Przenosiny

czwartek, 8 września 2011

TURKUS SIĘ SKRYSTALIZOWAŁ

Prace nad turkusową sukienką (pokazaną w formie zewłoka TU) wyszły z etapu katorżniczego dziergania dołu i weszły w etap nieokiełznanego dopieszczania szczegółów.
Wczoraj wieczorem zrobiłam ostatnie okrążenie dołu, czyli rząd numer 210, w którym to było 550 oczek... Następnie wzięłam głęboki oddech i zamknęłam te 550 oczek i nawet nie przecinając nitki poleciałam do łazienki w celu dokonania przymiarki. Trudno, wyjdzie, żem chwalipięta, ale ładnie wyszło. Kolor nawet w tak wielkiej plamie nie przytłacza. Góra leży bez zarzutu. Linię talii mam w... talii. A dół jest rewelacyjny, opłacało się szaleć z taką ilością oczek. Wprawdzie nie jest to pełne koło, ale i tak wygląda super. Żeby nie było, uprzedzam, że całą sukienką się fotograficznie pochwalę, jak ją skończę w stu procentach, żeby już była taka wygłaskana w każdym calu. Poza tym wymaga prania i porządnego blokowania, bo robienie tej płachty oznaczało miętoszenie jej w każdą stronę i wygląda jak po ciężkich przejściach i wożeniu w źle zapakowanej walizce przez tydzień.
W zasadzie już w trakcie robienia wiedziałam, że wszelkie wykończenia będą śnieżno białe - doły rękawów, dekolt, dół spódnicy. Szczególnie podoba mi się to, co mi wyszło na dole sukienki.
Spódnica była robiona trzy centymetry dłuższa i jest podłożona i podszyta. Dzięki temu się nie wywija na wszystkie strony. Dodatkowo zaryzykowałam i do wykończeń użyłam białej bawełny, która jest nieco grubsza i znacznie sztywniejsza niż nitka podstawowa. Dzięki temu dół został dodatkowo usztywniony i cudnie się układa, nie lepi się do nóg nawet bez zakładania pod spód żadnej halki typu petticoat.
I żeby nie było nudno wykombinowałam sobie, że sukienka wymaga paska. A skoro pasek, to muszą być szlufki.

Jak widać powstały z tych samych włóczek. Te pozostawione końcówki nitek posłużą jako elementy mocujące (przewleczone na lewą stronę, zawiązane na porządne supełki i dopiero podszyte), tym sposobem nie ma mowy, żeby się taka szlufka odpruła.
A pasek... a pasek będzie z białego płótna, haftowany, zapinany tak, żeby był idealnie gładki (zatrzaski lub haftki), bez żadnych kokardek. Udało mi się znaleźć w swoich zapasach mulinę idealnie pasującą do tej turkusowej włóczki odcieniem, tylko o ton ciemniejszą.
Gdyby się ktoś pytał, to to kolorowe cudo dokoła to taśma zabezpieczająca tkaninę przed strzępieniem się w trakcie haftowania. Nie chcę tego obrzucać maszynowo, bo zależy mi na doskonale płaskim efekcie końcowym, a przy prasowaniu taki obrzucony brzeg zaszyty w środku paska odznaczałby się na prawej stronie. Poza tym ten pasek nawet nie zobaczy stopki krawieckiej z bliska, bo zapewne zdecyduję się na ręczne zszywanie brzegów, żeby nie było widać żadnego ściegu maszynowego.
Czeka mnie więc dłubanina, ale co tam. Przecież liczy się efekt końcowy. A prawdę mówiąc, robiłam tę sukienkę z przeświadczeniem, że powstanie doskonały jesienny ciuszek domowy - ładny, wygodny, ale nie specjalnie elegancki. Ale jak zobaczyłam ją na sobie, to szybko zmieniłam zdanie, bo z odpowiednio dopieszczonymi wykończeniami będzie z tego coś bardzo fajnego.
Oczywiście praca nad dziewiarską stroną tej sukienki odbywała się przy akompaniamencie literackim, a że projekt był znacznych rozmiarów, to udało mi się przy nim posłuchać: siódmego tomu Sword of Truth Terry'ego Goodkinda "Pillars of Creation", piątego tomu cyklu o Cottonie Malon autorstwa Steve'a Berrey'ego "Paris Vendetta" (oba cykle uwielbiamy ze Ślubny pasjami, dobrze, że są dość długie), a w ramach obrzydliwej wisienki na torcie wystąpiło "Ferdydurke" Gombrowicza... nie mam pojęcia, jak ja to mogłam przeczytać w liceum jako lekturę. Jak mamusię kocham, słuchając tego teraz, zrobiło mi się słabo i niedobrze. Nie będę się rozpisywać, bo to nie blog czytelniczy, ale zniesmaczonam strasznie. A pasek haftuję sobie słuchając "Davida Copperfielda" Dickensa, audiobook ma tyle godzin, że na pewno wystarczy.

8 komentarzy:

  1. Wypisuję się z czytania Twojego bloga! ;-) Wszystko takie piękne i przemyślane! Po prostu pożera mnie zazdrość (ale taka pozytywna!).

    Z niecierpliwością czekam na efekt końcowy, bo naprawdę zapowiada się ciekawie :)

    Pozdrowienia w biegu! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rany boskie! Ty lepiej nie pisz tylko szybko kończ bo mnie ciekawość zeżre:-) Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeesssu, jak możesz takie emocje tu serwować, no przecież padnę z ciekawości! Już prawie padłam, jak zobaczyłam ten hafcik na pasku...
    szybko! szybko!
    Z "Ferdydurke" mam jakieś mgliste wspomnienia (też z liceum) - że było przeczytane i więcej pewnie nie będzie. Ale byłam na rewelacyjnym przedstawieniu "F" w TN, ryczałam ze śmiechu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się staram szybko, w przyszłym tygodniu będzie.
    @ pracownia weekendowa - Buuuuuuuuuuuuuu, nie wypisuj się, ja się postaram brzydsze rzeczy pokazywać :) Ale nie wiem, na jakiej podstawie twierdzisz, że u mnie to takie wszystko przemyślane. Ja mam wrażenie, że wszystko, co ostatnio robię, zaczyna się kompletnie bez planu i do ostatniej chwili nie mam pojęcia, jak w ostateczności ma wyglądać. Ale ja tak lubię - chaos twórczy jest moim ulubionym stanem ducha.
    @ edi-bk - hurtowo dziękuję za "odkrycie". Mam nadzieję, że będziesz wpadać regularnie, a ja obiecuję emocjonującą lekturę :)))
    @ Agata - jak chcesz poznać mistrzynię serwowania emocji, to zajrzyj na Moon River Journal - blog Astrid. Ona nas właśnie raczy emocjami w odcinkach od dwóch tygodni chyba, a na efekt końcowy, czyli samodzielnie skonstruowaną spódnicę czekam tak, że mnie już ciekawość zeżarła i sam zegarek został :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No no, już się nie mogę doczekać kiedy zobaczę całość, zapowiada się cudownie

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj chyba z tym chaosem kokietujesz trochę ;) Stanowczo ja-obserwator widzę: PRZEMYŚLANE :P

    OdpowiedzUsuń
  7. wow no padłam na pysk z wrażenia że się tak wulgarnie wyrażę. Pasek aaaaaa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wulgaryzm przebaczony :)))) Potraktowany jak wielki komplement.

      Usuń