Przenosiny

niedziela, 8 kwietnia 2012

BARANKI, BAŁWANKI I... WAWELSKI

Dla wszystkich obchodzących Święta Wielkiej Nocy najlepsze życzenia. Dla tych, którzy będą je obchodzili za tydzień również najlepsze życzenia. I dla wszystkich tych, którzy świętują Pesach. I dla tych, co niczego nie świętują, tylko cieszą się z wolnych dni - spokoju, radości i ciepła!!!

***
Nasze wszystkie rodzinne rozmowy telefoniczne zaczynamy od licytowania się, czy mamy baranki czy bałwanki za oknem, bo okazuje się, że są tacy, którzy potrzebują zimowych butów, czapek i rękawiczek, bo z nieba pada śnieg. Taaak, kwiecień plecień, co... i tak dalej, ale czemu prawdy ludowe muszą udowadniać, że są "najprawdziwszą prawdą" akurat mnie mrożąc odwłok? Ja dziękuję, ja poczekam na maj :))) Bo w maju kwitną wiśnie i jabłonie, i inne takie ładne też i w maju prawdopodobieństwo śniegu lecącego na głowę spada znacznie, i w maju mam urodziny.

***
Teraz w ramach poprawiania nastroju czytającym będą zdjęcia Małego. Pierwsze bardzo normalne i wręcz senne.

Zdjęcie drugie to przestępca przyłapany na gorącym uczynku - Mały wśród tiulu. 

Żeby nie było wątpliwości, to Mały kopie się w świeżo upranych firankach czekających w artystycznym nieładzie na wyprasowanie.  Brudne go w ogóle nie interesowały.

Prałam tkaniny okienne i mam pewne przemyślenia i wnioski. Po pierwsze po zdjęciu wszystkich metrów bieżących z okien mieszkanie wyglądało "łyso" i wykazywało cechy niewykończenia. Co oznacza, że mój proces oswajania się z materią okienną dobiegł końca - lepiej, jak coś wisi. Jak nie wisi, to mi gorzej - estetycznie.
Po drugie - po praniu nadal mam firanki. Bo trochę się bałam, że jak je wrzucę do pralki, to: opcja pierwsza - rozpuszczą się i znikną, opcja druga - skrócą się, zbiegną, zmaleją, opcja trzecia - pralka je pogryzie, opcja czwarta - tu zabrakło mi pomysłów, ale miałam mało czasu na snucie strasznych wizji, bo piątek był dniem galopującym. Wwaliłam do pralki, wlałam wybielacz, płyn do prania i płyn do płukania, pomyślałam raz kozie, znaczy się firankom, śmierć i wcisnęłam radośnie mrugający guziczek "start" na pralce. Okazało się, że nie tylko nadal mam firanki, ale jeszcze wybielone, śliczne, lepiej się układające po zaaplikowaniu płynu do płukania i... wymagające prasowania.
I tu jest wniosek trzeci - jak jeszcze raz przyjdzie mi do głowy zdjęcie wszystkich firan na raz i prasowanie ich na raz, to ja proszę o natychmiastowe konsultacje z odpowiednim specjalistą (psychiatrą najlepiej, psycholog może nie podołać). Prasowanie tego trwało: trzy odcinki "Przepisu na życie" i cztery odcinki "Julii" i jeden odcinek "The Vampire Diaries".

I zdjęcie trzecie - Mały zmęczony maksymalnie chaosem przy sprzątaniu i wsadzaniem nosa w każdy kąt, i "pomaganiem" przy wszystkim padł, gdzie stał i zasnął.

Na wszelki wypadek ujęcie drugie.

***
A teraz będzie Wawelski... prezent. Opisując swoje oberkowe życie wypsnęło mi się, że ja bym może w końcu spróbowała wprowadzić w swoją robótkową działalność trochę frywolności i zobaczyła, czy dam sobie radę z frywolitkami. Bo one za mną naprawdę łażą od lat i widzę takie frywolitkowe makiety w szytych bluzkach i frywolitkowe koronki przy dekoltach dzierganych bluzeczek i frywolitkowe wstawki w wielu dziełach. 
I napisała do mnie Patrycja, że ona przyśle prezent, prosto z Krakowa. Tak sama z siebie, tak bez okazji, bo jakaś trzepnięta kobieta z Rogu Renifera napisała, że ona chce frywolitki robić. I w piątek ten prezent dostarczyła na Róg Renifera zziajana pani listonosz (to trzecie piętro ludzi wykańcza kondycyjnie - ups, dygresja :). I jak otworzyłam kopertę, to Patrycja ma szczęście, że nie miałam jej numeru telefonu, bo na usta cisnęło mi się "dziękuję" w ilościach idących w miliony. Ale jest za co!!!
Dostałam dwa czółenka do frywolitek. I koraliki. I... całe metry przecudnych niteczek własnoręcznie przez Patrycję farbowanych!!! Jednym słowem zestaw startowy dla początkującej miłośniczki frywolitek.

To ja jeszcze raz, publicznie, pisemnie i z całego serca dziękuję!!! Teraz nie zostaje mi nic innego, jak zabrać się za samodoskonalenie rękodzielnicze. Oczywiście pierwsze kroki zostaną udokumentowane i pokazane ku uciesze gawiedzi. 

Oczywiście przemyśliwam rewanż prezentowy dla Patrycji i nawet chodzi mi coś po głowie, ale na razie "cichosza" (żeby tak cytując krakowskiego Turnaua powiedzieć).

***
I to "cichosza" prowadzi nas do tematu robótek. 
1. Haft niespodzianka w zasadzie skończony. Wczoraj się zaparłam zadnimi łapami i słuchając "Śniadania mistrzów" Kurta Vonneguta, leciałam w tempie hafciarki-sprinterki. Na dziś został jeden, ostatni element i parę maciupeńkich gwiazdek do wydziubania i będzie finisz. Haft powędruje do specjalisty, który go naciągnie na deseczki, gąbeczki i inne takie, żeby dzieło nabrało formy użytkowej. I nie, nie puszczę nawet odrobiny pary z ust, co to jest! Sesja zdjęciowa zostanie opublikowana po dostarczeniu prezentu osobie zainteresowanej, czyli pewnie na przełomie kwietnia i maja (specjalista od deseczek i gąbeczek trochę czasu potrzebuje).
2. Niespodzianka dla Patrycji w ramach rewanżu za frywolitkowe narzędzia zbrodni zostanie Nowym Projektem "Pjorytetowym" (tych, którzy nie wiedzą, o co chodzi z "pjorytetem" odsyłam do poprzedniej notki). Ale o tym projekcie też cicho sza!
3. Ślubny dzwoniąc do rodziny wdepnął na familijną minę i wybuchnęła mu w twarz zaproszeniem na sześćdziesiąte urodziny Cioci Maryli. Do cioci z pustymi łapami nie wypada. Ciocia lubi rękodzieło wszelakie. Będzie Chusta Urodzinowa. Na początek maja ma być, bo Ciocia Maryla majowa, astrologiczna Byczyca jest. Czyli mamy kolejny projekt niecierpiący zwłoki.
4. Tym sposobem moje plany na szycie spódnic i sukienek z nowych materiałów oraz Ruda porastająca pajęczyną bluzeczka, oraz błękitna szydełkowa spódnica, oraz parę innych rzeczy zaczynają oddalać się w czasie i majaczą na horyzoncie czasoprzestrzeni, popiskując cichutko, że czują się zaniedbane, porzucone i mają początki choroby sierocej... Mam do wyboru: rezygnację ze snu lub rezygnację z zarabiania banknotów i bilonu emitowanych przez NBP... Jedno i drugie nie wchodzi w grę. Pozostaje sklonowanie mnie jak owieczki Dolly, tylko czy Ślubny wytrzyma z moja podwójną obecnością??? Wątpliwe.
5. i ostatnie - Trzeba sobie ustalić "pjorytety" i brać się do roboty. To ja pójdę. Wezmę się.

18 komentarzy:

  1. wczoraj był najwyraźniej Dzień Zabawnie Kimających Kotów :) też mamy sesję ;)

    och, prezent frywolitkowy super. przezornie nie otwieram Twoich linków, wszak mam pasje ograniczać, a nie multiplikować
    ale niteczki mają kolory przepiękne!

    czy ja dobrze liczę, że prasowałaś coś koło pięciu roboczo-serialo-godzin?? (zakładam, że liczymy bez reklam) masakra!! wolę łyse okna :D

    plany jak zawsze bogate i jak zawsze zaraźliwe. ja już pomijam, że szyć mi się chce jak cholera (ale to wiemy kiedy) to teraz zachciało mi się do chust wracać...
    BTW - w najnowszej burdzie dwa męskie wykroje, donoszę uprzejmie. szorty i koszula z krótkim rękawem. jeśli - po przejrzeniu - nie wyrazisz zainteresowania całością, chętnie podzielę się swoim egzemplarzem :)

    a z tym klonowaniem - czy ja wiem, czy by nie zniósł? przecież gotowałabyś podwójnie ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczbę roboczo-serialo-godzin liczysz bardzo właściwie - to jest 11 wielkich płacht materiału plus skakanie po oknach i wieszanie tej materiałowej radości. I tak błogosławię Ślubnego za Generator Pary, bo zwykłe żelazko ustawione na jedynkę pewnie zapewniałoby więcej "radości".
      Męskie wykroje mam :) Dzięki za ofertę, ale kupiłam egzemplarz, między innymi przez te męskie modele.
      A może chociaż jakąś bluzeczkę możesz sobie uszyć "na przyszłość"??? A jak nie to rób chusty!

      Usuń
  2. Koty to mają dobrze, jak są śpiące, to padają gdzie popadnie (=gdzie im wygodnie)! *^v^*
    Ja bym jednak rozważyła odjęcie kilku godzin snu, przecież jeszcze frywolitki czekają na rozpoczęcie, nie licząc tych starszych projektów. ^^ Czekam niecierpliwie na pokazanie haftu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za bardzo lubię spać :))) Ale planuję zamontowanie sobie przycisku "fast forward" i powinno zadziałać ;)

      Usuń
  3. No to tak...
    1. Twój kot jest prawdziwie fotogeniczny. Nawet ja, miłośniczka psów zaczęłam po cichutku marzyć o takim ślicznym zwierzęciu (tyle, że przy naszym dziadku na marzeniach pewnie będę musiała się zatrzymać).
    2. Uporanie się ze wszystkimi domowymi firanami za jednym zamachem, to nie lada wyczyn. Szalona jesteś :)
    3. Prezent niesamowity. Jakiś czas temu spotkała mnie podobna niespodzianka na forum Szyjemy po godzinach. W takich momentach człowiek uświadamia sobie, że są na tym świecie prawdziwie bezinteresowni ludzie.. to takie budujące!
    4.Nawarstwienie tylu "pjorytetów" bywa przytłaczające, ale trzymam kciuki, byś ze wszystkim sprawnie się uporała i by doba nagle okazała się być dłuższa niż jest :)
    Pozdrawiam ciepło! (mimo, że za oknem paskudna.. zima?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Nawet jeśli ktoś twierdzi, że jest zatwardziałym przeciwnikiem kotów, to o niczym nie świadczy - moja rodzona mama też tak twierdziła, do czasu, aż się kot w domu pojawił.
      2. Nie będę zaprzeczać, tylko nie wiem, czy "szalona" to odpowiednie słowo, bo przy tym prasowaniu raczej mówiłam do siebie "ty kretynko nieziemska" :)
      3. Zgadzam się w stu procentach - w takich sytuacjach świat pięknieje w mgnieniu oka :)
      4. Dam radę, tym bardziej, że najbardziej pracochłonny projekt, czyli haft, został dziś wykończony i czeka na odtransportowanie do specjalisty, żeby go przerobił na prezent użyteczny.
      A za oknem dzisiaj było bardzo wiosennie, dopóki nie próbowało się wyjść na zewnątrz.

      Usuń
    2. W trzecim punkcie zgadzam się z Wami i dzięki Tobie też taki dzień przeżyłam :D
      Powoli zaczynam wracać na normalne tory ze wszystkimi obowiązkami, bo miałam mnóstwo różnych "zmian" w życiu i uszycie bieżniczka z otrzymanych od Ciebie tkanin, staje się coraz bardziej realne :)*

      Usuń
  4. dasz rade...w koncu jestes kreatywna...i jak powiesz tak zrobisz...na swiecie tyle seriali...pozdrawiam ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do robótek to ja raczej audiobooki. Seriale są do gotowania i innych prac wykonywanych w przestrzeniach kuchennych :)))

      Usuń
  5. Fajnie, że się przekonałaś do firanek bo ja się do domu bez firanek przekonać nie mogę ;) Mały niezwykle fotogeniczny, pozy jakie "odwala" - cudne! Zainteresowała mnie chusta dla Cioci M aryli - czekam na efekt końcowy lub chociaż na zdjęcia w trakcie prac wszelakich :) No i zdrowych, pogodnych i rodzinnych Świąt - oktawa trwa 8 dni wiec jeszcze mogę długo życzyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama się zdziwiłam, jak bardzo mi te tkaniny wpasowały się w przestrzeń i jak bardzo widzę ich brak. Chusta dla cioci Maryli przechodzi lekką transformację ideową, ale zdjęcia będą na każdym etapie, bo ciocia bladego pojęcia nie ma o blogu i nic nie muszę ukrywać :)))

      Usuń
  6. Ten prezent, to znak, że czas najwyższy przejść od myśli do czynu :) Trzymam kciuki!! :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeszłam, nie mogłam się powstrzymać. Ale kciuki trzymaj dalej, bo od pierwszego kroku do mistrzostwa w tej dziedzinie jest dość daleka droga.

    OdpowiedzUsuń
  8. ten kot jest genialny, zachwyca, bawi i intryguje! cudownie mieć w domu takiego milusińskiego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooooo, przez 90% czasu Mały jest słodziak i cudo, ale bywają takie chwile... że trzeba brać bardzo głęboki oddech :)

      Usuń
  9. To teraz czekam z niecierpliwością na pierwsze frywolitkowe dzieła :)

    Kocio jest przesłodki :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Co do kota i odpowiedzi do TimbleLady... wiem coś o kocich psotach, bo mam kota niezbyt ułożonego genetycznie... ma jednak osobowość dzikusa, więc są ciężkie momenty, ale córka ostatnio zauważyła i zwróciła na to uwagę, że potrafię być zła na wszystkich, a do kota i tak "ciuciam" jak do małego dzidziusia i nie ma dnia, żebym go nie wyściskała i nie potarmosiła i nie powiedziała "jaki on słodki"... coś w tym faktycznie jest :)

    Twoje kocio leży w przesłodkiej pozie... ja bym chyba spokojnie koło niego przejść nie mogła, żeby go nie pogłaskać i nie poczochrać :D

    Firanki popieram... lepiej jak są :)
    Mam nadzieję, że wszystko ogarniesz tak jak trzeba, bo ty masz do tego dar i w końcu też się doczekamy uszycia czegoś z tych tkanin :)

    Prezent cudowny dostałaś... ja w noworocznych postanowieniach też napisałam na blogu o nauce frywolitek i w końcu muszę się za to wziąć... tyle, że ja miałam w planach jedynie igłę. Niestety przy zmianie systemu, gdzieś mi wpitoliło tutorial i znowu muszę stracić czas na jego szukanie :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurta Vonneguta to ja bardzo bardzo lubię. Oczywiście czytać a nie osobiście chadzać z nim. Poza tym firanki potrafią dodać uroku i ciepła pomieszczeniu. A po trzecie priorytety rzecz ważna , a ja zamiast się trzymać listy i kilku spraw nie cierpiących zwłoki sobie próbuje przeczytać Twojego bloga od A do Z. ech ...jak to trzeba ciągle coś naginać :)

    OdpowiedzUsuń