Krwista Revontuli została ukończona i już w trakcie blokowania wiedziałam, że zasługuje na mocną nazwę. A zatem przedstawiam Pajęczynę Bloody Mary, czyli Pajęczą Krwistą Maryśkę:
Ślubny na widok zdjęcia stwierdził: "A żeś sobie wymyśliła!". No pewnie, że wymyśliłam, bo ja się napatrzyłam na pracę pani stylistki od wnętrz (ta pani w groszkach z poprzedniego wpisu), wyciągnęłam wnioski i teraz "sama się będę stylizować".
Ale wracając do Krwawej Maryśki - chusta jest niewymagająca i doskonała dla początkujących, bo bardzo efektowna.
W postaci przed blokowaniem - czyli zwyczajowa forma smętnej meduzy, tym razem pełzającej po schodach:
Oraz po blokowaniu w pełnej, rozciągniętej okazałości. Zwracam uwagę, że Revontuli ma kształt więcej niż połowy koła. Miałam oczywiste skojarzenia z pajęczyną oraz z klonowym liściem - kolor na pewno pomógł.
Robiona z wełny z niewielkimi dodatkami w składzie i dlatego zblokowała się cudnie z zębiszczami, jak się patrzy.
***
Obecnie na drutach pojawią się projekty dwa: zapowiadana chusta Freya oraz Carski Projekt Zimowy, ale o nim będzie więcej wkrótce.
Poza tym kupiłam sobie białą bawełnę na Bluzeczkę z Bizantyjskimi Rękawami.
Projekt jest w trakcie klucia się, ale wychodzi mi, że zrobię gładki kadłubek z tego, co widać na zdjęciu, a do tego będą koronkowe rękawy robione z cieńszej, ale też białej bawełny. Tylko jeszcze nie zdecydowałam, czy będzie śnieżnie biało, czy może będą jakieś subtelne dodatki kolorystyczne. Muszę jeszcze się poprzesypiać z tym pomysłem.
***
Aaaaa teraz będzie krew w żyłach mrożąca historia z wczoraj, czyli "Kiedy Facet Wieczorową Porą z Wkrętarką na Taras Wylata".
Padało u nas prawie czterdzieści osiem godzin, momentami bardzo ulewnie i nagle we wszystkich doniczkach miałam wietnamskie pola ryżowe. Odkładane zrobienie dziur w doniczkach nagle okazało się potrzebą nie tyle palącą, co cieknącą. A tu tymczasem, parafrazując Mickiewicza: "Ślubny nie wraca, ranki i wieczory, we łzach go czekam i powodziowej trwodze; rozlały rzeki, pełne wody donice i całe w bagnie podłoże".
I w końcu Ślubny wrócił, i mimo że było już po dziesiątej, uzbroił się we wkrętarko-wiertarkę, ręczniki do podkładania pod kolana oraz w żonę z parasolem i z determinacją wyszedł na nadal deszczowy taras. Pół godziny borowania i wszystkie donice zostały podziurawione, czarna breja przestała mi wylatywać wierzchem, a zaczęła wylatywać spodem - błotny Sajgon na tarasie osiągnął punkt kulminacyjny.
Dzisiaj rano, jak już przeschło, to Warzywnik wyglądał tak, czyli miałam spore ilości gleby za donicami:
W tej chwili sytuacja została opanowana. Gleba, przy pomocy szczotki, mopa oraz... zapasowej łopatki do nakładania ciasta ;))) została zgarnięta i upchnięta z powrotem tam, gdzie jej miejsce. Oczywiście zieleninie woda przez dwie doby nie zaszkodziła, wręcz przeciwnie wygląda kwitnąco i przerażająco rosnąco. Nowo posadzone czosnki, kumple Trollorzębu w jednej donicy, wylazły już wszystkie i mają po jakieś pięć centymetrów - szaleństwo.
I dzisiaj wszystkie rośliny pnące dostały piękne, wielkie bambusowe podpórki, żeby się mogły piąć, oplatać i zaczepiać wąsami wedle własnego widzimisię.
***
No i zapomniałbym napisać, że Tunika Tarasowa zyskała drugi rękaw. Nitki powciągane, całość skończona i Tunika została wyprana i wstępnie schnie, czekając na docelowo rozpłaszczenie w celu doschnięcia we właściwej formie.
I tak, ja wiem, że będziecie się domagać sesji zdjęciowej ze mną w środku - zobaczę, co da się zrobić i czy w czasie weekendu będę się czuła "piękną i powabną, czyli nadająca się do pokazywania", czy może jednak czuć się nie będę. Wtedy wykaże się powabem Denatka.
Pierwsza !
OdpowiedzUsuńTeż miałam taką akcję balkonową, naiwnie myślałam, że bez obędzie się bez wiercenia.
Ochy i achy dla krwistej.
Brawo! Za pierwszą!
UsuńJa wiedziałam, że przy pierwszym długotrwałym deszczu będzie konieczne, no i miałam rację.
Dziękuję za ochy i achy.
Zanim spojrzałam na opis, zobaczyłam zdjęcie chusty i dokładnie identycznie mi się skojarzyła... :)))) Wygląda świetnie :))
OdpowiedzUsuńCo do roślinności, podstawki by Ci się teraz przydały i to pilnie. W ubiegłym roku sporo wyjeżdżaliśmy, a podstawki pod doniczki balkonowe miałam trochę płytkie, więc zamiast nich zastosowałam pasujące obwodem plastikowe miski :)) Polecam :))
I ciągle czekam na prezentację tuniki :))
Dziękuję za pochwały.
UsuńPodstawki już są, duże i dość głębokie. Przyjechały po południu, a zdjęcie jest poranne.
Ależ ja Ci zazdroszczę tych pięknych zdjęć! Chusta cudowna, a tunika zapowiada się bardzo ciekawie - życzę dobrego samopoczucia w weekend ;) Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńHaha, dziękuję za życzenia, będę się starała nie zepsuć sobie nastroju :)
UsuńNie mogę się doczekać gotowej tuniki - zapowiada się rewelacyjne. Chusta piękna - też chcę:), pilnuj jej dobrze. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTunikę właśnie poukładałam do doschnięcia. I dziękuję za pochwały dla chusty, jak mi zniknie z szafy, to będę wiedziała, gdzie szukać :)
UsuńTunika wygląda bardzo grecko (może takie skojarzenie bo akurat Niemcy z Grekami po boisku biegają), i ciekawość mnie zżera. Krwawa Mary to ostra babka! Oleee!:-)))) A roślinkom życzę dużo wszystkiego do rośnięcia potrzebnego. Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńDzisiaj greckie skojarzenia jak najbardziej zrozumiałe. Roślinki miewają się doskonale, ale przekażę życzenia.
Usuńjejciu , ja mam dzisiaj takiego kaca, a Ty mi jeszcze o Bloody Mary, zlituj się! albo puść rurą na Królewską to, co stało w doniczkach, troszkę uzupełnie makro i mikroelementów, może jakieś mięsko się trafi, prawda? Chusta fajna, faktycznie taka pajęczyna :)Z czego będziesz robić Freya Shawl?
OdpowiedzUsuńA Bloody Mary jako klin klinem nie zadziała???
UsuńA Freya powstaje z tego samej krwistej wełenki co Maryśka.
klinem była soplica wiśniowa podpijana przy namaczaniu biszkoptów, jak tylko mama nie patrzyła, co robię :)a po Erło chyba na odwyk będę musiała iść- do każdego meczu piwko :D
UsuńPiękna ta czerwona pajęczyna! Naprawdę piękna. Same piękne rzeczy tworzysz. Czekam na suchą tunikę:)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. Staram się, jak mogę.
UsuńMaryśka super, kolor bardzo doenergetyzowujący, w sam raz na deszczową pogodę! *^v^*
OdpowiedzUsuńCarski Projekt Zimowy brzmi niesamowicie intrygująco! Uchyl rąbeczka tajemnicy... ^^*~
Wiem, że ta rada to już za późno, ale... ja te dziury w doniczkach robiłam PRZED wsypaniem ziemi i wsadzeniem roślin, wydawało mi się, że taka jest właściwa kolejność.... Jakim cudem przeoczyliście ten etap?... ~^o^~
O Carskim będzie następnym razem, bo to nie tajemnica, wyjątkowo :)
UsuńA co do "przed" to po pierwsze u nas nic nie jest robione w normalnej kolejności :))) Ale po drugie, to była przyczyna obiektywna, że te dziury nie powstały - a mianowicie bu... to znaczy makabryczny bałagan w schowku i o ile wiertarkę zlokalizować jeszcze się dało, to już wiertła... I dobrze, że jakieś dwa tygodnie temu Ślubny zrobił porządek, bo wczoraj byśmy chyba nożem te dziury skrobali albo wykłuwali widelcem.
Ja też robię dziurki przed sadzeniem i tez wydawało mi się to oczywiste ;)
UsuńA korzystam ze starego (jakżeby inaczej) DRUTU do robótek! Ale takiego metalowego, wcześniej nagrzewając go nad ogniem. I takim rozgrzanym do czerwoności przekłuwam donice. Wchodzi jak w masło.
Gdybym miała czekać aż mój osobisty ślubny mi coś wywierci to niejedna woda musiałaby z tych donic wypłynąć...
A Pajęczyna boska!
Pozdr,
Ania
Alternatywne zastosowanie drutu popieram, ale już widzę siebie, jak usiłuję go rozgrzać na kuchence indukcyjnej :)
UsuńI dziękuję za pochwały dla Pajęczyny.
No tak... Takiej trudności nie przewidziałam... Jestem szczęśliwą (teraz nawet jeszcze bardziej!) posiadaczką płyty gazowej.
UsuńNad innymi źródłami ognia nie próbowałam.
Pozostaje Wam jednak ta wiertarka...
;)
Dokładnie jak Joanna zastanawiam się, co Was siekło, żeby najpierw sadzić a potem dziurawić :D
OdpowiedzUsuńAle dobrze, że roślinki nie spłynęły!
Mój kochany mąż tydzień temu podczas burzy montował lampę na tarasie (na prąd), ale nie skończył, bo się rozpadało.
Odpowiedź powyżej :)))
UsuńDo spłynięcia było im jednak jeszcze daleko. Bardziej nas przeraziło, że w prognozach były deszcze do poniedziałku (co się jak widać nie sprawdziło). Poza tym wiesz, że najlepiej na męska mobilizację do działania robi sytuacja podbramkowa i dramatyczna.
Pierwsze co, to mi się stylizacja chusty w oczy rzuciła - genialnie wygląda!:) U Ciebie jak zwykle, każdy szczegół perfekcyjny..:)
OdpowiedzUsuńA Ty już nie ściemniaj z tą łopatka do ciasta, że zapasowa! Się umyje i będzie jak nowa, a jak coś gościom chrupać będzie, to się powie, że to orzechy;p ;D
Nie mogę z komentarza Agaty;D Dobrze, że Mąż nie skończył, bo jakby w niego pierdyknęło, to dopiero by skończył!
A dziękuję za pochwały stylizacji, tym bardziej, że ja się uczyłam robić zdjęcia (dosłownie od zera) jak zakładałam bloga, czyli nawet roku nie ma :)
UsuńŁopatka naprawdę zapasowa, tania, brzydka i niewygodna w użyciu, ale jak się okazuje do zgarniania błota idealna.
A faceci mają takie niefrasobliwe podejście - Ślubny też mokrymi łapami do tej wkrętarki wiertarki...
Niezmiennie wszelkie zabawy z drutem i szydełkiem podziwiam! Moje oczko prawe i oczko lewe zawsze każde inne :)))
OdpowiedzUsuńA dziękuję. I jestem pewna, że po odrobinie ćwiczeń, prawe i lewe byłyby takie sam.
UsuńCudna chusta, rewelacyjnie ją sfotografowałaś! :) I w ogóle rewelacyjny post!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i za pochwały dla chusty, i dla zdjęcia.
UsuńCudo, cudo i jeszcze raz cudo. Idealna chusta i ten dół...taki zadziorny:] zdjęcie na karcie, która strasznie mi się podoba- super!
OdpowiedzUsuńDół zadziorny, bo to wełna i dała się idealnie zblokować, co było naciągnięte na drutach do blokowania, to zostało po wyschnięciu.
UsuńZawsze uważałam i uważam, że mam idealnego Męża :-) Ale mój w życiu by mi tych dziurek nie wywiercił w takiej sytuacji (a może, po moim wierceniu mu dziury w brzuchu, jednak by się zlitował? No, nie wiem ;-) Czyli Twój Ślubny jest idealniejszy ;-))) Gratuluję!
OdpowiedzUsuńA chusta piękna! Jak się u Ciebie napatrzę, to mam chęć za druty chwytać, ale kiedy odstawiam laptopa, to i chęci też jakby odchodzą w niebyt...
Ślubny ma poczucie, że mi ten taras z roślinnym dobytkiem dołożył tylko i wyłącznie z powodu własnego widzimisię i teraz w ramach partnerstwa w obowiązkach wystarczy pisnąć, że ja czegoś nie dam rady (podnieść, przesunąć, zrobić), a trzeba i nawet nie muszę powtarzać dwa razy :)
UsuńCo do chęci rękodzielniczych, to może po prostu nie zamykaj laptopa i chwyć druty :)
Ślubnego juz Ci u mnie gratulowałam, szczęśliwa Ty :-) Co do przyrody - ona jest jakaś dziwna, u siebie też to obserwuję. Zaleje ją, wyszarpie, przemoczy i wychłoszcze a na drugi dzień wszystko wesolutkie i o pół metra wyższe. Rośliny to masochistki i tyle ;-)
OdpowiedzUsuńChusta piękna, nie jestem "chustowa" wprawdzie, ale zaczynam się dzięki Tobie przełamywać :-)
No fakt, tym razem Ślubny przeszedł sam siebie, tym bardziej, że nawet usiłowałam go z lekka zniechęcić do tych nocnych odwiertów, bo jednak padało i ciemno było.
UsuńRoślinność o skłonnościach masochistycznych mamy obie - dzisiaj sobie pooglądałam różę... zwariowała kolczasta paskuda i zagęściła się razy dwa :)
Tez nie byłam chustowa, dopóki pierwszej nie zrobiłam. Poza tym szybko okazuje się, że chusta do motania równie dobra jak szalik, czy apaszka.
Tunika wreszcie kompleta i świetna:) Chusta jest rewelacyjna:) Agnieszko-najpierw dziureczki potem drenaż(co by błotko nie wypływało) potem roślinki i nie byłoby takiego bałaganu, jakim cudem zapomniałaś, że to w takiej kolejności należy:) Świetna ta biała bawełna aż mi się też zachciało białego udziergu:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Marlena
Chęci na biały udzierg mnie też napadły znienacka :)
UsuńA co do bałaganu, to główne dostawy błota to ja miałam przez to, co mi deszczysko wychlapało wierzchem... ściany na tarasie nadal czekają na wyczyszczenie :)
chusta rewelacyjna...biala bawelna kusi...a akcja doniczkowa najwazniejsze,ze udana....pozdrawiam ania
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i potwierdzam, że bawełna kusi. A kwiatki i inne zielsko po deszczowych dniach mają się świetnie :)
UsuńPiękna ta twoja Raventuli. Ja się zamierzam na tę chustę od jakiegoś czasu tylko myślałam o wersji pasiastej. Ale zaczynam się teraz zastanawiać czy jednak nie jednokolorowo?
OdpowiedzUsuńZrób dwie! Bo ja po jednokolorowej mam ochotę na ripleja w wersji pasiastej :)
Usuńintrygująca ta Twoja krwista pajęczyna - powtórzę jak zdarta pyta - zazdroszczę umiejętności!!! tworzysz cudeńka i to w takim zawrotnym tempie!
OdpowiedzUsuńale najbardziej podoba mi się ta lawendowa tunika i czekam na jej prezentację na Tobie!!!
zaskakują kolejność - najpierw sadzenie, a potem wiercenie dziurek w donicach... hmmm... urocze :)
Dziękuję za pochwały robótkowe - chusta jest tak prosta i nie wymaga ciągłego zaglądania do wzoru, że przybywa błyskawicznie.
UsuńA tunika uprana i wysuszona, tylko trzeba się zmobilizować do sfotografowania efektu końcowego.
hihih no to Ci spełzła :) cudna ta chusta....akcji na tarasie delikatnie współczuje...ale najważniejsze, że mieszkańcy przeżyli i się nawodnili :)
OdpowiedzUsuńDzięki za pochwały chusty. Akcja tarasowa nie była taka straszna, raczej komiczna, a sprzątanie tarasu i tak mnie po takim deszczu czekało, więc działania Ślubnego wcale mi roboty nie dodały.
UsuńZajrzyj do następnego wpisu :) I ujawnij, jak się robi takie fajne napisy jak na moim nowym, ulubionym notesie robótkowym :)
aa ok wracam więc do nowego wpisu ...przeczytałam nawet w komentarzach o takowym zamiarze i miałam ładnie na maila napisać ale to strzelę więc w komentarzu.
UsuńChusta taka wampirzasta bym powiedziała :) śliczna :)
OdpowiedzUsuńWampirzasta troszkę też. To jest w ogóle fenomen według mnie - niby takie geometryczne nic, a jaki efekt.
Usuń