Najpierw powinnam się chyba wytłumaczyć, bo jak na moje standardy nie było mnie całe wieki, czyli dokładnie tydzień. Ale to był tydzień, że niech go piekło i szatani!
Ślubny w ramach "wynoszenia wielu korzyści z pracy zawodowej" przywlókł do domu... Wirusa Grypy. Sam Ślubny rozłożył się całkowicie w poprzednią sobotę. Przez pierwsze trzy dni jego głównym zajęciem było płożenie się na powierzchniach płaskich, odmawianie jedzenia o konsystencji stałej i cytowanie okolicznościowego wiersza Brzechwy... "a-psik!"
Oczywiście Wirus był zjadliwy i na napadnięciu na Ślubnego nie skończył. Tylko nie wziął Wirus pod uwagę, że ze mną nie będzie standardowo. Po pierwsze ja choruję relatywnie rzadko i zazwyczaj kończy się na kichaniu. Moja normalna temperatura to jest coś koło 36,3. Jak mam powyżej 37 (co się zdarzyło pewnie z pięć razy w moim dorosłym życiu), to oznacza prawie wizje białych myszek. A Wirus doszedł do wniosku, że zafunduje mi doświadczenia w wersji "full wypas".
Przez pierwsze trzy dni przyjęłam strategię zupełnego ignorowania "oczywistych oczywistości", Ślubny jest chory, to ja nie mogę i kropka! Mięśnie bolały, temperatura rosła, a ja się zawzięłam i latałam dokoła podciętego Wirusem Ślubnego jako ta siostra miłosierdzia.
W poniedziałek wieczorem - Ślubny już po wizycie lekarskiej, zdiagnozowany, zejścia śmiertelne w najbliższej przyszłości zostały wykluczone - Wirus się zorientował, że coś słabo reaguję na jego działania i trzeba troszkę silniej mną wstrząsnąć - odebrał mi możliwość normalnego wydawania dźwięków - mówisz, kaszlesz... lepiej nie mów. Strategia ignorowania była już niemożliwa. Siadłam, wysłałam kilkanaście smsów odwołując wszelkie spotkania, zajęcia, obowiązki. Ale nadal udawałam, że wszystko jest ok... we wtorek rano z temperaturą 38,3 myłam podłogi... miałam wprawdzie wrażenie, że to podłogi na płynącym Titanicu, bo mi wszystko przed oczami falowało, ale dałam radę.
Ale kiedy Ślubny po końskiej dawce leków stanął na nogi, to ja się poddałam. Wirus się rozhulał z siłą orkanu - a ja już nie miałam siły udawać, że nie jestem chora. Padłam i w sumie nie do końca pamiętam, co się działo przez dwa dni.
Ale już jestem. Cała, zdrowsza, choć do pełni sprawności nadal mi jeszcze troszkę brakuje. I jeszcze raz się potwierdza moje silne przekonanie, że ja nie lubię chorować i co gorsza nie umiem chorować! Pozwalam sobie na zwolnienie tempa dopiero, kiedy inni potrzebowaliby kroplówki, a ja to pewnie i z tą kroplówką usiłowałabym wstać, iść i coś pożytecznego zrobić.
Ale zanim się poddałam Wirusowi, to dzielnie tworzyłam Wielki Piórnik, który powinien zostać nazwany Wyrobem Wirusopochodnym, bo powstawał wśród tabletek, syropków, chusteczek higienicznych i nowej rodzinnej rozrywki, czyli ciągłego mierzenia temperatury.
Najpierw powstała trzykomorowa baza, usztywniona wszędzie, gdzie się da:
A wczoraj udało mi się siąść i zacząć ją zamykać od góry, tworząc wieczko z trzema zamkami błyskawicznymi, na razie jest jeden:
Wykorzystuję pomysł podpatrzony gdzieś w Internecie - zamki nie są wszywane, ale raczej... wrabiane. W ramach przygotowania trzeba je obszyć nitką, a później wrzucić w odpowiednie miejsce, traktując te nitki jako podstawę do szydełkowania.
Pomysł i sposób mnie urzekł, bo nic się w tradycyjny sposób nie wszywa.
Mały oczywiście nie mógł przejść obojętnie obok rozciągniętej nitki:
A przy okazji macie dowód rzeczowy, że kocio miewa się zdrowo i Wirus widocznie na poziomie podłogi nie szalał, bo kota nie dorwał. Swoją drogą, to przez wszystkie dni tego choróbska moim największym zmartwieniem było, że możemy Małego zarazić. Chodziło kocisko biedne, bo nikt go nie brał na ręce (bo nie miał siły), nie głaskał za dużo, żeby nie siać złego.
A w ramach udowadniania, że piórnik to Wyrób Wirusopochodny - wyliczenia słupków do wrabiania zamka, żeby był równo, zrobione na... chusteczce higienicznej :)))) Niczego innego nie było pod ręką:
Wyjątek potwierdza regułę!
OdpowiedzUsuńPodobnie bardzo ,rzadko choruję ale jak już to z przytupem i nigdy razem z innymi.Tym razem bardzo podobnie,inni już prawie zdrowi więc teraz ja łaskawie mogę się odrobinę pochorować.
I tu następuje zonk! bo mogę się nie wyrobić do poniedziałku a muszę jak nigdy w poniedziałek zdrowo i prężnie powitać nowego szefa-:)
Ale u Was już dobrze i to mnie podtrzymuje na duchu,że jednak można. aaa-psik!!!!
Pozdrawiam -:)
Aaaa i zapomniałam piórnik zapowiada się bardzo interesująco ,a myk z zamkiem zastosowałam przy robieniu butów,na łączeniu z podeszwa.
UsuńTo trzymam kciuki, żebyś się do poniedziałku wyrobiła. U nas zadziałały doskonale dobrane leki, a raczej cała bateria leków. Ale i tak mam wrażenie, że żeby wyglądać jak człowiek (a nie rezydent sanatorium), to potrzeba by mi było ton makijażu :)))
UsuńMoja Zuza od wczoraj walczy z wirusem. Modlę się tylko, żeby i mnie nie dopadło, bo mogłoby się na szpitalu skończyć. Piórnik genialny. Duży, pojemny i piękny do tego. Super sposób na wszycie zamków. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOby Ciebie rzeczywiście nie chwyciło i niech się mała szybko wyplącze z objęć wirusa.
UsuńSposób na zamki jest genialnie prosty, też mi się podoba :) Zdrówka!
Witam w klubie, ropne zapalenie gardła z antybiotykiem w roli głównej i tak jak nie samym szydełkiem muszę być w poniedziałek w pracy bo terminy mnie gonią a nawet zwolnienie mam od prawdziwego lekarza od pracy aż do czwartku. Mega piórnik fantastyczny ale przemyśl zamykanie na suwaki bo jak ty w tym znajdziesz akurat ten długopis który sobie wymyśliłaś trzeba będzie wszystko wyjąć nie lepiej byłoby taki suwak dookoła żeby całość można było otworzyć albo chociaż te suwaki na przegródkach jakoś zainstalować, bo rozumiem że ideą jest żeby nie wylatało i nie mieszało się. Na nich nasze choróbska chyba nie działają - całe szczęście
OdpowiedzUsuńSala ozdrowieńców nam się tu dzisiaj robi :)))) Też trzymam kciuki, żebyś w poniedziałek dała radę! My zrobiliśmy sobie tydzień chorobowego, ale ja tak na amen, a Ślubny od wtorku pracował w domu, a wczoraj nawet pojechał do pracy na jakieś cztery godziny... chyba już wariował w czterech ścianach.
UsuńO takim zamku otwierającym całość myślałam, ale mam nadzieję, że trzy osobne będą się też sprawdzały. W razie czego technologia robienia jest taka, że zmienię ten wierzch.
I z doświadczenia wielu lat też wiem, że kotom się nasze kichanie nie udziela, ale tym razem miałam wrażenie, że dorwało nas coś tak wrednego, że paprotkę by zaraziło...
Szybkiego powrotu do pełni zdrowia. Już zaczynałam się martwic co tu taka cisza.
OdpowiedzUsuńWidze, że z ciepłotą ciała mamy podobnie.
Jestem zachwycona wrabianiem zamków do piórnika :).
Wszystkiego najlepszego z okazji Naszego święta :)
Pięknego weekendu i głaski dla Małego
Dziękuję! Przyda się, bo odkąd głowa bez temperatury, to mnie frustracja ogarnia, bo tyle trzeba/chcę/muszę/pragnę zrobić, a ciało jeszcze odmawia posłuszeństwa.
UsuńI też wszystkiego najmilszego z okazji Dnia Kobiet Wszystkich!!!
Piórnik robi niesamowite wrażenie! :) tylko Ty potrafisz takie cuda wymyślić :) życzę szybkiego powrotu do pełnego zdrowia - u mnie w pracy też wszyscy smarczą - wiosna idzie! :) Wszystkiego najlepszego z okazji dzisiejszego święta :)
OdpowiedzUsuńTeż najlepsze życzenia!
UsuńPomysł piórnika się sprawdził, chociaż cudem jest, że - powstając w momencie, kiedy cały mój intelekt wyżarła gorączka - nic w nim nie skopałam konstrukcyjnie i udało mi się go usztywnić dosłownie wszędzie.
Już się zastanawiałam czy zacząć się martwić, czy strzelić focha ,że nas tak zostawiłaś odłogiem, bez uprzedzenia. Całe szczęście, że dzisiaj się odezwałaś, bo jednak wybrałam wariant pierwszy i martwiłam się, czy coś się u Was nie stało. Współczuję choróbska i dodatkowych "atrakcji" z nim związanych. Mam podobnie jak Ty, zazwyczaj choruję bez temperatury, prawdziwa grypa dopadła mnie raz w życiu ( i oby tak zostało),a temperatura doszła do 40, dobrze, że to była tylko jedna noc.
OdpowiedzUsuńTy natomiast nie szalej , bo chyba wiesz jakie niedoleczona grypa może mieć konsekwencje. Trzeba ją wyplenić do końca, a potem nadrobisz ewentualne zaległości.
Trzymajcie się ciepło wraz ze Ślubnym, i zdrowiejcie szybko.
Ps. Piórnik piękny, wszystkie pisadła się zmieszczą z pewnością.
Choroby u nas to rzadkość, ale jak widać tym razem nas dopadło i to z fajerwerkami. Dobrze, że się udało to szybko opanować i doprowadzić nas oboje do stanu "używalności". I tak, będziemy się doleczać i pilnować, bo mam świadomość, co sobie można zrobić, ignorując grypę. Grzecznie łykamy leki, ja ciągle jeszcze w domu, a Ślubny już chodząco-wychodzący, ale się ubiera stosownie do okoliczności.
UsuńDzięki za troskę! Od razu człowiekowi lepiej!
No, o chorobie to nie pomyślałam. Zdrówka ci życzę, dużo odpoczywaj dziergając na kanapie i pij sok z prawdziwych pomarańczy. Serce musi odpocząć. A ponieważ nie możesz teraz się wysilać to może wymyślisz następne wyzwania. Ja ostatnio zajmuję się dzierganiem lopapeysa.
OdpowiedzUsuńNo, a tu się przydarzyła, ale już wychodzimy na zdrową prostą :)
UsuńA początki Twojego nowego dziergadła widziałam na blogu - zapowiada się świetnie, no i ta wełna...
Oj to nie jestem sama z dziwactwem temperaturowym:-) choc moja temperatura ciala normalnie to 35.8 czyli raczej swiezy trup niz zywy czlowiek, wiec nie.masz jeszcze tak zle. Ja przy 38 miewam drgawki jak przy malarii a 39 to mdlalam:-) teraz odpoczywaj i wcinaj bardzo duzo owocow i warzyw. Lepiej teraz wstrzymac sie i ograniczac ruchliwosc niz przechodzic to ponownie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń:))) Nie jesteś sama, cała moja rodzina ma temperaturę niższą niż norma przewiduje.
UsuńI tak, dbamy o siebie. A moje podejście - wprawdzie z lekkim zgrzytem zębów, bo jestem nieprzyzwyczajona - ale jest na "pół gwizdka". Nawet popołudniowe leżakowanie z opcjonalnym spaniem praktykuję :)))
Piórnik superowy Ci wyszedł. Świetny pomysł z tym wszywaniem zamka;-- wykorzystam go przy mojej torebce, którą właśnie dziergam.
OdpowiedzUsuńKot wyraźnie posiada naturalną odporność na tego wirusa.
Zabawne Twoje zapiski na chusteczce do złudzenia przypominają mi moje planowanie wzorów na swetry od osi (kręgosłupa), żeby zachować idealną symetrię na całości wyrobu.
Życzę pełnego powrotu do zdrowia
Dorota
Pomysł wykorzystuj, bo genialnie prosty i daje bardzo estetyczny efekt.
UsuńW mojej opinii kot się od człowieka nie zaraża, przynajmniej wszystkie nasze czworonogi to potwierdzały, ale kiedyś słyszałam zupełnie inną opinię i teraz mi skóra cierpła, co my możemy naszemu staruszkowi zafundować.
martwiłam się, jak widzę nie bez powodu, na szczęście już jest dobrze i oby było jeszcze lepiej, zdrówka wam życzę:)
OdpowiedzUsuńpiórnik będzie wspaniały, świetny pomysł z wszywaniem/wrabianiem zamka,
Już naprawdę jest ok, ale było... jak szpital na peryferiach :)
UsuńA piórnik mam nadzieję, będzie przede wszystkim spełniał swoje podstawowe zadanie, czyli mieścił wszystko :)))
Piórnik już jest super, a będzie jeszcze lepszy. Pomysł na wszywanie zamka jest tak prosty, że aż zachodzę w głowę dlaczego ja na niego wcześniej nie wpadłam - jak ja o życiu nic nie wiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Taka była i moja pierwsza myśl po zobaczeniu gdzieś fotki - jak ja mogłam na to wcześniej nie wpaść :))) Ale sposób jest doskonały.
UsuńZdrowia, dużo zdrowia przede wszystkim! I daj sobie trochę czasu na rekonwalescencję, trzeba mieć trochę więcej sił, żeby dawać radę w otoczeniu chrychaczy poza domem.
OdpowiedzUsuńPiórnik zupełnie nie wygląda na konstruowany w malignie :) Na wypasie sprzęt :)
Pozdrawiam!
Wbrew moim zwyczajowym wysokim obrotom, staram się wyhamować i dać sobie czas na dojście do siebie. Organizm sam mnie hamuje - jak przeszarżuję, to od razu jest wrażenie, że baterie się wyczerpały i trzeba się wygodnie wyciągnąć i odsapnąć :)))
UsuńA piórnik wymyślany był "na trzeźwo", maligna towarzyszyła tworzeniu, więc obawa była tylko o to, że pomylę kolejność działań i zaszydełkuję sobie coś, czego jeszcze nie powinnam :)))
Dobrze, że już jesteś zdrowa a o kota się nie martw - zwierzę od człowieka się nie zarazi ale w drugą stronę może być różnie:) Ten piórnik to rozmiarami przypomina mi... szufladę:)))) I jestem bardzo ciekawa jak będzie wyglądał wykończony:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoje doświadczenia też są takie, że kot się od człowieka nie zarazi, ale tym razem trochę się bałam, że może być różnie.
UsuńOkreślenie, że to nie piórnik a szuflada jest bardzo słuszne :))) Szufladka może bardziej, ale jednak rozmiar ma :)
Wracajcie oboje szybko do pełni zdrowia!! :)
OdpowiedzUsuńJa się bardzo staram unikać wirusów ostatnio, jako że za tydzień w niedzielę lecę na 6 tygodni na praktyki do Petersburga i chorowanie byłoby wielce niewskazane. Zajmuje mi czas względne dbanie o siebie, powolne dłubanie szydełkowych szortów - i czytanie wiadomości o ruchach rosyjsko-ukraińskich... ;))
A piórnik jest super!!
Pozdrawiam,
Dorota
Weź mnie, weź mnie... mogę robić za bardzo nietypowy bagaż podręczny...
UsuńStrasznie, okropnie i potwornie Ci tego Petersburga zazdroszczę. Mam nadzieję, że będziesz miała czas na zwiedzanie.
Termin może rzeczywiście nie najlepszy politycznie, ale z drugiej strony, to jest zupełnie inna część Rosji, może tam jednak nie warczą na widok (i słuch) każdego Polaka.
Nie ma sprawy, zapraszam, możesz nawet stanowić bagaż główny, tylko musisz zmieścić się w 23 kilogramach. Dieta cud w 8 dni, czas, start!
UsuńTrochę czasu się musi znaleźć, w końcu to praktyki, studenci - nie będą mnie chyba zamęczać ;) Warczeć nikt nie powinien - ale jestem przygotowana na różne rzeczy, bo jeszcze o mieście nic nie wiem, ale adres konsulatu Polski znam ;))
Ojej! Ale mam nadzieję, że już lepiej i wirus poszedł jak niepyszny!
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, kocio ma minę lekko zdegustowaną... ;-)
Po takiej porcji leków nie miał innego wyjścia :)
UsuńA kocio jest lekko nie w sosie, bo trochę go ogłupiło, że byliśmy w domu, ale nikt go nie rozpieszczał, a nawet ignorował, ale w środę to nawet próba pogłaskania Małego przerastała moje możliwości.
Teraz musi być tylko lepiej, tego Wam życzę! A piórnik bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńJest lepiej. Dziękujemy za życzenia.
UsuńSkoro wyszorowalas podlogi, to zadne wirusy, ktore moglyby tam sie gdzies czaic na Mlodego nie mialy prawa sie uchowac.
OdpowiedzUsuńOczywiscie zartuje. Tak jak juz tu bylo napisane, zwierzaki nie lapia od ludzi takich wirusow.
Dochodz do pelni sil, bo to zadna przyjemnosc byc chorym. A piornik wychodzi pierwszorzednie.
Obawiam się, że te myte w malignie podłogi wejdą do kanonu opowieści rodzinnych :)))
UsuńA piórnik skończony, prezentacja wkrótce.
O wielu Twych talentach wiem, kilku się domyślam, o parę podejrzewam... ale nigdy, przenigdy o talent do chorowania. Ty omdlewająca i bezsilna? No way! Zatem zupełnie mnie nie zaskoczyła ta opowieść ;)
OdpowiedzUsuńTakoż i piórnik, bo chyba tylko Ty potrafisz kombinować takie rzeczy :)
Cieszę się, że już lepiej! Zdrówka!
W tej dziedzinie talentu to mi brakuje zupełnie :)) Co gorsza - nie mam zamiaru się doskonalić :)
UsuńPiórnik gotowy, ale zasługuje na znacznie... większą nazwę.
Dobrze, że już wróciłaś - do zdrowia i do bloga swego, bo trochę było mi smutno bez Twoich postów.
OdpowiedzUsuńA ja myślałam, że robisz piórnik, ale to chyba będzie całe biuro!. Czy to będzie noszone ze sobą? Czy raczej będzie statyczne - w domu sobie czekało na Twój powrót? Bo w jakiej torebce (oprócz mojej ;) taki kolos się zmieści?
Założenie od początku było takie, że to ma być piórnik "stacjonarny", domowy. Chociaż wielkość moich torebek pozwoliłaby na upchniecie go i zabranie ze sobą :)
UsuńDobrze, że jesteś:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że już lepiej się miewasz, no i życzę całkowitego ozdrowienia:) U mnie to mąż bardziej odporny niż ja, ale odpukać, na razie sobie kichnę od czasu do czasu.
Piórnik duuuży, też myślałam (jak to studentka), że piórnik przenośny :D Chociaż podobno studenci tylko długopis noszą, ja w takim razie jestem wyjątkiem od reguły, że cały piórnik mam;)
Pozdrawiam serdecznie Ciebie, Ślubnego i Małego! :)) Dużo zdrówka!
Oby W?as nic nie złapało - średnia przyjemność i straszna strata czasu to chorowanie :)))
UsuńJa na studia tez biegałam z piórnikiem, ale takim malutkim, skórzanym - trzy długopisy, ołówek i mini linijka się mieściły. Ale piórnik był!
Współczuję zawirusowania, ale dobrze, że udało Ci się go wreszcie zwalczyć.
OdpowiedzUsuńPiórnik jest imponujący, jak mała szuflada z zamykanymi szufladkami - ekstra :) Co w nim będzie mieszkać?
Życzę zdrowia i pozdrawiam :)
Porównanie z szufladą chyba już się do piórnika przykleiło, ale gabarytowo jest uzasadnione:)
UsuńA co w nim w środku, to już widać na blogu.