***
Intensywny czytelniczo.
Moje szanse na olimpijski rekord wyglądają całkiem obiecująco:
- E. O'Brien - Girl with Green Eyes - jedna piąta całości za mną
- D. Hammett - Red Harvest - nietknięte
i... - Tolkien i jego trylogia "Władca pierścieni" - jedna szósta za mną.
***
Intensywny szydełkowo.
Proszę państwa Bluzeczka Już Nie Klasycznie Czarna ma już cały dół i z rozpędu zrobiłam jej ozdobne wykończenie dekoltu.
Na życzenie tu zaglądających mimo, że to półprodukt, to zdjęcia zrobione nie na Denatce, którą oskarżacie o zbyt małe ożywienie i podekscytowanie podczas pozowania, ino na mnie. I starałam się wyglądać na intensywnie ożywioną i podekscytowaną :)
Bluzeczka w stanie połowicznie wykończonym prezentuje się tak:
Bardzo chciałam dorównać Dorocie i jej zdjęciu "na dziunię" :))) |
Ze starej wersji został karczek i pas w talii oraz... urocza kokardka do wiązania w dowolnym miejscu - w moim przypadku na plecach, bo z przodu nie lubię.
I po skończeniu dołu pozostała odpowiedź na pytanie, co zrobić z rękawami. Oryginalnie były takie latające kawałki bawełny - w zamiarze zapewne romantyczne skrzydełka motyla, ale w rzeczywistości to raczej smętne zwisy marszczone. Miałam w planach zrobienie krótkich, wąskich rękawków, ale jak założyłam półprodukt, to całkiem mi się spodobała wersja bez niczego. Po konsultacji z Naczelnym Stylistą Tego Bloga (prywatnie moim mężem :))))), który na pytanie: "Co z rękawami do tego?" bez wahania rzucił: "Bez rękawów! Wykończ takim cienkim fioletowym paskiem jak przy dekolcie." No to wykończę, pewnie jeszcze dziś wieczorem (bo i tak miałam w planach dalsze słuchanie Tolkiena, to sobie przy okazji pomacham szydełkiem).
I jeszcze zdjęcie w prezencie dla Was - Intensywnie Zniecierpliwiona, bo... sesja była za długa :)))
Takie coś się ze mną robi po dwóch minutach stania przed aparatem - zero cierpliwości :) |
***
Intensywny tarasowo.
Upały najlepiej się udawało przetrwać na tarasie, w cieniu i w pobliżu wodopoju (czytaj - pełnej szklanki). Przy okazji Ślubny zrobił sesję zieleninie tarasowej.
Uwaga - zdjęcia z soboty przed południem, bo za chwilę Wam pokażę zdjęcie z soboty po południu i sielski krajobraz, jakby diabli wezmą.
Truskawki szaleją i donica zaczyna być dla nich za mała. Zakwitły i jak ktoś się wysili i przyjrzy tuż poniżej środka, to zobaczy, że mamy już nowe zawiązki owoców. Puszczają też boczne pędy i regularnie je ukorzeniam w drugiej donicy - skuteczność ukorzeniania 100 na 100 :)))) Nic nie pada, przyjmuje się bez szemrania i rośnie dalej.
Kwiatki kwitnące - wielka atrakcja dla owadów bzyczących. W związku z nimi wywiązała się dyskusja, czy bąki mogą Ślubnemu zrobić krzywdę, czy są niegroźne. Po zasięgnięciu porady u wujka Gugla wyszło, że mogą mu zaszkodzić, jak je przyprze do muru... obiecał, że będzie unikał stwarzania takich sytuacji :)
Kwitnie nam też powojnik, zwany egzotycznie Clematisem. Jak zobaczyłam zdjęcie, to się pytałam, czy to z naszego tarasu, bo jakoś ten kolor przegapiłam (pozostałe są ciemno fioletowe :)
Róża w zbliżeniu - ta, co to chciała się żegnać z naszym tarasem i tym radosnym światem flory. Ale potraktowana ostrym narzędziem (przycięłam ją w zasadzie przy samym pniu), przestraszyła się i teraz prezentuje się jedynie ze swej kwitnącej strony.
Pelargonie też się nadal miewają znakomicie.
Na pierwszym planie Winobluszcz - Dusiciel. Na chwilę go nie można zostawić bez nadzoru i w pobliżu innej roślinki, bo wracasz po kilku godzinach, a ta paskuda już się zdąży omotać wokół ofiary i nie puszcza. (W tle, trzecia donica, to jest ta postraszona róża.)
Wierzba Wątła japońska (w rogu) ma się doskonale i rośnie chyba najszybciej z drzewek, a na pewno bije na głowę Trollorząb i metroseksualny klonik. Przy czym od czasu do czasu opadają jej gałązki, tak z niczego, bo poziom nawodnienia gleby i powietrza nie ma z tym związku - depresji dostaje? Czy ręce jej opadają... ?
Jeszcze postraszona róż w pełnej krasie. A pachnie toto oszałamiająco.
I pomidorki, tym razem koktajlowe.
A teraz, zgodnie z zapowiedzą, sielski tarasowy nastrój na chwilę diabli wezmą, bo było także...
***
Intensywnie pogodowo.
Wczorajsze nawałnice w Wielkopolsce to były prawdziwe chwile grozy. Podmuchy wiatru miały taką siłę, że mieliśmy wrażenie, że nam dach przesunie i okna wepchnie do środka. A na tarasie działo się tak:
Od razu uspokajam, że nam się nic nie stało, nieruchomość nadal mamy nieruchomą i w całości, a roślinki... proszę sobie wrócić do sielskich zdjęć powyżej i pooglądać, bo nie stało im się nic!!! Ani jedna gałązka się nie złamała, może kilka płatków z kwiatów poleciało i wysypało się trochę ziemi. A doniczki się turlały po tarasie i leżały na sobie, co widać na zdjęciu.
Ja naprawdę mam wszelko-odporną zieleninę!
***
I jeszcze Element Niezbędny. Mały też korzystał z pogody i spędzał maksymalnie dużo czasu na zewnątrz, szukając cienia w najmniej oczywistych miejscach, na przykład za opartymi o ścianę leżakami.
I już wiem, po co się kotom dzwoneczki przyczepia... żeby można było zwierzynę zlokalizować szybko i bez ganiania po całym metrażu. Bo Mały dzwoneczka nie ma i na hasło: "Gdzie kot?" rozbiegamy się po pokojach na dole, zaglądamy do szaf (potrafimy zamknąć śpiącego kota w szafie), lecimy na antresolę pooglądać półki i klęknąć przed sofą, żeby sprawdzić, czy pod nią nie śpi, zwiedzamy taras i oglądamy każdy kąt za doniczką, na wszelki wypadek idziemy do schowka, bo Mały na korytarz też za nami wychodzi i potrafi się gdzieś w schowku intensywnie zainteresować jakąś szeleszczącą folią w kącie. A jak bezradnie rozkładamy ręce, że znowu zgubiliśmy kota... to się okazuje, że on cały ten czas siedział w kącie kuchni za firanką i nawet nie ukrywa, że go bawi oglądanie, jak my się miotamy... dzwoneczek jeden.
Hahaha to się uśmiałam opowieścią o poszukiwaniu kota :) Mały jednak lubi sobie pograć w ciuciubabkę z rodzinką:) co do kwiatków - są super! piękne kolory i wszystko takie INTENSYWNIE kwitnące :) bluzeczkę na Twoim miejscu też zostawiłabym bez rękawów, bo prezentujesz się w niej bardzo ładnie :)
OdpowiedzUsuńDla niego to chyba rodzaj zabawy :) I siedzi cicho dopóki ktoś go nie wypatrzy.
UsuńBluzeczka zostaje bez rękawów, to znaczy została, bo już skończona.
Przychylam się do obrębienia rękawków jedynie. Bluzeczka już wygląda imponująco - nie brak jej niczego. Roślinność faktycznie pogodo - odporna, tylko pozazdrościć:) Kot - dzwoniec jak zwykle uroczy! A co do Wyzwania Czytelniczego, to pełna podziwu jestem. Szybko Ci to idzie. Jak nic zdążysz przed końcem Olimpiady.
OdpowiedzUsuńZniecierpliwienie przed aparatem rozumiem doskonale, dlatego pewnie zdjęć własnej osoby posiadam niewiele.
Rękawy wykończone, bluzeczka leży i czeka na pranie.
UsuńRoślinność wczoraj mnie zadziwiła, bo miałam wrażenie, że nie będziemy mieli, co zbierać.
A przed aparat mnie trudno zagonić, a jeszcze trudniej utrzymać dłużej :)
Gdy zobaczyłam tą bluzeczkę na Tobie, też pomyślałam, że aż prosi się o wersję bezrękawkową :))Wygląda świetnie :))
OdpowiedzUsuńPiękne te Twoje roślinki, zwłaszcza róża :)) I tak wczoraj i dziś rano podczas burz myślałam o Twoim tarasie, jak przetrwa te zawirowania. Ale czytam i widzę, że jest ok, to już się uspokoiłam :))
Dzwonkowe buziaki dla Małego i trzymam nadal kciuki czytelnicze :)) Ja sobie powoli doczytałam za to cykl "Upadli" :))
Dziękuję i już jest skończona, bez rękawów.
UsuńI jesteś niewiarygodna z tym myśleniem o naszym tarasie!!! Jak widać dobre myśli pomogły, bo mimo chwil grozy w ostateczności okazało się, że nie stało się zupełnie nic.
Mały pomiziany od Ciebie, kciuki trzymaj, bo każda kolejna książka jest dłuższa. A "Upadłych" mam w planach, ale kiedy... :)
Powiem tak: jak pokazałaś bluzkę na płasko, to byłam sceptyczna. Ale teraz się kajam, bluzka bardzo ładna i faktycznie nie dorabiaj rękawków. Tak jest bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńMojemu kotu też by się dzwoneczek przydał, bo ma tendencje do znikania, a ponieważ mieszkam na 3 piętrze, to czasami się denerwuję, że spadł. Bo on uwielbia wyłazić na parapet. Niezbyt szeroki parapet. A przy tych upałach nie da rady okien nie otwierać.
Ona w formie "bez formy" była mało atrakcyjna, nadal jest :) Rękawów nie będzie, bo już je wykończyłam i bluzka czeka do prania.
UsuńCO do kota, to rozumiesz w takim razie moje obawy, bo ja też mam zawsze wizję, że Mały skoczył z tarasu, albo zlazł po schodach i się zgubił.
Piękna bluzeczka :) Masz bradzo ładne ramiona, ale moim zdaniem fajnej byłoby z malutkimi rękawkami, takimi tylko na zaokrągleniach ramion - czarnymi, i wykończonymi jak dekolt.
OdpowiedzUsuńNa razie będzie bez rękawów, bo jakoś tak się lepiej w niej czuję. Ale dorobić zawsze zdążę, na przykład na jesień :)))
UsuńI dziękuję za komplement, o ładnych ramionach to jeszcze od nikogo nie słyszałam :))))
Teraz bluzeczka wygląda bardzo, bardzo....a Ty w niej uroczo, bo na płasko nie mogłam wyobrazić sobie tej "szmatki"(chciałam gorzej acz nie wypada) na Tobie. Przepraszam, myliłam się a Ślubny ma rację co do rękawków.
OdpowiedzUsuńGratuluję postępów czytelniczych, idziesz jak burza wczorajsza:)
Pozdrawiam, Marlena
Tak jak pisałam wyżej, ona nadal na płasko wygląda mało atrakcyjnie :) I dziękuję za komplementy dla mojego w niej wyglądu.
UsuńA czytelniczo jest bardzo pozytywnie, mam nadzieję, że mi się uda.
też głosuję za bezrękawnikiem :) nie ja jedna, jak widzę...
OdpowiedzUsuńo matulu, ta roślinność doprowadza do palpitacji serca, zarówno w stanie nienaruszonym (zachwyt) jak i potarganym (groza)
pięknie Wam rośnie, pięknie
Głos ludu został wysłuchany, bluzka już wykończona nie ma rękawów.
UsuńA gdzie "tfu, tfu" przy tych zachwytach nad roślinnością??? :)))) Ale rzeczywiście rośnie wszystko rewelacyjnie.
Okazuje się,że nie szata zdobi człowieka a człowiek szatę:))Na leżąco w charakterze zewłoka bluzeczka ,powiedzmy,nie wyglądała:))Natomiast z wkładką ludzką prezentuje się znakomicie,ślubny (zdaje się,że jak zwykle) ma rację,bez rękawów wygląda świetnie.Fantastycznie roślinność Wam rośnie,nie do wiary jaka odporna:))).
OdpowiedzUsuńNo wiesz, całą różnicę robi ta wkładka :))) Ale przeróbka całkiem udana, aż żałuję, że nie zrobiłam zdjęć tej bluzce w oryginalnej formie, z tymi rękawkami i oczywiście masą koralików i kryształków na przedzie.
UsuńRoślinność mamy niewiarygodną, nie wierzyłam, że ona przetrwa to wczorajsze załamanie pogody.
Bluzeczka rzeczywiście niech zostanie bez niczego..znaczy bez rękawów. Co do stania przed aparatem mam to samo...jakoś sama wole robić a nie stać..bo nie umiem. :) Tarasu nie komentuje bo mnie zazdrość zżera. :P
OdpowiedzUsuńI ostatnio wszyscy coś gubią :(
Dziękuję bardzo za komplementy. Co do bycia fotografowaną, to minimalnie się moja fobia zmniejszyła, ale nadal nie jest to moje ulubione zajęcie rozrywkowe. A co do gubienia... to ja rozumiem, ale żeby kota gubić regularnie???
Usuńno tak pewna regularność może niepokoić. Szczególnie kot może poczuć się nieswojo.
UsuńBluzeczka jest cudna:] świetnie to szydełkowe wykończenie wygląda. Tarasowe roślinki prezentują się obłędnie, ale mam nadzieje że nawałnica nie narobiła zbyt wielu szkód.
OdpowiedzUsuńDziękuję za pochwały dla bluzki. I tak jak pisałam, po burzy nie stało im się nic, pomimo latających z wiatrem doniczek.
UsuńTo ja dorzucę komplement tfu tfu dla róży postraszonej, która moim zdaniem cudna jest bezkonkurencyjnie wśród przyrody na Rogu Renifera... Ostatnio marzą mi się drzewka różane jako motywy dekoracyjne rosnące, malowane i haftowane, może dlatego akurat ta roślina uwagę mą przykuła... W każdym razie będę o niej śnić :)
OdpowiedzUsuńTa róża to jest mój mały sukces, bo naprawdę był taki moment, że myślałam, ze trzeba ją będzie wyrzucić. Ale widać zachęty słowne i "nożycowe" zadziałały. A teraz chodzę koło niej i mówię, że grzeczny z niej krzak :)
UsuńA w śnieniu pamiętaj, że jeszcze zapach musi Ci się przyśnić :)
Mmm cudnie prezentujesz się w tej bluzeczce!! Naprawdę super. Dekolt jak zawsze obłędny o czym już kiedyś wspomniałam ;) Balkon wspaniały! Wszystko rośnie jak na drożdżach i kwitnie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wszystkie pochwały. Zielenina sama sobie radzi, lekko zachęcana :))) A bluzeczka rzeczywiście okazała się udaną przeróbką.
UsuńWidzę, że poćwiczyłaś przed lustrem pozę na dziunię fiu fiu :D bluzce nie rób rękawów, broń Boże, jest lepiej niż dobrze!! zieleninę możesz śmiało na misję pokojową wysłać, skoro tak sobie dobrze radzi :D a Małemu się nie dziwię, psocić dobra rzecz :D I chustę pokaż, bo mnie zżera od środka :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze dzięki za maila z kotem :))
UsuńPo drugie - uczę się od najlepszych - to o dziuniowatości :)
Po trzecie na misję pokojową, to może winobluszcz - dusiciel by się, skrycie i znienacka by udusił wrogi element.
A po trzecie - chusty wiele nie przybyło, ale już się poprawiam i dziergam, żeby było szybko coś do pokazania.
Co do podglądającego zza firanki - przypomniały mi się historie z czasów dawnych: jedna z moich kuzynek, dzieckiem 2-3 letnim będąc, otrzymała od rodziny z czułością wymawiane przezwisko "Diabeł Wcielony" - całkowicie uzasadnione. Pamiętam mrożące krew w żyłach opowieści ciotki o tym, jak z paniką w oczach biegała po mieszkaniu, klatce schodowej, podwórku (stare kamienice), sprawdzając czy bramy na ulice są zamknięte, bo przecież DZIECKA NIGDZIE NIE MA! A miało niestety tendencje do znikania.. Sprawdzone po raz setny szafy, pukanie do sąsiadów, piwnica!.. W pewnym momencie ciotka opadła, już bez sił kompletnie, na kanapę i łamiącym się głosem powiedziała: "-Proszę Cię, nie będę krzyczeć, tylko się znajdź.." I w tym momencie dostała łopatką w tył głowy - od dziecka, które przesiedziało całe poszukiwania całkiem spokojnie - za kanapą..
OdpowiedzUsuńMała była straszna jako dzieciak:) Stanie za zasłoną, na szerokim parapecie, tuż za skrzydłem samodzielnie wcześnie otwartego okna - też ma za sobą.. Że też jej rodzice to przeżyli we względnym zdrowiu:)
Wracając z ruchomych piasków dygresji: bluzka wyszła świetnie! Nie będę powtarzać, bo wszystko już zostało powiedziane wcześniej - znakomicie na Tobie wygląda. I obrębione ozdobnie ramiona na pewno wyglądają uroczo:)
Kwiatki mają naprawdę wielką wolę przetrwania, skoro taka burza ich nie zmogła - widocznie dobrze im robisz na wszystko:)
Truskawek i tych liliowych pelargonii Ci zazdroszczę, ale bez zawiści.
Tylko znów się głodna zrobiłam, jakaś sałatkę muszę sobie naszykować, qrde..
Pozdr:)
O matko i córko, ale się rozpisałam.. Chyba zahaczę o karnego jeżyka..
UsuńHistoria rewelacyjna, to znaczy do czytania, bo mamie wiecznej zguby nie zazdroszczę.
UsuńRękawki, co to ich nie ma, wyglądają bardzo ok.
Sałatkowo życzę smacznego.
A co do karnego jeżyka :))))) To na tym blogu na pewno za długość komentarzy nie idzie się siedzieć w kącie. Wręcz przeciwnie, można dostać naklejkę ze słoneczkiem :)))
Fiu fiu-:)całkiem całkiem ,zawsze wiedziałam ,że "właściwa" wkładka robi swoje.Przeróbka bardzo udana i w moich ulubionych kolorach,ślubny ma rację zostaw bez rękawków i wykończ tak jak dekolt.Trzymam kciuki za "czytanie olimpijskie" pozdrawiam Monika -inez124
OdpowiedzUsuńDobrze, że wkładka raczej z tych biuściastych, bo inaczej cała bluzka byłaby do wyrzucenia po odpruciu koralików :)
UsuńKciuki trzymaj dalej, proszę.
No i znów Ci zazdroszczę zielska tarasowego bo moje szlag trafia, chyba mu u nas za gorąco.
OdpowiedzUsuńWiesz, jak pokazywałaś fragmenty bluzeczki, to mruknęłam sobie tylko "aha" i poleciałam czytać dalej, ale jak widzę całą, na osobie docelowej i na szczęście bez rękawków to już głośno wyrażam słowa uznania, bo kombinacja przednia i bardzo udana :)
Mam w domu dzwonek od krowy, znaleziony na łące, mogę odstąpić... ;)
Byłaś u nas, wiesz, jaką my mamy patelnię na tym tarasie i jakoś to sobie wszystko radzi. Może to moje podejście... "niech robi, co chce"?
UsuńDzięki za pochwały dla bluzki, bo to jednak recyckling i nie zawsze takie projekty wychodzą zgodnie z zamierzeniami.
Po dzwonek od krowy się zgłoszę, jak mnie kocio jeszcze raz przyprawi o zawał, że zniknął :)
Bluzeczka bardzo fajnie się prezentuje. Zauważyłam, że jakby trochę zaczęłaś się oswajać z aparatem, tzn. Ty w roli modelki. Chwali się i to bardzo, bo o wiele ciekawiej wyglądają udziergi na człowieku niż na denatce. Tarasowa roślinność przecudna (tfu, tfu żeby nie zauroczyć :) ). A Kot przesympatyczny jak zawsze, zastanawiam się jak on znosi te upały w tym swoim futrzysku? Ja ledwo zipię i jeszcze ciągle ten dylemat czytać, czy dziergać?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam UlaR
Bardzo dziękuję za pochwały. Z aparatem się oswajam...powoli i bez entuzjazmu, ale dzisiaj akurat miałam dzień z wyjątkowym poziomem "sięlubienia".
UsuńKocio upały zniósł dzielnie i dzisiaj, przy niższej temperaturze galopuje już jak stado bawołów.
A dylemat znam... bolesny. Dobrze, że ja lubię audiobooki.
Ja się chciałam zachwycić roslinami i ich wytrzymałością, ale bloger mnie wyrzucił na cały dzień i uznał, że mam nie zauraczać... To siedzę cicho i wzdycham do pomidorków - mniam - u mnie by się nie uchowały... Kiedyś miałam poziomki, co widziałam jak się zaowocowały i czekałam, aż doczerwienieją to znikały... Pytam syna, on mówi, że nie jadł... To padło na księżniczkę (to sunia) I ją podpatrzyłam kiedyś na własne oczy jak przekręca pychol i prosto w krzaczka wciaga mi owoce... Nie jada tylko cytryny, bo cebula nie gardzi ;))))
OdpowiedzUsuńBluzka w pełni urocza
A... i nadal kciuki trzymam!
Ha! Psy potrafią z wielkim zachwytem zajadać różne, różniste rzeczy :) Za pochwałę dla bluzki dziękuję, za kciuki też.
UsuńNam się zdarzyło zamknąć kota w kanapie :) Szafę potrafi otworzyć sam - tak długo wali łapkami, aż drzwi się trochę rozsuną, a potem to już wystarczy prześlizgnąć się po kociemu :)
OdpowiedzUsuńBardzo udany recycling, zgadzam się z Naczelnym Stylistą - też zostawiłabym bez rękawów...
Naszego Małego szafa z przesuwanymi drzwiami przerasta (ciężkie są), ale jak tylko zostanie gdzieś szczelina... Naczelny Stylista często ma rację, więc cóż się dziwić, że i tym razem :)
UsuńNo nie da się nie napisać pochwalnego komentarza:) Pięknie leży na Tobie bluzka, a balkon tak kwitnie, że od razu widać, że pielęgnowany jest z miłością:)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. A do roślinek to ja owszem z miłością, ale kompletnie bez fanatyzmu :)
Usuńpierwsza fota rewelacyjna! Częściej proszę o pozowanie ;))
OdpowiedzUsuńa burzowo widzę faktycznie było mega... u nas w sobotę wieczorem też dawało, ale nie wiem czy tak intensywnie... nie mam tarasu ;)) więc nic mi się nie przewalało ;))
Dzięki, robimy, co możemy w kwestii sesji fotograficznych :)
UsuńPrzyznaję, bardzo fajnie to wyszło. I ostatnia mina wymiata!
OdpowiedzUsuńA w sobotnią nawałnicę wracałam z ogrodu do domu. Boso, bo butów szkoda... Pozdrawiam.
Dzięki, ostatnia mina bezcenna,ale ja tak mam przed aparatem :)
Usuńbardzo fajna bluzeczka a trylogię Tolkiena już czytałam i bardzo polecam bo sama zmierzam do niej wrócić pozdrawiam Basia
OdpowiedzUsuńDziękuję i dla mnie to też nie pierwsze czytanie Tolkiena, ale miałam tak długa przerwę, że chętnie wróciłam.
UsuńCzy ja dobrze czytam? Słuchanie Tolkiena? Eee... No tak podejrzewałam, że czas Cię ogranicza, a i przy okazji udziergać można coś pięknego. Ale jakoś mi się wydaje, że własnoręczne (?) czytanie tej książki, to jednak co innego. Pamiętam, że niektóre fragmenty czytałam po wielokroć, żeby przyswoić, o co idzie. Dla mnie to była trudna lektura, w sensie, że głowa ciężko przy tym się napracowała. Ale, tak czy inaczej, literatura przepiękna ;-)
OdpowiedzUsuńJa z trwogą przeczekuję każdą większą ulewę, których, jak na złość, ostatnio nie brakuje. Lobelia w skrzynce na płocie przez nadmiar wody uschła, jakby paradoksalnie to nie brzmiało ;-)
Pelargonie masz piękne. Polecam również kolor czerwony, podobno wtedy wizyta fruczaka gołąbka gwarantowana. Uprzedzam, zawisaki nie są groźne dla nikogo :-)
http://www.birdwatching.pl/galeria/kategoria/459-bezkregowce/zdjecie/42840
Pozdrawiam!
U mnie to jest paradoks - ja czytam znacznie szybciej niż lektor i wolałabym czytać, ale czytanie ogranicza możliwość robótkowania, sprzątania, spacerowania itd. ))) Więc idę na pewne ustępstwa. Ale mam tego Tolkiena rewelacyjnie nagranego (piękny angielski, piosenki nucone) i jest ok.
UsuńPelargonie czerwone też mam i różowe. Ale tego małego latającego jeszcze nie było... a szkoda.
Ostatnie zdjęcie zniecierpliwione intensywnie dla mnie bomba!
OdpowiedzUsuńA Ślubny faktycznie ma oko, bluzka akuratna. W przeróbkach jest coś fantastycznego, jak z brzydkiego kaczątka się piękny łabędź przepoczwarza:) To jest to!! Tarasowo nie zazdraszczam, bo sama się w swoich grządkach wyżywam, ale widać, że masz rękę do zieleniny:)
pozdrowienia iza
Z głupimi minami polecam się na przyszłość :)))
UsuńRękę do zieleniny mam po babci najprawdopodobniej. A przeróbek, nie powiem, że uwielbiam, ale tak, jak piszesz, sprawia wielką frajdę zamienienie szmatki w coś noszalnego.
Pięknie wygląda bez rękawków - czy czegoś tam motylkowego - fajnie wyglądasz zadowolona czy zniecierpliwiona - dobrze że tym pięknym roślinkom się nic nie stało :) ewa
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za wszelkie pochwały. Roślinki mają się dobrze i nawet druga róża dziś zakwitła :)
UsuńWszystko o bluzeczce już zostało powiedziane, więc zadam pytanie takie: czy w ogóle miałaś pomysł na rękawki? Może niepotrzebnie się wycofałaś? ;)
OdpowiedzUsuńW tej roślinnej sesji najbardziej zachwyciły mnie pelargonie. Uświadomiłam sobie, że chyba takich białych nie widziałam. Czy to jakaś rzadkość, czy po prostu w mojej okolicy takich nie ma? Piękne!
A miałam, miałam - długie czarne, ażurowe, z fioletowym wykończeniem, ale cały czas się bałam zrobienia tej bluzki zbyt żałobnej.
UsuńBiałe pelargonie może nie są powszechne, ale trochę tego wisi na balkonach. W każdym razie były kupowane razem z innymi, nic specjalnie zamawianego, czy szukanego.
Zdjęcie "na niunię" wyrywa z kapci, Księciunio jak zwykle też :-)
OdpowiedzUsuńPrzytargałam do domu dwie doniczki. Z zawartością, oczywiście. Oraz kupiłam nie wiem, ile ziemi - nie wiem, bo worki nie mają oznaczenia. Mysz szalała do 2 w nocy, ale to pikuś, bo Trener zostawił przy łóżku głodujący telefon i dwa razy zostałam wyrwana ze snu wyciem (telefon wył, nie Trener), żeby podpiąć. Za drugim razem Trener podpiął w słusznej trosce o własne życie. Wyspałam się jak nie wiem, co, ale trochę mnie Twoje zdjęcia i szukanie Księciunia pocieszają :-))
Trochę pozazdrościłam Małemu sławy :)))
UsuńZa zostawianie rozładowującego się na amen telefonu u nas w domu są kary cielesne :) I nie ma, że piszczy do upadłego, trzeba wstać :)
Ta bluzka jest świetna! Zgadzam się z twoim ślubnym, że wystarczy tylko fioletowy pasek jako wykończenie przy rękawie. Rewelacja :)
OdpowiedzUsuńPiękną macie zieleninę na tarasie :) Do mojego serca najbardziej przemawiają te kwiaty kwitnące skromnie. Wyglądają jak prosto z ukwieconej łąki. Bardzo kojarzą mi się z ogródkiem kwiatowym mojej świętej pamięci babci. Teraz już nie ma takich ogródków, pięknie zadbanych ale przypominających nieco łąkę właśnie. A ile myśmy tam czasu na zabawie spędzali... Ehhh, miłe wspomnienia
Babcine ogrody to rzeczywiście miłe wspomnienia. Ślubnemu się tak kojarzą nasze róże, bo rosły ich wielkie krzaki koło domu jego babci w Dęblinie. Ja musiałbym posadzić tulipany i posiać maciejkę :)))
UsuńI dziękuję za pochwały dla bluzki.
Przeróbka bluzki super, tylko gratulować!
OdpowiedzUsuń