Przenosiny

poniedziałek, 24 października 2011

PRZEJAZDEM...

Ślubny zafundował mi weekend podróżujący. On musiał z powodów zawodowych pojechać w sobotę do Warszawy, a stamtąd jest już tylko 150 kilometrów do domowych pieleszy (moich i jego), więc zdecydowaliśmy, że przy okazji wpadniemy do rodziców. Ale jak można nie jechać do Mojej Rodzonej Mamusi, skoro wita nas taaaaaaaaką drożdżówką, prosto z piekarnika.

W mojej opinii samochód jest miejscem pozwalającym na maksymalnie wydajne robótkowanie. Tylko musi to być samochód odpowiednio przygotowany.
Na tę podróż Ślubny przygotował wiązankę przebojów z naszych czasów licealnych... i wesoły samochodzik kiwał się i śpiewał na całe gardło od zachodu po wschód kraju piosenki Right Said Fred :)

A teraz  szybka fotorelacja - gdzie to robótka powstawała.
W Burger Kingu, w czasie gdy Ślubny kolejkował po kawę (niezła kawa, niezła).
W towarzystwie wielkich TIRów obcego pochodzenia.
I z warszawskimi tramwajami w tle.
W korku na trasie toruńskiej w stolicy ze słynnymi tunelami w perspektywie.
I po wschodniej stronie Wisły na tle terenów zalesionych.
Robótkuje się też nieźle przy wjeździe na autostradę.
I przy zjeździe z autostrady.
A co powstawało w drodze... pokażę następnym razem, jak wyschnie.

Za to będąc w domu u Rodzonej Mamusi pstryknęłam fotki mojej największej robótki szydełkowej - obrus świąteczny (około 90 cm na 150 cm). To jest 170 elementów plus ozdobna bordiura dokoła. 
To jest ten obrus, który powstawał w pociągach, samochodach, na konferencjach w Warszawie i ślubach na Mazurach. Bardzo wędrowna robótka.
  

I skoro nadarzyła się okazja, to jeszcze pokażę Wam, jak się szerzy uzależnienie... ja mam kota, ty masz kota, my mamy..., oni mają... ;)))
Oto Matylda brytyjska kotka Mojej Rodzonej Mamusi. Najstarsza w tej gromadzie. Urodzona w moim własnym łóżku, nazwana przeze mnie ku chwale piosenki o ciotce Matyldzie i oddana mamie, żeby się kocia miłość szerzyła... ale to dłuższa historia.
A to Dziunia - kotka Teściów. Znaleziona jako piszcząca malizna i przygarnięta, bo skoro wszędzie są koty, to czemu również nie u nich. Najmłodsza i najbardziej ciekawska.
I nasz Mały, żeby rodzinna gromada była w komplecie.

16 komentarzy:

  1. Fajnie wygląda, jak robótki przybywało wraz z kolejnymi punktami na trasie! *^v^* Co do przekąsek w trakcie jazdy, to pamiętam, jak kiedyś w trakcie jazdy przez Szwecję robiłam na kolanach kanapki z polar breadem, wędliną i serem pleśniowym wyciskanym z tuby. ~^^~
    Obrus jest genialny, ale Ci się chciało tak dziergać, podziwiam! A koty jak zawsze cudowne. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. No no dzierganie w samochodzie podczas jazdy? mój ślubny by mi na to nie pozwolił, bo to ostre, bo niebezpieczne i tych bo...jest mnóstwo zawsze. Kociary fajniste i każdy inny ;o) a obrusik cudny!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. ładny przybór miałaś tej robótki :)
    zazdroszczę możliwości dziergania podczas jazdy, u mnie niestety każde spojrzenie nie w dal (nawet odczytanie sms'a) kończy się zawrotami głowy i mdłościami. i tak cieszę się już, że potrafię przetrwać trasę Poznań-Warszawa bez postojów na "odtrucie" ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście fajnie pokazałaś przyrost robótki:)) Kociaki przeurocze a obrus wzbudza podziw. A teraz szybko pokazuj co to za robótka bo z ciekawosci nie wytrzymam!

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Brahdelt - Udały nam się "rodzinne" koty :) A w temacie przygotowywania jedzenia w samochodzie lub okolicach, to moim największym wyczynem było robienie kanapek Ślubnemu na parkingu przed Biedronką, na powierzchniach płaskich bagażnika własnego samochodu, po które to kanapeczki przyjeżdżał po drodze do pracy (pojechałam uzbrojona w nóż i rolkę folii aluminiowej, bo uparłam się, że będzie miał świeże bułeczki :)

    @ Moje Smutki, Dieta... - Ślubny ma wprawdzie lekkie obiekcje, ale po pierwsze wytłumaczyłam mu, że drut jest prosty i nawet jak się wbije, to po prostu się go wyjmuje, a szydełko się zahaczy i będzie większy problem. Po drugie on woli jednak jak ja mam ręce, oczy i umysł zajęty robótkami, bo wtedy nie próbuję prowadzić samochodu z fotela pasażera, bo jestem strasznie histeryczną pasażerką... a to wynika z faktu przeżycia trzech wypadków samochodowych. I z własnego bolesnego doświadczenia powiem, że większym zagrożeniem jest zamek błyskawiczny pod szyją (potrafi wiele uszkodzić) niż robótka w dłoni, którą po prostu wypuszczasz z rąk.

    @ Izuss1 - Nie mam na szczęście żadnych problemów z jazdą samochodem i robieniem dziwnych rzeczy w trakcie. Fakt, że zazwyczaj w dalsze podróże zabieram raczej proste rzeczy, najlepiej jeśli składają się z samych prawych, bo wtedy nie muszę nawet na to zbyt wiele patrzeć i mam możliwość od czasu rzucenia okiem na drogę lub... prędkościomierz ;)

    @ Edi-bk - Jak tylko wyschnie - to pewnie jutro. I jak światło pozwoli na zrobienie jakichkolwiek sensownych fotek... tutaj za nic nie ręczę ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. po 1) ROBÓTKOHOLICZKA! i tyle :)
    po 2) a ja wiem chyba co Ty tam dłubiesz ;-)
    po 3) macie wszyscy kota na punkcie kotów, ewidentnie! :))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Cóż za pyszna podróż :) Za taką drożdżówkę gotowa jestem na wszystko :) Wygląda pysznie i tylko mogę się oblizywać :) Muszę przyznać, że samochód masz urządzony idealnie, chociaż ja chyba nie byłabym w stanie dziergać w drodze. Mogłoby się to skończyć postojem na poboczu :). Kociaki są przeurocze. Brytan przepiękny, minę ma w stylu od***** się ode mnie :) Szacunek za obrus. Śliczny. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie ma to jak konstruktywnie wykorzystać czas w podróży :)

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Pracownia weekendowa - po pierwsze: przyznaję, że jestem i to stan ciężki; po drugie: zapewne masz rację ;) i po trzecie: mamy kota na punkcie kota, a źródło tej zarazy było u nas, bo to w naszym domu pojawiła się pierwsza kotka, z resztą mamusia Matyldy.

    @ Magdor - Drożdżówka jest przepyszna, a taka jeszcze ciepła... Ślubny jest przyzwyczajony do podróżowania z udogodnieniami, bo dojeżdża do pracy spory kawałek i kawa i coś do przegryzienia powinno być pod ręką. Szczytem dogadzania sobie było wożenie w bagażniku czterokilogramowego pudła ciastek do kawy pitej w samochodzie :))) A mina Matyldy... cóż ma kicia charakterek, od urodzenia.

    @ Longredthread - w roli pasażera jestem histeryczna, więc lepiej jak się czymś zajmuję. Poza tym ponad sześć godzin podróży bez niczego do roboty chyba by mnie zaziewało na śmierć.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale się naśmiałam oglądając rosnącą robutkę :))) A koty macie superowe. Propo policjantów też ostatnio nas złapali ale na drodze do Środy Wielkopolskiej.

    OdpowiedzUsuń
  11. @ Ania - Może to jakas nadzwyczajna aktywność drogówki w Wielkopolsce? Ale z samgo mandatu nikt tragedii nie robi - nie pierrwszy i nie ostatni :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetna notka! Bardzo przyjemnie ogląda się kolejne zdjęcia i czyta opisy :D A na robótki w trasie jakoś nigdy nie wpadłam... Robiłam na studiach, na nudnych obowiązkowych wykładach;) ale w samochodzie? Nigdy nawet o tym nie pomyślałam:) Będę musiała to wprowadzić w życie, bo wszystkie trasy dzielimy z mężem po połowie (zbyt lubimy jeździć, żeby mogło być inaczej:P) i w tracie połowy jako pasażer zazwyczaj czytam książkę albo nic nie robię;) Czas pomyśleć o czymś konstruktywnym:P

    OdpowiedzUsuń
  13. @ Urkye - to może książkę zamień na audiobooka, a w dłoń złap jakieś druty? A jeżeli możesz spokojnie czytać w samochodzie, to robić na pewno też, nie powinnaś cierpieć z powodu żadnych zawrotów głowy.

    OdpowiedzUsuń
  14. hihihi no to nazwiedzała się robótka :)

    OdpowiedzUsuń
  15. a ja te słynne tunele widuję całkiem często ;)

    OdpowiedzUsuń