Miniony tydzień na pewno nie na pewno nie należał do tygodni wydajnych koncepcyjnie. Raczej był maksymalnie antykoncepcyjny.
O nierównej walce z rękawami Projektu Poprzednio Znanego Jako Stańczyk pisałam ostatnio. Przy czym przypominam, że obecne rękawy to trzecie podejście. Na szczęście okazuje się, że powiedzenie do trzech razy sztuka ma głęboki sens i obecna wersja (odpukać!) spełnia pokładane nadzieje.
Ale wczoraj upadła jeszcze jedna koncepcja - sznurowanych spodni. W piątek szalałam z wykrojem i nie wiem, jakie dobre duchy ustrzegły mnie przez natychmiastowym krojeniem. Jakoś tak mi się kołatało z tyłu głowy, że tam będą metalowe oczka, a ja nigdy takich oczek nie robiłam. Narzędzie zbrodni dostałam niedawno od Rodzicielki, ale nie próbowałam nigdzie żadnego oczka umieścić. Wytargałam cały zestaw wczoraj rano i dałam do łapy Ślubnemu, bo jedno wiem na pewno - pary w łapach to ja nie mam, komarzasta jestem, a Ślubny wprost przeciwnie. Co się okazało? Dołączone do zestawu oczka są parszywie beznadziejnej jakości i nie zaciskają się, jak należy, zamiast tego łamią się, zostawiają ostre zadziory itp. Jednym słowem - nie współpracują. A jak nie ma oczek, to nie ma spodni! Bo przecież cały ich urok właśnie w tym sznurowaniu z boku.
Wykrój ładnie poskładałam, włożyłam do segregatora z wykrojami i poczeka tam sobie na moment, kiedy nabędę oczka porządniejszej produkcji. Ale skoro nastawiłam się na szycie spodni, to przecież nie odpuszczę! Wytargałam całe zapasy Burd. Poszukałam czegoś odpowiedniego, co dziwnym trafem znalazło się oczywiście w wydaniu z 2009 roku, z maja - to był bardzo dobry rocznik! Spodnie jednak będą!
Ciekawostką tego modelu jest brak paska z przodu i istnienie paska z tyłu.
I żeby znowu jakiś pech antykoncepcyjny mnie nie dopadł, to z marszu padłam na kolana i zrobiłam wykrój (tak, oczywiście, z kotem w wersji polująco-chowającej obok). Mając wykrój, zapytałam grzecznie Ślubnego, czy wytrzyma bez obiadu jeszcze pół godziny, bo jeśli tak, to ja od razu kroję. Ślubny łaskawie zezwolił na opóźnienia w kwestii żywieniowej, więc skroiłam. Nie ma, że mi znowu coś przeszkodzi!
Dzisiaj mam zamiar poeksperymentować z doborem koloru nici do szycia i ozdobnymi szwami do stebnowania.
Są takie tygodnie, że się wszystko komplikuje, nie udaje, nie współpracuje i bruździ. I może kiedyś bym napisała, że trzeba przeczekać, odpuścić, ale teraz trochę mi się zmieniło podejście i raczej powiem - jak pada jedna koncepcja, to od razu wymyśl inną, pokombinuj, zmień, a może okaże się, że zmuszona okolicznościami stworzysz coś lepszego, bardziej oryginalnego.
Ślubny zasugerował, że moja walka z materią wszelaką w zeszłym tygodniu wynikała z niewłaściwego doboru literatury towarzyszącej... czytałam "Zamek" Kafki, a raczej brnęłam przez Kafkę, niechętnie, pod górkę (jak to do zamku :) i z rozpaczą, że nadal końca nie widać. Skoro trzeba znaleźć winnego niepowodzeń, to niech będzie Franz - może nie da się tworzyć do Kafki :))))) To w tym tygodniu będzie Thomas Keneally i "Arka Schindlera", czyli książka na podstawie, której nakręcono "Listę Schindlera" i od razu uspokajam - już zaczęłam, właściwie jestem w połowie i oderwać się od tego nie mogę.
Przyznam szczerze, ze ten model podoba mi się tysiąc razy bardziej:)) Teoria zamiany koncepcji przemawia do mnie jeszcze bardziej- i dlatego wrzuciłam na druty następny projekt a co. Kreatywnego tygodnia.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa za sznurowanymi spodniami jakoś nigdy nie przepadałam. Kojarzą mi się ze starymi czasami szkoły średniej, dziewczyny w takich chodziły (sznurowanie w miejscu rozporka lub na nogawkach) i strasznie mi się to nie podobało. Pozostał mi uraz :D Cieszę się okrutnie, że wybrałaś drugi model u uszycia uff... A tak w ogóle to widzę, że na moich ramionach spoczywa brzemię wielkiej odpowiedzialności... aaaaaaaaaaaaa!
OdpowiedzUsuńNo i okazuje się, że zmiana koncepcji jest jak najbardziej wskazana, bo inaczej postawiłabym Was w niezręcznej sytuacji - bo jak tu elegancko skomentować model, który się Wam od pierwszego kopa nie podoba. Ale... ja na szczęście nie mam złych skojarzeń ze sznurowanymi spodniami i nie obiecuję, że się nigdy nie pojawią pod maszyną :)))
OdpowiedzUsuń@ Edi-bk - a jak tam kot po bliskich spotkaniach z juką?
@ Susanna - spokojnie, na Twoich barkach nie spoczywa żadne brzemię odpowiedzialności - mogę Ci tylko dziękować za potwierdzenie mojego własnego podejścia. Ale jak chcesz (i jeśli spodnie wyjdą bez wpadek), to możesz spokojnie głosić wszem i wobec, że jesteś matką chrzestną tego projektu.
Jak tylko dostał dwa zastrzyki jest jak młody Bóg, aż go nawet podejrzewam o sabotaż i udawactwo:)))
OdpowiedzUsuń