Przenosiny

piątek, 7 października 2011

STAŃCZYK? RACZEJ BŁAZENADA!

Skończyłam wczoraj jeden rękaw Stańczyka. Na wszelki wypadek nie cięłam nitki na końcu (taki akt jasnowidzenia mnie dopadł). Wyrwałam Małemu spod tyłka papierową formę, przypięłam toto - idealnie. Przyfastrygowałam do korpusu i... wyszło zgodnie z założeniami. Długość jak należy. Nietypowość na poziomie nawet powyżej mojej średniej, ale... Niby miałam świadomość, że rękaw tak robiony będzie bardzo szeroki na dole. A im szerszy, tym mniej funkcjonalny. Ale fruwalność i frywolność gotowego rękawa skojarzyła mi się raczej z błazenadą niż Stańczykiem. A przecież nie zależy mi na sweterku wiszącym w szafie i robiącym wrażenie. Ja chcę ciuch do noszenia i wyglądania na mnie a nie na wieszaku.
Nie rzuciłam się do prucia od razu, bo przecież obiecałam, że pokażę efekt walki. A ja nie polityk, obietnic dotrzymuję. Więc rano wystroiłam denatkę, przy okazji spełniając prośbę Edi-bk, by pokazać korpusik :). Rękaw jest przypięty, spięty szpilkami, bez wykończenia i blokowania, więc trochę bezkształtny i zwinięty, ale i tak widać, że jest szeeeeeroko. Macie od razu widok z boku, z przodu i z tyłu.
 
 
Na drugim zdjęciu widać, że dokoła podkroju pachy drugiego rękawa są już nabrane oczka na rękaw alternatywny. Żeby zachować pewne nawiązania do strojów z epoki Stańczyka, zapadła decyzja, że będzie rękaw z pęknięciami.
Miejsca łączenia będą zszywane i ozdobione "czymś", a czym konkretnie to się okaże. Pewne jest tylko to, że "coś" będzie czerwone, żeby nie biło po oczach, a stanowiło jednak element ozdobny.
Od razu wyjaśniam, żeby mi się nikt nie rzucił do pocieszania, że brak funkcjonalności rękawa i konieczność prucia i wymyślania innego rozwiązania nie wprawiła mnie w nastój depresji, wściekłości, smutku, zniechęcenia, poczucia straconego czasu * (niepotrzebne skreślić). Mogę pruć nawet kilka razy, zaczynać i zmieniać koncepcję gdzieś w połowie, bo liczy się, żeby efekt końcowy zadowalał w stu procentach.
Tylko chyba nazwę projektu powinnam zmienić, ale przecież są już odpowiednie wzorce w kulturze, dlatego podążając śladem piosenkarza Prince'a sweterek od dziś nosi nazwę Projektu Poprzednio Znanego Jako Stańczyk, w skrócie ProPoZJaSt.

A teraz szybkie przejście na teren szycia. Zachęcona opinią Susanny, która potwierdziła moją chęć robienia wykroju w rozmiarze 84, zabrałam się wczoraj do roboty i przy wydatnej pomocy Małego przygotowałam papierowy wykrój. Czas pomiędzy rysowaniem a wycinaniem został przez Małego wykorzystany do sprawdzenia, czy da się tak szeleścić papierem, żeby zagłuszyć pralkę w trakcie wirowania.
 
Przy czym jak tylko wyrażałam jakiekolwiek zainteresowanie jego rozrabianiem, to Mały uciekał, chował się pod półeczkę i udawał, że on nigdy żadnego papieru nawet zadnią łapą nie tykał.
I jeszcze jedno zdjęcie na koniec - chyba ostatnia tęcza tego roku.
 
O, i jeszcze jedno - kto się zdziwił wczorajszym nagrodzeniem szwedzkiego poety Noblem w dziedzinie literatury? Ja miałam cichą nadzieję, że może jednak Murakami, którego wielu uważało za pewniaka, a może Pielewin - jedne z moich ulubionych zakręconych pisarzy rosyjskich?

7 komentarzy:

  1. Ból tworzenia. Znam :)
    I choć w przypadku drutów zajmuje on więcej czasu , radość,że zrobiło się coś samemu, wielka.
    Ogromnie podoba mi się nowa nazwa. Z niecierpliwością będę oczekiwała co wyjdzie.
    Zszycia i pęknięcia nie są w moim stylu,ale na pewno nawiązują do epoki :)))

    No i odkąd Llosa dostał Nobla reszta mnie nie interesuje ;)
    Fanaberia

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja ciotka druciara zawsze powtarzała- "Pruje się trzy minuty a nosi trzy lata" więc jestem jak najbardziej za. I bardzo ciekawa co wymyslisz jako spięcia tych rekawów. Oj poszperałabym w tych półkach, az mnie rączki świerzbią. Przyznam sie bez bicia , że jakoś mnie nawet nie interesuje kto dostał:-))) Uściski.

    OdpowiedzUsuń
  3. @ Fanaberia - ale to dobrze, że Llosa i jesteś usatysfakcjonowana, czy źle, że on i tam masz dość głupich decyzji komitetu Noblowskiego???
    @ Edi-bk - ciocia miałam rację! A na półkach za Małym to akurat głownie gry Ślubnego stoją, ale spokojnie, te półki są po sam sufit i na dwóch ścianach... a to i tak kropla w morzy tego, co mam elektronicznie na dysku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Twojego Kota.

    Cholera, jaki szeroki ten rękaw, pruj, pruj, bo po blokowaniu jeszcze szerszy by był :P

    I popieram - to co wychodzi z rąk własnych ma być noszalne!

    Aaaa, szukałam ostatnio brulionu (funkcjonuje jeszcze ta nazwa?) - bardzo grubego zeszytu w twardej oprawie - i nic! Jak jest twarda i ładna, to zeszycik ma 60 kartek, a ja chcę zeszycisko! cegłę grubą!

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Agata - ja ma z materiałami papierniczymi dobrze, bo Ślubny nie tylko potrafi wypatrzeć a sklepie, ale na dodatek dostaje od firm współpracujących różne dziwne rzeczy (dzisiaj przywlókł dwa nietypowe notesy :) A co do grubaśnych brulionów, to radzę zajrzeć na Allegro - ostatnio widziałam tam bruliony 500-kartkowe, a sprzedawca nazywał się chyba Sklep Indianina :)A innym wyjściem jest odwiedzenie introligatora i będziesz miała zeszyt dowolnej wielkości i grubości, a i z okładką można trochę poszaleć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę, że to będzie bardzo fajny sweter. Jak przychodzi zima to większość przyodziewa czarne i bure szmaty i aż depresji od tego dostać można. Taki energetyczny ciuch to miała odmiana dla oka :)

    OdpowiedzUsuń
  7. @ longredthread - Też jestem przeciwna przywdziewaniu szarości i burości. A czerwień to moje niedawne odkrycie... długo miałam wrażenie, że to kolor zbyt wyrazisty jak na mnie, ale mi przeszło dość radykalnie.

    OdpowiedzUsuń