Przenosiny

piątek, 30 marca 2012

AND THE WINNER IS...

Proszę wstać, zostanie ogłoszony zwycięzca.

Blogowa Komisja Konkursowa zadecydowała, że nagroda główna w konkursie IKEA 2012 zostaje przyznana 
BRAHDELT.

Proszę usiąść, Komisja poda uzasadnienie.
Postanowiliśmy, że każdy z nas (czyli ja, Ślubny i Rodzona Moja Jedyna Mamusia) wybiera trzy najlepsze komentarze i za pierwsze miejsce przyznajemy 3 punkty, za drugie 2 i za trzecie 1. Tym sposobem było jak w banku, że uda się uniknąć karczemnych awantur, używania argumentów siły i kłótni rodzinnej tuż przed świętami.
I tu oświadczam, że działając niezależnie i z dala od siebie (ja przy laptopie w kuchni, Ślubny z padzikiem na antresoli i mama 450 kilometrów od nas, we własnych domowych pieleszach) wszyscy jednogłośnie przyznaliśmy pierwsze miejsce właśnie Brahdelt (drugie i trzecie miejsca były już znacznie zróżnicowane).
Cytując maila mojej Rodzonej z uzasadnieniem wyboru: "intrygujące i plastyczne spojrzenie na przedmiot i otoczenie". Ślubnemu "leżało całościowo i grało językowo", a mnie urzekł "dom dla lalek".

Gratulujemy wszyscy i IKEA też. I pozwolę sobie na prywatne podsumowanie - bardzo Wam dziękuję za zaangażowanie i wysoki poziom komentarzy. Wasze skojarzenia były piękne, ciekawe, nietypowe, intrygujące. Miło było czytać. Trudno i boleśnie było wybierać.

Poza zwycięskim komentarzem, postanowiliśmy także przyznać wyróżnienie, nagrodę pocieszenia za drugie miejsce, wysyłankę-niespodziankę za - znowu cytując Rodzoną Mamusię - "za dowcip i Don Speakera" dla 
Wioletty.

Na dziś to tyle - cała uwaga, reflektory i światła ledowe Lampeduzy skierowane na Was, biorących udział w konkursie, a głównie na zwyciężczynię.

Ale, żeby się w zajawkach jakieś zdjęcie wyświetlało, to na koniec Mały jako żywa ilustracja znanego: "łapy, łapy cztery łapy".

Jeszcze raz gratulujemy!!! Mały też!

środa, 28 marca 2012

FENIKS Z POPIOŁÓW

Feniks, czy inne smoki będą na końcu, ale najpierw ogłoszenie parafialne oraz kwestie papiernicze.

***
Przypomina się uprzejmie, że jutro o północy mija czas przeznaczony na pozostawianie komentarzy w Konkursie IKEA 2012!!! Kto czekał na ostatnią chwilę... to ona właśnie nadeszła i czas się brać do roboty i pisać.

Blogowa komisja Konkursowa już powolutku podczytuje Wasze komentarze. Stan na dziś jest taki: mamy 19 kandydatów do wygranej, wszystkie komentarze mają w sumie 2078 słów, 13 272 znaków liczonych ze spacjami.  

***
Ślubny spędził ostatnie dwa dni snując się po targach poligraficznych, oczywiście snuł się w celach czysto zawodowych, ale... czy ja nie pisałam całkiem niedawno, że Ślubny z każdych targów wiele wynosi (wieloznaczność czasownika "wynosi" zamierzona). Co wyniósł zawodowo, to ja mniej więcej wiem, ale nie to jest interesujące. Znacznie lepsze jest to, co wyniósł materialnie. Otóż jego jedyna jak do tej pory żona dostała dzisiaj targowy gadżecik - zeszyt, ale jaki!!! Z malinami!!!

A jak ktoś nie zauważył, to ja maliny bardzo, bardzo... co nawet na blogu widać. Jeść lubię - w każdej postaci, od surowej do przetworzonej. A poza tym ja jestem Malinowska z domu, więc jak mogę nie mieć sentymentu.
W ramach przedziwnych gadżetów na targach rozdawano także (kolejność wymieniania przypadkowa): zakładki do książek z magnetyczną zapinką, żeby się dało przytwierdzić do strony, nici dentystyczne do szurania po zębach, zapałki, jabłka (jak najbardziej jadalne), nasiona rzeżuchy... coś jakbyśmy reklamowo w ekologię szli, patrząc na te dwie ostatnie pozycje rozdawnicze.

*** 
No i teraz będzie gwóźdź programu, Feniks z Popiołów, Projekt Pokutujący, Czkawka Krawiecka (jeszcze nie zdecydowałam, która z trzech nazw najbardziej pasuje :).
Kto pamięta jeszcze, jak to tuż przed przeprowadzką na Róg Renifera miałam Syndrom Odstawienia od Maszyny i w ramach terapii dorwałam fioletową cieniutką siateczkę w chińskie smoki i inne ornamenty wschodnie i nawet zrobiłam wykrój? Chyba tylko najstarsi czytelnicy pamiętają.
I znowu się powtórzę, że ja na drutach mogę robić w dowolnym momencie, nawet w samym środku remontowego tajfunu i bankowej katastrofy, ale do szycia muszę mieć zupełnie spokojną głowę i żadnego mętliku i kociokwiku dokoła. Dlatego Projekt Pokutujący zatrzymał się na etapie zrobionego wykroju i leżał, i leżał, i przeprowadził się na Róg Renifera i dalej leżał w jednej szafie, w drugiej szafie, aż w końcu  mnie odblokowało.
Metry materii zostały wywleczone, Burdy i inne pomoce naukowe przejrzane, model zmieniony, wykrój zrobiony na nowo, wszystko, co potrzeba skrojone i... czuję się szczęśliwa. Bo to znaczy, że moje życie wróciło do stuprocentowej normy, okres błędów i wypaczeń (błędów mało, wypaczeń sporo) za mną. Wiosna przyszła (śnieg w weekend zignoruję). Żyć, nie umierać. A poza tym Kącik Szalonej Rękodzielniczki sprawdza się idealnie - powierzchnie płaskie w nadmiarze, wszystko pod ręką, bałagan można porzucić w dowolnej chwili i nawet się za siebie nie obejrzeć, oddalając się do innych zajęć.

Ale do rzeczy, czyli do Feniksa. Koncepcja, że ma być bluzeczka, się nie zmieniła, ale model będzie nieco prostszy niż poprzednio kombinowałam - materiał jest tak ozdobny, że co za dużo, to nieelegancko (Diana 4/2011).

Jak widać lekko folkowe klimaty pozostały. Marszczenia na tak miękkim i cienkim materiale powinny wyjść genialnie, a w ramach dodatków wystąpi fioletowa wstążeczka (zostało mi jakieś cztery kilometry z szalonych zakupów w celu upiększenia Lampeduzy - teraz będzie jak znalazł).

Oczywiście prace krawieckie nie mogą się odbywać bez udziału Naczelnego Pomagiera. Najpierw się kocio wpakowało na stół i zaprezentowało lekkie ofukanie, że miejsca mało, nie ma gdzie się rozkładać i polegiwać.

A w sekundę później Mały już się zadomowił, rozsiadł i czekał na rozrywki.

***
Do piątku... w piątek będą wyniki... popołudniowym-wieczorem będą... I w piątek pewnie będę szyć, więc może nawet uda się pokazać jakieś fragmentaryczne sukcesy na Denatce.

poniedziałek, 26 marca 2012

WYŻSZA TECHNOLOGIA... JAKBY

Jakaś paskuda ukradła mi wczoraj godzinę z życia. Co gorsza! Ukradła mi 60 minut nocy. Jeśli ktoś wie, kto personalnie jest odpowiedzialny za pomysł zmian czasu, to niech da znać, podamy nazwisko tej paskudy publicznie.
W ramach protestu przeciwko skróconej nocy wstałam wczoraj wyjątkowo wcześnie. Na wyraźne życzenie Ślubnego wyprodukowałam na niedzielne śniadanko tuńczyka z orzechami włoskimi oraz mini grzaneczkami i ogórkiem w komplecie. Zrobiłam pranie. Rozebrałam pralkę i umyłam każdy zakamarek (fuj! nie lubię, nie lubię, nie lubię!!!). Przygotowałam kurczaka w koprze i orzechach na obiad. Dałam się wyciągnąć na parokilometrowy spacer (kiedyś Wam opiszę, jak wygląda "spacer" w naszym wykonaniu i dlaczego ten cudzysłów). Postawiłam parędziesiąt haftowanych krzyżyków i okazało się, że jest dopiero wczesne popołudnie.
I tu wkroczył Ślubny i zorganizował nam czas do 23:00 - sadzając mnie przed telewizorem, dając do łapy druty i podstawiając pod nos napoje ciepłe i zimne i włączając trzy ostatnie części Harry'ego Pottera. Ponad sześciogodzinny maraton filmowy. Miło było. 

***
Tym bardziej miło, że Rudości przyrosły znacznie, bo przecież trzy części Pottera to dużo czasu na machanie drutami. 

I wiem, jak Rudości mają wyglądać na górze, to znaczy częściowo wiem. Góra będzie mało obcisła, ale też nie workowata. Rękawy bardzo, bardzo szerokie i zbierane w nadgarstkach ozdobną taśmą i na dole powstaną wtedy śliczne falbaneczki. A wszystko robione po prostu prawymi z dodatkiem pawich oczek tam, gdzie wyda się właściwe dodanie czegoś ozdobnego Zastanawiam się jeszcze nad dekoltem, czy zrobić spory, okrągły dekolt, czy może pójść w drugą stronę i zrobić bluzeczkę nie tylko pod szyję, ale jeszcze z wysoką, ozdobną szydełkową stójką? Ta kwestia się wyklaruje później. Na razie jestem w okolicach pachy i będę nabierać oczka na górę rękawów.

***
Zmiana tematu, zmiana tematu. Haft przyrasta całkiem znacznie, jakaś jedna czwarta całości za mną. Ale wczoraj przypomniało mi się, co kiedyś przeczytałam, że żeby ocenić hafciarkę-wyszywarkę, to nie należy oglądać jej haftu na prawej stronie. Trzeba haft odwrócić i ocenić, jaki bałagan i chaos tworzy ona na lewej stronie. Im schludniej, tym lepiej.
Ja sama dopiero parę lat temu nauczyłam się, że haftując krzyżykami nie ma mowy, żeby robić supełki, ani na początku haftowania danym kolorem, ani kończąc nitkę. Że faktura haftu po lewej stronie ma być jak najbardziej płaska, bez buł i nawarstwień nitek, o ile tylko się da. 
No to pokażę Wam, jak wygląda moja lewa strona haftów krzyżykowych. Ja sobie stawiam jakieś cztery z plusem.

Jedyne supełki, jakie się u mnie pojawiają, to te robione na zwykłej nitce, którą robię obszycia, ale one są relatywni małe, te supełki, i nie pozostawiają śladów po prawej stronie przy prasowaniu. Bo ja uwielbiam takie graficzne hafty z obszyciami.

A ta moja miłość do obszyć chyba najbardziej widoczna jest przy gejszach, gdzie zwykła nitka dodana do krzyżyków muliną tworzyła dodatkowe efekty.

***
I jeszcze muszę się wytłumaczyć, czemu taki a nie inny tytuł notki. A przy okazji znowu wrócimy do tej paskudy, co zmusiła nas do przestawiania czasu. Czego zatem potrzeba na Rogu Renifera, żeby przestawić zegar o godzinę??? Wyższej technologii, czyli krzesła i szczotki do zamiatania, moi drodzy, długiej.
A szczegółowy przepis wygląda tak:
Weź jednego zniesmaczonego zadaniem Ślubnego i postaw na krzesełku lub drabince. Daj mu do łapy szczotkę do zamiatania na długim trzonku. Po czym stań grzecznie w pewnej odległości i komenderuj: "jeszcze trochę w górę, w dół, w lewo, w prawo, już!!!". Po czym odbierz szczotkę, postaw krzesełko na miejsce, a Ślubnemu daj coś dobrego do przegryzienia w nagrodę, obiecując jednocześnie, że nie każesz mu tego robić ponownie przez następne pół roku.
Fotograficznie wygląda to tak:

piątek, 23 marca 2012

EKHUMMM, EKHUMMM...

Najpierw ilustracja mojego stanu ducha.

I ten stan ducha trwa od dwóch dni, ale się nie chwaliłam publicznie, że mnie nosi z radości, bo musiałam przetrawić w cichości ducha. Siedziałam zatem jak zadowolony z życia kot przez 48 godzin, popiskiwałam z ukontentowania i pławiłam się w całym oceanie wewnętrznych ochów i achów (na zewnątrz oczywiście udawałam, że mnie nie rusza, że ja na takie wydarzenia to nawet lewą powieką nie mrugam i podchodzę do nich jak Eskimos do silnych mrozów).

Powód?
Proszę bardzo:
Zdjęcie pochodzi z albumu "Lombardia", którego autorem jest Pierluigi Panza.

Wygraliśmy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wpis o Lampeduzie i dizajnie, co to wzbogaca wygrał część konkursu IKEA 2012 przeznaczoną dla blogerów. A to oznacza, że w kwietniu Róg Renifera zawita do Mediolanu, a ściślej zawita tam na cztery dni Ślubny. 
Na oburzone głosy, czemu Ślubny a nie ja albo nie razem, od razu wyjaśniam, że razem nie możemy z powodów rodzinno-domowych, a ze względu na to, że głównym celem są międzynarodowe targi mebli bardzo dizajnerskich, to Ślubny więcej z nich wyniesie (ja bym parę katalogów i długopisów reklamowych przywiozła do domu, a on może jakieś krzesełko składane chociaż... wyniesie :)))).

Tym samym zachęcam tych, co się jeszcze zbierają w sobie i przygotowują psychicznie, żeby się jednak wzięli w garść i przystąpili do części konkursu IKEI przeznaczonej dla czytelników bloga - macie czas do 29 marca. Dla tych, co są nieświadomi - wygrana to 100 złotych w formie bonu do wydania w IKEI oczywiście. Wszelkie szczegóły znajdziecie we wspomnianym wpisie i tam też należy pozostawiać konkursowe komentarze.
Blogowa Komisja Konkursowa śledzi Wasze zeznania na temat wcieleń Lampeduzy na bieżąco, przemyśliwa i kombinuje, a także ostrzy pazury i już nastawia się na ostrą (merytoryczną oczywiście) walkę w czasie obrad jury.
 

środa, 21 marca 2012

RUDO-PAWIO, PAWIO-RUDO

Zapotrzebowanie społeczne zostało zgłoszone na ujawnienie wzoru pawich oczek. Będzie, będzie, ale zanim wzorek, to pokażę stan Rudości na dziś
Denatka została odstrojona w... pasek z dodatkiem. Przepraszam zatem za nieobyczajne fotki, ale obiecuję, że dorobię górę i bluzeczka stanie się mniej obsceniczna.

Przód nie jest jeszcze wykończony na dole szydełkiem i dlatego w falbankach jest taki nieokiełznany chaos. Widać za to, że udało się uzyskać ładne, równiutkie marszczenie pod paskiem.

Tył marszczy się mniej, bo... gdzieś trzeba odwłok zmieścić. I tutaj dół już przeszydełkowany.
Jak się dobrze przyjrzycie, to widać szpilki trzymające szydełkowe wykończenie paska półkolami - po nabraniu oczek zaczęły te półkola odstawać. I albo uda się je okiełznać na etapie prania i blokowania, albo przyszyję je na stałe do dzianiny drutowej poniżej. Bardziej prawdopodobne jest to drugie rozwiązanie, bo wtedy nie będę się zastanawiać, kiedy mi staną dęba.

I jeszcze zbliżenie na szydełkowe wykończenie dołu.
Zastanawiam się nad dodatkowym rzędem szydełkowych półsłupków, zrobionym na samym dole, ale z tej grubszej bawełny - ta cienizna jest bardzo delikatna i lekka i nie jestem pewna, czy nie potrzebuje dodatkowego obciążenia na końcu, żeby grawitacja bardziej ten dół ciągnęła. Się przetestuje, się zobaczy, się zdecyduje.

***
A teraz wzorek - mój ulubiony - czyli pawie oczka. Sprawdza się doskonale na wszelkiego rodzaju włóczkach, nitkach, wełenkach, niezależnie od grubości.

Schemat wygląda tak i pokazuje rzędy parzyste i nieparzyste, od 1. do 4.

Tłumaczyć będę w dwóch wersjach jednocześnie - dla robótki płaskiej (kiedy robimy po prawej i lewej stronie robótki) oraz dla robótki robionej na drutach z żyłką (czyli kiedy robimy po okręgu, tylko po prawej stronie).

Dla robótki płaskiej nabieramy liczbę oczek podzielną przez 17 plus dwa oczka brzegowe. (Dla robótki na okrągło nabieramy liczbę oczek podzielną przez 17). WAŻNE - robiąc na okrągło wstawiamy sobie marker (znacznik, kółko od stanika, cokolwiek) na początku rzędu, żeby później tego początku nie zgubić.

1. rząd - same oczka prawe (dla wersji okrągłej też same oczka prawe).
2. rząd - oczko brzegowe, wszystkie oczka wzoru na lewo, oczko brzegowe (dla wersji na okrągło - same oczka prawe).
Mamy na drutach taki stan rzeczy, czyli punkt wyjścia dla narzutów i dwóch razem:
3. rząd - wersja robótki płaskiej - oczko brzegowe, **3 razy dwa oczka razem na prawo (na wierzchu powinno być drugie oczko z każdej przerabianej razem pary oczek), *1 oczko narzutu, 1 oczko prawe* - powtarzamy 5 razy sekwencję od * do *, 1 o. narzutu, 3 razy dwa oczka razem przerabiane na prawo (na wierzchu ma być pierwsze z każdej pary przerabianych razem oczek)** - powtarzamy dowolną ilość razy sekwencję od ** do **, oczko brzegowe.
3. rząd dla robótki na okrągło - pomijamy oczka brzegowe i zaczynamy od ** i powtarzamy sekwencję między ** i ** do upojenia, czyli do zakończenia rzędu.

Wyjaśnienia: żeby się oczka przerabiane dwa razem dobrze układały we wzorze trzy pary tych oczek (przed narzutem) przekładamy sobie na lewym drucie tak, żeby drugie oczko z pary było na wierzchu, czyli leżało tak (i dopiero wtedy wkłuwamy się w te dwa oczka i przerabiamy razem na prawo):
Natomiast trzy pary oczek przerabianych razem na prawo, które są tuż po narzucie, przerabiamy tak, żeby to pierwsze oczko leżało na wierzchu, czyli wkłuwamy się normalnie, czyli tak:
Uwaga! - jak się robi na okrągło, na żyłce, to oczka wychodzą nam inaczej ułożone na drucie (jakby się tyłem do kierunku robótki układały) - wtedy przy przerabianiu dwóch razem trzeba sobie te oczka układać na drucie tak, żeby wkłuwać się w nie w sposób pokazany na zdjęciach.
Jeżeli komuś nie zależy na idealnej piękności, to może sobie te dwa różne sposoby przerabiania dwóch razem na prawo (czyli pilnowanie, które oczko jest na wierzchu) darować i robić je dowolnie.

Po przerobieniu rzędu 3. mamy taką sytuację na drutach:

4. rząd dla płaskiej robótki - lewa strona wygląda teraz tak:
i robimy wszystkie oczka prawe:
Po odwróceniu robótki na prawą, właściwą stronę po przerobieniu 4. rzędu mamy coś takiego:
4. rząd dla robótki na okrągło - robimy rząd oczek lewych, żeby po zakończeniu tego rzędu mieć dokładnie taką samą sytuację jak na zdjęciu powyżej.

Koniec wzoru! - powtarzamy rzędy od 1. do 4. i otrzymujemy coraz wyraźniejsze fale.
Kiedy chcemy zakończyć robótkę, warto nie kończyć jej tuż po 4. rzędzie, czyli tuż po lewych oczkach, tylko dorobić jeszcze jeden lub dwa rzędy oczek prawych. Wtedy po zamknięciu oczek mamy to:

Oczywiście ja na potrzeby nauczania robiłam tylko jedną sekwencję wzoru, ale w rzeczywistości robi się ich więcej i wtedy tam, gdzie są narzuty robótka nam się wybrzusza, a tam, gdzie mamy 6 par dwóch oczek razem - mamy wklęsłości.

Oczywiście pawie oczka można robić w kolorze, na przykład tak:
Czyli robiąc 3. i 4. rząd innym kolorem.

***
A i jeszcze jedno. Pamiętacie jeden z prezentowych motków od Izy i Agaty, co to miał zostać przerobiony na eleganckie męskie skarpetki cichobieżne? To ja oficjalnie proszę istoty bardziej skarpetkowo doświadczone o podpowiedzenie, który wzór skarpetek robionych od palców (bo chcę sobie potestować, wcześniej robiłam skarpetki ortodoksyjnie, od góry) polecacie. Bo ja się wczoraj zakopałam w całym stogu możliwości i stwierdziłam, że zapowiada się zrobienie coś koło trzydziestu par... A zatem cichutko popiskuję: help!, help!

***
I oczywiście Konkurs IKEA 2012 nadal trwa.

niedziela, 18 marca 2012

W SZPRYCHACH NAŁOGU

Idealny weekend na ponowne wpadnięcie w szpony, a raczej w szprychy rowerowego nałogu. W piątek pojazdy umyłam z zimowej warstewki kurzowego nalotu. W sobotę Ślubny wyposażony w pompkę i samochód (jako źródło elektryczności) napompował koła i... machnęliśmy wczoraj rozgrzewkowe 13km. Bolały mnie bynajmniej nie nogi, tylko to miejsce, skąd one wyrastają. Ale przecież jak jest taka pogoda, to nie można nie wykorzystać, więc dzisiaj poprawiliśmy statystyki jeszcze dłuższą trasą. 
Przy okazji - kto wie, jaka jest najlepsza i najbardziej uczęszczana ścieżka rowerowa? Okazuje się, że w tej roli idealnie się sprawdza już zbudowana, ale jeszcze nie oddana do użytku obwodnica miasta - w weekend to deptak, promenada, ścieżka rowerowa i raj dla rolkarzy w jednym. Dla wyczynowych rowerzystów też raj na ziemi, bo płasko to na tej obwodnicy bywa, ale rzadko, głównie są jednak podjazdy o sporym nachyleniu (zjazdów relatywnie mniej, bo cały czas miałam wrażenie, że pedałuję pod górkę, i pod górkę, i pod górkę...).

A teraz siedzę sobie na miękkim (żeby mniej bolał tyłek odgnieciony od siodełka) i mogę zdać relację z ostatnich trzech dni.
Po pierwsze przyrosły bluzeczkowe Rudości, czyli do szydełkowego paska, który ma być na poziomie talii dorabiam właśnie dół. Kolejność tworzenia trochę postawiona na głowie, ale co tam, czy to jest powiedziane, że ma być normalnie?
Od razu odpowiem na pytanie, jakie na pewno zada mi Iza w komentarzach - na jakich to "grubaśnych" drutach robię tą cieniznę. Na 3,25.

I tak, dobrze widzicie, pawie oczka będą na końcu, bo mi się zamarzyło, żebym miała na dole urocze falbanki z falkami, a nic tak dobrze nie robi falistych brzegów jak ten wzór. 
Zazwyczaj przy łączeniu różnych nitek i przechodzeniu z szydełka na druty i odwrotnie obie części zszywałam. Tym razem łączenie nie jest zszyte, tylko oczka na druty są nabrane bezpośrednio z szydełkowego paska. Miejsce nabrania i tak zniknie schowane pod rzędem szydełkowych półkoli.

W piątek w ramach szukania sobie powodów do długich spacerów dokonałam oblotu po prawie wszystkich second handach, jakie można znaleźć w Murowanej Goślinie. Oczywiście nie wróciłam z pustymi rękami. Nabyłam drogą kupna z elementami lekkiego targowania się ponad dwa metry ciepłej wełenki w czarno-czerwoną wielką kratko-pepitkę (8 PLN), z której powstanie za parę miesięcy jakaś jesienno-zimowa spódnica na podszewce (chwilowo zdjęć brak, bo w formie płachty materiał nie rzuca na kolana). Oraz... zasłonę, wielką, bawełnianą, cudną (7PLN), z której mam zamiar uszyć wiosenno-letnią spódniczkę. A nie mogłam się oprzeć, bo taki gobelinowy, angielski w klimatach materiał śnił mi się po nocach.
Teraz muszę sobie jeszcze chwilę pospać z rodzącą się ideą, żeby mi się cała spódnica przyśniła, bo na razie wiem tylko tyle, że potrzebuję wstążki w pięknym pistacjowym kolorze, żeby była jako dodatek. 

Poza tym haft się nadal haftuje i zakończyłam część nudną, a przechodzę do części rozrywkowo-kreatywnej, gdzie będę szalała kolorystycznie.

No i Mały - faza na piłeczki pingpongowe nadal kotu nie przeszła, mam nawet wrażenie, jakby uzależnienie od zabawki trochę się pogłębiło. Przy czym po nocy łupania piłeczkami po panelach i płytkach można na przykład zastać rano taki widok w kuchni:
Zwracam uwagę na prawie idealnie symetryczne ułożenie zabaweczek :)

Poza tym Mały przestał przesypiać całe dnie i chować się profilaktycznie w pościeli na najlżejszy dźwięk dochodzących z zewnątrz, a skupia się raczej na aktywnym uczestniczeniu we wszystkim, co się dzieje. Nic, żadna czynność nie może się obyć bez tego, żeby nie wetknął nosa.

Ale i tak największą miłością pała do tkanin okiennych, więc takie obrazki nie są rzadkością:
I uprzedzając Wasze pytania - nie niszczy materiału, co najwyżej obkłaczy, ale z tej sztucznej tkaniny wystarczy strzepnąć. Jedyny problem to ten, że nijak nie możemy dojść z kociem do porozumienia w kwestii właściwego udrapowania i ułożenia firan na podłodze. Co ja je poukładam i wyrównam co do centymetra, to Mały przeleci, poowija się w nie i już leżą po kociemu, czyli w artystycznym nieładzie, wyciągnięte na przykład do połowy salonu...

To ja idę zrobić herbatkę waniliowo-cynamonową, posłucham "Snow Crash" Neala Stephensona (po polsku tytuł przetłumaczono jako "Zamieć"), przepchnę trochę Małego, który zajmuje pół lotniskowca w salonie i powyszywam sobie.

***
I przypominam o konkursie IKEA 2012 - do wygrania 100 złotych do przepuszczenia w sklepach sieci IKEA. Jak na razie Blogowa Komisja Konkursowa Was kocha za sensowne komentarze i jeszcze bardziej za ich poziom. Konkurs kończy się 29 marca o północy, więc nadal jest baaaaardzo dużo czasu.

czwartek, 15 marca 2012

WIELKIE UJAWNIENIE WSZYSTKIEGO, czyli KONKURS IKEA 2012

Panie i panowie, ladies and gentlemen, mesdames et messieurs, уважаемые господа, signori e signore! Oto nadeszła wiekopomna chwila Wielkiego Ujawnienia Wszystkiego, czyli... w końcu przestanę się z Wami drażnić i powiem, o co chodzi. 


28 kwietnia roku pańskiego 2012 pojawi się w sklepach IKEA nowa kolekcja o tajemniczej nazwie IKEA PS 2012, czyli IKEA Post Scriptum. W tym roku hasłem przewodnim kolekcji jest "Dizajn wzbogaca każde wnętrze"* (uwaga gwiazdka jest!, moja gwiazdka, odautorska, ale nie mogłam się powstrzymać od komentarza).
Kolekcja będzie obejmować 46 najróżniejszych różności, od mebla ciężko przesuwnego, czyli komód i regałów, przez meble mobilne, czyli krzesła i stoliki, po akcesoria prawie latające - lampy, misy (o latających dywanach nic nie wiem), itp. Jak to w IKEI wszystko z materiałów ekologicznie pożądanych: oczywiście drewno, ale także egzotyczny bambus, swojski len oraz tworzywa z recyklingu. 
I te różne różności tworzące kolekcję IKEA Post Scriptum 2012 to kolejny przykład tego, że IKEA proponuje nam meble z charakterystycznym, nowatorskim wzornictwem. Jednak tym razem obiecuje nam też propozycje zabawne i zaskakujące. Ha! Pod tymi dwoma ostatnimi przymiotnikami podpisuję się czterema kończynami, koniecznie czerwoną szminką. Dlaczego? Dlaczego się podpisuję? - wytłumaczę za chwilę. A dlaczego czerwoną szminką? - a czemu nie!
------------------------------------------------
* Pisownia oryginalna organizatora konkursu, na pewno będzie stanowić doskonały zaczyn do dyskusji o spolszczeniach słów obcych. Jednak tych zadziwionych językowym wielkim zadziwieniem (czyli siebie też :) odsyłam do Poradni Językowej.

Z okazji wprowadzenia nowej kolekcji IKEA Post Scriptum 2012 mam dwie wiadomości... obie dobre! Możecie wygrać Wy, o szanowni zaglądający na Róg Renifera, i możemy wygrać my (czyli Ślubny i moja nieskromna osoba). Ale po kolei.

KONKURS DLA WAS
1. Poniżej zaprezentuję  3 (słownie: trzy) fotografie artystyczne wykonane wczoraj późnym wieczorem przez Ślubnego, gdzie pręży się dumnie otrzymany od IKEI Obiekt Konkursowy (o Obiekcie więcej za sekundę). Należy fotografie obejrzeć pilnie, westchnąć nad zdolnościami Ślubnego i rozpocząć ważny proces wyboru.
2. Proces wyboru ma się zakończyć wskazaniem stylizacji (zdjęcia), w której Waszym w pełni subiektywnym zdaniem Obiekt najlepiej komponuje się z wnętrzem.
3. Teraz uwaga, najważniejsze! Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest napisanie w komentarzu pod tym wpisem, którą stylizację wybieracie i dlaczego!!! Dodatkowo poproszę o podanie w komentarzu adresu mailowego, żebym później znaków dymnych nie musiała wysyłać do zwycięzcy.
4. Zwycięży ta osoba, która poda najciekawsze uzasadnienie, dlaczego właśnie w tej stylizacji Obiekt najlepiej komponuje się z wnętrzem.
5. Blogowa Komisja Konkursowa będzie się składać nie tylko ze mnie (bo ja bym Wam wszystkim dała wygrać, taka obiektywna jestem), ale także... (fanfary w tle) ze Ślubnego (marna niespodzianka) i... (fanfary ponownie) z Mojej Rodzonej Jedynej Mamy (spora niespodzianka, co?), która będzie gwarantem sprawiedliwości i obiektywizmu.
6. Komentarze z odpowiedzią można pozostawiać do północy 29 marca 2012 (czwartek). Ogłoszenie wyników nastąpi 30 marca 2012 (piątek) w godzinach wieczornych.
7. Zwycięzca dostanie od nas maila z gratulacjami i takimi tam oraz prośbą o podanie adresu do korespondencji, żeby można mu było wysłać nagrodę.


I teraz wszyscy już pewnie krzyczą, że ja tu o wysyłce, a nie napisałam jeszcze, co jest nagrodą. Materialiści!!! Ale Was rozumiem :)
Nagrodą jest kupon podarunkowy sieci sklepów IKEA o wartości 100 (słownie: stu) złotych polskich!!!

Uwaga! Pełen regulamin konkursu można sobie poczytać do poduszki tutaj. Zwracam uwagę, że musicie być pełnoletni i zamieszkiwać na terytorium naszego pięknego kraju.

Czas na zaprezentowanie stylizacji konkursowych. W roli głównej - Obiekt Konkursowy, czyli lampa podłogowa z kolekcji IKEA Post Scriptum 2012, która po podłączeniu do sieci elektrycznej na Rogu Renifera została od razu nazwana Lampeduzą.

1. Lampeduza Niewinna
Zaprojektowana przez Wiebke Braasch lampa skromnie ukryła się w rogu, ale i tak lśni pełnym blaskiem ekologicznych diod LED.
Puknij zdjęcie, to będzie duuuuże (chyba :).
Uwagi odautorskie: uzasadnienia, że to jest najlepsza stylizacja, bo w telewizji jest akurat Monika Olejnik i poseł Niesiołowski nie będą brane pod uwagę. Za treści prezentowane w TVN24 autorzy bloga kompletnie nie odpowiadają :))))

2. Lampeduza Nieskromna
155 centymetrów świetlnej piękności, no i ten tiul.
Puknij zdjęcie, to będzie duuuuże (chyba :).
Uwagi odautorskie: lojalnie uprzedzamy, że uzasadnienie: "bo kot jest!!!" miło połechta właścicieli wyżej wzmiankowanego kota, ale nie ma szans na wygraną. Poza tym Mały zaplątał się przy okazji i jak widać bynajmniej nie lampa go interesuje.

3. Lampeduza Senna
Baletnica w sypialni jako źródło światła sprawdza się doskonale.
Puknij zdjęcie, to będzie duuuuże (chyba :).
Uwagi odautorskie: to dziwne, ale brak :)))

Macie zatem trzy fotki, dokonajcie właściwego wyboru. Napiszcie w komentarzu, w której stylizacji Lampeduza najlepiej komponuje się z wnętrzem. Uzasadnijcie to tak, żeby Blogowa Komisja Konkursowa pozostała zachwycona wielkim zachwyceniem i 30 marca sprawdźcie, czy to Wy będziecie mogli poszaleć w IKEI, wydając sto złotych.

KONKURS DLA NAS
IKEA wielka jest, sieciowa jest i hojna, bo nie tylko Wy możecie wygrać. Możemy także my, czyli Ślubny jako czołowy projektant jednego wnętrza na tym blogu i ja jako osoba pisząca różne za długie rzeczy. Możemy wygrać wyjazd do... (proszę wstrzymać oddech, ale bez przesady, bo się ktoś poddusi niepotrzebnie) Mediolanu na targi Salone Internazionale del Mobile. A Wy przecież wiecie, co ze mną robią Włochy, a poza tym Mediolan to Leonardo da Vinci, czy ja mam więcej pisać???
Co ma zrobić ambitny bloger, żeby mieć szansę na powdychanie miejskiego powietrza Mediolanu?
1. Ja mam napisać tekst interpretujący hasło przewodnie kolekcji IKEA Post Scriptum 2012, czyli "Dizajn wzbogaca każde wnętrze", a Wy...
2. Wy możecie mi pomóc, aktywnie dyskutując na temat samego hasła i mojej jego interpretacji w komentarzach. 
To ja się zajmę realizacją punktu pierwszego, a punkt drugi pozostawiam Waszej łaskawej przychylności.

DIZAJN WZBOGACA KAŻDE WNĘTRZE,  
RÓG RENIFERA NIE JEST WYJĄTKIEM
Projektowanie naszych metrów kwadratowych zaczęliśmy, kiedy jeszcze te metry nie istniały. No ok, fundamenty były, ale na naszych dwóch kondygnacjach hulał wiatr, głównie zachodni. Ślubny spędzał bezsennie godziny nocne poszukując inspiracji, materiałów, mebli, i tych tysięcy rzeczy, które są niezbędne przy wykańczaniu nowego mieszkania (o tysiącach złotych, które materializował prawie z powietrza, nie wspomnę). I spędzał też intensywnie dni, próbując dyskutować ze mną na temat swoich wyborów... zazwyczaj bezskutecznie, bo żona posłuszna jest (czasem) i nie chciała wdawać się w żadne dyskusje, bo jeszcze każą jej o czymś decydować, a decydowanie to nie dla mnie.
I w końcu jest! Dopracowane w każdym szczególe (o dzięki Ci, Ślubny, wielce dbający o drobiazgi!), wiernie trzymające się pierwotnego projektu (o dzięki Ci, Ślubny, pilnujący zgodności), idealnie dopasowane do naszych potrzeb i gustów (o dzięki Ci... ok, chyba przesadzam, starczy tego dziękowania).
I do takiego wykończonego w każdym szczególe wnętrza zadyszany kurier (ostatecznie to trzecie piętro), wnosi paczkę w czarnej folii (sceny zdzierania folii z przesyłki ze względu na drastyczny charakter zostaną pominięte). Spod zwojów wychynęło to:
Rzut oka na rysunek i łapie nas lekka konsternacja (za kolana głównie złapała i troszkę za łokcie, ale ostatecznie, gdzie ma łapać konsternacja). Nawet na szkicu poglądowym widać, że lampa dizajnerska, ale czy my mamy gdzie taki szokujący dizajn wstawić? Nie ma co się zastanawiać. Rozpakowujemy dalej (sceny wyjmowania poszczególnych elementów składowych lampy ze względu na dłużyzny zostaną pominięte). Po czym instrukcja montażu w dłoń i do roboty. Jak się okazało nawet śrubokręt był zbędny, do dokręcenia tych kilku śrubek wystarczył nóż, nomen omen też z IKEI (ciekawe, czy inny nóż miałby kompatybilny czubek?).

Lampa stanęła na własnej nodze w ciągu pięciu minut. Teraz już nie da się nie zauważyć, że lampa dizajnerska jest, zaskakująca jest, uśmiech wywołująca jest... Ale jak metry tiulu mogą nie wywołać uśmiechu na twarzy osoby szyjącej. Tylko gdzie toto postawić?
I tu przypomina nam się hasło przewodnie tej kolekcji, że dizajn ma wzbogacać każde wnętrze, czyli możemy wybrać pomieszczenie na chybił trafił. Spacery z lampą po mieszkaniu nie są wskazane, bo przewód elektryczny wdzięcznie sunie za nami, a za przewodem  bezszelestnie, w postawie "poluje się, nie przeszkadzać!" podąża kot. Sypialnia? Sypialnia! Bo najbliżej. Ślubny steruje się w kierunku gniazdka z prądem. Postawione. Włączone. Odsuwamy się o dwa kroki. Pasuje! Tiul lampy pokochał miłością wielką i wzajemną materiał w oknach. Biel abażuru doskonale wygląda na tle fioletu ściany i nawiązuje do białych elementów wystroju. 
Ale! Lampa jeszcze nie wie, że trafiła do domu ludzi intensywnie kreatywnych. Niech się dodatek wnętrzarski nie łudzi, że nie sięgnie go ręka  nadająca to specjalne, osobiste "coś". Tym bardziej, że baletowa stylistyka lampy umieszczona w fioletowych wnętrzach sypialni, aż się prosi o uzupełnienie. I tu do akcji wkraczam ja, uzbrojona w całe metry dodatków oraz w kilka przedmiotów potencjalnie niebezpiecznych.

Wystarcza niecała godzina i baletowa lampa dopasowuje się idealnie do otoczenia i pięknieje, bo ją... zasznurowałam zgodnie z wymogami baletowej sztuki obuwniczej.
 
I to lubię! Niby dostałam skończony, gotowy do postawienia i użytku przedmiot, ale z drugiej strony projekt jest taki, że bez destrukcji, odpruwania, przerabiania i walki mogę coś dodać, doszyć, dowiązać i nagle mam "moją" lampę, osobistą i niepowtarzalną. 
I może mam tylko jedno zastrzeżenie, takie malutkie. W komplecie powinien być drugi taki abażur, w nieco większym rozmiarze. Też z tymi gumkami na górze (na dole może nie być). Żeby można go też było ozdobić według własnego uznania, doszyć coś, dohaftować, pofarbować ewentualnie i... nosić jako ekstrawagancką sukienkę wieczorową (nawet halka już jest, taka milutka w dotyku). Wtedy dizajn wzbogacałby nie tylko każde wnętrze, ale także... garderobę zainteresowanych przedstawicielek płci pięknej.
Post Scriptum (tym razem nie jako nazwa kolekcji, ale takie prawdziwe PS.) - ja wiem, że nie można mieć wszystkiego (czyt. sukienki), ale pomarzyć przecież można, tym bardziej, że te tiule są boskie.

***
Ufff, to ja sobie teraz spokojnie usiądę w kąciku. Zrobię sobie okłady z lodu na palce obolałe od walenia w klawiaturę i poczekam na te oszałamiające, dech zapierające, merytorycznie powalające Wasze komentarze i głosy w dyskusji na temat dizajnu, co to wzbogaca albo nie wzbogaca (wolność słowa jest, nie każdemu musi od razu wzbogacać :)
I chyba pobiłam rekord długości jednego wpisu... dla tych, co doczytali do końca będzie nagroda, czyli powtórka z Małego. Wiem, że to już było, ale mi się rzuciło w oczy i nie mogłam się oprzeć.

wtorek, 13 marca 2012

UFO WYLĄDOWAŁO

Kurier przyniósł. Wprawdzie lekko zipał i wykazywał wszelkie oznaki braku "kondycji schodowej", ale najważniejsze, że dostarczył, styl dostarczenia "na bezdechu" mogę mu darować.
Tym samym informuję, że jest w naszym posiadaniu niezbędny "obiekt konkursowy". Dzisiaj mogę Wam pokazać tyle:

Oczywiście Obiekt ma już swoją nazwę (w krew mi weszło nazywanie wszystkiego), ale nazwa też zostanie ujawniona w chwili Wielkiego Ujawnienia Wszystkiego.

Ślubny po rozpakowaniu Obiektu wymyślił, że ma potrzeby dodatkowe (czyt. "potrzebne będą dodatki"). Dlatego dzisiaj odbyłam rajd pieszy w terenie zróżnicowanym i nabyłam wyżej wzmiankowane dodatki w postaci niezliczonych metrów w kolorze ponoć najmodniejszym w tym sezonie (opinia sprzedawcy w pasmanterii, hmmmm.... czyżby?).

Przy okazji okazało się, że w moim niezbyt wielkim miasteczku są trzy pasmanterie. Każda z nich zaopatrzona wzorcowo, przy czym w jednej z nich są takie ilości materiałów "które muszę posiadać, bo inaczej się uduszę", że wchodzenie do niej powinno mi zostać zakazane, a teren ogrodzony i obwieszony znakami z trupią czaszką. (I tak bym wlazła, udając, żem oślepła i znaków nie widzę, a dziura w siatce zawsze się znajdzie.)

Tyle na dzisiaj w temacie konkursu. Wielkie Ujawnienie Wszystkiego nastąpi najpóźniej w czwartek.

***
Haft się haftuje. Może troszkę wolniej niż bym chciała, ale i tak nie jest źle. Postęp widać też w Rudościach - gotowy jest już ozdobny szydełkowy pasek, który będzie na poziomie talii.

Poniżej i powyżej niego będzie lekka, możliwe że ażurowa materia robiona z cieniusieńkiej nitki na grubych drutach (którą to materię będę teraz tworzyć). Podobne ozdobne szydełkowe taśmy, tylko znacznie węższe, będą na poziomie nadgarstków i szydełkowa taśma będzie też wykończeniem pod szyją. Szczegółów brak, bo oczywiście wszystko powstaje "na żywca".

***
I jeszcze Mały - w wersji: "przecież grzeczny jestem - w tej sekundzie - to o co chodzi?"
Czy ktoś wie, czy można wykupić jakieś OC, które w razie czego wypłaci sąsiadom odszkodowanie za zakłócanie im ciszy nocnej przez kota, który o północy odczuwa nagłą potrzebę polowania na piłeczki pingpongowe zaplątane w firanki? Bo ja bym była zainteresowana. I od razu wyjaśnię, że zabranie sprawcy piłeczek powoduje jedynie zmianę źródła dźwięku, bo z walenia zabawką po podłodze i radosnego gruchania Mały przechodzi natychmiastowo w tryb paszczowy i w ramach protestu wydziera się jak obdzierany ze skóry. 
Ale i tak mam podejście, że jak gania i rozrabia, to znaczy, że zdrowy, bo w jego wieku nieruchawość i brak entuzjazmu interpretuję jak sygnał alarmowy.

sobota, 10 marca 2012

ZMIANA PLANÓW

Łupnę tą zmianą od razu, bo zapewne podniesie się krzyk, że miało być inaczej, że przecież daliście mi do zrozumienia, że Błękitna Krew ma być na już, że Was ciekawość zżera, co z tego wyjdzie, ale...
Po pierwsze kobieta zmienną jest i ja właśnie pokazuję, że to jest uniwersalna prawda ludowa.
Po drugie pojawił się Projekt Priorytetowy.
Po trzecie uświadomiłam sobie, że jeśli zabiorę się za spódnicę, to nigdy nie powstanie ruda bluzeczka. Bo zacznę robić spódnicę, wyklaruje się pomysł na prezentowe niteczki i szydełkowe rudości porosną kurzem i pajęczyną gdzieś w kącie.

Z tego względu kolejność działań jest taka. Pierwszeństwo ma Projekt Priorytetowy. W tak zwanym "międzyczasie", czyli trzecią parą rąk, będę popychać Rudości. A kiedy skończę z jednym z powyższych, to natychmiast zabieram się za Błękitną Krew - O-bie-cu-ję!!!

***
Teraz uwaga - kolejna zmiana! Ale co ja mogę poradzić, że wpadłam w nastrój destrukcyjny. Istniejący fragment Rudości został unicestwiony. Zaczęłam się mocno zastanawiać, czy takie bezpośrednie połączenia tych rodzajów bawełny na drutach ułożą się po wypraniu tak, jak to sobie wymarzyłam. Dlatego pozostają te dwie rudości, ale łączone będą inaczej. W tej chwili powstaje główny panel szydełkowy z grubszej bawełny. Na razie może nie wygląda, ale docelowo będzie oczywiście bizantyjsko ozdobny, jak to u mnie.

***
Projekt Priorytetowy. Pomysł na niego nawiedził mnie nagle, niespodziewanie i z dużą siłą. Przylazł w nocy, uczepił się i nie chciał puścić. Tylko jest jeden problem - Projekt Priorytetowy ma być dla kogoś prezentem-niespodzianką i to dla kogoś, kto wiem, że tu zagląda, dlatego będzie teraz jedno zdjęcie-zajawka, a całość pokażę, jak już prezent trafi we właściwe ręce, czyli za jakiś czas.

Dobrze widzicie, będzie haftowany. Dlaczego? Bo dawno niczego nie wyszywałam. Bo wyszywanie skomplikowanych rzeczy jest fajne, równie fajne jak układanie puzzli z co najmniej 2000 elementów. Bo wiem, że prezenty szydełkowe lub drutowe mogą nie być w tym przypadku najlepszym pomysłem.
I tak sobie wyszywam, trochę na akord, bo czas na realizację jest ograniczony, ale zdążę, spokojnie.
Przy okazji na zdjęciu jest mój ulubiony, ukochany, wieczny tamborek. Który jest niewiele młodszy ode mnie. I oczywiście mam inne, nawet cały zestaw pięknych, cudnych tamborków drewnianych we wszelkich rozmiarach - od średnicy malutkiej szklaneczki, do takiego, co może konkurować z porządną michą sałatkową, ale i tak, jak się tylko da, to wyciągam to plastikowe zielone paskudztwo, bo mam sentyment i już.
Tym razem nie wyszywam na krośnie do haftu, bo nie chce mi się zasiadać do tego zajęcia jedynie na krześle. Wolę wygodne sofy, dlatego właśnie tamborek.

***
I pewnie zauważyliście, że na Róg Renifera zawitała już wiosna, przynajmniej w nagłówku i nawet renifery zmieniły kubraczki na zielone. Oczywiście za nową szatę graficzną reniferów dziękujemy Ślubnemu. Przy okazji - ostatnie zmiany w firmie Ślubnego zaowocowały tym, że już nie jestem żoną właściciela firmy, o nie! Awansowałam na żonę dyrektora kreatywnego i członka zarządu, czyli - jak by to nie brzmiało - sypiam z człowiekiem na stanowisku, a nawet na stanowiskach :))))

***
Dla osób zainteresowanych postępami Małego w pokonywaniu schodów - w górę kocio potrafi się już przemieścić może nie galopem, ale całkiem niezłym kłusem. W dół złazi statecznie i ostrożnie, ale podejrzewam, że to tylko kwestia czasu, kiedy będzie nam śmigać w obu kierunkach niczym rosyjski satelita szpiegowski. Spanie na schodach nadal jest praktykowane, jak również zwisanie łepkiem w dół na skraju antresoli i gapienie mi się na ręce, kiedy coś robię w kuchni.

***
I jeszcze kwiatki na Dzień Kobiet. Bo były, były oczywiście. Tylko jak ja mam zinterpretować to, że róże były z kolcami? Ja wiem, że życie z taką kobietą jak ja, nie jest usłane płatkami róż, tylko kwiatostanem z kolczastymi łodygami, ale żeby tak od razu dawać mi to mało subtelnie do zrozumienia?
 


***
Aaaaaaaaaaaaaaaaa, i IKEA do nas napisała, bo mamy taki "opiniotwórczy blog wnętrzarski" (tu wydobywa się ze mnie zduszony chichot, przechodzący w maskujące pokasływanie, bo to jest raczej "blog jednego wnętrza", ale co tam, niech im będzie, ostatecznie wnętrze jest duże). O skutkach korespondencji z IKEĄ będzie wkrótce, ale czekajcie niecierpliwie, bo będzie można wygrać darmowe zakupy u szwedzkich przyjaciół :)))