Wpis powinien mieć podtytuł i to pisany wcale nie najmniejszą czcionką: "Intensywni stają się jeszcze bardziej kreatywni albo... zwariowali". Powody i objawy szaleństwa będę tłumaczyć w części trzeciej.
***
Część pierwsza - Paczka zupełnie niespodziewana
Zziajany świątecznie pan listonosz wdrapał się wczoraj na nasze trzecie piętro i w tempie jamajskiego sprintera: "dzieńdobrnął", pomachał przesyłką, wcisnął mi w lewą dłoń papierek do podpisania, w prawą długopis firmowy, odebrał rzeczone przedmioty, obdarzył paczuszką i "wesołoświętując" już ze schodów, zniknął. A ja zostałam, nieco oszołomiona tempem, z paczką zupełnie niespodziewaną.
To może ja pokażę zawartość:
Pisk zachwytu, jaki się ze mnie wydobył, Gardenia powinna bez problemu usłyszeć u siebie, bo piszczałam długo, z uczuciem i bez opamiętania.
Gardenio!!! Z całego serca dziękujemy za przepiękne bombki i za serdeczne życzenia! Dziękujemy, że widząc takie cuda, pomyślałaś o nas. I za przepiękną kartkę również.
W życiu nie miałam takich pięknych bombek. Na razie stoją na widocznym miejscu na półce, ale jutro zawisną na honorowym miejscu na naszej choince. Bardzo, bardzo dziękujemy!!! I proszę, jeśli będziesz miała okazję, to przekaż autorom tych cudowności, że tworzą zachwycające świąteczne ozdoby.
***
Część druga - Odyseja hydrauliczna
Wczoraj w komentarzach pod niedzielnym "awaryjnym wpisem" Martuuha dopytywała się, czy po bliskich spotkaniach z "wodną siłą fachową" będę mogła napisać, że w ich trakcie nie ucierpiał żaden hydraulik... cóż, cudem chyba, ale nie ucierpiał.
Powtórzę tutaj to, co napisałam jej wczoraj - wnioski mam dwa. Po pierwsze grupa zawodowa hydraulików okazuje się towarzystwem, któremu zupełnie brakuje jakiejkolwiek etyki zawodowej. Na dodatek klient, nawet klient machający plikami banknotów emitowanych przez NBP jest dla nich jednostką zbędną, która z ich wszechświata powinna zniknąć i przestać się naprzykrzać. Stres klienta jest tylko i wyłącznie powodem do wydawania dźwięków rechoczących i wygłaszania złośliwości. Chęć niesienia jakiejkolwiek pomocy nie istnieje.
Po drugie - znowu okazuje się, że jak nie masz znajomości, to nie masz wody, ale za to masz wielki problem. Jedynie hydraulik przysłany "po znajomości" w ogóle chciał palcem kiwnąć. Dosłownie! Bo dwóch poprzednich ograniczyło się do stania nad tym nieszczęsnym bidetem, za którym, w pionie wod.-kan. lała się woda i patrzenia z politowaniem na mnie i moje zestresowane oblicze. Zdania "Ja się nie podejmuję." nasłuchałam się za wszystkie czasy, bo okazuje się, że hydraulicy mają je gdzieś tam nagrane i odpowiadają nim na wszystkie zdania zaczynane przeze mnie od: "A czy może pan chociaż..."
Hydraulik "po znajomości" wszedł, zaczął od zdjęcia bidetu, zdiagnozowania, gdzie się leje, wymiany jednej złączki (czy jak się tam to małe takie nazywa), a później założył bidet, zasilikonował na nowo, wytarł mi ścianę i było po problemie. Półtorej godziny i mogłam odetchnąć, odzyskując zadowalający poziom cywilizacji.
Ale jest jeden pozytywny aspekt tego całego zamieszania - teraz już mamy hydraulika "na telefon" i to zgodnie z jego zapewnieniami - telefon całodobowy. "Jak się coś będzie działo, to niech pani od razu dzwoni i się nie zamartwia, bo to zdrowia szkoda."
Ja jednak poproszę, żeby się już długo nic nie działo.
***
Część trzecia - Stajemy się jeszcze bardziej kreatywni... albo ktoś tu zwariował :)))
W poprzednim wpisie pojawił się klucz wiolinowy jako zapowiedź działań twórczych o bardzo tajemniczym charakterze. Wczoraj udało mi się wyprodukować zasadniczą część nowego projektu.
Przy okazji testowałam nową stopkę do wszywania sznureczków. Z sukcesem! Bo gdybym miała przyszyć tyle metrów sznurka "na oko i z ręki", to prawdopodobnie odmówiłabym działań po pierwszych trzydziestu centymetrach. A tutaj - po pierwszych kilkudziesięciu centymetrach, kiedy już przekonałam się, że stopka "sama szyje" i nie muszę pilnować każdego milimetra, bo żadnych skłonności do skręcania nie wykazuje, poczułam się zrelaksowana i leciałam te metry przyszywanego kordonka bez żadnej walki.
Efekty przyszywania widać w zbliżeniu poniżej:
Wszystkie linie proste to przyszywany maszynowo kordonek. Wszystko, co powyginane to haft ręczny tym samym kordonkiem. A nutki powstały z resztek białego filcu, przyciętego i przyszytego ręcznie.
Przy okazji bardzo dziękuję Basi, od której pochodzi tkanina, na której cały projekt powstaje! Basia robiła porządki i zostałam obdarowana całym mnóstwem tkanin i włóczki. Jak widać bardzo przydatnych rzeczy!
W całości efekty wczorajszego szycia, haftowania i przyszywania wyglądają tak:
Od razu się przyznam, że pozwoliłam sobie na drobny, niewinny żart muzyczny - na bank się ktoś z nut doczyta, jaka to melodia :))))
I tak Wam pokazuję tą "samoróbną" pięciolinię o rozmiarach mniej więcej 30 na 140 centymetrów. O filcu i przyszywaniu sznureczków piszę, ale po co toto, do czego toto i z jakiej okazji toto nadal ani słowa.
Cóż, pokrowiec mi potrzebny, żeby przykryć zupełnie szalony prezent świąteczny od Ślubnego...
Ślubny ogłosił rok 2014 rokiem spełniania muzycznych marzeń z dzieciństwa i tak, dostałam pianino...
Tu powinniście sobie wyobrazić mnie z głupawym, ale najszerszym i najszczerszym uśmiechem na świecie :)))) Oznacza to, że rok 2014 będzie bardzo pracowity, bo będę usiłowała pogodzić pracę zawodową, "rozrywki kurzo-domowe", czytanie, robótkowanie, francuski i pianino, a czwartą ręką będę głaskać kota i poprawiać krawat mężowi. :))) Jak ja lubię mieć intensywne plany. Kompletnie szalone, bo na pianinie grałam w swoim życiu przez trzy tygodnie, kiedy miałam naście lat. I będę się uczyć przed czterdziestką... Dobrze chociaż, że nuty czytać umiem, poczucie rytmu mam i szeroki rozstaw zwinnych paluszków w obu dłoniach. Ale to i tak szalone!!! Kompletnie.
Ale!!! Gdyby się komuś wydawało, że Ślubny też będzie łupał w klawisze, to od razu spieszę donieść, że to nie było jego marzenie z dzieciństwa. O nie! Ślubny nie jest grzecznym facetem we fraku...
Na razie nic nie mówi, że chce pokrowiec na swoją nową miłość. Ale za to już uprzedził, że będzie chciał jakiś oryginalny, przez żonę stworzony pasek do niej.
to chyba nie mogła być inna melodyjka ;)
OdpowiedzUsuń:)))) Mogła, bo miałam jeszcze jedną w zanadrzu, ale ograniczone miejsce sprawiło, że stanęło na "klasyce".
Usuńa ja nut nie znam czytać nie umiem i nie umiałam a na harmonii grałam ze słuchu tylko i wyłącznie:)) jak mama uczyła mnie grać to musiała najpierw sama zagrać i ja od razu wiedziałam co i jak:)) życzę powodzenia w grze na pianinie:))) pozdrawiam Basia
OdpowiedzUsuńBasiu, dziękuję, bo przyda się na pewno :))) I jeszcze raz dziękuję za paczki!!! Jak widzisz materiał od Ciebie okazał się idealny do zrobienia z niego pięciolinii i stworzenia pokrowca.
UsuńA oświecisz analfabeta muzycznego co to jest za kawałek muzyki?:)))) pozdrawiam
UsuńAleż oczywiście - Wlazł kotek na płotek :))))
UsuńA we Francji tak straszyli polskim hydraulikiem, ze taki fachow i ze prace podbierze francuskiemu. A bombki przesliczne. pozdrowienia Bea
OdpowiedzUsuńBo wszyscy z Polski wyjechali i zostali tylko ci nieroby- żywcem wyjęci z kabaretu z Kobuszewskim. Więc we Francji ci zdolniejsi...
UsuńMam podejrzenia graniczące z pewnością, że za granicą przeciętny hydraulik nabiera wielkiej kultury i chęci do pracy wszelakiej.
UsuńA bombki są cudne i oczu nimi nacieszyć nie mogę!
@ Myszkimama - żebyś wiedziała, że miałam dokładnie takie same skojarzenia: "wężykiem, Jasiu, wężykiem".
UsuńMelodii nie przeczytam, muzyki uczyłam się we wspaniałych latach wkuwania piosenek " Rozszumiały się wierzby" z zamianą w okolicach klasy siódmej-ósmej na " My pierwsza brygada. " Nuty to takie robaczki dla mocno zaawansowanych. Ale Twoja genialna pięciolinia nasunęła mi pomysł na wystrojenie pokoju dla mojego syneczka- niedługo musimy odmalować dzieciom pokój i zrobić ściankę działową, bo są różnej płci i dorastają i przy okazji coś kreatywnie trzeba pokombinować. Już wiem, jaka to będzie melodia!
OdpowiedzUsuńTakie muzyczne motywy mogą być strzałem w dziesiątkę - pasują i chłopcom i dziewczynkom i bardzo efektownie wyglądają. I zdradź, jaka to będzie melodia!!!
UsuńNothing else matters Metallici... Żeby nie było za proste i żeby było klasycznie- marzy o gitarze, i pewnie za jakiś czas dostanie.Ta czarna wygląda cudnie, aż jej zazdroszczę.
Usuń:))) Bardzo dobry wybór! Jak już powstanie ten muzyczny element wystroju, to koniecznie daj znać!
UsuńNajsampierw, jak to słyszałam od któregoś wujka, przepiękne bombki. zazdroszczę każdemu, kto umie je tak pięknie przyozdobić:)
OdpowiedzUsuńNut niestety nie przeczytam, jako że również jestem słuchowcem i to książkowym- zarówno śpiew, jak i brzdękanie jedną ręką tylko ze słuchu^^
Ale fajnie, że spełniacie dziecięce marzenia...Ja raz miałam fazę na gitarę elektryczną, ale nie wiem co by na to powiedział Świeży Mąż jakbym sobie teraz zażyczyła^^
Cieszę się razem z Wami prezentami, bo to bardzo fajny pomysł jest:)
Ah, no i fajnie, że sprawy wodno-kanalizacyjne załatwione!:D
Te bombki to jest mistrzostwo świata! Będę miała cuda na choince.
UsuńA Świeżego Męża może przetestuj, jak zareaguje, kiedy zaczniesz nieśmiało mówić o chęci posiadania gitary elektrycznej. Tylko od razu się upewnij, czy jego dziecięce marzenia nie dotyczyły przypadkiem organów kościelnych... :))))
Hehe, dobry pomysł^^ Sprawdzę^^
UsuńDaj znać, co z tego wyszło :)
UsuńA to jest takie pianino wielkie, tradycyjne, czy nowoczesne, do położenia na stole? z ciekawości pytam...
OdpowiedzUsuńTak jak mrufkojad uważam, że medlodyjka dobrana idealnie :) klasyk wręcz ;)
Wiem, że w kawstiach wod-kan nie było Ci do śmiechu, ale piszesz wspaniale i osobiście śmiałam się do łez :D
Ściski!
Ja bym się popłakała ze szczęścia na widok tradycyjnego pianina, ale mam trochę zdrowego rozsądku i wiem, jakim problemem byłoby strojenie tegoż. Dlatego dostałam pianino nowoczesne, ale wielkości tradycyjnego, z podstawą i pedałami - czyli najlepszy możliwy kompromis :))
UsuńI śmiej się na zdrowie, bo nie ma co się użalać w tonach wielce narzekających i żałosnych. Niech przynajmniej będzie z tego trochę rozrywki :)
Kurczę! Pianino!! Zazdroszczę :) Heh, spełniasz po kolei wszystkie moje marzenia :) najpierw chcę się nauczyć bardzo dobrze szyć i robić na drutach, potem wrócić do nauki francuskiego, a potem nauczyć się grać na pianinie :P muszę się jeszcze od Ciebie zarazić intensywnością poczynań :)
OdpowiedzUsuń:))) No popatrz. To może też przygotuj sobie bardzo intensywny plan na 2014 rok! Ja mam zamiar. A zarazę mogę Ci w słoiczku podesłać, ale to niebezpieczne, bo później trudno zwolnic tempo, jak się już wpadnie w wir intensywności na wysokich obrotach :))
UsuńWow, podoba mi się niesamowicie pomysł spełniania dziecięcych marzeń! Ja mam ucho totalnie drewniane, uczyłam się swego czasu grać na gitarze, i kopiowanie melodii, jak chwyty miałam napisane, albo ktoś mi pokazał to nawet mi szło... ale niestety to wszystko. A i śpiewanie niekoniecznie, bo ludzie zaczynają uciekać albo uszy zatykać... ;)) Zdradzisz cóż to za melodia dla tych, co są muzycznie niezbyt rozwinięci? ;)))
OdpowiedzUsuńPowodzenia w nauce!
Pozdrawiam i od razu życzę wesołych świąt! :)
Dorota
To po pierwsze wesołych świąt i Tobie i Twoim bliskim! Wprawdzie życzenia pojawią się na blogu, w stosownej oprawie graficznej wykonanej przez Ślubnego, ale to pewnie dopiero w Wigilię.
UsuńMoje śpiewanie jest identyczne, ale poczucia rytmu mi nie brakuje, więc podobno jest dla mnie nadzieja.
Melodię zdradzę, o ile nikt tutaj tytułu nie napisze, w komentarzach, kiedy pokrowiec będzie gotowy. Miejcie jeszcze chwilę zabawy w zgadywanie.
na bank widać że to wlazł kotek na płotek i mruga :)
OdpowiedzUsuńwszystkiego najlepszego na Święta.... i głaski dla KOTA :)
http://leptir-visanna6.blogspot.com/
bywam u ciebie , ale dopiero dzis odważyłam się napisac parę słów....
:))) Brawo! "Wlazł kotek na płotek" wydawał się bardzo odpowiedni, oddający moje wielkie zaawansowanie muzyczne. Alternatywą było "Pojedziemy na łów".
UsuńZa życzenia dziękuję i od razu rewanżuję się równie gorącymi życzeniami dla Ciebie i Twoich bliskich. Kota głasknę, niech ma zwierzak.
I ten komentarz, odwaga, żeby się odezwać, to bardzo miły prezent przedświąteczny z Twojej strony!!! Mam nadzieję, że nie przestaniesz bywać, a powody do odzywania się znajdą się częściej.
Pozdrawiam
Wszystko pięknie ładnie ale... gdzie Mały? Brakowało mi go w tym poście. Zazdroszczę umiejętności szycia na maszynie, dla mnie to marzenie równe temu żeby grać na skrzypcach czy jeszcze lepiej na gitarze elektrycznej. A słychu nie mam kompletnie. Kiedyś miałam taką gitarkę, stała w centralnym punkcie pokoju i robiła za ozdobę nr 1. A potem rozstałam się z moim motocyklistą i zabrał nie tylko motor ale i gitarę. A co to hydraulików to z elektrykami jest podobnie... od dość dawna nie mam światła górnego w pokoju bo jakoś nikt nie ma odwagi rozgrzebywać starej instalacji co trzeba kuć ściany żeby do kabli się dostać... Pozdrawiam ( dywan wysechł ale się pomarszczył nieco - drogi nie był)
OdpowiedzUsuńMały dochodzi do siebie po imprezach hydraulicznych. On ma uraz do wszelkich kwestii remontowych i generalnie do hałaśliwych obcych w domu, a tu dwa dni mu się ktoś po mieszkaniu pałętał i walił po rurach. Podejrzewam, że jeszcze jakieś dwa dni spokoju mu potrzebne, żeby wrócił do normy.
UsuńSzkoda, że gitara zniknęła razem z dwoma kółkami i miłością :)) Może gdyby została, to jednak byś spróbowała grać.
Dywan można przeżyć jako stratę po armagedonie, jeśli to jedyny uszczerbek.
I jakoś wcale się nie dziwię, że wolisz brak światła od kucia ścian - miałabym dokładnie to samo!
Nie chcę wyjść na jakiegoś lizusa czy coś ale bardzo lubię zarówno czytać twoje posty jak i za pomocą Twojego bloga korespondować z Tobą, nie wiem czemu bo się nie znamy ale jako osoba "iber empatyczna" (słowa terapeuty) wyczuwam jakaś pozytywną energię z tych stron napływającą. Posiadasz cechy których mi brak i na prawdę inspirujesz.
UsuńNo koniec z podlizywaniem, motocyklista nie był miłością - był epizodem. Kochałam jego motor chyba bardziej niż jego, prawdziwą miłością jest mój mąż.
A Małemu się nie dziwię, mój łaciaty też nie lubi obcych ale zawsze ich sprawdza niczym posokowiec na lotnisku.
Spokojnie, nie wychodzisz na lizusa, bo lizusostwa w Twojej wypowiedzi nie czuję (a na nieszczerość, szczególnie "lukrowaną" mam czujkę alarmową :))).
UsuńKiedyś to już komuś pisałam, ale popełnię autoplagiat i napiszę jeszcze raz. Ten blog jest taki, jaki jest w wielkim stopniu dzięki Wam, że chce Wam się czytać to, co na piszę, ale większość osób z zaangażowaniem pisze komentarze, dzieli się własnymi emocjami i doświadczeniami, plotkuje o życiu i szyciu. To jak ja mogę nie doceniać i nie "pogadać" z Wami - tak normalnie, po prostu, jakbyście siedzieli ze mną przy stole w kuchni i pili kawę z cynamonem z wielkiego, obtłuczonego trochę kubka :)))
Cieszę się, że inspiruję, ale tupię lekko prawym odnóżem na sformułowanie "cechy, których mi brakuje" - na pewno masz inne wartościowe i cenne. Tylko czasami trzeba jej albo znaleźć, albo nauczyć się wykorzystywać. Koniec gadki zawodowej (czasami mnie ponosi :)))))).
A Mały jest bardzo nieufnym i łatwym do zestresowania zwierzęciem i do obcego nawet nie podejdzie. Zakopuje się w pościeli w naszej sypialni i przeczekuje najazd. Potem za to włącza program "obniuchiwacza" i obwąchuje każdy kąt, gdzie mu włości zanieczyścili.
No a gdzie wyhaftowany kotek, co wlazł na ten płotek?!.... *^o^*~~~
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę myślałam, że ręcznie leciałaś te kilometry sznureczka! Nie byłoby to takie niespodziewane i zaskakujące w Twoim wykonaniu. ^^*~~
Widzę Was ze Ślubnym w duecie jazzowym! Szkoda, że to nie gitara basowa, byłoby jeszcze bardziej nastrojowo.
Życzę Wam, żeby już żadnych wodnych niespodzianek nie było!!!
:))) Jakoś nie przyszła mi do głowy interpretacja graficzna. Ale nic straconego, bo coś czuję, że jednak Ślubny zażyczy sobie pokrowiec na gitarę, to zamiast trupiej czachy wyhaftuję mu kotka :)))
UsuńŚlubny na te duety ma wielką nadzieję, nawet planuje, co możemy razem grać, żebym mu ta gitarą w łeb nie przyłożyła za denerwując dźwięki. Ale to obstawiam, że za jakiś rok będzie możliwe, o ile się przyłożymy do ćwiczeń.
I chyba awarie mamy za sobą... przynajmniej taką mam nadzieję, że już wystarczy.
Po pierwsze bombki są piękne. Po drugie - pokrowiec w dechę. Po trzecie - Wy to prawdziwi ludzie renesansu, tu ręką, tam ręką, ale i główka pracuje. Masakra.
OdpowiedzUsuń:))) Ludzie renesansu :)))))) Na pianinie pogra, kocyk zrobi, poprzeklina w językach i gwoździe wbije.
UsuńA tak poważnie, to życie jest strasznie krótkie, żeby je spędzać tylko na pracy i obowiązkach. Trzeba gdzieś wcisnąć przyjemności i spełnianie marzeń.
Śliczny "wlazł kotek" :) gratuluję świetnego prezentu. Teraz tylko życzę wytrwałości w nauce.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! A wytrwałość i cierpliwość to chyba dwie najważniejsze kwestie, bez nich nie ma szans, żebym grała nawet "rekreacyjnie" za jakiś czas.
UsuńFajnych chwil świątecznych i miłego korzystania z prezentów :):):)
OdpowiedzUsuńNina, dziękujemy! Będziemy się starać przede wszystkim odpocząć, bo to była szalona końcówka roku. Tobie i Twoim bliskim też spokojnych i radosnych Świąt.
UsuńSuper .Jak to milo realizowac swoje marzenia z dziecinstwa.I jak to mowia lepiej pozno niz wcale.Ja tez mialam takie marzenie ,a bylo nim zamieszkac w Warszawie.Spelnilo sie ono jakies 17 lat temu.Niestety opuscilam moje ukochane miasto ,ale zawsze chyba moge do niego wrocic. Moje malenkie mieszkanko cierpliwie na mnie czeka.A skoro o nim mowa to na pocieszenie chcialam dodac ,ze w tym tygodniu byla w nim kuchenna awaria wodna.Wspaniale sie zalatwia takie sprawy na odleglosc
OdpowiedzUsuńJola, ja Ciebie podziwiam bezgranicznie, że dałaś radę i poradziłaś sobie z taką awarią na odległość!!! Mnie to wydawało się przerastać, choć byłam tu na miejscu, ale ja jestem w takich kwestiach "sierotka konkursowa" :)))
UsuńI tak, bardzo miło, kiedy można spełnić marzenia, nie tylko te z dzieciństwa. Wszystkie!
Mysle ,ze gdybym byla na miejcu i odczula wszelkie niedogodnosci z tym zwiazane ,znioslabym to znacznie gorzej.Pozdrawiam
UsuńNiechcacy wlaczylam opublikuj i moj komentarz jest niedokonczony.
OdpowiedzUsuńZycze Ci aby takich marzen spelnialo sie wiecej ,i abys miala jak najwiecej czasu na ich realizacje.
Mam jeszcze kilka, ale mam nadzieję, że przede mną jeszcze co najmniej kilkadziesiąt lat na ich spełnianie. I Tobie też spełniania marzeń tych wielkich i tych malutkich.
Usuńfaktycznie, bombki to mistrzostwo świata! wspaniały prezent dostaliście. Cieszę się, że kłopoty wod.-kan. się skończyły i to z pozytywnym skutkiem, co dzisiaj nie jest tak oczywiste, znając naszych fachowców:)
OdpowiedzUsuńPianino też kiedyś było moim marzeniem, nie spełniło się niestety, także gratuluję Ci tak wspaniałego prezentu i oby więcej marzeń Twój wspaniały ślubny spełniał; nutki wyszły świetnie, masz super pokrowiec:))
Elu, te bombki oglądane z bliska robią jeszcze bardziej piorunujące wrażenie precyzją wykonania i pomysłowością.
UsuńKłopoty wod.-kan. za nami i miejmy nadzieję, że mamy je na długi czas za sobą. Ale nam się zawsze coś przed świętami musi wydarzyć, co wymaga wizyty "szpecjalisty". W zeszłym orku był internet, w tym woda, w przyszłym... może nic :)))
Ślubny w spełnianiu marzeń jest mistrzem! I żadna notka na blogu mojej wielkiej radości nie jest w stanie oddać.
Pokrowiec na pianino wymyśliłaś wspaniały. Na ten wspaniały prezent będzie jak znalazł.
OdpowiedzUsuńPokrowiec jest niezbędny, bo odkurzanie klawiszy to nie jest moja ulubiona czynność :))) Za pochwały dziękuję.
UsuńHahaha, czyżby aluzja do Małego?? ;)) Super, mi słoń ucho przydepnąął, a antybiotyki uszkodziły słuch, więc na niczym nie mam odwagi grać, dlatego podziwiam oj podziwiam :))
OdpowiedzUsuńSuper bombki, wcale się nie dziwię Twojej radości, bo jest z czego się cieszyć :))
A wiesz, że nie :))) Mały na widok płotu by prychnął i oddalił się poleżeć na sofie.
UsuńTe bombki mnie zachwycają niewiarygodnie, są piękne, pomysłowe i wykonane z wielką precyzją.
Masz rację z tym spełnianiem marzeń i realizowaniem pasji pozapracowych :-)
OdpowiedzUsuńMoże uzupełnisz pokrowiec kawałkiem Gwiezdnych Wojen? Proste było, o ile dobrze pamiętam, to jakoś tak szło: do-sol-fa-mi-re-do-sol-fa-mi-re-do-sol-fa-mi-fa-re... Oczywiście z odpowiednią emfazą tu i ówdzie ;-)
Pozwolę sobie na drobną prywatę (ale w końcu to mój prywatny blog, to mogę :))) - ja jestem osobą po dwóch wypadkach samochodowych, które mogły się zakończyć tragicznie. I na co dzień nie mam poczucia, że ktoś mi dał drugie i trzecie życie, ale mam gigantyczne poczucie, że życie jest bardzo kruche i nie ma co odkładać pewnych rzeczy na jutro, bo tego jutra może nie być, bo znowu jakiś bezmyślny młodzieniec wyjedzie mi na czołówkę. Nie ma co czekać z mówieniem ludziom, że są dla mnie ważni, ze za coś im dziękuję. I w końcu nie ma co czekać ze spełnianiem marzeń, o ile jest to możliwe, bo można nigdy nie doświadczyć wielkiej frajdy spełnienia. Dlatego jak widzę, że ktoś robi coś dla siebie, dla czystej radości, bo chce, bo mu się wymarzyło, to tylko mogę przyklasnąć!
UsuńA co do Gwiezdnych Wojen, to ja nie jestem fanką, ale Ślubny... podsunęłaś mi bardzo ciekawy pomysł na jego pasek do gitary. Dziękuję, Tylko jak ja ta emfazę oddam? :)))))))))))))))
Masz rację. Na wiele spraw nie mamy wpływu, ale realizacja większości marzeń i pasji zależy przede wszystkim od nas. Ze swojego doświadczenia wiem, że warto, jeśli bardzo się chce. Nawet jeśli marzenie nie zostanie z nami na zawsze, jeśli uda się je zrealizować tylko do pewnego stopnia, to jesteśmy bogatsi o doświadczenie, wiele wrażeń, kapitalne nowe znajomości z niebanalnymi ludźmi. Do tego mam taką właściwość (i, zdaje się, nie jestem w tym odosobniona), że uskrzydlona nową pasją wykazuję więcej zapału do działań na różnych polach, także najbardziej codziennych :-)
UsuńCo do emfazy, to może kolorem? Czerwień wydaje mi się raczej emfatyczna :-)
Zaczne od "te bombki sa bombowe", nigdy nie widzialam takich, jestem olsniona.
OdpowiedzUsuńDobrze, ze przygoda z panem hydraulikiem zakonczyla sie sukcesem. Z hydraulikami, elektrykami i innymi panami sytuacji jest jakos dziwacznie chyba dlatego, ze jak sa wolani do pomocy (czyt. pracy), to zazwyczaj wolajacy o pomoc jest w potrzasku, pozbawiony wlasnie swojego poziomu cywilizacji (fajnie to napisalas). W Szkocji hydraulicy chetnie pracuja ale...w swoich godzinach pracy. Pan hydraulik zostawil nas kiedys z cieknacym kranem cieplej wody (mielismy wtedy bojler) poprzestajac na diagnozie i stwierdzeniu czego trzeba, bo wlasnie dobiegal konca jego czas pracy. Ja ze slowianska energia zaczelam pana przekonywac, ze nie moze teraz przerwac pracy czym moj Szanowny byl bardzo zdegustowany i po wyjsciu pana zapytal tylko "a Ty lubisz pracowac po godzinach i to w piatek, kazdy chce miec weekend". Nastepnie zabezpieczyl kran korkiem i guma do zucia zeby woda z bojlera nie uciekla w calosci. Hmmm co kraj to obyczaj, to bylo dawno, teraz tez zapewne zareagowalabym spokojniej, nauczylam sie tutaj nie przejmowac, nie moglam inaczej slyszac ciagle, don't panic darling hahahahahaha.
Dobrze, ze wydalo sie jaka muzyczke wyhaftowalas, bo ja z nutami, to na takim samym etapie jestem jak z hebrajskim. Podoba mi sie pomysl. Pianino wspaniale i gitara tez, bedziecie dobrym duetam, czekam na filmik z domowego koncertu.
Czy pomyslalas, ze Kocio moze czasem o 5 rano przebiec po klawiaturze?
:))) Są bombowe, zgadzam się!
UsuńZasady pracy w każdym kraju inne, ale w tych regionach fachowcy pracują w porach przedziwnych i siódma rano jest dla nich tak samo do przyjęcia jak dwudziesta druga.
Filmików z domowych koncertów na bank nie będzie, bo my raczej mamy zamiar muzykować kameralnie a nie publicznie i raczej nas nikt do uwieczniania tego nie namówi :))
A kocio do pianina niczym nie pała. nie usiłuje nawet się o nie opierać, o skakaniu nie wspomnę, więc raczej pobudka dzięki kociowi na klawiaturze nam nie grozi.
Prezencik super --bombki prześliczne
OdpowiedzUsuńZ hydraulikiem na szczęście nie muszę się spotykać. Ślubny w tej materii jakoś sobie radzi.
Pianino super prezent-pozostaje tylko nauczyć się grać. Pierwsze proste nutki już sama sobie zdążyłaś wyszyć--świetnie Ci to wyszło. I masz dwa w jednym : i nuty i pokrowiec.
Pomyśleć, że syn u mnie jakiś czas temu zamówił sweter z motywem muzycznym, konkretnie z kontrabasem, który trzeba będzie jednak najpierw zaprojektować. Jakoś nie mogę się za to zabrać, ciągle brakuje czasu. Muszę nadmienić, że ów młodzieniec jest studentem Akademii Muzycznej w klasie kontrabasu więc tak łatwo mi nie odpuści ---sweterek wcześniej czy później powstać musi. Dobrze, że najmłodsza latorośl, 12-letnia ,skrzypaczka, nie zadręcza mnie takimi pomysłami.
Pianina co prawda nie mam, za to w salonie stoi fortepian pokaźnych rozmiarów.
Z tym paskiem do gitary... To wiem z doświadczeń syna,który kiedyś grał na elektrycznej gitarze, że najwygodniejszy jest szeroki pas najlepiej skórzany( odpowiednio miękka skóra), który nie wciska się w ramie.
Chociaż moim zdaniem można wymyślić z innego materiału coś oryginalnego np z jakimś haftem. A się rozgadałam........
Pozdrawiam przedświątecznie
Dorota
Dobrze, że się rozpisałaś, bo potwierdziłaś moje własne poglądy, że pasek do gitary musi być szeroki, bo instrument swoje waży. Myślałam o jakimś mocnym materiale, haftowanym i obszytym po brzegach czymś skóropodobnym, żeby się nie rozciągało, miało miękkie brzegi i było mocne. Zobaczymy, niech się Ślubny określi, co chce i kiedy chce.
UsuńFortepian został przedyskutowany teoretycznie i doszliśmy do wniosku, że zmieściłby się w salonie bez problemu, ale kosztem wywalenia sofy :)))) Jednak moje potrzeby muzykowania aż fortepianu nie potrzebują. Głupio na koncertowym instrumencie łupać "Pojedziemy na łów" :)))))
Synowi koniecznie sweterek! Swoją drogą gratuluję uzdolnionych dzieci i podziwiam, że macie taki umuzykalniony dom. Czy godziny ćwiczeń dzieciaki ustalają między sobą ? :)))))
Już nie muszą ustalać pomiędzy sobą godzin gry, syn jako student mieszka poza domem na tyle daleko, że zagląda do domu tylko na święta.
UsuńPozdrawiam Dorota
Pięknie jesteście zwariowani :-)
OdpowiedzUsuń:))) Staramy się :))
UsuńCzemu się nie dziwię? ;-) Niczemu!
OdpowiedzUsuńWierzę, że będziecie mieć z tej kreatywności intensywnej dużo radości!
Ale raczej nie podejrzewałaś, że to aż taki stopień szaleństwa, prawda?
UsuńZe wstydem muszę przyznać, że znam za dużo niecenzuralnych wersji "wlazł kotka". Wiem, nie powinnam się nawet do tego przyznawać, ale tak to jest, jak się ma dwóch starszych braci. Pianino masz pewnie bombowe, a przy Twoim tempie nauki za chwilę do "instrukcji razem robienia" będziesz piątą ręką przygrywać na pianinie, zobaczysz ;) A te bombki- Bizancjum aż się z nich wylewa, cała Ty ;) Pokrowiec też niczego sobie, już myślałam, że to ręczna robota,a to znowu Brzydal się wykazał, paczcie państwo. Pochwal się jeszcze, jak na klawisze i struny zareagował Kocio? :)
OdpowiedzUsuńJa też, ale nie zniechęca mnie to do użycia "kotka" jako motywu przewodniego do pokrowca.
UsuńW moje hiper szybkie tempo nauki to nie wierzę, ale mam nadzieję, że za rok będzie to się to nadawało do słuchania... za dwa lata... za trzy na pewno :))
I ręcznie w życiu bym się nie zdecydowała na przyszywanie sznureczków w takim metrażu. Ale miałam przynajmniej okazję przetestować kolejną ostatnio dostaną stopkę i okazuje się, że sprawdza się idealnie.
Kocio nie zareagował nijak. Nie próbuje się z pianinem zaprzyjaźniać. A kiedy ćwiczę, to układa się na sofie i zasypia natychmiast przy tym łupaniu w klawisze, więc chyba dźwięk mu zupełnie nie przeszkadza.
Bańki są przecudowne! Zaczyna dla mnie tracić sens kupowanie jakichkolwiek ozdób choinkowych, skoro samemu można zrobić takie cuda :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że awaria naprawiona, a przy okazji znaleźliście odpowiedniego fachowca, więc jeśliby się kiedyś (nie daj Boże) coś znowu stało, to może przebieg wydarzeń będzie mniej traumatyczny.
Świetny pomysł ze spełnianiem dziecięcych marzeń, a ten pokrowiec skłania mnie do niecnych czynów i pewnie niedługo popełnię pierwszy i miejmy nadzieję ostatni, plagiat w moim życiu, bo moje pianino od kilku lat już czeka na coś, co by ochroniło przed kurzem klawisze ;)
Co najfajniejsze te robione bombki są przepiękne i nieporównywalne z tym, co usiłują nam wcisnąć w sklepach.
UsuńAwaria za nami i numer telefonu do zaufanego hydraulika zostaje, więc nie ma tego złego... :)))
A plagiat popełniaj z moją pełną aprobatą. Odkurzanie klawiszy to złoooooo :))) I moja pierwsza myśl po tym, kiedy to pianino u nas stanęło była - pokrowiec, koniecznie pokrowiec! Ciekawa jestem, jaka melodia będzie u Ciebie na pokrowcu???!!!
oto jest pytanie ;) Odpowiedzi na razie nie znam, a co gorsza pomysłu też brak, także czekam na natchnienie ;)
UsuńAle szalejecie! Pomimo tego, że daaawno uczyłam się czytania nut, a nawet uczęszczałam do szkoły muzycznej, udało mi się odczytać "wlazłkotka". Nie grałam na fortepianie od jakichś dwudziestu kilku lat... Fajnie, że poza pasjami manualnymi, macie jeszcze inne. Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńOwszem, zaszaleliśmy, ale po kilku dniach utwierdzam się w przekonaniu, że to było bardzo udane szaleństwo :)))
UsuńDobrze, że dziecię me - pianistka nie widzi tego nutowego cuda, bo zaraz zażyczyłąby sobie takie samo do swojego pianina.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o wasze boje z hydraulikami, to właśnie przypomniał mi się dowcip, który tylko pozornie nie psuje do tej sytuacji:
"W sobotę wieczorem lekarzowi zatkała się toaleta, ale szczęśliwie przypomniał sobie, że wśród jego pacjentów jest hydraulik. Zadzwonił wiec do niego i prosi o pomoc. Hydraulik na to: ależ panie doktorze, jest sobota wieczór, właśnie z małżonką do teatru się wybieram (trochę mało realne, ale taki dowcip - przyp. mój). Na to lekarz błagalno-groźnym tonem: panie Heniu, kiedy pan do mnie dzwoni z problemem zdrowotnym , stawiam się niezwłocznie bez względu na porę dnia i roku. Hydraulik więc przybył - elegancki, ubrany w smoking. Wszedł, przyjrzał się problemowi, wrzucił jakąś tajemniczą tabletkę do muszli klozetowej, zainkasował 200 zł. polskich nowych i kazał obserwować do poniedziałku :)))
Dla mnie morał z tego taki, że w każdym zawodzie są "hydraulicy", którym klient przeszkadza.
Życzę wesołych świąt przy pięknie przybranej choince.
Moja choinka właśnie się rozpadła pod wpływem ciężaru własnoręcznie robionych ozdób wszelakich. Teraz Małż próbuje ją naprawić.
Rozpadająca się z powodu nadmiaru ozdób choinka to wcale nie taka zła rzecz :))) Miejmy nadzieję, że uda się ja postawić do pionu!
OdpowiedzUsuńHydrauliczna nacja w Twoim dowcipie jakoś mi daleko od "oryginału" nie odbiega - poziom empatii wobec klienta bardzo podobna.
A życzenia i dla Was gorące już dziś, a oficjalne, blogowe będą jutro!
Bombki przecudowne!!!
OdpowiedzUsuńNutki jakoś tam odczytałam, a co do muzycznych marzeń z dzieciństwa, ja dostałam skrzypce. Nie grałam dotąd nigdy na tym instrumencie, ale zawsze chciałam bardzo. Tak dla siebie. Na razie czasu zbyt mało na naukę, ale niech mi tylko dzieci odrosną nieco ;)