Efekt końcowy jest do zaakceptowania, a biorąc pod uwagę, z jak trudnego do opanowania przy krojeniu i szyciu materiału bluzka powstawała, to jestem dumna, że projekt doczekał szczęśliwego końca.
W stosunku do oryginalnego wykroju Burdy (model 107, Burda 8/2011) bluzka została skrócona, przednie i tylne zaszewki pogłębione o kilka milimetrów na linii talii, rękawy nie są marszczone tylko mają małe zaszewki. Okazało się jednak, że największe zmiany dotyczyły tych upiornych żabotów.
Ale po kolei. W tle szemrał sobie audiobook i wilkołaki z Mercy Falls usiłowały przeżyć w nieprzyjaznym środowisku (trzeci tom Maggie Stiefvater "Forever"), a ja pracowicie obszywałam kolejne żaboty. Przy trzecim doszłam do niezłej wprawy i bez stresu patrzyłam w przyszłość. Przy czwartym odniosłam jednak wrażenie, że mi jakoś te ściegi wychodzą "nie z ręki"... rozłożyłam cztery żałboty i warknęłam niczym rasowy wilkołak - sierota boża zrobiła sobie jeden żabot lewy i trzy żaboty prawe... No brawo! (Nie były cięte z podwójnie złożonej tkaniny, tylko pojedynczo.) Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam sobie powtarzać, że przecież i tak miałam w planach wszycie po jednym żabocie i sprawdzenie, czy w ogóle potrzebne są te drugie. Szpilki w dłoń i lecimy z przypinaniem do przodu... co się okazało Burda wymyśliła, że żabot przyszywa się od dołu ku górze, po czym łapiemy zakręt o sto osiemdziesiąt stopni, nadmiar podwijamy i przyszywamy w zagłębieniu szwu. No fajnie, tylko wtedy prawa strona staje się lewą i obszycie zaczynam mieć nie tam, gdzie należy. Nie będzie podwijania, będzie kolejna partia zaszewek. Poupinałam zgodnie z długością wszycia sugerowaną przez wykrój, sfastrygowałam, przytwierdziłam prowizorycznie do przodu, założyłam na siebie... matko moja kochana! Fala materiału zalewał mi pierś w sposób niekontrolowany. Na górze mogłam sobie żabot motać koło uszu. Poniżej fruwały mi kokieteryjne fale wzburzonego Dunaju. Dostałam jakieś trzydzieści dodatkowych centymetrów w obwodzie piersi i mogłam konkurować z najhojniej obdarzonymi. No tak to nie może być. Odfastrygowałam, zrobiłam zaszewki płytsze, żabot się wydłużył, przyfastrygowałam ponownie... ufff! Przestałam wyglądać, jakby mi coś usiłowało wybuchnąć na biuście, a i tak, co widać na zdjęciu, jest dość obficie. Możecie sobie wyobrazić, jak to wyglądało w wersji pierwotnej. Z drugiego żabotu, który miał być przyszywany po linii łamanej (góra, dół, góra i z powrotem na dół) zrezygnowałam. Poza tym i tak musiałabym kroić od nowa jeden lewy żabot albo odpruwać obszycie i robić je ponownie.
Gdyby mi strzeliło do głowy użycie tego samego wykroju ponownie, to już wiem, że zmieniłabym radykalnie dekolt - nie półokrągło pod szyją jak u grzecznej pensjonarki, tylko dekolt w szpic, cięty wzdłuż linii wszycia dekoltu, byłoby bardziej kobieco. Namazałam sobie na gotowym wykroju: "zmienić kształt dekoltu", dorysowałam adekwatny obrazek i niech leży, jakby co, to będę pamiętać.
Niewątpliwą zaletą bluzki, a raczej materiału jest fakt, że po upraniu schnie piorunem i nie wymaga prasowania.
I teraz powstaje pytanie, co dalej... Na drutach to wiadomo, królują całe metry turkusowej sukienki. Natomiast w kolejce do szycia są: trzy sukienki (z czego dwie jesienne, a jedna jak najbardziej letnia), spódnica, a raczej dwie, spodnie, bluzka koszulowa klasyczna i niekoszulowa frywolna... Jedno jest pewne, na cokolwiek bym się nie zdecydowała, to żadnych śliskich materiałów, żadnych satyn, żorżet, ma być mięsiście, stabilnie i bezproblemowo.
Pięknie! :) Te złote wykończenia dają cudowny efekt, bardzo mi się podobają! A dekoltu ja bym nie zmieniała w przyszłości (ewentualnie tylko po to, żeby nie mieć w szafie dwóch takich samych bluzek), ponieważ tutaj wygląda pięknie!
OdpowiedzUsuńA twoja przygoda z żabotem - zabawna :) Dobrze, że przez komputer nie oberwę za tę uwagę ;))))
Pozdrawiam serdecznie!
OMG śliczna!
OdpowiedzUsuńObu Wam dziękuję za komplementy. Jak zwykle zarumieniam się stosownie :) Pozwoliłam sobie dodać Wasze blogi do bocznego paska, będę przynajmniej miała podgląd na najnowsze dzieła. Bo nic tak nie inspiruje, jak prace innych.
OdpowiedzUsuń@ pracownia weekendowa - uświadomiłaś mi, że powinnam chyba pokazać moją torebkę, moje zwariowane Japonki :)
@longrethread - Kimono mnie urzekło, tym bardziej, że sama mam w planach wyprodukowanie takiego cuda i również użytkowanie go w celach szlafrokowych.
Świetna bluzka, zarówno kolor, fason jak i wykonanie. Jeżeli chodzi o dekolt to faktycznie w szpic byłby jeszcze fajniejszy ale to mój ulubiony rodzaj dekoltu więc nie jestem obiektywna. Szkoda żem ja antytalent do maszyny.
OdpowiedzUsuń@ edi-bk - A sprawdzałaś ten swój antytalent? Bo może to tak jak z moim szpinakiem? "Nie lubię, nie gotuję - nie umiem, nie szyję", ale jak w końcu spróbowałam, to się uzależniłam.
OdpowiedzUsuń