***
O cudzie będzie na końcu. A do końca daleko, uprzedzam!
Najpierw obiekt dziergany, skończony, satysfakcjonujący.
Zrobił się Ponownie Wisi Mi, Jak Się Układa i tym razem wcale tak nie wisi, bo jakoś z rozpędu zrobiłam sweterek bardziej dopasowany niż worek na kartofle.
Jak widać wykorzystałam tylko dwa kolory: pomarańcz i zieleń (w rzeczywistości oba kolory są bardzo nasycone i wiosenne), brąz jako zbyt jesienny został radośnie pominięty. Rękawy trzy czwarte zamierzone, bo całość jakaś taka lekka wyszła, że normalna długość mi nie pasowała.
I przy okazji rękawów - nie po raz pierwszy robiłam rękawy na okrągło (bez szwów), ale po raz pierwszy... na jednej żyłce oba na raz. Pomysł zakwitł we mnie dawno, po zobaczeniu żyłkowej ekwilibrystyki u Brahdelt.Sposób niezły, bo nie trzeba niczego zapisywać- odejmowanych oczek, liczby rzędów w danym kolorze, bo robi się przecież jednocześnie.
***
Teraz krótki kurs na prośbę Wioletty, czyli jak robić brzegi szala, żeby się nie zawijały, paskudy jedne.
Chcemy osiągnąć taki efekt, czyli ramkę z "żeberek", bo właśnie te "żeberka" powodują, że nic nam się nie będzie zwijać:
Żeby mieć "żeberka" robimy same prawe oczka i w rzędach nieparzystych, i w rzędach parzystych. "Żeberka" na samym dole to dwa rzędy robione prawymi (1. rząd same prawe, 2. rząd też same prawe). Później żeberka mają być na brzegach, na szerokość dwóch lub trzech oczek, czyli pierwsze dwa/trzy oczka na początku i tyle samo na końcu we wszystkich rzędach robimy prawymi.
W białym Serduszkowym szalu oprócz ściegu francuskiego na brzegu był też rządek dziurek ażuru, czyli coś takiego:
W rzędach nieparzystych mamy dwa pierwsze oczka prawe, następnie oczko narzucone i dwa oczka razem (a później robimy taki wzorek, jaki nam pasuje, w moim przypadku po prostu prawe oczka), a na końcu ostatnie cztery oczka przerabiamy tak: dwa razem, oczko narzucone, dwa prawe. W rzędach parzystych dwa pierwsze oczka i dwa ostatnie robimy prawymi (żeby były "żeberka"), a to co było narzucone i dwa razem przerabiamy na lewo.
***
Wioletta postawiła mnie też pod tablicą i zaoferowała możliwość ujawnienia swoich wad i grzechów (mogę też pochwalić się zaletami, ale przecież wiadomo, że o wadach każdy poczyta chętniej).
1. Robię coś perfekcyjnie albo wcale. Co okazuje się tragedią, kiedy mam się czegoś nauczyć, bo muszę to zrobić od razu dobrze, a najlepiej idealnie. Taka zasada obowiązuje u mnie przy robótkach, ale w życiu pokazałam też, że ta sama zasada powinna działać na przykład przy nauce prowadzenia samochodu. Wsiadłam i... jakby to napisać... okazałam werbalnie wielkie niezadowolenie, że nie jeżdżę od pierwszej chwili jak Hołowczyc. Dobrze, że świadkiem tego niezadowolenia był Ślubny, a nie instruktor, bo pewnie bym kursu nie zrobiła.
2. Śpioch jestem - a bardziej opisowo mogę zagrać siostrę siedmiu braci śpiących bez prób i przygotowań. A przecież tyle można zrobić w czasie, który ja "marnuję" na sen.
3. Jak mówię "zrób coś", najczęściej do Ślubnego oczywiście, to oznacza "zrywaj się już, leć, pędź i rób natychmiast". Opóźnienie reakcji o trzy sekundy powoduje u mnie lekkie warczenie. Opóźnienie dłuższe niż dzień wywołuje natomiast focha-giganta.
4. Pamiętliwa jestem... podobno jak słonica. Jak mi ktoś zrobi krzywdę, dowolną, to potrafię wybaczyć, ale zapomnieć...
5. Panikara jestem. "Momentami histeryczna" - to cytat ze Ślubnego, który stoi nade mną i aktywnie pomaga wypisać wszelkie me wady. Ale rzeczywiście potrafię perfekcyjnie zrobić z igły bardzo pesymistyczne widły. Przy czym panikuję w kwestiach wydumanych, bo jak się już rzeczywiście wali i pali, to biorę wszystko na klatę bez szemrania i dzielna jestem niczym strażak Sam.
6. Jestem uzależniona od robienia list, ostatnio głównie książek do przeczytania. Co ja poradzę, że podoba mi się skreślanie kolejnych przeczytanych pozycji. Ale pocieszam się tym, że na Shelfari (społeczność czytająca) jest nas, takich obsesyjnych, więcej.
7. I jestem "dzikus urzędowo-papierowy". Zrobię wszystko, żeby moja noga nie musiała przestąpić progu żadnego urzędu, banku, instytucji. I nie chodzi o niechęć do tracenia czasu i użerania się z biurokracją. Chodzi o... bycie dzikusem. Ale oczywiście jak muszę... dobrze, że rzadko muszę...
***
A teraz będzie o cudzie.
Cud pokazany etapami wyglądał tak.
Mały obudził się w środku dnia i średnio przytomny przywędrował z sypialni do salonu i zamiast zwyczajowego wydania odgłosu paszczowego, wziął zakręt jeden i drugi i stanął pod schodami.
Po czym na te schody wlazł, zlazł i dopiero się rozdarł jak syrena okrętowa, żeby zauważyć jego wyczyn. Czyli po ponad trzech miesiącach egzystowania na Rogu Renifera Mały nauczył się chodzić po schodach.
Sesja zdjęciowa pochodzi z drugiego wejścia, kiedy już ręce mi nie drżały i pogalopowałam na górę z aparatem.
Najpierw niepewnie, stopień po stopniu:
Jedna łapa na podłogę:
Dwie łapy na podłodze i od razu szyja wydłuża się jak u żyrafy:
Na nowym terytorium Mały dziwnie przypominał charta na polowaniu i jakoś mu łapy strasznie się skróciły:
A chwilę później wszelka nieśmiałość poszła w zapomnienie i Mały zwiedzał wszystko, z entuzjazmem i bez skrępowania:
Zapewniam, że był wszędzie, ale nie nadążałam z robieniem zdjęć, bo przemieszczał się z prędkością światła i równie przewidywalnie jak cząstki według pana Browna.
A dzisiaj rano przywitał nas taki obrazek:
Żeby nie było, teraz też Mały okupuje swoje nowe, ulubione miejsce obserwacyjne, czyli przedostatni stopień schodów.
Prezentując powyższe zdjęcia, tym samym oświadczam, że strefa "bezkocia" przestała w naszym mieszkaniu istnieć. To ma swoje dobre strony, bo do tej pory mogłam coś zrobić na antresoli tylko w czasie, kiedy Mały spał, bo inaczej siadał na dole i darł paszczę. Teraz mogę spokojnie egzystować na obu poziomach z zachwyconym kotem u boku.
no no, teraz Mały będzie darł paszczę na obu poziomach :)
OdpowiedzUsuńWisi Mi faktycznie lekki :D i nie cierpię tempa w jakim powstają Twoje udziergi!! mój Vlad'ek jest w połowie drogi do blokowania, na szycie nie mam czasu, a taki cudny materiał widziałam wczoraj.. ale kupiłam wiskozową śliczną włóczkę na pocieszenie :)
a wadami się nie przejmuj- przynajmniej życie nie jest takie słodko_pierdzące i nudne co nie?
Doskonale to podsumowałaś - drze paszczę i na górze, i na dole. Za tempo udziergów mogę przeprosić... ewentualnie :) A jak widziałaś cudny materiał, to czemu nie kupiłaś??? To się przecież nie przeterminuje, poleżałby sobie, poczekał... Dobrze, że chociaż włóczka na pocieszenie.
Usuńoj bo było kilka, nie wiedziałam który, musiałam się z tym przespać i jutro jadę kupić :) a nawet dwa :D
Usuń:D:D:D Pamiętam swój szok, jak mój pies nauczył się chodzić po schodach;) Wszyscy czytelnicy powinni dziś wypić za kocia i za jego charcie kształty!:D
OdpowiedzUsuńUfff, jak dobrze, że to tym razem nie ja namawiam do szerzenia się nałogu i nie ja namawiam do wznoszenia toastów. A co do uczuć, jak go zobaczyłam maszerującego po tych schodach, to poczułam się jak matka dziecka właśnie stawiającego pierwszy krok.
UsuńNo, jak ktoś kiedyś wywinie orła na tym kocie...
OdpowiedzUsuńPod punktami 2, 5 i 7 podpisuję się obiema rękami, w tych kwestiach jesteśmy jak siostry bliźniaczki! *^v^*
WisiMi rzeczywiście świeżutko-wiosenny, chyba przez tę wiosnę zrobiłaś go dopasowanego, bo wtedy człowiek ma ochotę zakładać mniej i stroje mniej obfite, a luźny sweter bardziej kojarzyłby się z jesienno-zimowym ocieplaniem.
Schody podświetlane z boku, więc może jednak nie potkniemy się o żywinę.
UsuńCo do podobieństw, szczególnie w punkcie 5 i 7, to lepiej mi, że nie ja jedna taka dziwna.
Chwała na wysokościach :) Myślę, że Mały celowo czekał tak długo z okupacją piętra. Czy gdyby od razu wlazł na schody, zachwycałby się ktoś tak jak dziś?:) Ujęcie "na charta" powinno trafić na ścianę, zaraz przy przedostatnim stopniu :)
OdpowiedzUsuńLista od 1 do 7 w niczym nie odbiega od obrazu normalności :)
WisiMi bardzo pozytywny, jego kolory podnoszą moją dziś dość umęczoną materię na poziomy reagowania :)
Pozdrawiam
Masz rację, że to na pewno było zaplanowane z tym zwlekaniem Małego w kwestii schodów :))) Za twierdzenia o mojej normalności dziękuję. I zapewniam Cię, że kolory na żywo energetyzują jeszcze bardziej.
UsuńNo nie, te sweterek jest zarąbiaszczy że tak potocznie napiszę, ten zadziorny dekolt ma w sobie taki urok i ta zieleń, no ja kocham zieleń a tym bardziej w takim wydaniu. Pozwolisz, pominę wątek o kursie bo mnie strasznie ostatnio wkurzył u mamy opis w gazetce szydełkowej co go rozgryżć nie mogłam a już miałam lecieć do sklepu po druty...
OdpowiedzUsuńKocio...no kocio zostawił sobie deser na później:]
Kurs pomiń, pozwalam, a nawet zalecam w stanie zdenerwowania :))) A dekolt wyszedł trochę przez przypadek, ale jak to bywa z przypadkami, całkiem nieźle.
UsuńKoty naprawdę miewają problemy w chodzeniu po schodach? No w szoku jestem :D Zasadniczo, to ja kotów nie lubię - przyzwyczajają się bardziej do miejsca, niż do ludzi.. nie mam do nich zaufania, acz Twój jest naprawdę piękny :)
OdpowiedzUsuńMiło było przeczytać tych parę punktów o Tobie.. Przyznam, że nie podejrzewałam Cię o bycie panikarą czy śpiochem, ale perfekcjonistką jak najbardziej :)
Mały nie miał problemu ze schodami ogólnie, miał problem ze schodami na antresolę i samym pomieszczeniem na górze. Może musiał "ogarnąć" tym małym rozumkiem dół, żeby spokojnie zająć się górą :)
UsuńJest wiele rzeczy na temat mnie, o których się zaglądającym nie śniło :)))
bardzo ladny sweterek...i napewno mily bo znam ta wloczke....polaczenie kolorystyczne wiosenne wiec na czasie i mile dla oka i duszy...pozdrawiam ania
OdpowiedzUsuńA najlepsze, że dzięki zrobieniu go w rozmiarze normalnym, nie wiszącym, zostało jeszcze na drugi: zielono-brązowy.
UsuńKolory swetra takie pozytywnie wiosenne!:)
OdpowiedzUsuńA Mały mnie rozbroił;p Dzięki za poprawienie humoru z samego rana!;D
Proszę bardzo. Mały potrafi wywołać uśmiech.
UsuńPodpisuję się pod słowami Sistu - powiało wiosną!
UsuńI wielka brawa dla Małego - za odwagę :) Fajnie udokumentowany "pierwszy koci krok" na schodach ;)
sweterek zaczynałaś przy nas, w sobotę, prawda?
OdpowiedzUsuńPrzekaż Małemu, że podczas następnej mojej wizyty u Was liczę na to, że sam mi wskoczy na kolana i da się poczochrać ;)
W końcu taaaaki postęp zrobił! to i o dalszym rozwoju można pomarzyć ;)
Teoretycznie w sobotę, ale... w niedzielę sprułam to, co zrobiłam w sobotę, czyli jakieś 10cm i zaczęłam od nowa na grubszych drutach.
UsuńA Małemu mogę przekazać, ale wiesz na cuda to trzeba jednak trochę poczekać :))) Tym bardziej, że na kolana to on nawet nam nie wskakuje.
Uwielbiam twojego cudnego kota :) BTW w Szczecinie pada ŚNIEG!!! Nie moge w to uwierzyć ale to tylko dowodzi, że nie ma co chować swetrów na pawlacz.
OdpowiedzUsuńJak pada w Szczecinie, to zgodnie z zapowiedziami szamanów od pogody, przyjdzie i do nas...
UsuńA w imieniu kocia dziękuję.
Już śnieg przylazł...
OdpowiedzUsuńCo do swetra upewniła się Agata, ja tylko wyrażę oburzenie przemieszane z podziwem i pewnym lękiem (jak przed Szamanką jakąś, która potrafi wyczyniać rzeczy zwykłym śmiertelnikom niedostępne) - jak można tak szybko dziergać!?
Wisi mi wyszedł super, choć inny zupełnie niż poprzednik. Patent z cieniowanymi paskami rewelacyjny. A robiłaś ostatecznie od dołu czy od góry? Bo w sobotę zaczynałaś chyba z dołu, ale raglan i rękawy sugerują górę, stąd pytanie :)
Jak się wprowadziliśmy do nas, to Kota przez tydzień paniką reagowała na kogokolwiek wchodzącego na antresolę (z tym, że u nas prowadzi na nią raczej drabinka niż schodki). Po tygodniu wlazła na pierwszy stopień, a teraz biega góra-dół tak szybko, że niekiedy można się nie zorientować co to śmigło bokiem.
I zdarza jej się na tych wąskich stopniach-szczebelkach spać, zwłaszcza w upały, co zapewnia jej chyba przepływ powietrza wokół kota :)
Dementuję fałszywie rozprzestrzeniane informacje, jakobym posiadała moce nadprzyrodzone w postaci motorka w... rękach :))) W tym przypadku druty były grube to i udzierg wyjątkowo szybki.
UsuńSweterek robiony od dołu (reglany też robię od dołu). Jak dojechałam do wysokości pachy, to na szydełkowym łańcuszku nabrałam oczka na główki rękawów i pojechałam dalej do góry reglan i dekolt. A później leciałam rękawy w dół.
A Mały też po trzech dniach po schodach zaczyna biegać, na razie tylko w górę, w dół jeszcze ostrożnie. Za to wczoraj zwisał głową w dół z samego rogu antresoli i zaglądał mi w garnki podczas gotowania obiadu :)))
zdefiniuj "grube". jak Cię znam - max 4,0 :)))
UsuńTo Cię zaskoczę, bo to było aż 5,0 ;))) Jak na mnie to baaardzo grube.
UsuńTempo z jakim dziergasz wpędza w kompleksy, gdybym ja tak szybko dziergała, to może w ciągu roku pozbyłabym się zapasów włóczkowych, :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem czy u Ciebie są jakieś zapasy włóczkowe ?
Hmmmm, zapasy. Dziewczyny, które to widziały może opisałyby Ci to bardziej obrazowo, a ja napiszę tyle - tak, posiadam spore zapasy włóczki :)
UsuńCzęść z nich widać tutaj:
http://www.intensywniekreatywna.blogspot.com/2012/01/czekajac-na-dekarza.html
Kolory i sweterek bardzo mi się podobają, ale fakt, że zrobiony jest bezszwowo wprawia mnie w totalny zachwyt :)
OdpowiedzUsuńWytłumaczę, otóż mam alergię na szwy w dzianinie, przez wzgląd na to, że moja Rodzicielka nigdy nie potrafiła zeszyć dziergadełka, żeby mi się podobało i zawsze był zgrzyt... i "gryzło" mnie w oczy, dlatego do bezszwowych, albo zeszytych misternie pałam uwielbieniem. Dwa rękawy na raz... to dla mnie sporo za dużo do ogarnięcia umysłem :D
***
Za kurs dziękuję!! Czuję się niesamowicie wyróżniona :)
Powiedz mi dobra duszo... ja chcę czarny szal, w miarę cienki coś takiego jak Twój czarny i biały... jaką ja powinnam włóczkę kupić, a jakiej się wystrzegać, żeby się nie pęczkowało i nie mechaciło. Jaka grubość włóczki i jakie druty, bo naprawdę jestem na szal napalona, a boję się kupić coś co się nie nada... narobić się i w końcu pruć i nie daj Boże się zniechęcić.
***
1. no wypisz wymaluj, ale to jest zgubą czasami... prawo jazdy robiłam dwa razy przez to, bo pierwszy kurs zrobiłam i zdecydowałam, że na pewno nie dam rady na egzaminie, więc w ogóle na niego nie poszłam (wojna w domu, że nie pytaj), po dwóch latach poszłam jeszcze raz, ale teorię sobie odpuściłam, bo wszystko pamiętałam... ćwiczyłam jazdy i pod przymusem męża (groźby szantaże itp) poszłam na egzamin i zdałam.
2. Śpioch taki, że na zawołanie.. nawet na imprezie.
3. :)))) bez focha giganta, bo życie mnie nauczyło, ale też oczekuję JUŻ
4. też się nie gniewam, ale nie zapominam :)))
5. bingo - wydumane problemy, to moja specjalność!
6. w tym przypadku jestem inna... nie robię list
7. "dzikus urzędowo-papierowy" - nigdy bym tego lepiej nie ujęła! wizyty w urzędach ograniczam do minimum i wszystko spoczywa ma moim mężu, za co jestem mu bezgranicznie wdzięczna :D
***
Tym wpisem rozwaliłaś mnie... i czytałam wszystkim domownikom na głos :D
i te zdjęcia... fotoreportaż ze zdarzeń na gorąco! no masakra po prostu :D
szyja jak u żyrafy.. u persa :D ale znam ten motyw... te kurwiki w kocich oczach i to, że "co tam jest?" i on musi tego dotknąć... no cudo, uchwycone krok po kroku :D
niestety problemów z chodzeniem po wysokościach nie posiadają dachowce i na co tylko da się wejść, to Żorżet już tam była, a jeżeli jeszcze nie, to kombinuje uparcie niejednokrotnie lądując...
:)
Najpierw kwestia szala. Ja wiem, że to, co napiszę, będzie bardzo nieortodoksyjne, ale jeśli chcesz szal, co to się nie zmechaci i nie spowoduje rzucania nieparlamentarnymi słowami przy robieniu, to spróbuj kupić jak najcieńszy kordonek do szydełkowania i do tego druty tak pewnie około "trójek" może "czwórek".
UsuńIza robiła z kordonka jeden ze swoich szali:
http://kropkinadi.blogspot.com/2012/02/oszroniona.html
To jest gładka, śliska nitka, bez włoska. Zrobiona z bawełny, więc będzie się nieźle blokować. Kolorów pod dostatkiem, do wyboru, nawet melanże są całkiem ciekawe.
Moje szale też są bawełniane, tylko z takiej cieniusieńkiej niteczki, oryginalnie przeznaczonej do robótek maszynowych.
Poza tym kordonek jest relatywnie tani, w porównaniu do mieszanek szlachetnych wełenek lub jedwabi, więc jak coś nie wyjdzie albo stracisz do tego serce, to nie będziesz poszkodowana finansowo.
Naszych "wadliwych" podobieństw nie będę komentować, bo musiałybyśmy chyba zacząć pytać rodziców, czy któraś z nas przypadkiem nie została adoptowana...
Co do robienia bezszwowego - ja nienawidzę zszywać!!! Owszem umiem to robić bardzo porządnie, elegancko i niewidocznie, ale jeśli się tylko da, to kombinuję tak, żeby było bez szwów. W tym sweterku nie ma ani jednego szwu! Nigdzie! I to mi się podoba.
A Mały nie ma problemów z wysokością, tak ogólnie. On chyba bardziej panikował, że jest coś jeszcze na górze, a on miał stres z przyzwyczajeniem się i poznaniem dołu. Widocznie dojrzał do poszerzenia swoich obszarów łowieckich i zabawowych.
Moja kota, który wychowuje się w jednopoziomowym środowisku, po pierwszej wizycie u mamy w mieszkaniu piętrowym wlazła na schody i usiadła na najwyższym stopniu w celu obserwacji otoczenia. Także myślę, że krygowanie się Małego to był zwykły zabieg PRowy :))
OdpowiedzUsuńTempo faktycznie masz zabójcze, zazdroszczę :)
Zazdroszczę bezstresowej kotki :))) Mały zawsze był dzikus (ciekawe po kim to ma?), a teraz dodatkowo zestresowany poprzeprowadzkowo i poremontowo. Ale przychylam się do zdania, że te jego krygowanie się, że "ja na schody to nie", było PRowe :)))
UsuńNieziemski sweterek! Patrząc na niego, rozpiera mnie radość, jakbym sama go zrobiła:) Może gdzieś w duszy chce mi się coś udziergać? A tu zawsze czasu brak... Na ostatnim zdjęciu widać, że Kocio wreszcie jest na właściwym miejscu. Można spokojnie spać jak się ma wszystko w zasięgu wzroku:) Piękny on.
OdpowiedzUsuńTo jak Ci się już z tej duszy wyrwie na powierzchnię to dziergaj!!! I masz rację, że Mały w końcu znalazł własne miejsce idealne. Teraz czekamy, aż się ociepli i zobaczymy, jak zareaguje, kiedy dostanie w prezencie dodatkowe metry kwadratowe tarasu :)))
UsuńOstatnio też mam fioła na robienie bez szwów. Kiedyś to w ogóle nie byłam w stanie wziąć do ręki drutów okrągłych, a teraz nie mogę bez nich żyć! Sweterek ma piękne wiosenne kolory, a ponoć rudy w tym sezonie bardzo modny :)
OdpowiedzUsuń