***
A gdy kobieta o trzeciej nad ranem, obudzona przez czworonoga, zamiast grzecznie obrócić się na drugi bok i zasnąć czym prędzej, mówi do męża: "Wiesz, taka spódnica mi się śniła... materiał z koronką... z całego koła... ładna taka... ten wiśniowy materiał byłby na to idealny... ale go trochę za mało jest... ale taka śliczna mi się przyśniła...". To normalny zaspany mężczyzna warknąłby w przestrzeń małżeńskiego łoża: "Śpij, kobieto, jest środek nocy, a ty mi tu o kieckach." A Ślubny? Ślubny równie zaspanym głosem i półprzytomnie mamrocze: "Z koronką? To ładna była. A jak materiału za mało, to się zamówi inny. Ale śpij teraz, może ci się bluzka do tego przyśni..." i sam zasypia natychmiast. A szczęśliwa żona może śnić dalej o wiśniowych kieckach i bluzkach do kompletu.
***
A gdy kobieta o szóstej po południu wita męża wracającego z pracy entuzjastycznym: "No, chodź szybko! Coś ci pokażę!" i nie ma mowy o zdejmowaniu kurtki, buty porzuca się na progu i leci się za szaloną kobietą na antresolę, żeby popatrzeć na właśnie skończony i rozprasowany haft. I nie ważne, że Ślubnemu burczy w brzuchu i obiad na stole byłby bardziej pożądanym widokiem niż kawał wyszytego materiału. Ale Ślubny się zachwyci, powie dwa zdania wielokrotnie złożone, w których upchnie: "doskonałe", "talent", "zdolna" oraz "obejrzę jeszcze raz na spokojnie tuż po obiedzie (z naciskiem na "po obiedzie!!!"). A szczęśliwa żona może już spokojnie trzaskać talerzami w kuchni i nalewać prozaiczną pomidorową na talerze, bo wie, że została doceniona.
***
A gdy mężczyzna w czwartkowy wieczór z nadzieją w głosie powie: "Mam najnowszy film z Top Geara, jadą przez Włochy i Francję, widoki takie, że dech zapiera. Może byśmy obejrzeli razem?" To żona od razu wie, że "widoki zapierające dech w piersiach" będą głównie dotyczyły silników, nadwozi, rur wydechowych i zegarów w samochodzie. Że ścieżka dźwiękowa tego dzieła filmowego będzie się składała głównie z ryku silników i pisku opon na zakrętach, ale... "Moment, weź nam wino, a ja tu sobie pozbieram motki i szydełko i możemy iść oglądać." A szczęśliwy mąż ma poczucie, że spędził idealny wieczór z żoną.
***
A gdy mężczyzna o ósmej rano w niedzielę, na delikatną sugestię, że może już będziemy wstawać, mamrocze półprzytomnie: "Ale ja grałem do trzeciej nad ranem. Mówię ci, genialna gra! A jaka grafika! To ja sobie pośpię jeszcze z godzinkę. A później upomnij się, to ci pokażę, jak ta gra wyglą..." i zanim skończy zdanie to już pochrapuje z powrotem z nosem zarytym w poduszkę. To żona wstaje sama, robi sobie niedzielną poranną herbatkę, stara się nie hałasować i przekonać kota, że da się biegać ciszej i miauczeć bezdźwięcznie. A o dziewiątej mąż wstaje z poczuciem, że życie jest piękne, a weekend perfekcyjny.
***
Poradnik życia z osobą intensywnie kreatywną według Ślubnego brzmi tak:
- Nie pytam, po co jej 48. motek czerwonej włóczki, bo usłyszę wykład na temat składu lub tonacji kolorystycznej. Od razu pytam, czy tylko jeden jej wystarczy.
- Znalazłem dla niej kąt w mieszkaniu, może być ciasny i ciemny (wtedy od razu kupuje się lampkę) i dbam, żeby miała szafę/komodę/pudełka na swoje skarby. A gdy mówi, że się nie mieści, to nie wyrzekam, że trzeba było nie kupować tego 48. motka, tylko pytam, czy nie potrzeba kolejnej szafy/komody/pudełka.
- Wykazuję zainteresowanie. Proste pytania: "A co robisz? A co z tego będzie?" potrafią zdziałać cuda.
- Chwalę, choćbym nie miał bladego pojęcia, jak będzie wyglądał efekt końcowy.
- Od czasu do czasu kupuję coś z własnej inicjatywy. Nie jest ważne, że się nie znam. Aukcje z włóczkami lub materiałami na Allegro można posegregować sobie według popularności i kupić to, co inni kupują najczęściej, o ilość spokojnie zapytać samą zainteresowaną.
- Noszę co najmniej raz w miesiącu rzecz zrobioną dla mnie. Po pierwsze, żeby pokazać, że mi się podoba, a po drugie, jak poproszę o coś szytego/dzierganego, to nie usłyszę, że nie ma mowy, bo nie noszę tego, co mam.
- W życiu nie narzekam, że zaplątałem się w motek włóczki lub wbiłem sobie szydełko w tyłek, siadając na sofie, bo jak ona się potknie o moje porozkładane kable lub śrubki, to o wyrozumiałości mogę zapomnieć.
- I wychodzę z założenia, że kobieta z pasją jest skarbem, a nie ciężarem. Jak tworzy, to jest szczęśliwa, a jak jest szczęśliwa, to życie z nią jest znacznie łatwiejsze.
***
A mój poradnik w punktach brzmi tak:
- Oczekuję tolerancji dla swoich pasji i szaleństw, więc toleruję szaleństwa Ślubnego. Nie pytam, po co mu kolejna gra samochodówka, bo usłyszę wykład na temat kolejnej generacji konsol i że się "engine zmienił". Ja mogę tej potrzeby nie pojmować, ale widać dla niego to ważne/potrzebne/pożądane.
- Miło mi, kiedy Ślubny sam z siebie zainteresuje się, co robię i że fajne/ładne/oryginalne. Ale robię to samo - interesuję się. A co robi? A ładny projekt mu wychodzi. A świetna grafika w tej grze. A jak mu się podobał film, który wczoraj oglądał?
- Nie łudzę się, że brak obiadu na stole da się wyjaśnić tym, że robienie sweterka było fajniejsze niż stanie przy garach. Ale propozycja zamówienia pizzy raz na jakiś czas po to, żeby mieć więcej czasu na szycie, to nie zbrodnia.
- Nie zaprzęgam Ślubnego do czynności pomocniczych nudnych i "niewolniczych". Nie trzyma mi motków przy zwijaniu, nie podrzucam mu kawałków materiału do wyprasowania. W takich kwestiach jestem samodzielna do bólu. Ale kiedy można poprosić go o pomoc męską lub zaawansowaną, to jak najbardziej. Materiał naciągnie na ramę i przybije. Projekt na komputerze zrobi.
- Na widok prezentów "rękodzielniczych" piszczę głośno i entuzjastycznie, macham łapkami i wyrażam bezgraniczne zadowolenie.
- Od lat mam przeświadczenie, że bycie małżeństwem nie polega na siedzeniu sobie na głowie i patrzeniu sobie w oczy. Mamy wspólne zainteresowania, robimy wiele rzeczy razem, ale nie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Trzeba mieć własny świat i własne pasje. I jeśli Ślubny chce do tego mojego świata wpaść na chwilę, to świetnie. Ja czasem wpraszam się do jego królestwa. Ale szanuję jego potrzebę posiadania czasu tylko dla siebie i nie czuję się obrażona, kiedy na pytanie, co robimy wieczorem, słyszę: "Ja bym sobie chętnie pograł albo obejrzał film." To ja sobie poszydełkuję i posłucham audiobooka. Ale wiem, że jak tylko krzyknę z dołu, że może byśmy poszli na wieczorny spacer, to Ślubny rzuci wszystko (jak tylko dojdzie do "save pointa" :))))) i będzie gotowy do wyjścia w trzydzieści sekund, sugerując, że po drodze wpadniemy po "żelki na drogę".
***
Dzisiejszy wpis jest ilustrowany zdjęciami mojego prezentu "pod choinkę" od Ślubnego. Jak widać dostałam "część miękką, włóczkową", ale też trochę "żelastwa maszynowego":
Ślubny zadbał, żebym miała w końcu maszynę doposażoną w stu procentach i zamówił pełen komplet stopek, czyli w zasadzie wszystko, o czym osoba szyjąca może pomarzyć! W życiu nie sądziłam, że trochę żelaza i plastiku może mi sprawić tyle radości!
***
I skoro już jest wpis o życiu, pożyciu i szyciu na Rogu Renifera, to proszę bardzo - element niezbędny szczęścia i radości domowej:
Po prostu układ idealny :)
OdpowiedzUsuńmiło się czyta, że można żyć razem nie rezygnując ze swoich pasji i planów...
a prezenty "wczesnochoinkowe" - WOW - Ty to masz Mikołaja :)
Po kilkunastu latach małżeństwa wiele rzeczy udaje się poukładać i dopracować, jeśli się tego chce :))) Ale idealni nie jesteśmy, zgrzytnąć też potrafi między nami tak, że aż iskry lecą.
Usuńto znaczy, że związek żyje :) bo bez drobnych zgrzytow byloby nudno...
Usuńjak to kiedys powiedziala pewna babcia w pewnym filmie swojej wnuczce - zycie może być jak jazda na karuzeli - na tym samym poziomie, bez niespodzianek, spokojnie i przewidywalnie, ale o wiele ciekawiej jest kiedy zycie przypomina jazde na rollercoasterze :)
Ja się z tą babcią zgadzam, karuzela jest fajna, ale rollercoaster bywa ciekawszy :))) Ale nie cały czas!
Usuństały rollercaster to też swoistego rodzaju monotonia :)
Usuńżyczę więc urozmaicenia i ciągłych wyzwań, które nie pozwalają się nudzić :)
Gratuluję wspaniałych prezentów... zawsze można powiedzieć, że był to prezent na Mikołaja, którego święto coraz bliżej :)
OdpowiedzUsuńŚlubny pierwsza klasa, tylko pozazdrościć. A zgrzyty są w każdym małżeństwie, wszak jesteśmy tylko ludźmi z całą gamą zalet i wad :)
Masz wspaniały dar wypowiedzi. Bardzo przyjemnie czyta się Twoje posty - uśmiech sam pojawia się na twarzy.
Serdecznie pozdrawiam
:))) To ja to podzielę - stopki na Mikołajki, włóczki pod choinkę.
UsuńZgrzyty są chyba wszędzie, oby jak najmniejsze i jak najrzadziej, ale - dokładnie tak, jak napisałaś - jesteśmy tylko ludźmi.
tak... czytanie tego co piszesz jest prawdziwą przyjemnością:)
OdpowiedzUsuńtworzycie świetną parę, ze wszystkimi zaletami i wadami, jakie by one nie były:))))
prezenty pierwsza klasa, będziesz miała co robić przez najbliższe tygodnie:)
Dziękuję bardzo.
UsuńStaramy się, żebyśmy byli "znośnym" małżeństwem :))) A przede wszystkim, żebyśmy nie wpisali się w schemat naszych rówieśników - co spotkanie klasowe - to liczba rozwiedzionych rośnie. A my staramy się trwać, żyć i mieć się dobrze razem.
A robić będę miała co przez najbliższe miesiące :)
Jakbym o nas czytała :) Trochę mi tylko brakuję cierpliwości, by doczekać w spokoju do tego jego "save pointa" :D
OdpowiedzUsuńZaraz idę poczytać mężowi. Na pewno podzieli moje zdanie :)
:))) Tak myślałam, że będziesz czytała jak o sobie, o Was. Ja się już nauczyłam cierpliwości, odkąd mam własnego laptopa, coraz łatwiej mi ta cierpliwość do "save pointów" przychodzi :)))
UsuńKomentarz mojego męża po lekturze wpisu: "Bo "save pointy" są naprawdę ważne". A po chwili: "I o to właśnie chodzi - żeby się wspierać". Teraz mi właśnie jeszcze rzucił przez ramię, czy słyszałam, że Ślubny sobie konsolę kupuje. To ja mu chyba na to odpowiem, że Ty masz własnego laptopa.
UsuńPowiedz, powiedz. Ale z drugiej strony, jak Twój Ślubny będzie męczył konsolę, to Ty będziesz miała swobodny dostęp do komputera :))) Ale i tak powiedz - sprawiedliwość w wydatkach na przyjemności też jest ważna, prawie tak jak "save pointy" :))))). A poza tym, niech Ci mąż udzieli choćby jednej czwartej tego, co on na tą konsolę wyda... będziesz miała na całe kilometry kordonków i włóczek!
UsuńJuż jakiś czas temu wprowadziliśmy to, co nazwałaś "sprawiedliwością w wydatkach na przyjemności". On kupuje grę, ja go ciągnę po włóczki, zachciewa mi się materiałów, on zamawia sobie coś na allegro. Szczytem sprawiedliwych wydatków był overlock dla mnie, a dla niego mikroskop. Ale co najważniejsze - nie wypominamy sobie, że używamy ich od wielkiego dzwonu. :))) Chyba na tym polega wspólne dbanie o to, co razem tworzymy.
UsuńAbsolutna racja!
UsuńU nas powstała mała "zagwozdka" w obszarze sprawiedliwości wydatkowej, kiedy Ślubny jechał do Maroka i planował kolejne wojaże - miał wyrzuty sumienia. Ale szybko mu uświadomiłam, że kiedy za kilka lat dojdzie do skutku mój wyjazd do szkoły językowej we Francji, to się zrównoważy na pewno :)))
cieszę sie ,że i inni maja tak fajnie:)))))))))a wełenka w fioletach -himalaya cudna:)))
OdpowiedzUsuńTa fioletowa Himalaya jest po prostu cudowna wizualnie i perfekcyjna w dotyku - ciężka, miękka, mięsista.
UsuńCudnie! Jak miło się to czytało :) A włóczkowe i stopkowe szaleństwo dopiero się zacznie, coś tak czuję :)
OdpowiedzUsuńSzaleństwo się zacznie. Włóczkowe na dłużej, a stopkowe, do pierwszych porządnych testów, bo na razie, to nawet nie miałam czasu na spokojnie ich sprawdzić, przetestować, w niektórych przypadkach rozgryźć :)))
Usuńpoproszę o sklonowanie małżonka, bo też bym takiego chciała :-D
OdpowiedzUsuń:))) To może ja zacznę przyjmować zapisy na to klonowanie, ale uprzedzam, że Ślubny miewa fanaberie i jak ostatnio zdiagnozowaliśmy, ma zapędy do bycia pracoholikiem. To może warto się zastanowić, czy klonować :))
UsuńJak ładnie napisałaś....prawie jak o mnie i moim mężu-:)
OdpowiedzUsuńCudownie mieć pasję i żyć z osobą ,która też je ma . Dzielić,interesować i pozwalać nimi cieszyć drugiej .
A prezenty cudne ...fiolety dobrze schowaj bo wiesz....adres mam;))))))
Pozdrawiam ,głaski dla Małego i pozdrowienia dla Ślubnego.
Fajnych mamy tych mężów z pasją i pozwalających nam realizować własne pasje i szaleństwa!
UsuńI tak wiem, że fiolety lubisz i masz adres :)))) Fajna ta Himalaya, chyba mój ulubiony motek z tego całego zestawu.
Twoje rady wezme sobie do serca,bo ja nie jestem taka wyrozumiala dla swojego meza.A nowa konsole kupilam wczoraj ale dla syna.Gdyby jeszcze moj maz gral w te wszystkie gry to ja napewno wyprowadzilabym sie z domu.
OdpowiedzUsuńPrezenty bardzo mi sie podobaja a szczegolnie cieniowane wloczki.Stopki do maszyny to dla mnie czarna magia i nie wiedzialabym jak je rozgrysc. Chcialabym jeszcze dodac ,ze ciesze sie Twoim szczesciem.
Mnie też chyba najbardziej przypadły do gustu te cieniowane motki - piękne są. Ślubny wybrał doskonale.
UsuńA co do męża - ja od Ślubnego wymagam pewnych rzeczy (choćby świadomości, że czyste skarpetki same do szafy nie wędrują i jak się posłużyć odkurzaczem), on wymaga ode mnie (żeby miał "zapasy żywnościowe" do zabrania do pracy i nie musiał zajmować się planowaniem zakupów), ale dzięki temu dom funkcjonuje bez zarzutu, a z drugiej strony wobec własnych zainteresowań mamy dla siebie wiele zrozumienia.
Z przyjemnością przeczytałam posta. Pierwiastek męski w twoim blogu nadaje energii a kot łączy to w całość. A zdradzisz co będziesz dziergać z tych motków.?
OdpowiedzUsuńA żebym ja miała sprecyzowane plany... Z tych dwóch motków wełenki (biały i rudy) będą skarpetki. Z zestawu cienkiego akrylu z bawełną (szarości razy dwa plus seledyn) - sweterek z wrabianymi wzorami, bo mi się marzy od dawna. Fioletowa Himalaya plus czarny - szal lub chusta? Kordonek przerobię zapewne na bluzeczkę szydełkową. A melanże... nie mam pojęcia.
UsuńCoś mi to przypomina, mam i ja spory zapasik, ale czasami zapomniałam co miałam zamiar wydziergać z kupionej włóczki. Z drugiej strony, jak coś mi się spodoba na blogach to mogę wyszperać w zapasach odpowiednią wełenkę.
UsuńBardzo dobrze mi się to czytało, a tę część z "instrukcją obsługi" podetknęłam swojemu chłopakowi ;). Kot przepiękny, nie mogę przestać się zachwycać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło.
Podtykaj, skoro to chłopak, to trzeba go "uczyć życia z osobą twórczą" od początku. Niech wie, w co się pakuje :)))
UsuńJaki cudny wpis, mądry i ciepły, gdyby wszyscy mężowie tacy byli świat byłby zbliżony do ideału. Pomarzyć dobra rzecz choć ja nie narzekam bo do mojego robótkowego pokoiku małżonek wchodzi bez zbędnych komentarzy lawirując między pudłami i koszyczkami i deską do prasowania.
OdpowiedzUsuńA widzisz - lawiruje, wymija, nie narzeka, nie marudzi - a to już dużo!
UsuńA wpis... życiowy. Życie przez tyle lat z kobietą szaloną rękodzielniczo wiele Ślubnego nauczyło, w tym tolerancji. Z drugiej strony życie ze Ślubnym o szalonych pomysłach wiele nauczyło mnie, w tym dostrzegania tego, że ja nie zawsze rozumiem, że coś dla niego jest ważne, ale to nie znaczy, że on ma "robić po mojemu". Niech robi po swojemu i będzie szczęśliwy.
Piękny post :) Jesteście wspaniałym małżeństwem :))) Jeśli wyjdę kiedyś za mąż, to ten post będzie wisiał gdzieś w widocznym miejscu w domu, żebym nigdy nie zapomniała jak mam postępować z mężem i żeby mąż pamiętał, że ma mi kupić jakąś włóczkę do czasu do czasu ;) Myśleliście o prowadzeniu jakiś kursów przedmałżeńskich? Całkiem poważnie - mam czasem wrażenie, że niektórzy ludzi zupełnie nie rozumieją, co to znaczy małżeństwo.
OdpowiedzUsuńAaa tam! Normalnym małżeństwem jesteśmy. Jeśli Cię to pocieszy, to dziś rano odbyła się długa dyskusja, prowadzona nad zlewem kuchennym, że wycieranie rzeczonego zlewu przez Ślubnego po użyciu nie zaszkodzi jego kończynom górnym, a mnie zmniejszy częstotliwość szorowania zlewu środkami żrącymi. I długo trzeba było Ślubnemu tłumaczyć, że od "czystej wody" zacieki i plamy też zostają :))) Życie.
UsuńKursów przedmałżeńskich prowadzić nie będziemy, bo sami mistrzami pożycia małżeńskiego nie jesteśmy. Poza tym obawiam się, że nasze kursy kończyłyby się po jednym zdaniu - "Rozmawiajcie ze sobą, ludzie!!!". Bo ja mam wrażenie, że jak się umie rozmawiać, słuchać (ale tak naprawdę, ze zrozumieniem), nie oceniać "po swojemu", tylko włażąc w buty drugiej strony - to żaden kurs nie jest potrzebny.
Najlepsze życzenia dla Szanownego Ślubnego z okazji imienin.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że prezent dla Niego, z tej okazji, też się znalazł.Wydaje mi się, że ten wpis może takim prezentem być.
Miło jest coś takiego przeczytać, nie tylko samemu zainteresowanemu, lecz także nam postronnym "czytaczom" bloga. Można się od Was uczyć właściwego podejścia do współmałżonka i sposobu na życie razem.
Wełenki piękne,( ślinotoku dostaję na taki widok), a stopki na pewno przydatne (kiedy wczoraj zobaczyłam ich zdjęcie , długo nie mogłam się zorientować co to jest).
Ps. Coś u Was Mikołaj szybciej chadza, albo byłaś super grzeczna. Do mnie to chyba w tym roku nie dotrze.
Życzenia przekazałam - Ślubny jest w zachwycie, że ktoś pamiętał!
UsuńPrezent dla Ślubnego oczywiście był - dostał gry, na które polował od jakiegoś czasu (to na imieniny i Mikołajki), a w ramach prezentu "pod choinkę" jest wycieczka kupowana "na maj".
Stopki przydatne! I masz rację, ze jak ktoś nie szyje, to wyglądają jak zestaw narzędzi tortur i trudno się domyślić, co do czego i po co :))))
U nas mikołaj jest pragmatyczny i chadza szybciej, żeby paczki nie przychodziły tuż przed Świętami, kiedy kurierzy i poczta są zawaleni przesyłkami.
A Mikołaj może i materialnie do Ciebie nie dotrze, ale mam wrażenie, że ostatnie tygodnie to i tak trochę jak prezent od Mikołaja :))) Niech będzie coraz lepiej!
Masz absolutną rację.Rzeczywiście ostatnio jest dobrze, mam nadzieję, że to "dobrze" potrwa dłużej,(moja ręka ma nadzieję, że nie). Relację foto zdam na pewno.
UsuńMiło mi, że Ślubny ucieszył się z życzeń.
:))) Ręka da radę, smaruj ją czymś może. Na tradycyjny raport zdjęciowy jak zwykle czekam niecierpliwie.
UsuńA Ślubny ucieszył się szczerze i bardzo!
Bardzo zabawny opis uświadamiający jak małe sprawy potrafią być ważne. :)
OdpowiedzUsuńBo to z drobiazgów składa się codzienność. "Wielki dzwon" bije rzadko :)
UsuńHahahaha fajny wpis ;))
OdpowiedzUsuńA walking foot na pewno Ci się przyda :))
Z możliwościami mojej maszyny i opcją zastosowania stopki kroczącej bardzo realne robi się szycie cięższej odzieży wierzchniej - dlatego bardzo mnie cieszy, że ja mam.
UsuńFajna z Was para :-)))
OdpowiedzUsuńStopki wypaśne... Będziesz teraz kombinować, jak tu w aktualnym uszytku wykorzystać kolejną :-) Ja wczoraj po raz pierwszy w życiu użyłam stopki do automatycznego obszywania dziurki (za guzik robił nie-guzik, bo mi dziurka była potrzebna do wlotu do tunelu tasiemkowego). I po raz kolejny przekonałam się, że owszem można 99 proc. szycia wykonać stopką uniwersalną, ale specjalistycznymi stopkami jest szybciej i łatwiej uzyskać zadowalający efekt :-)
Oj, będę! Ale skoro już mam, to postaram się wykorzystywać maksymalnie.
UsuńA moje podejście jest bardzo podobne do Twojego - wiele rzeczy można zrobić bez problemu z podstawowymi stopkami, ale jak sie ma ta specjalistyczną, to bywa szybciej, łatwiej, estetyczniej.
Aaachhh, duet niemal doskonały :)) Piszę "niemal", żebyście nie spoczeli na laurach, tylko dalej doskonalili wzajemne relacje :)) Wspaniałe prezenty. Do włóczek moge jedynie z tęsknotą powzdychać ciuchutko, lecz taki zestaw stopek mam i stwierdzam, że jest idealny :))
OdpowiedzUsuńSpokojnie, my wiemy, że do końca dni naszych będzie nad czym pracować w tym małżeństwie, bo przecież zawsze może być lepiej :))
UsuńTen zestaw stopek jest moim powodem do wzdychania z ukontentowania od momentu, kiedy je rozpakowałam :)))
ale sympatyczny wpis:) super:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń:))) Dziękuję.
UsuńI to jest piękne:) Mój chłopak zawsze jest zainteresowany tym co akurat tworzę. Tu pomoże z wyborem włóczki, tam podpowie, tu rozplącze kilka nitek, nad którymi zaczynam już płakać. Bardzo to doceniam. I rozumie, że motki ma się dlatego, że są ładne, i takie miękkie na półce leżały w sklepie :)
OdpowiedzUsuńPS. Co do gier komputerowych, to na szczęście gra. Na szczęście bo gram i ja i tą pasję dobrze, że dzieli ze mną (albo ja z nim):)
Pozdrawiam serdecznie, świetny wpis!
I to jest doskonały materiał na partnera na stałe, skoro nie trzeba mu tłumaczyć, że motki kupuje się czasem dla samej przyjemności posiadania, a poplątane nitki mogą być powodem do płaczu :)
UsuńA wspólne granie i nam się zdarza - zdarzało dawniej częściej. Kryzys nastąpił, kiedy okazało się, że daję Ślubnemu łupnia w NFS i Guitar Hero :))) Wtedy entuzjazm do wspólnego grania jakby mu nieco osłabł :)))))
Wow, już dostałaś prezent pod choinkę? To co będzie pod choinką w święta? *^v^* Ale fajny taki prezent, szczególnie te stopki (niektóre mam, ale nie wszystkie, może napiszę list do Mikołaja? ^^*~~) Jak to dobrze, że mamy takich Intensywnie Dopasowanych do nas mężów!
OdpowiedzUsuńNie istnieje coś takiego jak "prozaiczna pomidorowa"! To zawsze jest zupa-poezja! *^o^*
Ten film z Top Geara sama bym chętnie obejrzała. *^w^*
I nie ma takiej godziny, jak ósma rano w niedzielę, nie wierzę, nigdy jej nie widziałam! ^^*~~
Pod choinką w święta będzie mnóstwo wolnego czasu, dużo spania, dobrego jedzenia i książek, filmów itp :)))
UsuńList do Mikołaja pisz, niech Ci kolekcję stopek uzupełni do maksimum, Cena nie jest zaporowa, a facet z niedowierzaniem patrzy, jak się kobieta cieszy "hardwarem" :))))
Z pomidorową to w sumie masz rację - zupa doskonała. A prozaiczność wychodzi z niej tylko w zestawieniu z haftem :))
I skoro nie wierzysz, że w niedzielę istnieje taka godzina jak ósma rano, to znaczy, ze masz bardzo dobrze wychowanego kota. Ja dzięki Małemu wiem, że w niedzielę istnieją także tak nieziemskie pory, jak szósta i siódma rano :))))
Dzięki kotu wierzę, że istnieją takie godziny jak 3:30, albo 5:00, albo 6:30, 8:00 rano w niedzielę razem nie oglądamy. ^^*~~
UsuńMy również mamy pasję !!!! I to nawet czasem wspólną:) Mąż jest zapalonym krótkofalowcem , nie raz wyjeżdżaliśmy w różne rejony Polski. On ze swoimi "radyjkami" ja z szydełkiem i włóczką. Panowie i panie rozmawiali o swojej pasji, a ja w kąciku na leżaczku sobie dziergałam, albo podziwiałam uroki przyrody z chłopakami.
OdpowiedzUsuńDobrze jest jeśli połówka też ma swoją pasję, wtedy jest bardziej wyrozumiały dla Twojej :D
I to jest genialne, kiedy te pasje daje się połączyć, uzupełniają się, nie przeszkadzają sobie.
UsuńI masz świętą rację - kiedy obie osoby w związku maja ten swój własny świat to z większą tolerancją i zrozumieniem podchodzi do szaleństw i potrzeb partnera, bo sam wie, jak potrafi być zakręcony na punkcie czegoś.
Pieknie sobie poukladaliscie, wlasciwie wszystko opiera sie na "szanujmy sie ", to miesci w sobie wszystko, to klucz do zrozumienia i rozmow, ktorych wiekszosc ludzi nie potrafi. Ludzie wyglaszaja monologi, nie sluchaja siebie i klapa gotowa.
OdpowiedzUsuńJestescie madrymi ludzmi. Zgrzyty sa wszedzie, zebys wiedziala jak fajnie zgrzyta w "miedzynarodowym" zwiazku.....usmialabys sie jak norka. Niby oboje jestesmy z Europy ale jednak sa roznice, ktore czasem doprowadzaja do takich wlasnie smiesznych zgrzytow.
Masz piekne wloczki, wczesnie u Was Mikolaj chodzil hahahahaha, u nas tez byl ale pochowal upominki w sekretnych miejscach hahahahah.
Kocio tez kochany.
Nam potrzebna była prezentowa natychmiastowa pociecha po bardzo pracowitym (żeby nie napisać przeharowanym i stresującym) miesiącu. To kupując prezenty dla rodziny, obdarowaliśmy i siebie :)
UsuńZ tym rozmawianiem w formie dialogu i monologowania, to masz świętą rację. Niektórym się wydaje, że oni do siebie mówią, dużo, dobitnie, głośno, ale z rozmową to nie ma nic wspólnego.
I wierzę, że małżeństwo międzynarodowe to jeszcze większe wyzwanie :) Ale z drugiej strony, o ile ciekawiej bywa w takim związku. Wy przynajmniej jesteś oboje europejscy, chociaż domyślam się, że i tak pierwsze wspólne miesiące i lata to było pasmo odkryć i zaskoczeń.
Hahahahahah wlasnie przeczytalam Szanemu mojemu, co napisalas we wpisie, powiedzial cytuje: wiesz ja mysle, ze jej maz ma szkockie korzenie, przeciez w przeszlosci mmnostwo Szkotow pozostalo w Polsce.
UsuńNic mi o tym nie wiadomo, ale gdyby się te szkockie korzenie gdzieś tam objawiły w przeszłości, to nie czułabym się zaskoczona :))) Nasze rodziny miały dość bujne życie "genealogiczne" i przodków daje się znaleźć w wielu rejonach Polski i poza jej granicami.
UsuńJa jestem 100% kundlem hahahahaha
UsuńJesteś po prostu nasza, swojska :)))
UsuńOooo jaki słodki wpis :) naprawdę zgrana z Was para :) też uważam, że każdy powinien robić to, co lubi najbardziej, a jak można to robić tuż obok siebie, to tym lepiej :)
OdpowiedzUsuńWojtek jest zawsze bardzo szczęśliwy, gdy proponuję, żeby sobie pograł, a ja popatrzę i podrutuję obok :)
W ogóle, w ogóle! Pani Prezes! Melduję wykonanie zadania :D instruktaż dotyczący krytego ściegu ręcznego był niezwykle jasny i podwinięcie wyszło bosko! Natychmiast po zakończeniu podrałowałam do Chłopa-Mego-Jedynego i wypiszczałam "Zobacz zobacz jakie to śliczne! Patrz, patrz!" "Ale na co patrzę? Tu nic nie ma..." "No właśnie!! I o to chodzi! Że NIC nie widać!" :P
Teraz zamierzam wykorzystać kurs dotyczący razemwiczek do równie niecnego przerobienia na własny użytek :D Marzą mi się rękawiczki dwupalczaste, zrobione ryżem, do kompletu do komina - nie oglądałam kursów razemwiczkowych, ale chyba nie będzie problemem taka zmiana, nie?
Bo facetom czasami trudno zrozumieć, że w naszej działaności o to chodzi, żeby śladu nie było :))) Brawa za się wzięcie i podwinięcie.
UsuńRazemwiczki spokojnie przerobisz na dwupalczaste, oszczędzając sobie robienia każdego paluszka osobno :)))
Mąż ideał, żona idealna!!! Małżeństwo idealne!!!! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOj, nie :))) Do ideału to nam trochę brakuje.
UsuńTroszkę Ci zazdroszczę. My aż tak zgraną parą jak Wy nie jesteśmy. Mój mąż zawsze interesował się moją pasją, chwalił, pytał co tworzę, ale nigdy nic spontanicznie mi nie kupił, zawsze słyszałam" kup sobie co chcesz". Może to i dobrze, ale mógłby mnie zaskoczyć jakimś małym prezentem chociaż raz do roku. Teraz mąż ma swoją pasję modelarstwo, może coś się zmieni, jak dostanie ode mnie kilka bardzo potrzebnych rzeczy:)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby się zmieniło według Twojej woli. Ale dobrze znana zasada mówi, że dostaje się to, co się samemu daje, więc może zadziała i tutaj :))
UsuńSwoją drogą modelarstwo to zajęcie wymagające wiele cierpliwości i precyzji - mąż musi być naprawdę pasjonatem! Czu historii też? Bo to zazwyczaj idzie w parze.
To ja tylko: :)))))))))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak. Że tak da się. I że Wy.
o. :)
Fajnie, że Ty :))
UsuńTobie niech też tak się uda. Niech się układa.
xoxo :))))))))))))))))))))))
Moge napisac tylko: zazdroszcze... chcialabym doswiadczyc :)
OdpowiedzUsuńTo ja życzę z całego serca - niech się uda!!!
UsuńNo cóż, z przyjemnością przeczytałam cały post :) Tylko pozazdrościć... Oby wszyscy ślubni i wszystkie ślubne byli tacy wyrozumiali...
OdpowiedzUsuńA włóczki fajne...
Pozdrawiam ciepło :-)
Marille z http://marilles-crochet.blogspot.com/
Oby byli! I to jak bardzo słusznie zauważyłaś - oby obie strony się starały.
UsuńNam zabrało to trochę czasu, ale doszliśmy do podobnych wniosków:) Choć też trochę nas czas wygładził wiec teraz jest łatwiej.
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak na początku nie mogłam znieść oglądania sportu przez mojego męża, na meczach dostawałam furii, bo z nosem wlepionym w ekran zapominał o bożym świecie (i o kąpaniu córki, co wpieniało mnie najbardziej), a teraz nawet z nim jakąś Borussię obejrzę, tak dla wspólnego miłego towarzystwa:)
U nas też to trochę zajęło, szczególnie wypracowanie nauczenie się, że najpierw obowiązki, a później przyjemności.
UsuńI u nas sport problemu nie stanowi... no może czasami w druga stronę :))) Bo Ślubny nie interesuje się w ogóle, a mnie się zdarza obejrzeć mecz. Ale wtedy nie wymagam, żeby mi towarzyszył u boku.
I taki układ gwarantuje zdrowie psychiczne. Swoją droga ciekawa jestem czy psychologowie namawiają ludzi do poszukiwania pasji albo chociażby hobby. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI owszem namawiamy :))) Posiadanie hobby to jeden z czterech filarów tak zwanego dobrostanu, co zapewnia równowagę na co dzień i pomaga sobie poradzić w sytuacjach trudnych, kryzysowych.
OdpowiedzUsuńCzytałam od dechy do dechy i stwierdza, że jak o nas. No jeszcze młody wpisuje się w nasz związek i pies - Kapiszon. Fajnie żyje się tak normalnie, można się dogadać i przyjemności na co dzień jest wiele. Mąż gra, ja robótkuję. Sielanka, ale Ty to wiesz. Pies radośnie merda ogonem, ale gdy robi się niespokojnie cicho zalega w swoim kącie i czeka na rozładowanie atmosfery. Młody też potrafi wyczuć nastrój i ugrać coś dla siebie.
OdpowiedzUsuńA prezenty super, zwłaszcza, ze niedawno zaczęłam rozgryzać stopki maszynowe i wykorzystywać w różnym stopniu :). Wielu radosnych chwil partnerskich. Pozdrawiam.
Bardzo mi się podoba, że napisałaś o normalności takiego życia! I że to się sprawdza także wtedy, kiedy w tym układzie jest też dziecko.
UsuńPowodzenia w rozgryzaniu maszynowych stopek (czego w odniesieniu do niektórych i sobie życzę :)))
Na głos czytałam mojemu Ślubnemu . By czul się doceniony, bo we wielu fragmentach Twojego cudnego pisania widzieliśmy nas!
OdpowiedzUsuńI cudownie, że są tacy mężowie, którym zależy, którzy się starają nieco bardziej, którzy rozumieją i wspierają.
UsuńSerdeczne pozdrowienia dla Was obojga!
Ah, podesłałam linka Świeżemu Mężowi :D Super tekst! No i przyznam, że niby logiczna rzecz-rozmawianie z drugą osobą- jest proste, to szczerze mówiąc, ja się dopiero tego uczę. Żeby mówić otwarcie, a nie "powiem jedno, a niech się domyśli o co mi chodzi", bo Świeży zabezpieczył się na samym początku stwierdzeniem - "mów mi wprost, bo ja się nie będę niczego domyślać;)", tak więc staram się. Ale trochę czasu minie, zanim będzie tak wiesz, na 100% :) Chociaż nie mogę narzekać, bo Mąż jest całkiem domyślny^^ Post potrzebny, prezenty super :)
OdpowiedzUsuńP.S. Kilkanaście lat małżeństwa?? A ja myślałam że jesteś w wieku mojego męża co najwyżej (25 lat, bez wrzuty:D) :)) Pozdrawiam!
To najpierw PS - tak, kilkanaście i to ładnych KILKA-naście. A razem jesteśmy... dwadzieścia. I nie braliśmy ślubu w przedszkolu, jak to kiedyś ktoś zasugerował :)))
UsuńZ tym mówieniem wprost, to nie taka prosta sprawa, jak się okazuje. Bo nam się najbardziej podoba sytuacja, gdy rzucamy "aluzją", a facet natychmiast się domyśla, o co nam chodziło i leci spełniać marzenia i pragnienia. A tymczasem Ślubny od dawna powtarza jak mantrę "chłop to jest maszyna prosta!", czyli nie ma co się silić na owijanie w bawełnę, trzeba prosto z mostu i krótkimi zdaniami. Może to przerysowane podejście, ale coś w tym jest.
Pozdrowienia dla Was obojga, niech wam ta "świeżość" zostanie na lata!
No to widzę, że Małżonkowie szanowni podzielają tą opinię co do prostoty męskich osobników :) :)
UsuńDziękuję serdecznie i Wy też trzymajcie się ciepło!
P.S.2.Zawsze jak ktoś mi odpisuje na komentarze to się cieszę jak dzieciak :D
Na tym blogu się odpisuje (czasem z lekkim poślizgiem :))) i się dyskutuje i po kobiecemu plotkuje o życiu , szyciu i dzierganiu. Bez tych Waszych wszystkich komentarzy ten blog byłby znacznie uboższy i o wiele mniej sympatyczny.
UsuńTo dobrze, że się tak dogadujecie:)) Ja i dziergam i gram w gry - od jednego i od drugiego ciężko mnie odciągnąć:)))Bo w sumie to w jednym i drugim hobby jest save point:))) pozdrawiam Basia
OdpowiedzUsuń:))))) nie wiem, czy po takim oświadczeniu nie posypią się propozycje matrymonialne, bo kobieta, która nie tylko nie ma nic przeciwko grom, ale i sama gra, to dla facetów bywa marzenie życia! :))
UsuńA w robótkach "save pointy" bywają. Ślubny ma inny stały tekst, kiedy chce coś ode mnie, a ja akurat coś dziergam - "doleć no do jakiegoś końca i chodź!" problem jest, kiedy to dzierganie na żyłce na okrągło... końca wtedy nie widać.
Ale raczej mało facetów tu pewnie zagląda to martwić się nie muszę:))))))
UsuńA ja ostatnio tylko na drutach na żyłce pracuję....:)) pozdrawiam Basia
Basiu, ja się kiedyś zdziwiłam, ilu panów tu jednak zagląda. Hordy tatarskie to nie są, ale kilku i owszem!
UsuńUwielbiam Cię czytać!!!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, polecam się na przyszłość!
UsuńBardzo miło się czyta taki wpis o parze ludzie, która dba o swoje wzajemne potrzeby. Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńPostaramy się, żeby to "dalej" trwało jak najdłużej :)))
UsuńTen poradnik to trzeba by sobie wydrukować i koniecznie się do niego stosować! :D
OdpowiedzUsuń:))) Proszę bardzo można stosować, chociaż jak się ludzie kochają i szanują, to już żaden poradnik potrzebny nie jest.
UsuńMuszę koniecznie dać ten post przeczytać swojemu Mężowi. Może wtedy trochę lepiej zrozumie moje szaleństwa. Dzięki!
OdpowiedzUsuńProszę bardzo. Daj do poczytania, każdy krok w kierunku lepszego zrozumienia naszych szaleństw jest ważny.
UsuńTy to masz szczęście kobieto :-), ale i ja z moim ślubnym mam podobnie...:-) super włóczki
OdpowiedzUsuńi stopki do maszyn. Takie same stopki mam już obiecane :-).
Pozdrawiam
To obie mamy szczęście! A stopki koniecznie nabądź, życie i szycie z nimi nabiera nowego wymiaru :)))
UsuńO mamtyldo! I co przyśniła się ta bluzka do kompletu? A top gear jest rewelacyjny do wpólnego spędzania czasu. Mąż szczęśliwy, że siedzę z nim i oglądam, a ja szczęśliwa bo mogę spokojnie dziergač, a mąż nic nie chce bo zafascynowany programem. :)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że nie, nie przyśniła mi się bluzka :)))
UsuńI w kwestii Top Geara masz rację - doskonały podkład do szydełkowania czy drutowania :)))
Bardzo uroczy post! :)) Na początku mojego związku, czyli 4 lata temu z haczykiem zdarzało mi się marudzić na mecze NBA, czy wydawanie czasami sporych pieniędzy na napędy, gripy, ciuchy i inne pierdoły do kolarstwa górskiego... ale dostałam raz od chłopa po głowie za to marudzenie i zatrzymaliśmy się na etapie wspólnego zrozumienia i wspierania się w pasjach, czyli ja pękam z dumy, jak przejechał jakąś-tam trudną trasę na rowerze, albo cieszę się jak Los Angeles Lakers wygrali mecz, a on cierpliwie chwali moje ręczne wyroby ;)) Aczkolwiek zobaczymy, czy nie zacznie narzekać na wbijające się w tyłek szydełka, jak już razem zamieszkamy :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Dorota
I to się nazywa wzajemne zainteresowanie swoimi pasjami! Ja się też dopytuję, jak tam Ślubnemu idzie w grze, szczególnie, jak wcześniej mi się skarży, że "utknął".
UsuńA na szydełka nie zacznie narzekać, jeśli ma zdrowy rozsądek, bo Ty się możesz potykać o części zamienne do roweru, a to równie niebezpieczne.
moze nie powinnam dodawac komentarza pod tym postem, ale nie chce mi sie szukac wpisu o skarpetkach, ktore robilas na drutach :) mam takie pytanie, na jaki rozmiar stopy sa skarpetki, ktore robilas?
OdpowiedzUsuńNa każdy. Obliczenia pozwalają je dostosować do dowolnego rozmiaru. Opis tych obliczeń jest na filmie, ale radzę zajrzeć do wpisów dotyczących tego skarpetkowego kursu, tam jest dokładne wytłumaczenie. Na górze po prawej jest zakładka "Nauczanie" i znalezienie ich nie jest wielkim problemem.
OdpowiedzUsuńMałżeństwo doskonałe......:)
OdpowiedzUsuń:)))) Prawie... takie duże "prawie" idealne.
UsuńUjmę to krótko: partnerstwo. Z przyjemnością się "Ciebie" czyta. Wracam jutro, będę kontynuować. :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
dominika
Tak jest - partnerstwo i szacunek.
UsuńA do powrotu zapraszam, nawet do zostania na dłużej :))
Witaj, choć Twój blog jest u mnie w zakładkach, często go podglądam i aż wstyd przyznać chyba nigdy nic nie skomentowałam. Niestety należę do podglądaczy i jest mi z tego powodu wstyd :(
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy, ostatnio kontaktowałam się z Tobą odnośnie chusty Maluka, ale po wnikliwym przyjrzeniu się Twojemu blogowi znalazłam tutka razem robiona echo flower i już zaczęłam ja dziergać. Moim zdaniem jest o wiele łatwiejsza choćby od tak osławionej Gail która zrobiłam jakiś czas temu i było to w sumie moje pierwsze dzieło na drutach - a do tego jestem samoukiem. Z Tobą robienie chusty to przyjemność :)
A co do posta powyżej uśmiałam się jak nigdy czytając o Top Gear - jakbym już to dzieś widziała :)
Pozdrawiam
Po pierwsze bez przesady, że wstyd. Żaden wstyd, że się chętnie podgląda, ale niekoniecznie od razu pisze komentarze!
UsuńEcho jest bardzo efektowna i wcale nie taka straszna w robieniu. Poza tym masz do niej tutorial dosłownie oczko po oczku, więc nawet te potencjalnie trudne momenty są do przejścia :) Jestem pewna, że wyjdzie Ci piękna chusta, z której będziesz dumna.
A Top Gear okazuje się dla wielu z nas programem ważnym dla naszych mężczyzn, a nam nie przeszkadzającym w produkcji dzianin :)))
Czytałam i uśmiechałam się pod nosem. Skądś to znam :) miłość miłością, ale fajnie się kumplować ze ślubnym.I to zrozumienie dla pasji-bezcenne.Bomba :) :) :)
OdpowiedzUsuńA z innej beczki dzięki Twojemu kursikowi wydziergałam w tydzień czadowy sweter dla syna. We wtorek skończyłam, pochowam nitki i prześlę zdjęcie.
Ściskam Was serdecznie
A się wzięło i wysłało podwójnie :p
UsuńJuż usunęłam na amen :)
UsuńKoniecznie ten czadowy sweter dla syna poproszę fotograficznie uwieczniony, bo skoro "czadowy"... :)))))
A kiedy przeczytałam pierwszy akapit z Twojego komentarza, to od razu sobie pomyślałam - stara to prawda, że miłość nie jedno ma imię i romantyczne porywy to jedno, ale zrozumienie i "kumplownie się" na co dzień to drugie :)))
A się wzięło i wysłało podwójnie :p
UsuńTwoje posty czyta mi się niczym dobre powieści ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń