Święta Wielkanocne spędzałam ze Ślubnym i Teściami Moimi Niepowtarzalnymi w Krakowie. Obowiązkowa wizyta w Sukiennicach zakończyła się nagłym atakiem inspiracji. Galopując między stoiskami (dla wyjaśnienia - nie przepadam za tłumami i nie lubię zakupów, a tym bardziej bezcelowego szwendania się, dlatego Teściowie pełzli, zaglądając do każdego sprzedawcy, ja chciałam galopem przelecieć na durch i wyleźć na zewnątrz, delektować się pogodą i architekturą, a biedny Ślubny lawirował pośrodku, usiłując zapobiec pogubieniu się rodziny), ale wracając - galopując między stoiskami, nagle stanęłam jak wryta. W masie wisiorków, świecidełek, kwiatków i innego badziewia wisiało Cudo, przez duże "CU". Ślubny akurat dotarł do mojego miejsca nagłego postoju i został napadnięty w celu wyszarpania z jego torby długopisu i kartki. Szaleństwo w moich oczach kazało mu nie pytać: "a po co?" Inteligentnie podążył za to wzrokiem za moimi gałami i już wcale nie musiał pytać. Zamiast tego dał mi długopis i jakieś stare papierzysko, ale wyjął też aparat i uwiecznił Cudo.
W mojej wersji zamierzam zrezygnować z obwieszania swetra masą korali i świecidełek, ale mam wątpliwości, czy rezygnować z tego uroczego kwiatuszka omotanego na szyi...
Pierwsza uwaga - jeśli kiedykolwiek autorka tego Cuda lub właścicielka stoiska (o ile to nie jedna i ta sama osoba) tutaj zajrzy, to niech przyjmie szczere przeprosiny w imieniu Ślubnego, który dokonał potajemnego uwiecznienia bez pytania i moje jeszcze szczersze podziękowania za inspirację. Druga uwaga - ta głowa na zdjęciu nie moja ani nie rodzinna, ale nie mogłam jej wyciąć ze zdjęcia, bo nikt nie zobaczyłby rękawów w całej ich oszalałej okazałości.
Sweterek z marszu został ochrzczony Stańczykiem i chodził za mną i po mnie od Wielkanocy. Jedno było pewne - kolor musi być rzucający się w oczy i na głowę. W pierwszym odruchu chciałam zrobić Stańczyka z tropikalnego oranżu, ale byłoby go stanowczo za mało (i ostatecznie powstało z niego TO). Jednak Rodzicielka Moja dostarczyła w tej samej przesyłce tętniczo krwistą czerwień (przepraszam za drastyczne porównania, ale właśnie obejrzałam pierwszy odcinek nowego sezonu "Chirurgów"). I tak Stańczyk zaczął powstawać w piątek. Dziś mam go po pachy (jakby to nie brzmiało).
Oryginalnie dół swetra i rękawów nie był wykańczany nijak, po prostu prawe oczka. Ale ja nie lubię jak mi się zwija, więc u mnie będzie na każdym brzegu będzie około 6 cm ryżu.
Chciałam zrobić zbliżenie, ale coś mi wlazło w kadr.
Ale jak Mały mógłby się powstrzymać przed sprawdzeniem, czy te nitki nie są przypadkiem zabawowe? Kocio dało się przekonać, że należy zleźć z najnowszej robótki i oto zbliżenie (z obowiązkowym kółeczkiem od biustonosza w roli znacznika).
I teraz dla tych, co sami nie wpadli, jak zrobić te błazeńskie rękawy. Poniżej rysunek poglądowy, a pod rysunkiem będą wyliczenia matematyczne z użyciem twierdzenia Pitagorasa, żeby zarysować pojawiający się problem długości rękawów.
Otóż rękaw ma kształt kwadratu. Górny bok jest wzdłuż ramienia. Lewy bok daje nam wewnętrzny szew. Prawy i dolny bok są otwarte i dają nam dziurę na dłoń. A róg między nimi stanowi te obłąkane wydłużenia widoczne na pierwszym zdjęciu. I teraz! Jeśli chcę zrobić długie rękawy (czyli górny i lewy szew długości jak w normalnym rękawie), to te najniższe rogi będę miała gdzieś w okolicach kolan. A żeby wyjąć dłoń z czeluści rękawa potrzebna mi będzie dodatkowa para rąk. A w przypadku chlapy na ulicach - spinacze, żeby sobie te rogi do uszu przypiąć i nie pobrudzić w kałużach. Wniosek - rękaw musi być jakby trzy czwarte (na zamkniętych bokach), wtedy zwisające rogi będą mniej więcej do połowy dłoni. Poniżej drugi rysunek poglądowy rękawa długiego (i za długiego) oraz 3/4 z cyferkami policzonymi przez podnoszenie do potęgi i pierwiastkowanie według dziadka Pitagorasa.
Jak widać drugi wariant daje maksymalną długość około 68 cm, co nie wymaga noszenia spinaczy w komplecie.
Sweter jak do tej pory powstawał w towarzystwie "Lotu nad kukułczym gniazdem" Keseya, ale do projektu z tak obłędnymi rękawami lektura wydaje się jak najbardziej odpowiednia.
Odważny kolor i nietuzinkowe rękawy...koniecznie muszę go zobaczyć na ludziu, bo zapowiada się super!!!!
OdpowiedzUsuńRany boskie!!! Nie nadążam za Tobą! Jeszcze nie ochłonęłam po czerwonej kiecce (nie ma jakiegoś sposobu żebyś uszyła mi taką samą w rozmiarze 42??????) i ludowej spódnicy a ta juz leci trzeci post! Z ludowej spódnicy poproszę o zbliżenie dołu jesli łaska. Renesansowy sweter cudny tylko rekawy nie moje. Za to taliowanie i sposób wykonania tego pasa ze wstązką bezczelnie odgapiam. No i jestem na bieżąco. Kolor Stańczyka obłędny i oczodający- zupełnie w moim stylu. Krój faktycznie ciekawy, wyliczenia rekawów dobiły mnie kompletnie chociaż z matematyka nie miałam kłopotów nigdy. Śmiem przypuszczać, że te rękawki troszkę sie będą robic ale poczekam cierpliwie. Serdeczności i siły.
OdpowiedzUsuń@ Moje Smutki... - obiecuję, że zdjęcia na ludziu będą, taaakie rękawy trzeba uwiecznić.
OdpowiedzUsuń@ Edi-bk - Nie ma narzekania! Ciesz się, że masz czym oczy cieszyć. Poza tym ja jestem ciężko uzależniona robótkowo. Jeśli nic nie robię to może oznaczać jedno z dwóch - studiuję na dwóch kierunkach równocześnie (ale to już za mną) albo jestem ciężko chora (co się zdarza raz na ruski rok). Teraz w ramach odpowiedzi na prośby i sugestie. Szyć w rozmiarze dowolnym mogę, ale muszę mieć modelkę pod ręką do przymiarek. Jak zechcesz spędzić urlop w moich progach, to daj znać, będziemy szyć :) Zbliżenie dołu kiecki się zrobi przy okazji następnej sesji czegokolwiek. Od razu powiem, że tam są kółka w trzech wielkościach. Rękawy w Renesansowym są specyficzne i nie każdy lubi takie wachlarze. Taliowanie, szlufki, wstążki - bierz, co chcesz, tylko się pochwal, co wyszło. A rękawy w Stańczyku to tak naprawdę dwa dodatkowe sweterki wiszące przy części głównej... ale to same prawe oczka, więc idzie piorunem. Jak to się mówi u mnie w rodzinie - siedem lat nie minie i będzie. Pozdrawiam.
No no i kolorek odpowiedni na jesienną handrę i fason ciekawy. Jestem ciekawa końca dzieła.
OdpowiedzUsuńNiedawno też byłam w Krakowie, sukiennice "zaliczone" - straszna drożyzna :/
I kolejne wypasione rękawy - nie nadążam za Tobą - stanowczo! :)))
OdpowiedzUsuńZapowiada się cudownie, kolor bardzo ciekawy! Ale i tak w całym poście - przepraszam - ale wtrącenie o "cosiu" w kadrze jest najlepsze! Pogłaszcz go z pozdrowieniami ode mnie :))
@ Susanna - kolorek rzeczywiście... nie da się koło niego przejść obojętnie. I widzę, że mamy takie samo zdanie na temat poziomu cen w miejscach wysoce turystycznych :)
OdpowiedzUsuń@ Pracownia Weekendowa - okazuje się, że ja w każdym ciuszku coś nawymyślam, w sweterkach ostatnio głównie rękawy :) A "Coś" pogłaskałam.
Już od dawna zmuszam Mamę, żeby zrobiła mi taki sweter - jestem nawet zdecydowana sama go zrobić, akurat do prostej robótki na drutach mogę się zmusić. Wielkie dzięki za udostępnienie zdjęcia, nasze szkice zaginęły w pomroce dziejów!
OdpowiedzUsuń@ Maggiebr - zajrzyj parę postów dalej, bo tam jest zmodyfikowany wykrój rękawa - lepiej się układa. I uprzedzam lojalnie, że te rękawiszcza wychodzą makabrycznie szerokie i przez to trochę trudno np. jeść w takim sweterku ;)))) Z tego powodu ja zmieniłam koncepcję rękawów w swojej produkcji. Ale cieszę się, że Ci pomogłam. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWidziałam, widziałam - i jednak zaryzykuję. Pewnie zrobię rękawy 3/4, żeby mniej fruwały, a sweter będzie na okazje uczelniano/pracowe, kiedy rękawy nie przeszkadzają przesadnie.
OdpowiedzUsuńJesli będziesz miała mozliwość, to pochwal się efektem :)
OdpowiedzUsuńNo i widzisz jak fajnie jest w tym Krakowie :)
OdpowiedzUsuńW Krakowie jest rewelacyjnie. Szczególnie w sezonie mało turystycznym.
Usuń