Do udowodnienia tezy postawionej w tytule przystąpimy metodycznie i wystarczą trzy kroki, by się przekonać, że coś jest "na rzeczy".
Po pierwsze mam coś z głową, bo zapomniałam zabrać w podróż najważniejszego z Waszego punktu widzenia przedmiotu, czyli... aparatu fotograficznego. Buuuuuuuuuuuu... A tyle pięknych rzeczy było do uwiecznienia po drodze. Była budowana w pocie czoła (gorąco było) autostrada. Były lasy i pola oraz żywina w postaci krów. Były tirówki przy drodze Warszawa-Białystok w wyzywających strojach i szpilkach do nieba. Były przedziwne nazwy miejscowości ("Zagroby" na ten przykład) i była oczywiście Landrynkowa Robótka Podróżna.
Robótka nie została zrobiona w całości, bo uskutecznialiśmy ze Ślubnym konwersacje podróżne, a wtedy ja zaczynam machać łapami, a jak macham, to nie dziergam, a jak nie dziergam, to mi nie przyrasta. Ale i tak jest nieźle, bo dwie trzecie różowości jest, na razie w postaci smętnej:
Kończę Landrynki już w domu i pewnie wystarczy im jeden wieczór oglądania seriali.
***
Po drugie mam coś z głową, bo mam rozgrzebanych robótek i projektów więcej, niż najbardziej szalona ustawa przewiduje, ale... oczywiście musiałam dołożyć jeszcze jedną. No, ale zrozumcie, nie mogłam inaczej, no nie dało się, bo... Rodzona Moja Mamusia zaszalała prezentowo i dostałam narzędzie zbrodni, tortur, jak zwał, tak zwał - dostałam w końcu do łapy igły do frywolitek.
Czółenko już mi nie obce, do igły podeszłam jak do... jeża lub jeżozwierza i co się okazało? Że ja jednak zostanę kobietą frywolną o charakterze nieortodoksyjnym, bo igła leży mi znacznie bardziej. Bo robię szybciej, równiej i jakieś to takie bardziej naturalne dla mnie. Ale co się dziwić, jak się całe życie z drutami w rękach przesiedziało, to taki skutek, że mi lepiej, jak mam ostre żelastwo w łapach.
W ramach ćwiczeń praktycznych otworzyłam sobie blog Renulka i jej miodowa serweta staje się moją Rudą Serwetą Ćwiczebną.
Stan na wczoraj był taki - motanie motywu centralnego:
I jeszcze dla tych, którzy nie wiedzą, jakim potencjalnie zbrodniczym narzędziem jest igła do frywolitek prezentuję ją w pełnej krasie:
Lepiej nie wkurzać frywolącej igłą kobiety, bo jak jej się rąsia za daleko wysunie, to... można doświadczyć seansu akupunktury ekstremalnej.
***
Po trzecie mam coś z głową, bo dwa projekty krawieckie nawet nie zostały tknięte małym paluszkiem odkąd wróciłam do domu (foch na materię spodniową nadal mi nie przeszedł i na sam widok niebieskich nogawek prycham i oddalam się z godnością), a tymczasem będą powstawały kolejne dwa. No, ok, może nie od razu i nie od jutra, ale jednak. Czemu? Dlaczemu? Pisałam, że Rodzona Moja Jedyna poszalała prezentowo i Ślubny dostał wymarzony czarno-biały materiał moro na Spodnie Z Mnóstwem Kieszeni:
I teraz molestuje mnie o uszycie, ale na szczęście chyba nie będzie wymagał ich "na wczoraj", tylko na "za chwilę", to może troszkę poleżeć.
A ja dostałam materiał frywolny na Spódnicę Imienia Mnóstwa Metrów Bieżących:
Będzie z pełnego koła i na czarnej halce... a co!
***
Informacja kocia - Mały naszą dwudniową nieobecność przyjął z godnością. Zostawał pierwszy raz sam w nowym mieszkaniu, ale mam wrażenie, że całe te dwa dni przespał, bo śladów aktywności nie było żadnych. Ale za to nawrzeszczał na nas przeokrutnie, dając wyraz swemu niezadowoleniu, zanim jeszcze zdążyliśmy drzwi otworzyć. Dobre pięć minut się skarżył, w tonacji histeryczno-roszczeniowej.
W kwestii rozgrzebanych robótek, a wiem coś o tym ;)) nie ważne ile, ważne że się dzieje :))
OdpowiedzUsuńSłusznie, z takiego założenia zacznę wychodzić :)
UsuńWłaśnie chciałam zapytać, jak wygląda igła do frywolitek, a potem ją zobaczyłam.........
OdpowiedzUsuńNo, ale żeby nie zabrać aparatu na wyjazd?.... Gapa! *^v^*
Materiał w grochy cudny! Na halce i z koła obowiązkowo!
Ciesz się, że się Mały nie obraził śmiertelnie! *^v^* Mój kot się przepięknie obrażał, gdy wyjeżdżaliśmy - wchodzimy do domu, a on nas nie widzi wcale, tylko pokazuje, żeby mu okno na balkon otworzyć, bo on WYCHODZI! Po czym wracał po 20 minutach i cieszył się na nasz widok jak głupi. ~*^o^*~ (ale obrażenie było zaliczone ^^)
Ja wiedziałam, że igłę trzeba pokazać.
UsuńGapa jestem, nawet sierotka boża w kwestii aparatu. Oczywiście uświadomiłam sobie jego brak jakieś pięć minut po wyjeździe, ale jakoś Ślubny nie raczył zawracać na ręcznym (za to zaoferował aparat w swoim smartfonie, ale zlekceważyłam ofertę, bo się z jego telefonem wybitnie nie lubimy :)))
I też wiem, że kot to się potrafi obrazić. Mistrzynią była Niunia (nasza poprzednia), jak się ofukała, to potrafiła ignorować wszystko, nawet miski i głaskanie.
Pragnę Cię uspokoić, z Twoją głową jest wszystko o.k. Większość "dziejąco-szyjąco-szydełkujacych tak ma. Jedna praca twórcza na warsztacie, to stanowczo za mało. Landrynkowe śliczne:)
OdpowiedzUsuńzdecydowanie za mało :) mnie czasem już to wkurza, że jakieś min 8 rzeczy mi się dzieje.
UsuńPocieszajcie mnie dalej, bo takiego "urodzaju" nazaczynanych prac to ja już dawno nie miałam.
UsuńJak dla mnie frywolitkować możesz wszystkim czym popadnie i twa nie ortodoksyjność względem czółenka wcale, a wcale mi nie przeszkadza skoro ty takie rzeczy z ową igłą wyczyniasz.
OdpowiedzUsuńRóżowość to taka cukierkowo słodka śliczność będzie, widzę że sporo już wydziergane, więc śmiem twierdzić, że już niebawem na Denatce się ukarze.
Stwierdzam, że mężczyźni mają jakąś słabość do moro spodni z mnóstwem kieszeni. Myślałam że to mój tak tylko wydziwia, ale widzę, że nie tylko on. Ja jednak nie zdecydowałam się na ich szycie, bo moja wówczas wiedza na ten temat była nikła, ale za to zaangażowałam część rodziny w szukanie mężowy garderoby :D
Czółenko jest ok, ale okazało się, że jednak igła leży mi bardziej. Ale jestem szczęśliwa, że się "naumiałam" na obu narzędziach.
UsuńRóżowości w zasadzie skończone. Jutro "upram" i powyciągam.
I nie, Twój nie jest jedynym facetem, co chce moro. U Śłubnego musiało być czarno-białe, zielone go nie nęciło.
To ja z wielką niecierpliwością czekam na spodnie z wieloma kieszonkami bo u mnie leżą meskie spodenki pocięte i przerażają mnie dwie kieszonki ehhh. Landrynka cudna, taka delikatności to ja kocham:]
OdpowiedzUsuńPo krótkiej dyskusji ze Ślubnym, który jest na etapie "zmiany obwodów w centymetrach", zdecydowaliśmy, że spodnie się zadzieją dopiero w sierpniu, ale jak będę szyła, to mogę machnąć obrazeczki naszywania i wszywania kieszeni wszelakich, bo zaplanowałam chyba wszystkie możliwe rodzaje :)))
UsuńA ten materiał moro to jest, czarny w biało-siwe plamy, biały w czarno-siwe plamy czy siwy w czarno-białe plamy? :D
OdpowiedzUsuńigła do frywolitek boli - miałam ją w udzie, blizna została, więc uważaj :( i chyba ja wezmę znowu do ręki, ale po obronie :D a za aparat to do częstochowy na kolanach powinnaś kulać !!
Zdecydowanie biało-czarny z szarymi akcentami ;))))
UsuńNa igłę uważam, bo mi się wydaje bardzo delikatna i łatwa do złamania, więc przy okazji uważania na nią, może uchronię i siebie.
Za aparat to wiem, że powinnam odpokutować... coś wymyślę w ramach przeprosin.
och ta spódnica to będzie taka do podprowadzenia gdy nie patrzysz :) bo materiał cudny. A to czasem tak jest z tym aparatem...lepiej nawet zapomnieć niż przy drugim zdjęciu podjąć próbę pogodzenia się z tym, że bateria padła.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że taka wyjdzie, ale materiał jest tak cudny, że to taki "samograj".
UsuńA bateria była naładowana, aparat spakowany w futeralik i leżał tak, żeby go na pewno nie zapomnieć... no i się udało :)
Ta igła źle mi się kojarzy... jakaś taka szpitalna, pasuje do strzykawki do poboru krwi...brrr... Ale kwiatuszek śliczny wyszedł. I w kolorze odpowiednim :)
OdpowiedzUsuńOba materiały fajowe, lubię moro i na męzczyznach i na kobietach. A spódnica z koła w grochy i na halce - mój Boże będzie się działo ;)
kochana zapewniam Cię,że igła do pobierania krwi tak nie wygląda :) w przeciwnym razie uciekłabym,zanim bym jakąś krew pobrała :))
UsuńMam nadzieję, że dalsza część kwiatuszka też będzie śliczna,
UsuńMoro jest genialne, bo to jest bardzo miękkie, a nie takie sztywne, jak moro potrafi bywać. A spódnica koniecznie z koła, aż się prosi :)
hahaha...świetny tekst!
OdpowiedzUsuńmój kot,jak mnie nie było 3 dni to potem jakoś tak zamknął się w sobie i potem nie było tak łatwo ,o nasze dobre relacje :)
Mały się na szczęście nie zamyka w sobie, ale potrafi pokazać, co myśli :) Czasem pokazać, czasem wymiauczeć :)
UsuńMyślałam, że frywolitkuje się tylko takim czółenkiem, mam książkę i tam jest czółenko - okłamali mnie czy można tym i tym? Czym łatwiej? Też chcę! :-)
OdpowiedzUsuńDyskusje na temat tego, czy frywolić na czółenku czy na igle, to myśmy tu prowadziły dość intensywne w okolicach wczesnej wiosny, jak mi strzeliło, że ja chcę supłać frywolitki. Ale to jak dyskusja nad wyższością Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy. Ja nauczyłam się na jednym i drugim, i stwierdzam, że igła w tej chwili leży mi bardziej. Co nie znaczy, że nigdy nie sięgnę po czółenko.
UsuńA bardzo fajny kurs obrazkowy frywolitki igłowej znajdziesz tutaj:
http://www.middia.net/domocredix/index.php?id_kat=1&id=12
Aaaa, ciecierzycę i te inne wypróbuję (to tak odnośnie dyskusji "skądinąd").
UsuńDziękuję, kupię jedno i drugie i wreszcie się frywolitkać nauczę. A pasty wypróbuj, bo pyszne są :-)
UsuńSpódnica w grochy z falbaną! Marzenie moje jeszcze niespełnione. Taka na przykład: http://www.bialeinspiracje.pl/
OdpowiedzUsuńOczekuję na efekty - ale czy jest szansa, że ten projekt wyprzedzi wszystkie inne rozgrzebane? ;) Jakoś facetowskie spodnie z kieszeniami mnie nie kręcą...
Falbanki to co innego!
Pozdrawiam
aninja
Raczej nie ma szans, żeby spódnica powstała przed ukończeniem projektów rozgrzebanych, bo ja zaczynam tysiąc rzeczy na raz, ale jednak staram się je kończyć w jakimś porządku :))))
UsuńAle falbanki będą, wprawdzie na halce, ale zawsze.
Ale instrukcję naszywania kieszeni chętnie obejrzę :)
OdpowiedzUsuńZrobię fotki w trakcie szycie, nie ma problemu.
UsuńBez aparatu w podróż?....OK i tak bywa:) Trochę szkoda,że nie zobaczę stylizacji tirówek:) Landrynka wygląda bardzo interesująco i już nie mogę się doczekać jej zakończenia( chyba nie skończy jako rozgrzebany projekt?) Ale ten materiał w grochy jest cudowny!!!! Weźmiesz się za niego zaraz po Landrynce? No weź co?
OdpowiedzUsuńNoooo, stylizacje tirówek były... jakby to napisać... ekstraordynaryjne, przynajmniej co niektóre :))) Landrynka już skończona i właśnie schnie.
UsuńMateriał w grochy najwcześniej pójdzie pod maszynę po niebieskich spodniach "z fochem" :)
jak zwykle swietnie napisane..pozywtywna energia z ciebie tryska..słowa łaskoczą ucho i raduja dusze...nawet zapomnienie aparatu wybaczone...kara [rzeciz była bo zdjec niet...choc nie wiem czemu my tez na tym cierpimy?:) widocznie tak musialo byc...spodnica zapowiada sie kobieco i z klasą..rózowosci to słodkosci...i jestem ciekawa całosci...a koty to juz tak maja..albo kochaja albo sie na zabój obrazaja...moj potrafi przesiedzic na szafie cały dzien...pozdrawiam ania
OdpowiedzUsuńDziękuję za komplementy.
UsuńNastępnym razem Ślubny na pewno się zatroszczy o sprawdzenie, czy wrzucam aparat do torby :)))
I masz rację, ofukany, obrażony kot potrafi to pokazać.
Ty naprawdę jesteś mega intensywnie kreatywna ;) Bo to że ja również mam kilka robótek zaczętych to nic, moje pewnie będą miesiącami czekać na wykończenie... a Twoje pewnie nim się obejrzę już wszystkie będą tu zaprezentowane...
OdpowiedzUsuńOooo, nie! Miesiącami to u mnie nie leży, na szczęście, ale czasami musi "nabrać mocy urzędowej" i odleżeć swoje.
UsuńZachwyconam tym materiałem na spódnicę, szkoda że u mnie zdolności szyciowych brak zupełnie (guziki do Georgii nadal nie przyszyte...). Landrynka też ładna, ciekawa jestem wersji odmeduzowionej :)
OdpowiedzUsuńMy się zbieramy od jakiegoś czasu do zostawienia testowo Koty samej na noc, ale jakoś boję się o sprzęt domowy. Chociaż pewnie też spałaby cały czas, mimo wszystko pewnie bym się stresowała :) Rozważam zakup kamerki i zostawienia jej na czas nieobecności coby chociaż zdalnie kontrolować sytuację :)
Materiał jest boski. Mama weszła do sklepu, bo chciała mi kupić len naturalny, ale lnu nie było, były groszki :)))
UsuńMy Małego (a wcześniej Małego i Niunię) zostawiamy co jakiś czas na dwie doby i radzi sobie świetnie, nie niszczy, nie bałagani, ale jak wracamy, to co się nasłuchamy, to nasze :)
No żeby samego Pana Kota zostawić? Aż zapomniał z rozpaczy, że po firanach może latać :) Czekam na tę kolistą spodnicę. Już widzę, jak się kręci. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMały jak zostaje sam, to wpada w letarg i chyba głównie śpi. Ale wolimy go zostawić, niż ciągać ze sobą, to by było bardziej męczące i bardziej stresujące.
UsuńNa landrynkę czekam z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńI podziwiam za możność dziergania w samochodzie...jeździmy sporo i parę razy próbowałam uskuteczniać szydełko lub druty podczas jazdy, ale mój błędnik szaleje niestety i po 15 minutach najchętniej bym wysiadła i resztę drogi przeszła na piechotę :D
A jeśli idzie o czółenko to z nim tak jest, że na początku supełki nierówne i niedociągnięte, a w miarę nabierania wprawy jakoś tak same z siebie się prostują :)
Igłą czy czółenkiem - nieważne - czekam na serwetkę :)