak niezwykłego. Na jakimś forum znalazłam idealne określenie tego odcienia - tropikalny oranż!
Zanim pokażę, że z tego zrobiłam, to muszę wyjaśnić, jak u mnie wyglądają procesy twórcze. Im bardziej mnie jakaś włóczka lub tkanina zachwyci, tym więcej nocy muszę się z nią przespać. Zasypiam i kombinuję, co by tu z tego stworzyć. Mały mnie budzi w nocy, leżę sobie, głaskam go i myślę. W końcu mi się wyśni. Z oranżem było tak samo. Zostawiłam sobie motek na wierzchu i chyba tydzień łaziłam dokoła niego.
W końcu było jasne - bardzo prostu korpus i mega ozdobne rękawy... takie bizancjum. Szukając inspiracji do tego bizancjum, wpadł mi w łapy siedemnasty numer "Knittera" i model Tatamu... no i już było wiadomo, że te Tatamu-rękawy się ode mnie nie odczepią. (Dla zainteresowanych tu jest link do Ravelry.)
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym gazetowego wzoru nie zmodyfikowała. U mnie rzędy przeplatanych oczek są od siebie oddzielone rzędami robionymi na szydełku.
Ten sam motyw przeplatanych oczek pojawia się również na dole i przy dekolcie. Dodatkowo wszystkie brzegi wykończone jak to u mnie zwykle szydełkiem, żeby leżało.
Bluzka należy do tych, co to pasują do wszystkiego. Doskonale sprawdza się do jeansów, ale noszę ją też do białej spódnicy z falbanami, co nawet załapało się na zdjęcie, które już na blogu było.
Na całość poszło 240 gram tej oto włóczki robionej na drutach 2,75. Włóczka w wyglądzie i dotyku przypomina kordonek. Nie ma w sobie nic z elastyczności, a mimo to produkt wychodzi mięciutki i miły w dotyku.

I jeszcze małe PS - spódnica z szalonego melanżu właśnie leży obok mnie skończona, ale nie wykończona. A leży, bo na nią patrzę i zastanawiam się, czy ją czymś wykończyć, a jeśli tak to czym i jak. Postaram się jutro pokazać jakieś fotki, przynajmniej mniej więcej i może do jutra zdecyduję, czy ona wymaga jakiś dodatków.