***
Czego potrzeba do zorganizowania udanego spotkania robótkowego? Otóż, niezbędna jest Iza, która wyrazi potrzebę posiedzenia w dziergającym, babskim gronie. Agata, która zadba o to, żeby było czym dojechać na spotkanie. I jeszcze obie wpadają w drzwi z reklamówkami rzeczy jadalnych. Oraz Dodgers, entuzjastycznie reagująca na zaproszenie od obcych, bądź co bądź, bab i przybywająca na spotkanie z takimi mufinkami, że palce lizać. I oczywiście sofy i taras na Rogu Renifera, żeby było gdzie siąść, rozłożyć się z dobrem wszelakim i oddać się kreatywnym pasjom.
Dla osób postronnych musiałyśmy sprawiać wrażenie wzorcowego koła gospodyń wiejskich, co to się zmodernizowały i już nie drą pierza, tylko wyszywają i dziergają.
Zdjęcia powstały dzięki uprzejmości Ślubnego. |
Siedzą od lewej: ja z powstającą białą bawełnianą bluzeczką, na huśtawce Iza z zapałem wyszywająca swój pierwszy listek blackworkiem (efekty można zobaczyć tutaj), Agata robiąca bolerko dla córki oraz Dorota z chustą w przepięknym kolorze (można sobie obejrzeć tutaj).
A poniżej dowód na to, że sofy na Rogu Renifera są duże i mieszczą nie tylko cztery kobiety, ale też całe mnóstwo robótek, drutów, toreb, torebek, motków i kłębków.
Zdjęcia powstały dzięki uprzejmości Ślubnego. |
***
A teraz będę się chwalić i dziękować, bo dostałam "suweniry drzwiowe", czyli prezenty dla gospodyni. Prześliczny, delikatny kwiatek, idealnie pasujący do sypialni, bo kwitnący na fioletowo. I jeszcze w cudownej, pastelowo fioletowej doniczce, na której kolor napatrzeć się nie mogę.
A Dorota zaszalała kompletnie z prezentem, po otrzymaniu którego, oszalałam ze szczęścia ja. To może po prostu pokażę.
To jest taki piękny przydymiony łososiowy kolor i tak cienka niteczka, że od razu chce się siadać i wybierać wzór chusty. Ponieważ motek jest spory, to na pewno powstanie z niego druga wersja Frei oraz mój chustowy faworyt, czyli Percy.
I jeszcze zbliżenie na skład tego cudeńka:
***
Tak jak pisałam w trakcie sobotniego sabatu zaczęła powstawać biała bawełniana bluzeczka, z tych motków, co to je nieco podstępnie niedawno zamówiłam (podstępnie, bo przy okazji zupełnie innych zakupów). I mam zamiar w tym projekcie poeksperymentować z przedziwnym sposobem dopasowania bluzki w talii. Będę się dzielić swoimi szalonymi pomysłami na bieżąco. Na razie bluzeczka ma kształt wdzięcznej tuby i nie wymaga niczego przy robieniu - same prawe :) i nie ma nazwy... trzeba to będzie naprawić.
Oprócz białej bawełny na drutach mam... dwie pary rękawiczek, bo powstają te czarne dla LoliJoo oraz czerwone, robione jako rekwizyt do filmów instruktażowych.
***
Ale za to dostałam już pierwsze zdjęcia Razem-wiczek zrobionych do poziomu nadgarstka. Mail przyszedł od Dodgers i oto jej zielona wersja bąbli i warkoczy:
Razem-wiczki Dodgers (foto by Dodgers). |
Więcej zdjęć oczywiście na blogu Ja To Mam w Genach.
I zachęcam do chwalenia się wynikami dziergania rękawiczek, z wielką dumą podam linki do zdjęć na Waszych blogach, a jeśli ktoś nie ma bloga, to może wysłać zdjęcie na mojego maila i pokażę je wtedy u siebie (mail podany w profilu Bloggera).
***
I teraz powinnam napisać, że jestem makabrycznie niewyspana, bo mieliśmy bardzo intensywne spotkania z młotem boga Thora, tego od burzy i piorunów. Tylko nie wiedziałam, że to jest też bóg, co to się wiernym trójcami ukazuje... bo burze były trzy na raz, z trzech stron i na dodatek urządziły sobie zawody, która będzie błyskała jaśniej i częściej, a w ramach bonusu grzmiała głośniej. W efekcie było jasno jak w dzień i nie grzmiało, tylko z niebios dobywało się nieustanne basowe huczenie. A ja do Thora i jego burz mam respekt wielki i się stracham majestatu, więc o spaniu nie było mowy. Poza tym w świecie Małego burza oznacza konieczność spania w łóżku i to najlepiej w bliskim kontakcie z ręką ludzia, która to ręka ma głaskać, bo jak nie głaska, to się wydaje odgłosy paszczowe. A jak już Thor raczył się oddalić imprezować gdzie indziej, nie świecić mi po oczach błyskawicami i w końcu zasnęliśmy, to Mały miał lepszy pomysł na zagospodarowanie końcówki nocy niż grzeczne spanie i budził nas regularnie i skutecznie. Efekt jest taki, że czuję się, jakby mnie ten młot Thora zdzielił po głowie i mam dzisiaj refleks i ruchy szachisty z anemią.
To może ja pójdę sobie jakąś kawę zrobię, bo muszę się zmobilizować i spiąć na jakieś półtorej godziny, stając na zawodowej wysokości zadania. Ale później to już tylko sofa, druty i "Wojna i pokój" w słuchawkach.
A Was zostawiam z pięknym zdjęciem zachodu słońca zrobionym w sobotę przez Ślubnego.
Zachód słońca w obiektywie Ślubnego. |
Oj to wesoło na Rogu Renifera było :))
OdpowiedzUsuńGratuluję prezentów :))
U mnie również w nocy burza szalała, były i pioruny i grzmoty takie, że aż o stan szyb w oknach drżałam...
Przepiękne zdjęcie zachodu słońca :))
Pozdrawiam :))
Oj, było, ale też mamy niezłe udziergi i efekty haftowania :) Pochwały dla zdjęcia Ślubny na pewno sam sobie przeczyta. Natomiast burze w okolicach Poznania były potężne i ja takiej burzy nie pamiętam.
UsuńSuper spotkanie robótkowe! Na pewno świetnie się bawiłyście... ale coś Małego nie było tam nigdzie widać...czyżby na widok gości schował się gdzieś? gratuluję też Dodgers, bo wybrała piękny kolor na razem-wiczki i pięknie jej to wyszło :)
OdpowiedzUsuńW takim towarzystwie nie można się bawić inaczej niż znakomicie :) Mały jest aspołeczny i przesiedział cały ten czas pod sofą na antresoli i tylko Dorota miała "zaszczyt" popatrzeć na kota.
UsuńTeż uważam, że wybrany przez Dodgers kolor jest rewelacyjny, bardzo wiosenne wyjdą jej te zimowe rękawiczki :)
Ależ Wam zazdroszczę tego babskiego spotkania i sama myśl o tym że to pasja Was połączyła :)
OdpowiedzUsuńTo się zaczyna robić tradycja - spotkania na Rogu Renifera i bardzo dobrze :)
UsuńJeszcze jakiś basenik tarasowy by się przydał na tarasie:] no ale w takim gronie to pewnie wszystko jedno gdzie...ważne z kim. Ten kwiatulec fioletowy przypomina surfinie albo petunie.
OdpowiedzUsuńW taki upał basenik byłby zbawieniem. A kwiatek jest śliczny i nie wiem, czy dziewczyny zwróciły uwagę, co kupują, ale wobec uroku zieleniny, nazwa nie jest ważna :)
UsuńNooo..............
OdpowiedzUsuńJestem zazdrosna jak z Poznania do Normandii! Czy Wy musicie mieszkać tak daleko :)?????
A tak nieco poważniej. Nie trzeba słów. Wyglądacie - REWELACYJNIE!
A tak już bardzo poważnie, to ja po raz drugi zapraszam na Róg Renifera, jeśli się kiedyś wybierzesz do Polski i będziesz miała ochotę. Zapewniam, że jest gdzie spać. A chętnych na wspólne popołudnie z Tobą nawet nie będę musiała szukać :)
UsuńToś mi napisała! Będę pamiętać na pewno! Dziękuję :)
UsuńZazdroszczę tego wspólnego robótkowania :))) Prezenty powalające po prostu, włóczka tak cudna, że klękajcie narody...
OdpowiedzUsuńJa sama sobie zazdroszczę, że mam okazję się spotykać z takimi dziewczynami i wspólnie szaleć robótkowo na moim własnym tarasie. A włóczka jest cudowna i z wielkim namaszczeniem będę podchodzić do dziergania z niej czegokolwiek.
UsuńUwielbiam takie spotkania! Szkoda, że czas podczas nich jakoś przyspiesza i strasznie szybko się kończą.
OdpowiedzUsuńWe Wrocławiu też burzowo było w nocy i dzisiaj przez cały dzień, więc ponieważ pracuję w domu, snułam się nieco i markowałam bardziej pracę, niż faktycznie pracowałam. W dodatku niemoc twórcza lekko dopadła...
Masz rację, za szybko trzeba się żegnać. O popatrz, to zupełnie tak jak ja, z tym snucie, i markowaniem roboty. A na niemoc twórczą, to ja znam jeden sposób, niestety... zacząć nową robótkę :)
UsuńOj, dziś w nocy była faktycznie niezła impreza...
OdpowiedzUsuńOj, o imprezie na RR tylko ja nie napisałam, czy to jakiś nietakt...? Mam nadzieję, że nie, a uważam, że spotkań takich nigdy za wiele, Iza będzie organizować następne ;)
czy mi się wydaje, czy tej białej bawelny w sobotę było wiecej? Osobiście musiałam pruć kawał emilkowego bolerka, tak się zagadałam, że za daleko polecialam ;)
A kwiatek ponoć nosi nazwę "milion dzwonków" albo tysiąc?? Będziesz musiała policzyć :D
I zastanawia mnie, jak mogłam nie dojrzeć i nie obmacać prezentu od Doroty!
No się działo, u nas przy tych oknach na wszystkie strony świata, tom możesz sobie wyobrazić, jakie są widoki na fajerwerki.
UsuńNienapisanie o spotkaniu to żaden nietakt, ostatecznie świat blogowy nie zbiednieje, jak nie zobaczy czwarty raz tych samych zdjęć :))))
I bardzo spostrzegawcza jesteś - prułam do zera, bo doszłam do wniosku, że w związku z brakiem wyklarowanego pomysłu na wykończenie dołu, to lepiej tam nie wciskać dwóch rzędów lewymi.
A prezent od Doroty przywiozę za jakiś czas do pomacania do Twojego własnego ogrodu, chociaż pewnie już w postaci chusty.
fajowo tak wspólnie wykonywać prace ręczne. Ja już myślałam, że robisz dla mnie czerwone...ale mówię sobie co mi tam mogą być czerwone ..czepiać się nie będę też mi pasują :) No i pod tymi skosami to rzeczywiście możecie mieć niezły koncert burzowy.
OdpowiedzUsuńI nic nie pisałaś, zestresowana cała, że Ci tu kolory mylę :))??? Spokojnie, Twoje rękawiczki to jest świętość i nie będę ich rozpychała wiecznymi przymiarkami na potrzeby kinematografii szkoleniowej.
UsuńI skosy może się nie przyczyniły do wzbogacenia makabrycznych wrażeń burzowych, ale okna na cztery strony świata już tak...
no na skosach właśnie takie okna bywają, że niemalże panoramiczne widoki na niebo :)
UsuńA ja się koloru nie czepiałam bo ja mało czepliwa jestem :)
ciekawe, czy będzie Ci się ta włóczka przy przewijaniu podobała :) toż to 1200 m- mnie się zdarzyło nawet zakląć podczas odpreclowywania. a kwiatka też nie wyhaczyłam- petunia czy jaki czort? :)
OdpowiedzUsuńa burza to samo złooo- my spaliśmy dzisiaj przy otwartym oknie, pioruny waliły w jezioro oddalone o 300m, aż podskakiwałam z wrażenia, dopóki Osobisty Śpioch nie wstał i nie raczył okna zamknąć :) także podziwiam Cię- ja bym nie dała rady wysiedzieć pod kołdrą przy takiej ilości okien ja na RR, nie mówiąc o spaniu :)
Przewijać będę na tarasie, motek na oparcie krzesełka i... się wpada na rondo. Albo Ślubny będzie się udzielał i potrzyma na własnych rękach, bo on jest niezły w trzymaniu motków do zwinięcia :)
Usuńawietne spotkanie wspanialych pasjonatek...tez zazdroszczam ale przy takiej relacji mam uczucie jakbym tam duchem byla...welenka z alpaga sliczna..uwielbiam ten kolor....pozdrawiam ania
OdpowiedzUsuńWełenka jest piękna i taka cieniutka, że automatycznie myśli się o zrobieniu pięknych ażurów z tego.
UsuńNoo, szkoda, że Ty tak daleko, zapisałabym się na regularne korepetycje, skoro taka miła i uczynna z Ciebie osóbka ;)) u nas w miniony weekend z piątku na sobotę była taka burza, jakiej przez lata mojego życia jeszcze nie doświadczyłam ;)
OdpowiedzUsuńNo tak, do Poznania trochę daleko, a poza tym to z czego jak z czego, ale z robótek ręcznych korepetycji to ja jeszcze nie udzielałam :) A front burzowy, ten weekendowy, był podobno jednym z najgorszych w ciągu ostatnich siedmiu lat.
UsuńJaka fajna babska posiadówa! Oj zazdroszczę :) I tutaj widać małą (ale jednak) przewagę drutów nad maszyną do szycia - można je z sobą zabrać i spotkać się z przyjaciółkami a z maszyną "mały" problem ;) bo cięższa i mniej poręczna. Piękne prezenty dostałaś, kolor włóczki doskonały i idealny dla mnie osobiście.
OdpowiedzUsuńCo racja, to racja, maszyny pod pachę nie zabierzesz, ale już na przykład spódnicę do ręcznego podłożenia zawsze można :)
UsuńBurze buszują wszędzie!
OdpowiedzUsuńA babskie spotkanie urocze :-)))
Do burz to chyba musimy się tego lata przyzwyczaić. A spotkanie rzeczywiście było świetne i na pewno nie ostatnie.
UsuńNie dziwię się, że oszalałaś widząc tę włóczkę - jest świetna do chust i bardzo miła w robocie. Szkoda tylko, że już jej nie produkują.
OdpowiedzUsuńDobrze, że napisałaś, że miła w robocie, bo czasami takie cienkie niteczki potrafią być "trudne", ale skoro tak, to tym bardziej mnie nosi, żeby ją przewinąć i zacząć robić, ale najpierw obiecałam sobie skończenie tego, co zaczęte.
UsuńAleż u Was wesoło na Rogu:))))))Kurczę, nam by było ciężko wybrać się na takie spotkanko z maszynami do szycia pod pachą;p
OdpowiedzUsuńNo bywa wesoło, bywa :) A tak jak pisałam wyżej, zawsze można sobie wziąć sukienkę lub spódnicę do ręcznego podszycia :)
UsuńRobótkosabat, dobrze Wam tak :-)) Piękne rękawiczki - Dodgers, gratuluję :-)
OdpowiedzUsuńU nas pogrzmiało, postraszyło, pisnęło i zwiało, taki deszczyk to niech sobie przyroda w kieszeń wsadzi, wypraszam sobie, obiecanki-cacanki, fi dąk. Muszę iść podlać zieleninę, uprasza się o kciuki żeby sie na mnie pszczele bojówki nie rzuciły bo użarta pszczołą mam przechlapane ;-(
Kciuki trzymałam wirtualnie, bo w realu były mi trochę potrzebne. Mam nadzieję, że pomogło i żadna pszczoła się na Ciebie nie rzuciła. Aaaaa i u nas oprócz pszczół mamy jeszcze kolonię biedronek bardzo ruchliwych.
UsuńA sądząc po tym, co ja tu czytam o niszczącej matce naturze, co to gradem i wichrem karze, to może się jednak ciesz, że musisz podlewać, bo przynajmniej nadal masz co :)
Nic mnie jeszcze nie użarło ale jedna biedronka dziwnie na mnie patrzy co dowodzi, że któraś z nas ma przegrzany mózg i zaczyna dziwnie się zachowywać, porozmawiam z nią w tej sprawie ;-))
UsuńNie zamawiam niczego niszczącego mi przyrodę, po prostu stanowczo życzę sobie żeby było dużo chłodniej i podlało mi rośliny bo ja dziś jestem aktywna tylko na poziomie komórkowym ;-)
Zacznę od Ślubnego, któremu pokłony ślę za moim zdaniem cudnie ujęty zachód słońca.
OdpowiedzUsuńPaniom, które dostąpiły zaszczytu siadania i nawet robótkowania na Rogu Renifera po prostu całą sobą i jeszcze bardziej - zazdroszczę. Ileż ja bym dała za takie młode wiekiem i duszą koło gospodyń wiejskich w mojej okolicy! Zdarzyło mi się pójść dwa razy na spotkanie z takimi paniami dziergającymi w moim mieście. Średnia wieku - jakieś 40 lat więcej ode mnie. Było bardzo miło, ale poza rozmowami o robótkach i wypytywaniu mnie o Polskę, głównym tematem było ich zdrowie, a raczej jego brak. Nie nastrajało mnie to zbyt pozytywnie, wolałam więc zrezygnować z tych spotkań.
Coś tam jeszcze chciałam napisać, ale mi się zapomniało co. Późno już, więc mogło mi się to zdarzyć, prawda?
Aaaaaaaaaaa, ja bym jeszcze prosiła bardzo intensywnie, żebyś poinformowała, gdy magazyn z Twoim domem już będzie w sprzedaży, żebym mogła moją Mamę poprosić o kupno owego :-)
No to dobranoc.
Już poinformowałam Ślubnego, że powinien zajrzeć do komentarzy w celu poczytania pochwał pod jego adresem.
UsuńWcale się nie dziwę, że zrezygnowałaś ze spotkań z "klubem chorowitych dziewiarek" :) Takie spotkania powinny ładować energią na długo i sprawiać przyjemność, a nie zamieniać się w ciąg narzekać albo w przesłuchanie. A u nas tak się jakoś poskładało, że wiek zbliżony (ok, Dorota jest znacznie młodsza) i ja tam robię za najstarszą wiekiem, ale mam nadzieję, że nie "piernikowatą" gospodynię.
I na pewno poinformuję, kiedy będą te 4 kąty z Rogiem Renifera, ale zapewniam, że zaglądający na ten blog wiedzieli znacznie więcej i znają historie mieszkaniowe, o których czytelnicy gazety nawet nie będą mieli pojęcia :)
Pozdrawiam Koło Gospodyń Wiejskich(?) Miejskich (?) a może Kreatywnych?
OdpowiedzUsuńDostałaś śliczności: włóczki nie zazdroszczę, bo kolor dla mnie nietwarzowy, a roślinka to pelargonia angielska (przez moje babcie zwana bratkową) - trochę wrażliwsza od zwykłych rabatowych, za to wdzięczna urodą.
To chyba Miejsko-Kreatywnych :) Dla mnie kolor twarzowy, a pracuję nad tym, żeby jeszcze bardziej (lekka opalenizna doskonale z nim kontrastuje :).
UsuńI dziękuję za podpowiedź, że roślinka z tych wrażliwych, dobrze wiedzieć.