U mnie nigdy nie ma tak, żeby nie leżał jakiś rozgrzebany projekt. W momentach największego szaleństwa twórczego w jednym kącie potrafię mieć coś na drutach, w drugim coś na szydełku, w trzecim projekt krawiecki, a gdybym uznała, że nie mam ochoty na nic, to zawsze z czwartego kąta mogę wyjąć długodystansowy haft i dłubnąć sobie cztery ściegi białą nitką na białym płótnie.
Tym razem tak się złożyło, że oba projekty w trakcie realizacji mają kolory z grupy tych trudnych do opisania, trudnych do pokazania fotograficznie. A jeszcze na dodatek są to takie odcienie, których sama bym prawdopodobnie nie wybrała, bo to nie moja zwyczajowa paleta barw noszalnych.
No to zaczynamy - na początek mocne uderzenie kolorystyczne - turkus głęboki i cudownie intensywny. Otrzymany od Rodzicieli w ilościach nieumiarkowanych. Będzie z tego jesienna sukienka, prawdopodobnie z białymi dodatkami (pewności brak, decyzja odłożona na później).
W ramach objaśnień do ilustracji: w centrum robótka w formie kupki dzianiny, po lewej laptop niezbędny do odtworzenia audiobooka (słuchawki litościwie skryły się pod sukienką i nie tworzą bałaganu), po prawej Święty Zeszyt Robótkowy wraz z długopisem.
Ten fragmencik to okolice taliowo-żeberkowe. W tle zapiski do sukienki - totalne hieroglify dla każdego niewtajemniczonego, ale zawodowiec od razu rozpozna rozpiskę rzędów.
Święty Zeszyt Robótkowy jest sam w sobie dziełem sztuki rękodzielniczej... Ślubnego. W ramach uszczęśliwiania żony zakasał rękawy i przy użyciu folii samoprzylepnej i nożyczek stworzył nowe okładki.
Druty to jedno, jest jeszcze bluzeczka baaaaaaaaaaaaaardzo ozdobna w stanie początkowej dezintegracji. Kolor zbliżony do kawy z mlekiem. Materiał to również dar Rodzicielki, leżał sobie u niej, leżał, aż się doleżał.
Jak widać znowu będą falbanki, a co! Skoro metraż tkaniny pozwala, to sobie poszaleję. Tkanina jest lekka, ale dość mięsista, więc mam nadzieję, że te bizantyjskie żaboty będą się dobrze układać, a nie smętnie zwisać. Wykończenia na złoto, bo ta kawa z mlekiem nie chciała współpracować z żadnym innym kolorem ani podobnym, ani kontrastowym... jak pisałam - trudny kolor.
Jak tylko wyjdzie z tego coś godnego pokazania, to nie omieszkam.
A teraz jeszcze zagadka - co nie pasuje w poniższym obrazku?
I rozwiązanie w słodkim zbliżeniu.
To ulubiony kartonik do spania Małego. Przy czym kot jest ewidentnie za duży (lub kartonik za mały), ale mimo to pcha się, zwija w precelek, zwisa różnymi częściami w sposób niekontrolowany i potrafi przespać tak parę godzin. Jedyny problem to ten, że w tym kartoniku są między innymi moje nożyce krawieckie i jak się Mały uśpi... a ja potrzebuję nożyc... a kot, jeśli chodzi o opuszczanie kartonika, jest bardziej niż oporny... to sobie mogę ciąć nożyczkami do papieru.
What a beautiful cat you have! Trudne kolory means difficult colours, or rather complicated? :-)
OdpowiedzUsuńI like the combination anyway, greetings, Feli
Thank you so much or rather my cat appreciates the compliments. He is cute and sweet and adorable and... let's say that mostly adorable almost all the time :)
OdpowiedzUsuńAnd these "difficult colours" are connected with the difficulties with describing them and showing them on the photos. The completely different thing is that brown/coffee colour of the blouse is also very difficult to match with anything else. Gold seems to be the only possible choice that I am happy and satisfied with.
Etam trudne kolory - turkus to mój ulubiony kolor :).
OdpowiedzUsuń@ longredthread - Akurat turkus jest trudny tylko w obszarze fotogenicznym, trudno paskuda tak doświetlić i sfotografować, żeby oddać jego cudny, głęboki kolor.
OdpowiedzUsuńTyle razy oglądałam Małego a tu dopiero widzę jego pięknie puszysty ogon!
OdpowiedzUsuń