Przede wszystkim uprasza się odwiedzających o to, by nie panikowali z powodu chwilowych przerw w dostawie nowych wpisów.
Intensywnie Kreatywna Ja żyję (może nieco zbyt intensywnie), mam się doskonale (zazwyczaj), ale usiłuję sobie po przeprowadzce poukładać na nowo życie rodzinne, domowe, zawodowe, naukowe, towarzyskie, czytelnicze i robótkowe. W tym momencie mam wrażenie, że to nie ja układam sobie obowiązki i przyjemności na nowo, ale że to one układają mi czas po swojemu. Poddaję się temu ze spokojem i czekam, co z tego wyjdzie.
Miałam w planach zajęcie się blogiem w czwartek przed południem... w środę wieczorem okazało się, że życie zawodowe zadzwoniło, przydzwoniło i w czwartek gościłam przedstawicieli firmy produkującej napój z chmielu domagających się współpracy z psychologiem zarządzania... Skoro nie w czwartek, to może w piątek? Piątek okazał się dniem głębokiego czarnowidztwa, paniki, przewidywań końca świata i w ogóle potrzeby przytulenia się do kaloryfera, zagrzebania się w kocyk i odmowy współpracy z całym światem. Wieszczenie katastrofy na skalę kosmiczną na blogu odpada, więc wpis został przełożony na sobotę. Sobota... Rano najpierw dorwało mnie w swoje łapy życie zawodowe, później domowe, a kiedy już miałam nadzieję, że oto zasiądę, napiszę, poudzielam się w komentarzach, to okazało się, że jest dwie godziny później, niż mi się wydawało i nie czas na wirtual, bo w realu, to mamy gości za dwie godziny, a tu wystawnego obiadu z deserem nawet w postaci produktów w lodówce nie było.
Iiiii dlatego jestem dziś i będzie całe mnóstwo dziwnych rzeczy: lampy, tłuczki do mięsa, smętne zwisy, słoń, automobil i czarna wdowa.
*** Czarna wdowa***
Problem jest!!! Duży, ma jakieś 25 metrów. Z tkaninami na okna... a raczej z naszym sentymentem do tkanin na oknach.
Przez naście lat żyliśmy w przestrzeniach, w których nigdy nie wisiały żadne firany lub zasłony. Żaluzje były, rolety bambusowe, ekrany materiałowe, proste i eleganckie, nic nie było, ale nigdy na żadnym karniszu nie zawisły tkaniny marszczone lub nie. Jak pisałam wcześniej, na Róg kupiliśmy tkaninę, przyłożyliśmy wstępnie do okien... oj... a nawet ojoj... nie podoba nam się, że nam wisi, zwisa, puszy, stroszy, marszczy, nie marszczy i w ogóle. Co gorsze, jest wielkie prawdopodobieństwo, że nie ważne, co by zawisło, to wywoła u nas lekki wstrząs obrzydzeniowy. W tym momencie decyzja jest taka, że jednak uszyję jeden komplet tych firano-zasłon, wyprasuję porządnie, powiesimy i pożyjemy z nim jakieś dwa dni i albo się przyzwyczaimy, albo trzeba będzie myśleć o jakimś bardzo alternatywnym pomyśle na okna. Jakby co, to zostanę z 25 metrami tkaniny nadającej się na uszycie prześlicznych białych halek petticoat -ewentualne chętne na takowe, mam nadzieję, szybko znajdę :)))
Ale! W poprzedniej notce pisałam, że czarna tkanina okienna ma wielkie możliwości sceniczne i w trzy sekundy zamienia każdego w popisową czarną wdowę. Dowód rzeczowy w postaci upiornej fotografii zamieszczam poniżej. Informuję, że straszę gościnnie tylko w temperaturach powyżej zera.
Z metrami białej tkaniny ganiał po chałupie Ślubny, wyglądał jak uciekająca panna młoda z metrami niesfornego welonu ciągnącego się z tyłu, zaczepiał się o wszystko, spowijał się, zawijał i domagał noszenia trenu za nim. Zdjęć brak, bo tren musiałam podtrzymywać ja, a Mały z powodu braku kciuka aparatu fotograficznego nie obsługuje :)
***Ballada o tłuczku***
Pamiętam, że pojawiły się żądania zaprezentowania kuchni w stanie intensywnego użytkowania. Przysięgam, miałam dobre chęci wczoraj, wykorzystując fakt, że i tak musiałam przygotować obiadek proszony. Na obiadek były roladki z kurczaka z nadzieniem urozmaiconym. Ślubny miał uwieczniać poszczególne etapy kucharzenia, żebym ja nie upaprała aparatu surowym mięchem, suszonym pomidorkiem lub oliwą. No i Ślubny uwiecznił!... moment walenia po mięsku tłuczkiem drewnianym... i w sumie nie wiem, czy mi się Ślubny zestresował, że jak źle zdjęcie zrobi, to tym tłuczkiem sam oberwie, czy doszedł do wniosku, że udokumentował najbardziej doniosły moment gotowania i więcej nie trzeba, ale zrobił dwa zdjęcia, słownie: dwa, przy czym oba pokazują mnie, jak łupię tym tłuczkiem... A ja się tak zajęłam "wyrabianiem się w czasie", że nawet nie pytałam, czy cyka te fotki. No to proszę bardzo - ja, kurczaczek nieżywy i tłuczek w formie rozmazanej plamy.
***Lampa i smętny zwis***
Srebrno-czarny szal został wykończony w swej części głównej, prostej i nieskomplikowanej. Teraz przyszedł czas na robienie ozdobnych, bizantyjskich końcówek. Będą drutowo-szydełkowe, dość duże, żeby szal wydłużyć do około dwóch metrów i tak jak planowałam od początku z czarnej matowej bawełny. Przy okazji powinny pomóc w utrzymaniu szala w ryzach - bawełna na drutach ma to do siebie, że potrafi się w czasie roboty bardzo wyciągać w różne dziwne strony. Mój szal wygląda obecnie, jakby był po lewej stronie dłuższy o dwadzieścia centymetrów niż po prawej. Blokowanie go wyrówna i wyprostuje, ale szydełkowe końce powinny uczynić cały proces łatwiejszym i uniemożliwić "narowienie się" całości w użytkowaniu. Część główna, mało interesująca i smętnie zwisająca została uwieczniona na bardzo interesującym i sprężystym pałąku od salonowej lampy.
Lampa jest prosta, ciekawie niesymetryczna i oczywiście biała z czarną podstawą. I przypomina mi kopytko... no co ja poradzę, że ja muszę chyba wszystko w tym mieszkaniu nazwać.
***Słoń i automobil***
Skoro czarno-srebrny szal zaczyna się wykańczać, to trzeba było pomyśleć, co dalej. I dalej będzie - szydełko. Dawno nie było niczego całego szydełkowego. I tu pojawia się dylemat. Mam przecudną rudą bawełnę. Mogę z niej zrobić szydełkowy szal albo szydełkową bluzeczkę, bardzo ozdobną, do noszenia na golfikach, topach lub innych obcisłych odzieniach spodnich.
No i nie wiem, czuję się jak ten osiołek, co to mu w żłoby... i tak dalej.
Nawet zdjęcia rudej bawełny zrobiłam dwa - jedno ze słoniem i drugie z automobilem.
Obie figurki to pamiątki ze szczególnym znaczeniem dla Ślubnego i nawet stoją "u niego" na antresoli.
To co mam zrobić - bluzeczkę czy szal? Szal czy bluzeczkę? A może ni to, ni to, tylko coś innego... help... help...
***Cuda-wianki***
Proszę bardzo - cudo-wianek, żeby znowu nie było, że "a gdzie kot?". Kot, w wersji "mam dość tych domowych paparazzi", wdzięcznie udrapowany na oparciu łóżka.
gdybym miała Twój numer, to wczoraj dostałabyś sms o treści mocno zaniepokojonej nieobecnością Twoją w blogosferze :))
OdpowiedzUsuńnie mam, więc Ci się upiekło ;) poza tym zgrabnie się wytłumaczyłaś ;)
niechęć do okiennych upiększeń rozumiem, popieram i w ogóle jestem PRZECIW wieszaniu u Was czegokolwiek, bo podoba mi się jak jest :)
w kuchni nadal masz błysk... jak to możliwe??
skoro ostatni był/jest szal to teraz głosuję za bluzeczką. a co, wolno mi! ;)
i pytanie zasadnicze: Mały nie drapie Wam tego zagłówka? nasza kota meble masakruje, za to swój "drapak" omija szerokim łukiem...
zobaczyć scenę ganiania/uciekania/welonowania - bezcenne... i nieosiągalne ;)
@ Iza - a nie masz? W żadnym mailu się stopka z numerem nie uchowała? Poza tym obiecuję, że jak mnie coś trafi, to ślubny Wam o tym napisze w zastępstwie.
OdpowiedzUsuńZ tymi oknami to jest problem, bo w salonie coś być musi... chyba musi... ja już nie wiem.
No błyska mam, bo płyta na ścianie jest lakierowana, to się sama błyszczy i blat tez z tych błyszczących samoistnie, to nawet się starać o te błyski szczególnie nie muszę :)
Bluzeczka - raz. Przyjęłam do wiadomości.
Mały nie drapie - jak przyjechała sofa do salonu, to przetestował, czy mu wolno i jak dwoje ludzi wydarło się na niego z takim poziomem decybeli, że szyby drżały, to dotarło, że stare meble, czy nowe meble i tak drapać nie wolno. Łóżka nawet nie próbował tknąć pazurem. W nowym mieszkaniu drapie tylko i wyłącznie swój dywanik.
A scena z uciekającą pannem młodym wywołała u mnie atak histerycznego śmiechu. Jak wpadniesz w gości, to zrobimy Ci replay ;)))
Jakby co, to zapisuję się na petticoat, może być i w bieli i w czerni. *^v^* Też nie lubię, jak mi w oknie szmata wisi, wolę rolety.
OdpowiedzUsuńGłosuję na szydełkową bluzeczkę! ~^^~
Szczęściarze, co im kot nie drapie mebli... Rysiek swój drapak omija szerokim łukiem, za to drapie pufy i framugę w sypialni, i żadne krzyki nic nie dają. Na wydarcie się gromkim głosem "RYYYYYYYSIEEEEK!!!!..." myśli, że się go woła i przybiega zadowolony...
:D ja też głosuję za szydełkową bluzką, a może spódnica? wkońcu wiosna idzie i taka na szydełku, z lnem pod spodem, mogłaby być całkiem całkiem :)
OdpowiedzUsuńi kto Ci powiedział, że w salonie musisz mieć zasłony? no chyba że Was sąsiedzi będą podglądać, to wtedy owszem :) poza tym całkiem fajna lampa :)
a mój Przyszły Ślubny lubi ubierać moje rajtki i udawać kryminalistę :D
Witam, proponuję z kordonka Maxi zrobić bluzeczkę. To mój ulubiony kordonek. Mam dużo bluzek, wdzianek, bliźniaków i jestem bardzo zadowolona. Nosi się je świetnie późną wiosną i latem. Będę zaglądać co powstało. Na pewno coś ładnego jak zawsze. :-)Pozdrawiam, Ewa
OdpowiedzUsuńale sie pani rozpisala...swietnie piszesz...bo ja sie zaczytalam:)..pozdrawiam ania
OdpowiedzUsuńDopiero teraz na fotce z kotem dojrzałam, jakie fajne ma obicie Wasze wyro!
OdpowiedzUsuńLampa - kopytko jak się patrzy :D
Też jestem za bluzeczką/wdziankiem drutowym lub szydełkowym lub drutowo-szydełkowym. Ani słoń, ani auotomobil na głos mój wpływu nie miały :P
Ja też się zapisuję na petticoat :))) I głosuję za spódniczką z kordonka :)
OdpowiedzUsuńFiranek nie lubię, nie posiadam i nie cierpię wieszać (a czasem muszę u mamy). Jestem za to wielką zwolenniczką rolet bambusowych - mam wrażenie że lepiej ocieplają wnętrze od tiuli.
Piękne to kopytko - byłabyś skłonna podzielić się wiadomością gdzie można podobne nabyć drogą kupna? :)
@ Brahdelt - lista kolejkowa na haleczki została nieoficjalnie otwarta (i jeśli rzeczywiście tych metrów nie powieszę w oknach, to dam znać, bo ja już białą petticoat mam).
OdpowiedzUsuńGłos na bluzeczkę zapisany.
A z drapaniem to chyba my mieliśmy to szczęście, że Mały jest u nas od małego :) i uczyliśmy go my, że nie wolno i uczyła go Niunia - dorosła kotka, którą wtedy już mieliśmy od kilku lat - gdzie wolno.
@ Dodgers - bluzeczka, rozumiem. Coś w tych oknach trzeba powiesić, bo jednak sąsiadów posiadamy, wprawdzie nie okno w okno, ale jednak pozaglądać można. Coś się wymyśli :)
@ Ewa - bluzeczka, ok, głos numer cztery i tak po cichu, to ja tez chyba chcę bluzeczkę, a kordonek jest doskonały, też już z niego szydełkowałam i robi się doskonale, i nosi się, i pierze dobrze.
@ Ania/Persjanka - no bo ja mam takie słowotoki :) Za komplementy o zaczytaniu dziękuję.
@ Agata - obicie Ślubny wybierał i nieźle mu wyszło. A bluzeczka zaczyna być przesądzona.
@ Ju-styśka - tak jak pisałam Brahdelt, jakbym została z tymi metrami, to dam znać, bo starczy tego na kilka halek.
Firanek, jak się okazuje, też nie lubię, nie ważne, z czego są zrobione. Bambus nie będzie pasował, chyba że... udałoby się znaleźć białe rolety podobne do bambusowych.
A lampa jest kupiona w Agata Meble, teraz mają nawet jakąś promocję na te kopytka i są znacznie tańsze niż normalnie. Ślubny widział też taki model na Allegro, ale cena była wyższa niż w Agata Meble. A, i kopytka są białe, czarne i czerwone.
Po pierwsze uważam, że jeśli nawet metry nie zawisną u Was na oknach, to chętni na nie się znajdą. Zatem gdyby akcja z uciekającą panną młodą się powtórzyła radzę cyknąć fotkę.
OdpowiedzUsuńCzarnej wdowy się nie wystraszyłam lecz widząc miniaturę zdjęcia przyszło mi do głowy, że może postanowiłaś kraj zamieszkania zmienić, porzucając tym samym Róg (choć teraz zastanawiając się nad tym myślę, jak ja mogłam w ogóle tak pomyśleć- niedorzeczne).
Po za tym na zdjęciu z kuchennych rewolucji usilnie poszukiwałam rzeczowego tłuczka nie biorąc pod uwagę, że może nim być ta rozmyta plama :)
Kocio jak zwykle cudny, a do tego jaki kulturalny, państwu mebli nie niszczy :) dobry kocio
P.S. Masz we mnie jeszcze większą fankę, sadziłam że nie pracujesz i stąd wynika takie tempo dziergania, ale skoro pracujesz i jeszcze jesteś w stanie takie ilości włóczki przerobić to wielkie brawa :)
@ Ana Yo - też mi się czarna wdowa skojarzyła ze zmianą wyznania na bardziej radykalne i przeprowadzka w kraje mniej przyjazne kobietom :)
OdpowiedzUsuńTłuczek, to ta plama, co to jej nawet bardzo nie widać, bo tempo walenia w mięsko miałam rekordowe :)
Kocio, owszem, dobry, nie narzekam.
A co do PS - może powinnaś nieco skorygować poziom bycia fanką, bo pracuję, ale jednak w domu, nie od ósmej do szesnastej. I z jednej strony, to niby łatwiej, ale z drugiej... regularności zero, przewidywalności zero, czasem przez kilka dni nie muszę robić kompletnie nic, ale przez następne dwa nie mam czasu zjeść obiadu przy stole, telefony do rodziny wykonuję przy okazji wycierania kurzu z mebli itd. Ale przynajmniej nie jest nudno i ja chyba jednak tak wolę.
O! Na ta lampę czekałam, to znaczy czekałam aż ją pokażesz bo bardzo mi się spodobała na wizualizacji...inna, ale super wygląda, intrygujący ten zwis;)Ja chyba tez bym prędzej ubrała taką tkane 25 mb niż wzięła do maszyny, delikatna jest i pewnie nie każda maszyna chce z taką współpracować. No ale jak karnawał i przebierańce...
OdpowiedzUsuńJa też obstawiam bluzeczkę.
OdpowiedzUsuńFiranek/zasłonek tez nie lubię, ale może jakiś czarno-biały lambrekin z takimi nierówno zwisającymi końcami by u Was pasował ?
Kot bardzo dekoracyjny
Uwielbiam czytać wszystko co napiszesz. Pozdrawiam i obstawiam bluzeczkę
OdpowiedzUsuńhahaha,ten kot zrobił taką minę,że ja bym na długo zaprzestała wykonywania zdjęć...chyba naprawdę ma dość :)
OdpowiedzUsuńja Cię zobaczyłam w tej czarnej woalce mało się nie posikałam....musisz jakoś dawkowac wrażenia..
Jak jest kot, to jest dobrze:) Jestem za bluzeczką ażurową na drutach:)
OdpowiedzUsuńNie jestem za suknią na okna. Ja też kupiłam taki biały materiał na okna (sporo metrów, bo mieszkanie 3,1m wysokości) i nic nie uszyłam. Chyba, że drugą warstwę dam w pastelowe kwiaty (też organza) to może mi się spodoba. Tak rozmyślam nad tym już 2 lata...
@ Monika Magdalena - wiedziałam, że Cię tą lampą ucieszę.
OdpowiedzUsuń@ Qrka - lambrekin powiadasz, to się da sprawdzić :) Bluzeczka - rozumie, kolejny głos. Kocio dziękuje.
@ Anonimowy - dziękuję! Bluzeczka - już chyba nawet nie muszę liczyć głosów :))
@ Gosia - no, przepraszam za nadmiar emocji w związku z czarną wdową, ale nie mogłam się powstrzymać.
@ B - już kombinuję, jak do szydełkowej całości dodać w bluzeczce co najmniej drutowane elementy :) A Twoje rozmyślania przez dwa lata dały mi do myślenia :)) W tej chwili swój proces decyzyjny w kwestii okien też obstawiam na dłuuugie miesiące.
Moja córka od razu by krzyknęła - żadne zasłony szyj halki! co do rudego głosuję na bluzeczkę :)
OdpowiedzUsuńO Zmoro! :) Look niewiarygodnie pociągający. Żałuję braku Ślubnego owianego bielą. Piękny i Bestia po raz kolejny :)
OdpowiedzUsuńRudą przerobiłabym na bluzkę. A jak już bym to zrobiła, to chwaliłabym się publicznie, bo są tu takie, co posiadają tę że samą Maxi, acz w innym kolorze i za gromy nie wiedzą, co z tego wymodzić :)
Pozdrawiam
Dobrze, że jesteś :)
OdpowiedzUsuńBluzeczka ażurowa - głos oddaję