***
Będzie w częściach oddzielonych wizualnie, bo się przez trzy dni nazbierało mnóstwo różnych rzeczy, niekoniecznie z tej samej beczki. I uprzedzam lojalnie, że będzie długo i fotograficznie obficie.
***
Najpierw pasek do sukienki. Haft skończyłam dwa dni temu. Pod koniec tego wyszywania uświadomiłam sobie, że pasek ma być raczej dopasowany niż zwisający. Wniosek? Zapięcie musi trzymać porządnie, a nie udawać, że trzyma. A tymczasem haftowałam na luźno tkanym płótnie... Znaczy się, trzeba zapięcie wyprodukować nie bezpośrednio na płótnie paska, tylko na jakimś wytrzymałym materiale. Przez dwie kolejne noce miałam czas na przemyślenie zapięcia, bo kocio nasze nieumiarkowanie kochające panią, przyłaziło nad ranem, powodowane wielkimi atakami miłości i jak mnie już paskuda budziła, to między jednym głaskiem a drugim wykombinowałam to:
Haftki i haczyki (czy jak kto woli po staropolsku "kobyłki i koniki" - dzięki, Mamuś, że ja wiem, co to jest konik i kobyłka!) są wszyte w poskładaną mocną wstążkę satynową. Trzyma jak złoto. A po zapięciu wygląda tak.
Przy czym całe zapięcie będzie z tyłu sukienki. Natomiast pasek w warunkach sukienkowych w zbliżeniu wygląda jak następuje.
Zdjęcia na denatce (martwej lub żywej), jak tylko Ślubny przestanie robić za domowo-zawodowy meteor i zamiast chimerycznie pojawiać się i znikać, osiądzie w domowych pieleszach choć na pół dnia.
***
Teraz będzie "przy okazji". Wzór haftu paska był przeze mnie wykorzystany wcześniej w jego pełnej wersji. Wyhaftowałam sobie obłędnymi kwiatuszkami poduszeczkę do igieł.
A skoro pokazuję poduszeczkę, to igielnik nie może być gorszy. Tym bardziej, że też jest haftowany, ale w kiście winogron.
A w środku wygląda już znacznie mniej ekstraordynaryjnie.
***
Pasek z przyległościami odpracowałam, to czas na spódnicę, a raczej na pokazanie, co wychodzi z prezentowanego w poprzednim wpisie obłędnego melanżu.
Kolory są na pewno zależne od ustawień Waszych monitorów, ale widać wyraźnie róże i zielenie w różnych odcieniach. Spódnica robiona jest od góry i jestem już po dodawaniu oczek, żeby mi się tyłek mieścił. Przy czym pobawiłam się prawie krawiecko i nie dodawałam oczek równomiernie tylko tak, jakbym miała przed sobą wykrój na spódniczkę z zaszewkami. Tył mam szerszy o 6 oczek od przodu i "zaszewki" przodu płytsze i krótsze niż te z tyłu. Przymierzałam, leży idealnie i nigdzie nic nie odstaje.
***
Przy okazji tego, że mam kieckę na drutach, to pokażę Wam, czego używam jako znaczników do robótek.
Gdyby się ktoś zastanawiał, to jest to kółeczko od ramiączka biustonosza. Wszystkie staniczki, które nadają się do wyrzucenia, są ogałacane z kółek. Okazuje się, że sprawdzają się doskonale, bo o nic się nie zaczepiają. A zróżnicowanie kolorów i kształtu pozwala na zaznaczanie początku czy innych newralgicznych miejsc różnymi kółeczkami.
***
Czas na zdjęcie "proszone". Edi-bk pytała, czym haftowałam spódnicę (tę, co się cały czas szyje). I spódnica, i pasek do sukienki był haftowany tą samą chińską muliną i jak się przyjrzałam, to ona ma nawet nazwę w języku zrozumiałym, mniej obrazkowym - Moonbrand.
I tak jak pisałam Edi-bk w komentarzu pojedyncze niteczki są bardzo wytrzymałe, nie zdarzyło mi się, żeby się przetarły w okolicach uszka igły w trakcie haftowania. I nie przytrafiło mi się, żeby ta mulina farbowała, nawet w praniu w ciepłej wodzie. W ukropie nie sprawdzałam.
***
No dobra, a teraz będzie część rozrywkowa numer jeden. Dwa dni temu Ślubny zadzwonił przed południem, tuż po wyjściu z siłowni i oświadczył: "Kochanie, kupiłem ci tasiemki...". Wprawdzie coś tam jeszcze po tych tasiemkach wymamrotał, ale ja oczami wyobraźni widziałam już co najmniej dwie reklamówki wstążek, tasiemek, pasmanterii wszelakiej. Dla wyjaśnienia, Ślubny miewa takie pomysły i potrafi kupić "pasmanteryjne znienacki", a to koraliki do przyszywania, a to włóczkę, a to inne takie. Otrząsnęłam się z upojnych wizji, bo Ślubny mówił dalej i w końcu dotarło do mnie, że po tych "tasiemkach" było sformułowanie "do ćwiczeń"...
Sami zobaczcie, jaką "pasmanterię" dostałam.
To są takie mega mocne nierozciągliwe taśmy do ćwiczeń. Wymyślone przez amerykańskiego wojskowego, który kombinował, jak tu ćwiczyć na misjach, kiedy nie da się zabrać ze sobą żelastwa. Wykombinował TRX, który można zaczepić o cokolwiek, nawet o porządne drzwi.
Wypróbowałam wczoraj i mimo tego, że jestem przyzwyczajona do intensywnych ćwiczeń siłowych, bynajmniej nie z kilogramowymi hantlami, to dzisiaj czuję wszystkie możliwe mięśnie, a machałam w sumie ostrożnie, bo to pierwszy raz i tylko samą sobą. Jeśli ktoś jest zainteresowany, co z tą "pasmanterią" można zrobić, to proponuję zajrzeć na stronę producenta, tam jest filmik i można sobie zobaczyć to cudo w akcji. Tylko dlaczego na filmie to wygląda tak bezwysiłkowo?!
***
A teraz będzie część rozrywkowa numer dwa. Co byście zrobili, gdyby Wasz Ślubny na GG odezwał się do Was tymi słowy:
Wypróbowałam wczoraj i mimo tego, że jestem przyzwyczajona do intensywnych ćwiczeń siłowych, bynajmniej nie z kilogramowymi hantlami, to dzisiaj czuję wszystkie możliwe mięśnie, a machałam w sumie ostrożnie, bo to pierwszy raz i tylko samą sobą. Jeśli ktoś jest zainteresowany, co z tą "pasmanterią" można zrobić, to proponuję zajrzeć na stronę producenta, tam jest filmik i można sobie zobaczyć to cudo w akcji. Tylko dlaczego na filmie to wygląda tak bezwysiłkowo?!
***
A teraz będzie część rozrywkowa numer dwa. Co byście zrobili, gdyby Wasz Ślubny na GG odezwał się do Was tymi słowy:
|
Mnie najpierw zatkało. Później pomyślałam, że ktoś sobie robi idiotyczne żarty, co szybko uznałam za niemożliwe i złapałam za telefon, żeby na żywo się upewnić, że Ślubny nie dostał udaru i nie majaczy z przepracowania. Ślubny odebrał cały uchachany, bo okazało się, że nie pisał do mnie ze swojego laptopa, bo robił na nim rendery i laptop mulił. Złapał zatem ipada, zwanego złośliwie "Narzeczoną", a tam była włączona autokorekta i Narzeczona to, co on napisał "zautokorektowała", zaszyfrowała i złośliwie wysłała do żony... A my się nie możemy śmiać, bo nas oboje bolą mięśnie brzucha po ćwiczeniach... ała!!! | |
Pasek genialny ale chyba już go wcześniej zachwalałam nim został skończony. Pomysł z wykorzytaniem plastikowych części od stanika równie zacny i na pewno go podchwycę (do tej pory zaznaczałam sobie "ważne" miejsca poprzez zamotanie w nich nitki tudzież agrafki).
OdpowiedzUsuńDziękuję za komplementy dla paska :) A kółeczka jako znaczniki naprawdę polecam. Też używałam agrafek (nie daj Boże, jak się przy przymiarce rozepną) lub spinaczy biurowych (zahaczają się o robótkę, ale i tak nadal ich używam do robótek szydełkowych, gdzie kółka są nie do zastosowania). A dostępne do kupienia znaczniki do robótek są owszem ozdobne i fajne, ale z tych które miałam wszystkie zahaczały się o nitki, plątały w rzędy i nie spełniały zadania.
OdpowiedzUsuńTak , pomysł z kółkami przedni- też kupuję. Pasek piekny wyszedł i idealnie się komponuje z sukienką. Dobra z Ciebie kobieta z tą muliną:-) A jeżeli chodzi o taśmy to wolę swoje z jogi- co prawda są to zwykłe pasy samochodowe ale swoją rolę spełniają. Życzę udanej niedzieli.
OdpowiedzUsuńPomysł na używanie kółeczek chętnie "odsprzedaję" :) Za zdjęcie muliny, nie musisz dziękować. Z tego, co pamiętam są nawet jakieś "przeliczniki" tej muliny na DMC. A co do taśm, wychodzę z założenia, że każdy ćwiczy to, co mu pasuje i używa takiego sprzętu, jaki jest dla niego najwygodniejszy. I nowym "pasmanteryjnym" prezentem od Ślubnego pochwaliłam się raczej z chęci wywołania uśmiechu, jak narwana dziewiarka widzi wszędzie prezenty rękodzielnicze. Do ich używania nie namawiam... są "hardcorowe" i ja sama zapewne nigdy bym się nie zdecydowała nawet na ich wypróbowanie, a tym bardziej kupowanie, gdyby nie Ślubny, który "przerobił" je z trenerem na siłowni i zapewne dzięki temu docenił ich możliwości. Spokojnego tygodnia.
OdpowiedzUsuńO kurcze! Ale pięknie wyszedł ten pasek! Naprawdę boski, a ta poduszeczka na igły to obiekt mojej zazdrości głównie w związku z moim hobby czyli odtwórstwem historycznym - jakbym takie coś miała to by oznaczało tylko: jedno szpan gigant :) Poza tym po prostu nie mogę się napatrzeć na rzeczy, które produkujesz na drutach. Ja znam tylko podstawy tego fachu, reszta jest dla mnie czarną magią a tu widzę swobodnie wymiatasz!
OdpowiedzUsuń@ Astrid - bardzo dziękuję. Ubawiłaś mnie tym "swobodnym wymiataniem" do łez. A jeśli chodzi o haftowana poduszeczkę do igieł, to mogę się podzielić wzorem, jeśli Cię to interesuje. Mnie ten wzór też od razu skojarzył się z sukniami z epoki, ale jest tak pracochłonny, że nawet poduszeczka na igły mnie doprowadzała do rozpaczy, że się wyszywa i wyszywa i nie przybywa prawie nic.
OdpowiedzUsuń