Z ulga stwierdzam, że włóczka zwana pieszczotliwie "Darem Teściowej" w trzecim podejściu uzyskała swój docelowy stan spódnicowy (dla tych, co nie wiedzą, o co chodzi z trzecim podejściem, odsyłam do wpisu Raport z Frontu).
Co najlepsze, wbrew moim obawom, że zrobię sobie pasek a nie spódnicę, okazało się, że wyszła kiecka normalnej dla mnie długości około 55 centymetrów, czyli do połowy kolana. Z tego też powodu nie kombinowałam z dodawaniem koronkowych falbanek wyłażących spod spodu, bo ja uwielbiam bizancjum, ale... ten melanż jest zbyt obłędny na zbędne dodatki. Ale i tak mi się podoba. Bardzo kobieco się opina tam, gdzie ma się opinać i frywolnie macha falbankami na dole. (Jeszcze raz potwierdzam, że modelowanie góry tak, jakby się pracowało z tkaniną, czyli myślenie w kategoriach zakładek, a nie równomierne dodawanie oczek, żeby poszerzyć spódnicę w biodrach dało genialne efekty. Dodatkowo, na dole tuż nad kolanem jest zwężenie o jakieś dwa centymetry, które powoduje, że dół bardziej przypomina doskonale dopasowaną spódnicę ołówkową, a nie coś pomiędzy krojem prostym a spódnicą o kształcie trapezu.)
Ale żeby nie było nudno, dół jest wykończony trzema rzędami poziomych łańcuszków i mini falbaneczką, którą dla usztywnienia obleciałam szydełkiem.
Zanim pokażę całość, to wyjaśnię, że... obiecałam Wam dzisiaj zdjęcia na szybko, czytaj na leżąco. Rano okazało się, że pogoda za oknem nie tylko nie sprzyja robieniu fotek, ale wymaga włączenia oświetlenia, żeby z łóżka do łazienki trafić. Ale skoro zdjęcia obiecałam, to... organoleptycznie przetestowałam, że najlepsze sztuczne światło jest w łazience... i łupnęłam spódnicę na podłogę. Gdzie jak gdzie, ale sesji w łazience jeszcze "śmy nie przerabiali".
W całości, "na plaskacza" i przed praniem spódnica wygląda tak.
Zdjęcia na denatce, jak kiecka wyschnie, będzie dostępny nadworny fotograf i za oknem będzie choć trochę słoneczniej.
Ale żeby nie było tak deszczowo i ponuro, to pokażę znudzonego Małego na wczasach pod palmą.
Jak widać Mały zawija się dokoła doniczki... tylko jakby odwrotnie, ale ostatecznie to nie jest normalny kot.
I jeszcze raport z frontu robót, czerwona dzianinowa spódniczka z haftowanymi karczkami (co mnie na te spódnice wzięło, mam wrażenie, że nic innego ostatnio u mnie nie powstaje) drgnęła nieznacznie - są ułożone zakładki, wszyte karczki i zszyty prawy bok. Na jutro zostaje lewy bok i wszycie zamka, przyszycie obłożenia góry, wykończenia ręczne góry, a później będzie haftowanie i podkładanie dołu.
Spódnica śliczna, ale prawdziwy urok pewnie odkryty zostanie dopiero na żywym organiźmie, a nie łazienkowej podłodze. A kot pod palmą powalił mnie na kolana
OdpowiedzUsuńKota to ja sobie już życzę przy każdym wpisie ;)
OdpowiedzUsuńZ chwaleniem spódnicy poczekam aż się na czterech literach objawi, na razie chwalę falbankę, bo taka słodka i urocza jest :P
Ech, szkoda, że mnie "myślenie w kategoriach zakładek" nie jest dostępne :(
Dzianinowe spódnice kuszą - bo miękkie, bo ciepłe, ale mam jedną - zasadniczą - wątpliwość. Czy one się w trakcie używania nie "wypychają"? W końcu jak człowiek siedzi to ma nieco inny kształt niż jak stoi ;)
OdpowiedzUsuńNo i przepadło! Już nie dam Ci spokoju dopóki dokładnie nie napiszesz jak robiłaś te zakladki-SZCZEGÓŁOWO! Bo spódnica ma dokładnie taki kształt jaki uwielbiam ja i moja figura. Kot jak zawsze boski, ale który taki nie jest? :-)
OdpowiedzUsuń@ AnaYo, Agata i Edi-bk - kocio wyrasta tu na etatowego modela. W każdym wpisie to go nie będzie, ale obiecuję, że będzie się pojawiał dość często.
OdpowiedzUsuń@ Wiedźma z Gór - Jak Ty to ładnie napisałaś, że mamy inny kształt, jak siedzimy :) A z robionymi spódnicami to jest tak: jak są szerokie, to w zasadzie siedzenie na tyłku ich zbyt bardzo nie deformuje. Natomiast te wąskie modele (jak ten mój) wypychają się na odwłoku. Sposobem na to jest założenie pod spód halki. Ja mam uszyte kilka półhaleczek ze zwykłej podszewki, w różnych kolorach, ale w sumie jak ktoś chce jedną, to sugeruję uszycie lub kupienie halki w kolorze cielistym, można ją wtedy założyć pod wszystko. Ale przyznaję, że dzianinowe spódnice z założenia domowe traktuję bezlitośnie i siadam w nich, ciągam się po powierzchniach płaskich itp. Owszem wypychają się, ale formuję je ponownie przy praniu i po wyschnięciu mam znowu kieckę o właściwej formie.
@ Edi-bk i Agata - postaram się to "myślenie w kategoriach zaszewek" rozpisać łopatologicznie, z rysunkami itp. Bo w sumie jak ktoś umie sobie rozliczyć oczka do równomiernego dodawania/odejmowania, to i z tymi zakładkowymi kwestiami sobie bez stresu poradzi.
Mam pytanie dotyczące spódnicy robionej na drutach... Jak ona jest taka wąska i dopasowana w dodatku zaszewkami, to jak się ją wkłada? Nie ma przecież zamka...
OdpowiedzUsuńTo dzianina robiona na drutach, więc ma sporą elastyczność i bez problemu można ją włożyć górą, a jeśli ktoś nie zrobi bardzo ścisłych oczek w pasku, albo nie wzmocni go szydełkiem, to pewnie i przez biodra przejdzie.
Usuń