Nieco ponad rok temu, w ramach prezentu gwiazdkowego dostałam najmilszą włóczkę, jaką kiedykolwiek miałam w łapach i powstała z niej przytulaśna , wielgachna chusta - oooo, ta:
Uwaga - wspomnienie sentymentalne - chustę robiłam, jednocześnie oglądając Top Gear i próbę odtworzenia drogi, którą przebyli Trzej Królowie (samochód Hamstera w czasie tamtej wyprawy... to trzeba zobaczyć).
Chusta, za pośrednictwem cudu telefonii, została opisana Rodzicielce (czyli włóczko-dawcy), a nieco później zawleczona nawet do domu rodzinnego i pozwoliłam trochę pomiziać, ale bez przyzwyczajania się.
Rodzicielka Moja Jedyna doszła do wniosku, że popełniła błąd strategiczny i od razu nie nabyła większej ilości przytulaśnej włóczki. Zaczęła polowanie na włóczkę na replay. Udało się w poniedziałek. Kolor jest inny - podobno bardziej zwariowany. Włóczka wędruje już Pocztą Polską Powolną na Róg Renifera i w weekend zapowiadam Wielkie Robienie Replaya (dla niecierpliwych - zdjęcia włóczki postaram się zaprezentować jeszcze w piątek).
Przy czym nastąpi Tradycyjna Międzypokoleniowa Wymiana Mienia - już istniejąca chusta w kolorach jesieni powędruje do Rodzicielki, a szaleństwo kolorystyczne zostanie u mnie.
***
Uwaga zmiana beczki! O tym, że pościel miewa u mnie drugie życie, to już wiecie. Przerabiam ją na fartuszki (czyli niezbędny dodatek odzieżowy każdej porządnej pani domu) lub robię z niej bizantyjskie falbanki do spódnicy.
Po przeprowadzce i zupełnej zmianie kolorystyki sypialni wymieniona została też pościel. A poprzednie komplety częściowo odłożyłam jako komplety gościnne, ale... powstał mały dylemat, co zrobić z moją ulubioną, jedyną w swoim rodzaju, spraną, "muszę-ją-zostawić" pościelą z motywem... a z resztą sami zobaczcie:
Ten domniemany autoportret pędzla Leonarda jest na obu stronach poszewki na kołdrę, a poszewka na poduszkę wygląda tak:
Nie wyrzucę, bo to moje ulubione. Poza tym materiał to porządna bawełna i jest w niezłym stanie, tylko kolory się zrobiły bardziej pastelowe po wielokrotnym praniu.
Coś należy z tego uszyć. Wyzwaniem jest uszycie czegoś, co z jednej strony to popiersie nadal będzie eksponować i pozwoli rozpoznać, a z drugiej, żeby ten wielki łeb jednak nie straszył... mam pewien pomysł, ale może Wam też coś przyjdzie do głowy.
***
Oczywiście poszewka rozłożona na podłodze zadziałała bez pudła i Mały musiał...
... przynajmniej spróbować wleźć pod spód.
I skoro już o kociu mowa, to jeszcze zdjęcie w standardowej pozie - zmęczyłem się, posiedzę sobie.
Jak widać Lotniskowiec w salonie to jedno z ulubionych miejsc leżakowania (teraz też się czworonóg wyleguje obok... w sumie teraz to cała rodzina, plus kot zalega na jednej sofie :).
***
Uwaga zmiana beczki! Kawę pijemy... ziarnistą... o smaku czekolady z chili... Ślubny zaparzył w kawiarce, czyli szatan wyszedł nie do opisania. Po pierwszym łyku zionięcie ogniem z pyska stało się nagle bardzo realne. Po dolaniu mleka i posłodzeniu nadal mam wrażenie, że wypala mi to cały przewód pokarmowy. Dobre, mniam... Kupiliśmy też kawę o smaku czekolady z pomarańczą, ale to już na pewno nie będzie trunek pożarniczy.
***
Uwaga zmiana beczki! - Powinnam zacząć od znanego cytatu, acz z nieco innym zakończeniem: "Nie mam żalu do nikogo, jeno do Ciebie, Agato... Meble". Nie chwaliłam się, bo na samą myśl podnosi mi się poziom tego hormonu, co to odpowiada za zalewającą z wściekłości krew - salon Agata Meble zafundował nam Odyseję Sofową?... Sofianą?... z Sofą!
Sofy zostały zamówione 27 grudnia. Dojechała sofa do salonu... Dojechało nieco później zamówione łóżko... Sofa do Mamy czeka w magazynie od grudnia (bo transport jest zaplanowany z sofą na antresolę), a sofa na antresolę... postaram się pominąć wyrażenia nieparlamentarne, ale może mnie ponieść.
Najpierw sklep nas poinformował, że producent owszem sprawnie i szybko wyprodukował sofę dla nas, ale nie popisał się w obszarze porządnego pakowania i sofa w czasie transportu zamokła. Sklep zdecydował o natychmiastowym odesłaniu zmokłej sofy do producenta, słusznie całkiem. Producent po raz drugi wziął się w garść i wyprodukował dla nas sofę, ale tym razem nie popisał się w obszarze rozróżniania strony lewej i prawej i sofa owszem przyjechała, ale w złą stronę (oparcie nie po lewej, a po prawej). Sklep sofę odesłał... producent ma ponownie wziąć się w garść i wyprodukować dla nas sofę, trzecią, w dobrą stronę, zapakować ją porządnie, materiału i koloru nie pomylić, a my czekamy.
Salon Agata Meble udaje, że oni są średnio odpowiedzialni, bo oni są "tylko pośrednikami". Dodzwonienie się do działu reklamacji graniczy z cudem - Ślubny coś o tym wie. Konkretnej informacji o tym, kiedy sofa dotrze do magazynu sklepu, nie posiada nikt. Co nam zostało? Rąk opadanie. Dialogów na cztery nogi z pracownicą działu reklamacji prowadzenie. Na cud liczenie. Jaki jest święty od cudów?
A najbardziej mnie denerwuje, że ta sofa ma wylądować na antresoli. Trzeba ją tam wtargać na plecach przemiłych panów od transportu i z tego powodu cały czas nie zdjęliśmy folii i zabezpieczeń ze schodów, żeby się stopnie w czasie tego targania ciężkiego mebla na pięterko nie uszkodziły. A ta folia mnie... mierzi, wkurza znaczy się, maksymalnie. Tu następuje zgrzyt zębem przepotworny, kurtyna opada.
***
I jeszcze scenka rodzajowa. Ona i On (czyli Ja i Ślubny) w czasie peregrynacji po urzędach i bankach w związku ze zmianą miejsca zameldowania i wymianą dowodów osobistych (swoją drogą, jak jeszcze jeden urzędnik zacznie chichotać po przeczytaniu nowego miejsca zameldowania, to zacznę im robić zdjęcia w stanie największego rozradowania i "zębówsuszenia").
A zatem Ona i On podjeżdżają samochodem pod Urząd Starostwa Powiatowego. Zamiast zwyczajowej tragedii parkingowej zastają niepokojącą pustkę.
On: Alarm bombowy był, czy co?
Ona (pozbawiona możliwości sensownego myślenia w obliczu niezwyklej sytuacji): Dziwne to.
On i Ona wysiadają i podążają w kierunku głównego wejścia. Pustki na parkingu szybko stają się "oczywistą oczywistością" - już po godzinach urzędowania i wszyscy oddalili się w swoich pojazdach w zorganizowanym pośpiechu.
Pod wejściem głównym pojawia się przedstawiciel władzy mundurowej, w pełnym rynsztunku, jakby się wybierał pacyfikować kibiców zaprzyjaźnionych drużyn.
Przedstawiciel w rynsztunku (z właściwą służbom mundurowym przyganą): A to co? Zamknięte już?
On i Ona (zgodnie kiwając głowami): Zamknięte.
Przedstawiciel w rynsztunku: Ale dopiero piętnasta jest!
Morał - nawet policję, którą z zasady nic nie powinno dziwić, wprawiło w wielkie zadziwienie, że 15:00 oznacza koniec godzin urzędowania. A co mówić o nas.
Skutek - nadal posiadamy prawa jazdy z poprzednim adresem. Się w końcu załatwi, kiedyś.
Skoro Replay będzie bardziej zwariowany, to ja chcę go zobaczyć :) Z pościeli uszyłabym...yyyy...siedzisko/leżysko dla Małego :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńno szacun, że będzie riplej, nic mnie tak nie zniechęca jak machanie powtórek...
OdpowiedzUsuńpościel mega! koniecznie coś trzeba uszyć :) ale co nie ośmielam się wymyślać (kreatywność mam odwrotnie proporcjonalną do obwodu talii... eee... tego miejsca, gdzie KIEDYŚ, PODOBNO, miałam talię... wzdech...)
za to wypowiem się w temacie dokumentów: zupełnie bym się tym nie przejmowała :) ja mam nadal prawko na stare nazwisko ;)
no dobra, nie używam go wcale a wcale, ale nie zmienia to faktu ;)
PS. nie wiem co jest gorsze - mało wpisów czy dłuuuugie oczekiwanie na odpowiedzi w komentarzach ;) nie lubimy jak pracujesz za dużo :D
PS. 2. czyli w weekend można zabrać robótki? :D
@ Magdor - obiecuję pokazać, włóczkę, jak tylko dojdzie i "Riplej" jak tylko się zrobi.
OdpowiedzUsuń@ Iza - ale z taaaakiej milusiej włóczki, to ja mogę robiś same "Ripleje". Nogami przebieram, żeby to już doszło i żebym się mogła dorwać do tego na drutach.
Talię masz nadal!!! Tylko chwilowo zamaskowaną.
A czy ja się przejmuję w temacie dokumentów? Wcale, a wcale. Chciałam, zamknęli mi przed nosem, to ja poczekam, aż mi się znowu zechce.
Też nie lubię pracować za dużo. A z odpowiedziami jest tak, że nie chcę siadać i machać ich "na chybcika", to czasem szukam tej spokojnej chwili przez dwa dni :)
A zabieranie robótek jest obowiązkowe, będę sprawdzać w wejściu :))) Kto nie przyniesie, nie dostanie deseru! (Ciekawe, co Ślubny wymyśli, skoro bez robótek nie ma deseru???)
może odda swój deser mi i "zawartości"? ;)
UsuńAle to przecież oczywiste, że dla Ciebie jest planowany i tak podwójny :) To nawet nie będziesz musiała nikomu głęboko patrzeć w oczy, żeby sobie od ust odjął i dał ciężarnej.
Usuńnic innego mi nie pozostaje, jak się wzruszyć. podwójnie :)
Usuńa ja przepraszam z innej beczki: jak u licha czysci sie sofa , gdy drogi i kochany kot zostawia corpus delicti - czyli pozostalosci po futrze? ja tu gonie za ma kotka i ona zrozwianym wlosem ucieka zostawiajac slady.
OdpowiedzUsuńKocio owszem zostawia kłaki. I też sypie się za nim, jak biega :))) A sofa jest codziennie z rana traktowana szczotką odkurzacza do zbierania sierści i do wieczora wygląda przyzwoicie... I mam wrażenie, że materiał obiciowy tej sofy jest pomocny, bo się w niego te kłaczki nie wbijają i łatwo z niego złazi (to tak po doświadczeniach z sofami w poprzednim mieszkaniu).
UsuńImponująca chusta - ładne jesienne barwy. W sumie i wiosenne po części :) Patrzę na jej zdjęcie i czuję ciepełko :D Wydało się, że zamiłowanie do "drucianych robótek" wyssałaś z mlekiem matki :]
OdpowiedzUsuńPościel interesująca, w życiu takiej nie widziałam :D Ciekawe co z niej wymyślisz?? Tiaaa też mam problemy z rozstaniem się z ulubionymi (znoszonymi, wyblakłymi) rzeczami... Mały jak zwykle rządzi :D
chusta piekna aż chce sie ja miec wiec nie dziwie sie...a czyta sie ciebie rewelacyjnie..jak dobrze,ze cie mam na liscie...pozdrawiam ania
OdpowiedzUsuńChusta już na zdjęciu wygląda na milusią! Świetna pościel, nie dziwię się, że nie możesz się z nią rozstać. Zresztą, to lekkie spranie można traktować jako celowy zabieg:) Więc może ozdobna poszewka na poduchę z twarzą Mona Lisy - taka trochę vintage przez swoje spranie by była:)
OdpowiedzUsuńChciałabyś, żeby urzędy działały dłużej, niż normalne godziny pracy obywateli? Marzycielka... *^v^*
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem tych szalonych kolorów na włóczce!
Nie mam bladego pojęcia, co z takiej pościeli by zrobić, ale chyba bym jej po prostu używała dalej :)
OdpowiedzUsuńA co do urzędów,to po pomieszkiwaniu w trzech różnych krajach poza Polską, uważam, że najlepsze urzędy są w Czechach. I to nie żaden żart :)
zrobić mi dzisiaj zdjęcie, postawić obok foty Małego i zacząć zabawę- znajdź 3 różnice :)Oj paskudnie dziś w Poznaniu, trzeba się wziąć za jakiś pomarańcz, albo marynarskie wzory i poczuć wakacje :)
OdpowiedzUsuńJa też bym pościeli nie ruszała, no ewentualnie przeszyć ja na podomkę taką na lato- ale szkoda ciąć :)
I pokazuj szybko te krejzi kolorki- może się obudzę :D
Chusta prześliczna. Niby kończy się zima, ale zawsze przyda się taki otulacz. Ja też mam chustę całoroczną ocieplającą, tyle że maszynową - obecnie w stale daleko posuniętej entropii. Muszę szybko nabyć druty, bo chcę wyprodukować Vlada. Ponadto, też mi chodzi po głowie sweterek z akrylu, taki całoroczny. Miałam kiedyś taki z Pewexu, w pięknym odcieniu niebieskiego. Był genialny - sweterek znaczy się, nie Pewex - ale wiele lat temu się zużył. I tak bardzo długo wytrzymał.
OdpowiedzUsuń@ Susanna - a robótki mam w genach, po mamie i babci (od strony mamy) i po tacie (czapnik :).
OdpowiedzUsuń@ Persjanka - ta chusta to wyjątkowo udany "udzierg". I miło mi, że się mnie dobrze czytuje.
@ Sistu - rzeczywiście to spranie jakoś materiałowi i jego kolorowi specjalnie nie szkodzi.
@ Brahdelt - no bo ja taka naiwna jestem, że myślę, że urzędy powinny pracować co najmniej do 16:00. A kolorów sama jestem ciekawa, bo Moja Rodzona Mama określiła je jako "trudne do określenia" i czekam. Dzisiaj paczka powinna być, a przynajmniej znowu wykazuję się naiwnością i mam taką nadzieję.
@ Fanaberia - żeby nie było, że ja marudzę na Starostwo Powiatowe jako takie. Nie! Panie przez telefon są miłe, kompetentne, pomocne i bezproblemowe, ale godziny urzędowania są trudne do zrozumienia w świecie, gdzie ludzie pracują do 18:00.
@ Dodgers - no ja wiedziałam, że ktoś wpadnie na podomkę lub wyrób podomko-podobny z mojej Mony Lisy (ja to widzę jako takie kimonowate coś). I pocieszę Cię pod Poznaniem jest równie paskudnie i bleeee, i fuuuuuuj i dzisiaj to nawet kombinuję, co by tu zrobić, żeby śmieci się same wyniosły i żebym ja nie musiała wychodzić. A włóczkę pokażę, jak tylko dorwę ją w swoje łapy.
@ Arachne - masz rację, to jest taka chusta całoroczna, bo latem w chłodne wieczory też się nieźle sprawdza. Trzymam kciuki za Vlada i z sweterek też! A Pewex nie wiem, czy był genialny ;)))), bo moi rodzice nie byli dewizowi i się nie bywało w tej świątyni dóbr importowanych.
Zaczarowałam pogodę i co? Na Piątkowie słońce jest :) Lecę pomacać maszyny do szycia- czytałam to, co mi poleciłaś i wiem co mi potrzebne tak pi razy drzwi :) trzymaj kciuki - bo jak się nakręcę, to ją sama do domu przytargam :)
OdpowiedzUsuńI to skutecznie zaczarowałaś!!! Bo u nas tez słońce wyszło i jednak się wygrzebię z domu i też pójdę na zakupy, a co!!!
UsuńI trzymam kciuki, żebyś sobie też przytargała :)
nie przytargałam :) będę zamawiać- różnica w cenie między str Łucznika a np Saturnem to 150 zł... to za to mam zestaw stopek dodatkowych, dostawa gratis i kręgosłup zdrowszy :) a jak Twoje zakupy?
UsuńTo pewnie, że zamawiaj.
UsuńA moje zakupy doskonale: jogurcik, banany, kocie żarcie i takie tam inne niezbędne rzeczy ;)))))
Jestem rocznik 82, więc co nieco zdążyłam zapamiętać z PRL-u. Pewex kojarzy mi się ze specyficznym zapachem - mieszaniną aromatów dobrego tytoniu,perfum itp. Jak łatwo obliczyć, w rzeczonym sklepie bywałam z rodzicami jako przedszkolak. Moim zdaniem, Pewex był całkiem fajny, w tamtym zdaniu chciałam tylko uściślić, że mam na myśli sweter, takie zboczenie polonistyczne ;-)
OdpowiedzUsuńPodobno kiedyś "lansem" było poustawiać sobie na regale puste puszki po piwie albo butelki po jakimś zagranicznym alkoholu.
Na TVP Historia codziennie są powtórki Dziennika Telewizyjnego z danego dnia, ale z lat 80'. Najlepsze są sceny pokazujące ówczesne sklepy.
Czy wolno spytać jak się nazywa ta włoczka. Mi kojarzy się z włóczką Astragan
Zboczenie pożyteczne :))) Puste półki na regale pamiętam z odwiedzin w domach znajomych, u nas na regałach stały raczej masy książek.
UsuńA nazwa włóczki nie została przeze mnie odnotowana poprzednio, ale jak tylko dostanę te kolorowe motki w dłoń, to podam dokładnie, co to jest.
Dopiero teraz się doczytałam, że napisałam "Puste półki", a chodzi oczywiście o "puste puszki" :))) Tak to jest, jak się człowiek zabiera za odpowiadanie w przelocie między jedną niecierpiącą zwłoki sprawą a drugą.
UsuńGdzie ty taką pościel dorwałas, ja bym chyba używała jej do całkowitego sprania wzoru. Cudo. Chusta cieplusia mmm
OdpowiedzUsuńW Jysku, czy jak tam się to pisze dziwactwo. Parę lat temu była do kupienia, nawet w przyzwoitej cenie.
Usuń