***
Zaczniemy od tego:
Ania (Perfidny Obibok ze Szkoły Szydełkowania) nas "zaśnieżynkowała i zagwiazdorzyła", proponując kurs szydełkowania śnieżynek cudownych i oryginalnych. Kto jeszcze nie spojrzał, ten niech gna na złamanie karku i uszkodzenie myszki :))) Warto! Ania jak zwykle tłumaczy od podstaw i nawet osoby początkujące ze śpiewem na ustach (sugeruję "Last Christmas" Wham! oczywiście :)))))))) stworzą takie cuda.
Słodkie, czyż nie? A skoro słodkie, to czas na cukier w cukrze.
***
Stanęłam przed dylematem... Nie! Jeszcze raz, bo w sumie, to ja dylematów nie miałam żadnych... do czasu.
Ślubny "wyprodukował mi" dylemat, który najlepiej podsumować - "za mało mi cukru w cukrze", czyli Ślubnemu było "za mało białego w białym".
Krótkie wprowadzenie
Ja, nie wadząc nikomu, siedzę sobie grzecznie przy kuchennym stole, dziubiąc igłą czarny len i wypełniając środkowe serduszko "whiteworkowym" haftem. Dwa mniejsze serduszka już zrobione, śliczne, estetyczne. Ślubny chce coś od Żony Swej, Jak Dotąd Jedynej, ale zamiast grzecznie zejść z antresoli po schodach i wydawać dźwięki na tym samym poziomie, to on zwisa przewieszony przez balustradę antresoli. Dokładnie nad kuchennym stołem. Nad czarnym lnem, pracowicie zahaftowywanym przeze mnie.
I nagle Ślubny wydobywa z siebie dźwięki złowieszcze: "A to białe... w tych serduszkach... to jakieś takie... za mało białe... jak się z daleka patrzy..."
Czyli "za mało cukru w cukrze", poziom nasycenia niezadowalający. No żesz ty, orzeszku! A kto Ci kazał zwisać z tej antresoli i patrzeć z daleka???!!!
Ale już tak obiektywnie, to i mnie się wydawało, że jakieś to białe niezbyt wyraziste i może lepiej, gdyby się bardziej w oczy rzucało. Haftowane wypełnienie było robione białą nitką do szycia ręcznego, grubszą niż zwykła maszynowa, ale jednak bawełnianą nitką ze szpulki. Lepsze byłoby wypełnienie robione białym kordonkiem.
Zdjęcie archiwalne. Wypełnienie zostało unicestwione... |
Ślubny, widząc rozpacz w oczach mych błękitnych, od razu stwierdza, że mam niczego nie wypruwać, tylko machnąć drugą warstwę haftu tym kordonkiem, nitka na nitce. Górna będzie grubsza, to przykryje dolną. Taaaaak... Nawet zaczęłam, dwa elementy haftu zrobiłam nitką na nitce i moje poczucie estetyki zawyło jak wilkołak do księżyca w pełni. W moim wszechświecie taka fuszerka nie przejdzie! Tak to wyglądać nie może!
Skutek? Wczoraj, zamiast wykańczać haft i grzecznie nakłaniać Ślubnego, żeby wyciągał narzędzia majsterkowicza doskonałego i naciągał materiał na ramę... Zamiast cieszyć oczy gotowym wyrobem rękodzielniczym... Zamiast wyciągać druty z szuflady... To ja siedziałam jako ten Kopciuszek i nitka po nitce wypruwałam haft z dwóch serduszek (i kawałka trzeciego), z precyzją kardiochirurga, żeby nie uszkodzić materiału.
I znowu jestem w punkcie wyjścia - mam serduszka do wypełnienia, tym razem kordonkiem. Jak się ma na drugie Perfekcja, to trzeba cierpieć.
***
Ale żeby nie było tak czarno i gorzko, to będzie coś bardzo pozytywnego i słodkiego!
Kubusiowy Kocyk skończony! Nawet już został zapakowany i przekazany w ręce Poczty Polskiej, której mało rozradowana przedstawicielka zapewniła, że jutro powinien dotrzeć do Ewy. (A pani była mało rozradowana, bo zamiast jednego niekłopotliwego listu poleconego, została "przygnieciona" również paczkami dwiema i drobiazgiem listowym... Stałam nad nią jak kat nad dobrą duszą i pilnowałam, żeby mi przekazów pocztowych nie pomyliła i nie wysłała paczek do złych adresatów. Chyba się udało :)))
I miałam zmierzyć ten kocyk przed zapakowaniem. Obiecywałam sobie, że to zrobię. Na obietnicach się skończyło. Jak sobie przypomniałam, że nawet centymetrem koło niego nie machnęłam, to wszystko było już zafoliowane, zawiązane, "zapapierowane" i zaadresowane. Ale jest mniej więcej metr na metr.
I ja uprzedzam lojalnie - to chyba nie jest mój ostatni kocyk dziecięcy, bo robienie tego Kubusiowego sprawiło mi tyle radości, że chętnie pouśmiecham się tak szeroko i od serca jeszcze raz, szydełkując kolejny. A uprzedzam, ponieważ oznacza to, że za jakiś czas mogę poszukiwać chętnych na kolejny Kocyk Bardzo Radosny :)))
Ale ten kocyk ślicznie chłopięcy Ci wyszedł! Mam w rodzinie dwóch chłopców, którzy nadawaliby się do takiego cuda. Czas chyba zmierzyć się z tym projektem :)
OdpowiedzUsuńPrucie podziwiam. Jeśli w ogóle bym się zdecydowała na ten desperacki krok, najpierw chyba z 3 dni bym wyła z rozpaczy. Ale "jak się ma na drugie Perfekcja, to trzeba..." :))))
Z kolorami tego kocyka bardzo nie chciałam "tradycyjnych niebieskości", a z drugiej strony jednak coś jednoznacznie chłopięcego, chyba wyszło :)))
UsuńA prucie... przez jakieś piętnaście minut gapiłam się na te już wyhaftowane serduszka jak sroka w kość, kombinując, czy da się jednak prucia uniknąć. Nijak się nie dało!
Oh, kocyk jest niesamowity!! Zerkałam nawet na schematy, ale nie umiem ich odczytać;/ Jak gruba jest ta włóczka, której używałaś? :) No i czy na szydełku też dałoby radę takowy zrobić.
OdpowiedzUsuńCo do haftu, dobrze, że to drobniejsze elementy do poprawki, jakby tak całość trzeba by było poprawić, to by dopiero było... Trzymam kciuki, żeby tym razem wyszło dobrze!:))
Pozdrawiam i zapraszam do nowego pościka:)
Kocyk jest robiony na szydełku, a wzorek jest robiony na szydełku :))) A w tym podanym wcześniej linku są fotki (nawet nie wiem, czy jest tam schemat rozrysowany, chyba są tylko zdjęcia), jak zrobić ten wzorek krok po kroku. Jestem pewna, że jak się pooswajasz z szydełkiem nieco dłużej, to nie będzie to żadne wyzwanie!
UsuńWłóczka średniej grubości, około 350 metrów długości nitki na 100 gram.
A haft "się poprawi", tylko musi mi przejść nieco ofukanie i znowu się zmobilizuję do zabrania się za niego :)))
Mam taką nadzieję:) Dzięki za info!
UsuńO, tak, rozterki nad pruciem rozumiem doskonale... Mam w robocie taki sweter na drutach 2,5 mm, który zrobiłam cały, przymierzałam przed lustrem przez kilka tygodni i wreszcie sprułam 2/3 tułowia, żeby zrobić po mojemu, bo wersja oryginalna (według wzoru) była dla mnie nienoszalna. Teraz wydziergałam już całość, ale utknęłam na wykończeniu dołu - wybrałam sobie bardzo pracochłonną metodę wykończenia i staram się powolutku, oczko po oczku dążyć do celu. A przy tym rozmiarze drutów oczek jest sporo... Czasami ta perfekcja to jest po prostu realizm - jak się wie, że w obecnej formie nie będzie się wytworu używać, to człowiek woli pragmatycznie pomęczyć się jeszcze trochę i mieć coś pożytecznego :)
OdpowiedzUsuńJa siebie znam i doskonale wiem, że lepiej pruć i poprawiać na etapie, kiedy to jeszcze jest łatwe do zrobienia. Gdybym zostawiła ten "podwójny" haft, to po tygodniu siedziałbym przed materiałem naciągniętym na ramę i próbowała to poprawić, bo by mnie w oczy kuło przy każdym spojrzeniu.
UsuńI trzymam kciuki za sweterek, druty 2.5 to wyzwanie, ale zazwyczaj bardzo "opłacalne", bo efekt jest świetny.
Cudny kocyk! Kiedy ty na to czas znajdujesz????
OdpowiedzUsuńTen kocyk jest robiony z dość grubej włóczki, więc przyrastał jak na drożdżach. Zrobienie go zajęło znacznie mniej czasu, niż się spodziewałam.
UsuńNo to teraz będę machać śnieżynki z Twojego posta. Są cudne. Kocyk już chwaliłam, ale skoro skończony to się powtórzę. Cudny. Bobasowi w kuperek zimno nie będzie na pewno. A jak się nie ma szczęścia w kartach... to miłość z antresoli krzyczy :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń:)))))) Bardzo mi się podoba to podsumowanie o miłości krzyczącej z antresoli i braku szczęścia w kartach (a szczęścia w kartach rzeczywiście nie mam).
UsuńAnia w swojej śnieżynkowej szkole zaproponowała ich całe mnóstwo, ale ta konkretna jest po prostu cudowna! Jakaś taka pełna, kształtna, idealna. Wcale się nie dziwię, że Cię "złapała i nie puści". A sama mam w planach jeszcze kilka, bo te niebieskie dzisiaj wysłałam :)))
Wierzę że drugie wypełnienie serduszek będzie milion razy lepsze niż to pierwsze równie piękne! A kocyk już od dawna podziwiałam - jest przepiękny!
OdpowiedzUsuńMusi być, to wypełnienie! Inaczej będzie klapa, bo trzeci raz nie pruję :))))
UsuńWiesz ,ja tez tak mam,ale jak tu nie pruc kiedy dazymy do perfekcji. Wlasnie przez to moje ciagle prucie moje robotki tak powoli posuwaja sie do przodu.
OdpowiedzUsuńKubusiowy kocyk sliczny,i te kolorki fajnie dobrane.
Ale ja zawsze powtarzam - lepiej spruć niż później nie nosić albo nosić, ale bez przekonania. A tak, to może i powoli, ale powstają rzeczy piękne i oryginalne.
UsuńPrzepiękny ten kocyk.
OdpowiedzUsuńI całkiem rozumiem bezkompromisową perfekcję. :)
Pozdrawiam,
Alicja
Dziękuję. A Perfekcja na drugie imię to ma wiele z nas :))))
UsuńNie mogę się doczekać kiedy taki piękny kocyk wydziergam, Młodzi się nie śpieszą. Ale przyszedł mi pomysł do głowy, w lato przygotuję dwa pudełka i zacznę dziergać dla przyszłych pokoleń, szale ślubne, szaty na chrzest mam piękny wykrój, kocyk na pewno taki jak w twoim poście, czapki miś polarny!!!! Ale podoba mi się mój pomysł, a nadchnieniem był rzeczony kocyk, na który patrzę zazdrosnym okiem.
OdpowiedzUsuńzapomniałam dodać piękne kolory, co to za wełenka i jakie numery kolorów? Zdradź jak możesz.
UsuńPomysł na takie "skrzyneczki z cudownościami na przyszłość" to przecudowny pomysł!!! Jak kiedyś skrzynie z posagiem. Ja jestem bardzo za takim dzierganiem "na przyszłość".
UsuńA kolory i wełenka kocyka to zapasy z motków leżących od lat, francuskich i niemieckich producentów, ale metki już wyrzuciłam. Ale nie widziałam teraz takich do kupienia. To były moteczki akrylu z wełenką z atestami dla dzieci (ten błękitny i fioletowy), więc możesz szukać czegoś podobnego wśród włóczek przeznaczonych dla dzieci.
Śnieżynki są świetne :) Marzy mi się taka choinka ubrana tylko w tego typu szydełkowe i frywolitkowe ozdoby i druga z "bańkami" z origami modułowego.
OdpowiedzUsuńA z kartą lepiej, że teraz wyszło, że trzeba poprawić, gorzej by było jakby Ślubny po oprawieniu stwierdził, że mu brakuje białego ;)
To realizuj takie piękne marzenia. Ja sobie trzy lata temu ubzdurałam białą choinkę z papierowymi wycinankami i gwiazdkami z papieru i miałam. Chociaż wycinałam od września :))))
UsuńZ kartą, to nawet mnie frustracja nie dopadła zbyt wielka. To nie są wielkie powierzchnie do poprawiania, więc ból niewielki, a efekt będzie lepszy.
Właśnie bardzo chcę, tylko mam niestety generalnie problem z realizacją pomysłów. Chociaż ostatnio nad tym pracuję, więc może uda mi się zacząć po sesji, wtedy na święta za rok powinnam zdążyć ;)
UsuńTakie długoterminowe projekty "z drobiazgów" wymagają masy samozaparcia, ale skoro chęć jest tak silna, to szanse na sukces też są wielkie.
UsuńJak ja nie lubię pruć.... Szczególnie w rytmie "last christmas" które mi bokiem przez ostatnie lata wyszło... Współczuję, ale tak już bywa. Lepiej pruć niż potem patrzeć na coś i stwierdzać, że ohyda. Matka moja zawsze jak coś mi nie wyszło mówiła " najwyżej powiesz że tak ma być" ja zdemotywowana kompletnie rzucałam daną rzecz w kąt i nie nosiłam. Nosić zaczęłam, jak mamie pokazywałam " na gotowo", czyli jak JA byłam zadowolona.
OdpowiedzUsuń:))))) "Last Christmas" wywołuje u mnie dziwne odruchy, ale wychodzenie bokiem tez się zdarza. W tym roku pierwszy raz się na mnie rzuciło 3 grudnia, w bibliotece miejskiej... prawie się na głos roześmiałam, że czas choinkę ubierać.
UsuńA prucie i dążenie do perfekcji to chyba norma, byle bez nadmiernego fanatyzmu (czyli, że się niczego nigdy nie kończy, bo ciągle jest źle). Taka zdrowa chęć tworzenia rzeczy pięknych i użytecznych, to raczej wielka zaleta.
No i dobrze że sprułaś . Pomyśl jak byś się czuła patrząc codziennie na haft i mając świadomość pewnej niedoskonałości. Mąż bardzo praktyczny nie chciał dwa razy oprawiać. podrawiam
OdpowiedzUsuńSądzę, że szybko kazałabym zdejmować z ramy i poprawiała w locie :)))))
UsuńA kiedy jeszcze Ślubny moje ciche wątpliwości potwierdził, to już nie było zmiłowania - będzie poprawka.
Przesliczny kocyk, maly uzytkownik bedzie miec ciaplutko i milutko a to najwazniejsze w tak powaznym wieku.
OdpowiedzUsuńJa nie haftuje, bo...wlasnie to prucie, robotke drutowa czy szydelkowa, to tylko pociagniesz za nitke i gotowe a przy hafcie brrrrrr. Jesli juz za cos takiego zabieram sie, to musi byc dobrze nawet gdyby bylo zle hahahahaha. Jednak podzielam Twoje zdanie, ze lepiej zrobic poprawke porzadnie zeby naprawde cieszylo oczy a nie przypominalo, ze bylo poprawiane.
Cieplutko i milutko to są warunki, które są ważne w każdym wieku :)))) Ślubny w ciągu tego roku zakupił mi trzy kocyki milutkie i cieplutkie, i do otulania się.
UsuńA tego haftu "dwuwarstwowego" bym nie zniosła, nawet gdyby pół tej nitki spod spodu nie było widać, to sama świadomość, że ona tam jest, by mnie wyrwała z kapci :)
Też spróbuję tej śnieżynki :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Chyba najpiękniejsza, jaką kiedykolwiek widziałam (z tych normalnej wielkości, bo takie wieeeelkie, to widziałam przecudowne, ale to tydzień szydełkowania jednej zapewne).
UsuńOd razu zmierzę :-)
OdpowiedzUsuń:)))) Możesz, ale to będzie trochę przekłamane, bo prasowałam rozciągając, żeby się wzorek ułożył. Powinnam go zmierzyć zaraz po praniu i suszeniu, ale mnie pomroczność jasna dorwała... a w sumie to przecież to wina Ksawerego :))))
Usuńhttp://zapiskizdrogimlecznej.blogspot.com/2013/12/od-serca.html :-)))
UsuńChyba lepiej spruć od razu coś co się nie podoba, niż brnąć w to dalej. W przeciwnym razie to sobie można dołożyć niepotrzebnej pracy , przy jednoczesnej stracie czasu i materiału.
OdpowiedzUsuńSama się kilka razy już tak wrobiłam. ( co prawda prucie robótek na drutach czy szydełku jest dużo szybsze--ale i tak zawsze było mi szkoda włożonej pracy)
Kocyk już podziwiałam wcześniej --wyszedł śliczny i wygląda delikatnie.
Pozdrawiam Dorota
Fakt, prucie szydełkowych i drucianych robótek jest znacznie szybsze. Z drugiej strony haft się po prostu rozcina i wyciąga nitki, ale uważanie na to, by nie zniszczyć materiału wymaga czasu.
UsuńGwiazdki mnie urzekły... już wybrałam się do Obiboka :-) (cóż za uroczy nick ;-), a pled i cała reszta niezwykłe...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja się z Anią o tego jej nicka wykłócam od początku :)))) Z niej raczej Uroczy Pracuś!
UsuńJa tam żadnego wykłócania się nie pamiętam :) A mam przynajmniej jakąś wymówkę na wypadek, gdyby kiedyś czegoś mi się tak po prostu, po ludzku nie chciało. A jak będzie mi się chciało, to co najwyżej ktoś pochwali i nazwie uroczym pracusiem :)))))
UsuńBo my się wykłócamy w atmosferze sympatii i obopólnego zrozumienia :)))))
UsuńI tak, mogę Cię regularnie nazywać uroczym pracusiem.
No tak, a ja nie zauważyłam Obibokowego tygodnia śnieżnego i od wczoraj dłubię inne śnieżki, z zamysłem żeby każdy z mojego otoczenia bliskiego dostał taką małą, ładną, do powieszenia na choince :) podobały mi się moje już gotowe... a potem zobaczyłam te Twoje ;)) Na pewno nastąpi zmiana wzoru, na szczęście te już wydłubane jutro rozlecą się przez pocztę w różne strony świata i adresaci nie zobaczą tych ładniejszych ;)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Dorota
Każda śnieżynka ma swój urok. Ale ta jest tak urokliwa, że trudno jej się oprzeć. I jestem pewna, że z każdej takiej własnoręcznie zrobionej, obdarowany się ucieszy jak dziecko.
UsuńHi, hi, i nagle dzieci w różnych miejscach na świecie będą dostawać znienacka kolorowe kocyki! *^o^*~~~
OdpowiedzUsuńPodziwiam chęć prucia, ja bym raczej wycięła nowy kawał lnu i zaczęła od początku, nienawidzę pruć!
Kocykowy desant :)))
UsuńA wzięcie nowego kawałka nie było możliwe, bo to był jedyny kawałek, poza tym szkoda było takiej powierzchni marnować, kiedy dało się to powoli ale bez destrukcji wypruć.
Teraz, do dziergania następnego kocyka, znajdź sobie dziecko rodzaju żeńskiego, coby w "dziewczyńskich" kolorach się specjalizować.
OdpowiedzUsuńHa! różowe zapasy włóczek mam :))) Ale tak poważnie, to chodzi mi po głowie raczej kocyk "chrzcielny", ażurowy, delikatny. Taki troszkę w klimacie jak miało Royal Baby Cambridge :)))
Usuńnieśmiało podzielam zdanie Twojego ślubnego, co prawda szkoda tej pracy, ale z kordonkiem serduszko będzie bardziej wyraziste i sama będziesz zadowolona z efektu, no cóż, perfekcja potrafi nieźle namieszać, mam podobnie, tylko często za późno decyduję się na prucie
OdpowiedzUsuńŚnieżynki są śliczne, a kocyk milusi i bardzo mi się podoba:))
Ja jego zdanie podzielam w całej rozciągłości. W końcu na tą kartę będzie się patrzeć z daleka, a nie z odległości nosa :))) Dlatego moja frustracja nie jest zbyt wielka, ale dzisiaj się nie zmusiłam, żeby ten kordonek wyciągnąć i coś zacząć. Ale też i dzień miałam pracowity i "latający".
UsuńNa pewno kocyk będzie świetnym prezentem:))) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJutro się okaże, kiedy Kubuś go przetestuje :))
UsuńGwiazdki ładne i chyba też se takie dziergnę :) A co! Ale kocyk, kocyk Moja Droga to jest mistrzostwo.
OdpowiedzUsuńDziergnij :)))) Warto, bo piękne.
UsuńA kocyk wyszedł rzeczywiście, bo to z sercem robione!
Kocyk zarąbisty, podobają mi się kolorki i wzór taki sympatyczny. A co do serduszek to pomijając samo serce to raczej tu potrzebna precyzja neurochirurga a ni tylko kardio. Ale wiem co to znaczy jak efekt nie zadowala. O ile w życiu jestem raczej wygodna i mało czepliwa o tyle w swojej pracy artystycznej nie ma zmiłuj. Jak coś mi leżeży to setki postronnych może mówić "Ale co ty chcesz, est świetne" ja i tak spruje, chyba że nie będzie szans na poprawę a szkoda będzie czasu zmarnowanego. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńJa bym się pod tym, co napisałaś o poprawkach podpisała wszystkimi kończynami, dodając jeszcze jedno - jak wiem, że cos jest nie do końca "po mojemu", a ktoś mnie zaczyna przekonywać, ze "jest ok", to zaczynam warczeć i lecę pruć galopem :)))
UsuńA to dopiero strzelił focha a to przecież MY podobno mamy na nie monopol (na fochy), następnym razem każ Ślubnemu "niszczyć" Twoje dzieła, niech zobaczy jak to fajnie
OdpowiedzUsuńGdyby nie to, że bardzo mi zależało na tym, żeby materiał po wypruciu nitki nadal zachował jaką taką integralność i nie został w strzępach, to być może bym dała Ślubnemu nożyczki :)))
UsuńAle w ramach tłumaczenia - Ślubny wobec swoich prac też jest perfekcjonistą i nie raz tak było, że w piątek skończony projekt (z zarzekaniem się, że w weekend to on do tego nie siada) był w niedzielę otwierany i poprawiany, bo Ślubny miał lepszą wizję.