W punktach będzie i oczywiście bez zdjęć, bo aparat nadal wojażuje ze Ślubnym.
1. Obrus Prezentowy Cioci Maryli został skończony we wtorek w nocy. Niestety wyszedł większy w swej średnicy niż moje naprawdę ogromne hula-hop, czyli pomysł blokowania z użyciem sprzętów sportowych oddalił się sprintem w niebyt. Ale! Ania, podsuwając mi w komentarzach pomysł skorzystania ze sprzętów wodno-kanalizacyjnych, rozwiązała mój problem, dzię-ku-je-my!!! Będę blokować, jak już pojawi się możliwość uwiecznienia tego procesu na zdjęciach, żeby się potomni mogli śmiać z zastosowanych pomocy.
2. Brak męża w domu skutkuje tym, że nikt na mnie nie pokrzykuje, że powinnam już spać. Kończy się to czytaniem do drugiej w nocy. Trochę jestem niedospana, ale za to szczęśliwa czytelniczo. A wygląd początkującego zombie zniknie albo zamaskuje się go makijażem.
3. Robótkowo mam silne postanowienie wykończenia w następnej kolejności Rudości.
4. Oczywiście w przerwach od drutów będę machać nadal czółenkami do frywolitek, mniam!
5. Mój odtwarzacz mp3 nie wytrzymał nadmiernej eksploatacji i raczył był wczoraj wyzionąć ducha. To znaczy wszystko wskazuje na to, że możliwa będzie reanimacja, ale do tego potrzebny jest ekspert, czyli Ślubny. Na razie mój odtwarzacz łupnęłam do szuflady, a morduję ten należący do Ślubnego.
6. Dokonałam rewelacyjnego odkrycia, które może zrewolucjonizować moje myślenie o sprzątaniu łazienki. Mamy czarne płytki pod prysznicem... Prysznic służy do zalewania wodą siebie i tych płytek... Tylko, że na mnie nie zostają ślady po wodzie, mydle i innych takich, natomiast wygląd płytek cały czas mącił moje poczucie estetyki i potrzeby porządku, a szorowanie ich dzień w dzień chemią wszelaką nie uśmiecha mi się wcale. I wczoraj okazało się, że baaaardzo gorąca woda z octem powoduje, że płytki lśnią po jednym przetarciu i nawet ślad po wodzie nie zostaje. Szczęśliwam. Uwaga!!! Próba mycia płytek octowym wrzątkiem jest dowodem na niepełnosprawność umysłową myjącej... wiem, co piszę :))))
7. Kot jest szczęśliwy, bo po "pierwsze primo" ma panią tylko dla siebie i nie musi się dzielić z jakimś ludziem. Po "drugie secundo" ma pół łóżka dla siebie i nikt go nie wygania i nie wykopuje. I ogólnie jest ok, jak cała uwaga jest skupiona na sprawach kocich. Obawiam się, że powrót Ślubnego nie zostanie przyjęty entuzjastycznie.
8. Ślubny w Mediolanie zwiedza, ogląda, robi zdjęcia, kręci filmy i zapowiada wiele radości wizualnych, które pojawią się na blogu w weekend. Ponadto obżera się jedną z najlepszych pizz na świecie w knajpach oddalonych od terenów turystycznych (słusznie) i jak sam stwierdza - wyglądających jak spadek po PRL-u. I - co powoduje u mnie chęć uduszenia go przez łącza telefoniczne - opowiada, jak nieustannie konsumuje włoskie lody, które w mojej prywatnej skali ocen mają szóstkę ze słoneczkiem.
9. Na jedno z moich pierwszych pytań - "a jak tam ludzie na tym wyjeździe?". Usłyszałam w odpowiedzi - "pytasz o Oliviera Janiaka?" Przestałam pytać...
10. Czytam to, o to właśnie (tom drugi)... podobno to książka, którą nabywają kobiety po trzydziestce z pewnym (słusznym) stażem małżeńskim. Już rozumiem dlaczego. Ciekawi mnie, czy zostanie to wydane w Polsce? Takie nieobyczajności i perwersje? (PS. Literacko to to jest straszny gniot, kicz i trudno się w tym dopatrzeć jakichkolwiek zalet, ale... oderwać się od tego nie można, wiadomo, wprost ocieka erotyką. Ostatnio miałam tak przy wampirzej sadze Stephenie Meyer - to znaczy oderwać się nie mogłam od literacko słabych książek, erotyki u wampirów było zdecydowanie mniej :)))
11. Było o seksie (patrz punkt 10.), to teraz będzie o jedzeniu. Rzucił się na mnie w sklepie serek grani z hiszpańskimi oliwkami. Okazał się rewelacyjny. Następnego dnia serka w sklepie nie było. Wyszedł. Kupiłam serek bezsmakowy i słoik oliwek - sama sobie zrobię :)))
12. Kolejnej notki - mediolańskiej można się spodziewać w niedzielę.
Ad2. W Rossmanie są teraz takie maseczki na płatku flizeliny na cała twarz, kolagenowa idealnie wygładza buzię i usuwa zmęczenie! *^v"*
OdpowiedzUsuńAd6. Woda z octem zawsze była genialnym środkiem do mycia brudów wszelakich, a wręcz idealna do powierzchni gładko-śliskich (np.: szyby), oczyszcza z tłustych osadów i zabezpiecza przed smugami. ^^
Ad.8 Też lubię włoskie lody...
Ad.11 I słusznie!
U mnie ocet spirytusowy stoi nie w kuchni (tu jest jakiś bardziej wyrafinowany), tylko w schowku, razem ze sprzętem sprzątającym :))) A moja obawa co do octu na gorąco do zastosowania na płytkach wynikała z tego, że czekałam, aż się fugi i silikony utrwalą na dobre, ale już nie farbują i mogę "kwasić" :)))
UsuńWłoskie lody... nawet nie będę komentować, to jest mistrzostwo świata.
Ad. 10- jest coś takiego po polsku, "zakon pocieszenia", tam są wręcz perwersje, koleżanką z laba ma sporo takich- mogę podrzucić tytuły na e-mail :)
OdpowiedzUsuńza włoskie lody dam się pokroić, oliwki tak, czarne zwłaszcza ;)
i zobacz, jak to rękodzieło rozwija człowieka :) niedługo hydraulik Ci nie będzie potrzebny :)
Sądzę, że po polsku to bym nie dała rady takiej literatury znieść :))) Poza tym po dwóch tomach mam stanowczo dość i właśnie wróciłam do Annie Proulx i jej "Kronik portowych". Tak rękodzieło rozwija bardzo, ale do hydrauliki, elektryki i kaloryferów to ja się nie zbliżam - stanowczo przekracza to moje pojmowanie :)
UsuńJestem ciekawa co to za sprzęt hydrauliczny zastosujesz. No bo chyba nie spiralę? Hmm?
OdpowiedzUsuńJa jak zombi zawsze wyglądam w dniach wolnych od pracy, kiedy jest brzydka pogoda i wychodzić nie trzeba:)
Roztwór wody z octem stosuję już od lat do płukania włosów po myciu, albo farbowaniu.
Teraz bym chciała zobaczyć Małego. Szczęśliwego.
Ocet dobry na wszystko :)))
UsuńA co do Małego szczęśliwego... to taki stan kocio osiąga bez większych problemów, natomiast pewnym problemem jest uwiecznienie go na zdjęciach, bo najczęściej oznacza to ganianie galopem i naprawdę trudno za nim nadążyć, a zrobienie zdjęcia graniczy z cudem :)
Taką wodą (gorącą) z octem można się nieźle inhalować, przeżycia niezapomniane :)))) Polecam do czyszczenia jeszcze sode oczyszczoną.
OdpowiedzUsuńAaaa .... i z niecierpiącą niecierpliwością czekam na zdjęcia z Mediolanu :))) K.
Nie ma jak sprawdzone sposoby :))
UsuńA zdjęciowo, to Ślubny zapowiada cuda-wianki :))) Zobaczymy, jak wróci, ale spodziewam się, że będzie duuuuuuuuużo do pokazywania.
Co do książek erotycznych to ja na gwiazdkę dostałam "w łóżku z..." krótkie historyjki znanych pisarek ale pod zmienionymi imionami (podobno) i okazała się... całkiem, całkiem...
OdpowiedzUsuńNo, to rzeczywiście mogło być ciekawe :))
UsuńCiekawa jestem tej Twojej akcji z blokowaniem, ale też cieszę się bardzo, że "Rudości" wracają na tapetę :)
OdpowiedzUsuńMiałam pozostawić komentarz pod poprzednim postem, ale w nieodpowiednim czasie się za to zabrałam i w końcu mi się nie udało, zatem dorzucę swoje 5 groszy tutaj: Bardzo dobrze robią takie dni ze sobą sam na sam. Jak widać - dobrze, że takie dni nie trwają wiecznie, bo człowiek mógłby się zapomnieć, acz parę takich dni, to rozkosz w najczystszej postaci :)
Podziwiam Cię za cierpliwość do frywolitki. Moja bratowa pokazała mi kiedyś z grubsza o co w tym biega i jednoznacznie się określiłam - będę podziwiać, ale nie będę próbować! Dobrze jednak, że są na tym świecie cierpliwi ludzie.. :)
Sama jestem tego blokowania ciekawa... I rzeczywiście do frywolitek trzeba cierpliwości, ale jak się popatrzy, co można stworzyć... a nawet co wyłazi spod własnych rąk, to naprawdę ma się ochotę na więcej i więcej.
UsuńAle się rozpisałaś :) w realu zapewne gaduła z ciebie (w dobrym znaczeni tego słowa oczywiście)
OdpowiedzUsuńBlokowanie koniecznie musisz uwiecznić bo jestem ciekawa tych poczynań z użyciem sprzętów wodno-kanalizayjnych i na frywolitki czekam
Bo to było "informacyjnie", a nie "skrótowo" :)))))))))))
UsuńBlokowanie uwiecznię, spokojnie, sama chcę mieć pamiątkę szaleństw.
nie wiem czy oglądasz Perfekcyjną Panią Domu,ona tam wszystko traktuje octem,więc spoko :)
OdpowiedzUsuńtez mam czarne kafelki koło prysznica ,myłam do tej pory płynem pod prysznic z Lidla,ale chyba pojadę tym octem
Nie oglądam, bo się boję, że wpadnę w depresję w związku z ta perfekcją :)
UsuńBlokowania jestem ciekawa... już sobie wyobrażam te rury giętkie jakieś, albo wężoidy wszelakie :D
OdpowiedzUsuńZdjęć z Mediolanu i zdjęć prezentu dla cioci jestem przeogromnie ciekawa!
Czekam więc weekendu :)
Co do znęcania się Ślubnego nad Tobą w kwestii lodów... udusiłabym, sama za lodami nie przepadam zbytnio... jak muszę, to zjem i muszę mieć dzień, żeby to zrobić, ALE wyobrażam sobie jak to jest, kiedy się tęskni za czymś co się lubi... na mnie tak działa wszelkie curry i PRAWDZIWE hinduskie jedzenie... po prostu dostaję ślinotoku! - wszelkie knajpki z tego typu jedzeniem nie umywają się do ICH prawdziwej kuchni. Nawet jak w knajpkach przyrządzają dania Hindusi, to też jakby na polską modłę i polskie podniebienia :/
(pisząc to już mam ślinotok)
Ja uzależniłam się od prawdziwych włoskich lodów będąc przez miesiąc w Genui.
Usuńja mało piszę ostatnio (raz, że łapki, dwa, że nim dojadę do końca postu już nie pamiętam, co chciałam o początku napisać...), ale wszystko czytam, więc pisz, pisz!
OdpowiedzUsuńi dodam, że:
- jestem ciekawa blokowania
- z tym niepilnowaniem przez męża też tak mam, szczególnie fatalne są efekty czytania po nocach jak trzeba wstać do fabryki o 6:00...
- a ja mam fazy, raz chemią lecę, raz eko. kobieta zmienną jest, ha!
- swego czasu miałam MEGA słabość do Harlequinów, tych "desire" czyli z pieprzem... kicz i banał totalny, fabuła szablonowa do bólu, ale te wszystkie "rozkosz wygięła jej plecy w łuk" i "drżenie namiętności" i inne takie - bezcenne! :)
- a ja włoskich nie lubię zbytnio, może dlatego, że jadałam tylko "polskie włoskie"?
Piszę, piszę i wiem, że cierpisz łapkowo (mam nadzieję, że przynajmniej jest lepiej). Co do eko-czyszczenia, to u mnie główną przyczyną jest to, że niektóra chemia potrafi mnie uczulić, a to, co robi z moją skóra rąk jest trudne do opisania, dlatego odkrycie tego zbawiennego działania octu na nasz prysznic mnie uradowało.
UsuńA "polskie włoskie" to się mają do "włoskich włoskich" jak Rzym do Krymu - wyobrażasz sobie, że masz lodziarnię, w której samych czekoladowych lodów jest dziesięć rodzajów, o innych smakach nie wspominając:)))
duzo bym dala zeby tam byc ;)
OdpowiedzUsuńA z tymi włoskimi lodami w Polsce to rzeczywiście aż śmiać się chce :) to i jak z ruskimi pierogami..ale jakoś się przyjęło to. A włoskie lody ale takie włoskie takie we Włoszech takie z wiatrem we włochach i słońcem poniżej włochów czyli na twarzy to ojjja Cię. Choć w domu w zimie też nie pogardzę :)
OdpowiedzUsuńJa Ślubnemu z tego Mediolanu to chyba właśnie lodów zazdroszczę. A tego nie mógł przywieźć w walizce :)
Usuń