Tydzień mediolański został zakończony (jakby ktoś przegapił, to zapraszam tutaj i tutaj, i tutaj też) i pora wrócić na ziemię i napisać w końcu coś o udziergach, wyszytkach i destrrrrrrukcji, czyli wszystkich szaleństwach, jakie udało mi się popełnić w ciągu ostatniego tygodnia.
***
Szaleństwo pierwsze "pozytywne"
Prezentowy Obrus Cioci Maryli. Zapowiadałam ekscesy przy blokowaniu, użycie artykułów wod.-kan. lub w drugiej wersji - napad na pasmanterię, kupienie tysiąca szpilek i kopciuszkowate upinanie w kółeczko - dosłownie i w przenośni. Ale jak się zabierałam za blokowanie obrusa, to było jakieś trzydzieści stopni w cieniu i lenistwo przytulało mi się do pleców, szepcząc "szybko i bezwysiłkowo, szybko i bezwysiłkowo". No to było szybko i prawie bez wysiłku. Obrus w smętnej formie został wyprany i wystawiony na dziesięć minut na palące słońce, co wysuszyło go na pieprz. A później ze sporą determinacją i powtarzając sobie, że w razie czego, to go jeszcze raz namoczę, przeprasowałam dzieło generatorem pary, dbając o to, żeby choć mniej więcej uzyskiwać formy okrągłe. Wyszło mi "prawie" - miałam różnice jakiegoś centymetra na średnicach. I taki wstępnie przeprasowany obrus został ułożony na dwóch karimatach i naciągnięty tam, gdzie trzeba było, żeby kółeczko było bez zarzutu. Całość operacji - dziesięć minut, z czego dwie rozgrzewał się generator pary. Efekt końcowy taki:
Zdjęć pięknych i cudnych po blokowaniu brak, bo Ślubny stał nade mną i dyszał, że szybko, szybko, bo on już leci to wysyłać. Zatem nie zdjęcia były mi w głowie, tylko pakowanie ozdobne, pisanie życzeń i takie tam. Najważniejsze, że temat ciocinego, prezentowego obrusa mamy oficjalnie zakończony.
***
Szaleństwo drugie "pozytywne"
Ślubny stworzył filmik mediolański oraz zgrał filmiki z "trójwymiarowymi rysunkami przestrzennymi" i nawet dorzucił filmik niespodziankowy o faunie i florze... jakby :))). Proszę sobie usiąść wygodnie i lecimy.
Targi mediolańskie w wielkim skrócie:
Trójwymiarowe cuda:
I jeszcze raz:
I bonusik, czyli co Intensywnie Kreatywni widzą i słyszą o poranku z tarasu (proszę zwrócić uwagę na oszalałe żaby oraz opętane kukułki :)))
***
Szaleństwo trzecie "pozytywne"
Projekt Priorytetowy, czyli haft niespodziankowy dotarł dwa dni temu do właścicieli i w końcu mogę ujawnić, co się wyszywało i dla kogo.
O tym, że Iza z "Kropek nad i" spodziewa się dziecka, to wiedzą wszyscy do niej zaglądający. I pomyślałam, że miło by było zrobić jakiś prezent z okazji. Ale że Iza sama mistrzowsko operuje drutami i szydełkiem, i uszyć też potrafi cudeńka, to jakoś ciuszki dla synka wydawały się niewłaściwe. No to może miara dla dziecka??? Myślisz, siadasz, haftujesz i masz:
Iza już się zdążyła pochwalić prezentem na blogu, więc zainteresowanych zbliżeniami na faunę zapraszam do niej.
A ja dziękuję Ślubnemu, który nie tylko prezent wziął pod pachę i zawiózł Izie do domu, ale znacznie bardziej dziękuję za wyszarpanie stolarzowi z zębów deski w sobotę!!! I za sprawne posługiwanie się pistoletem tapicerskim, bo to właśnie nie kto inny, tylko mój własny mąż podjął się trudnego zadania połączenia deski, gąbki i haftowanego materiału w jedną, estetyczną całość.
***
Szaleństwo czwarte "nie do końca pozytywne"
Zasługuję na tytuł "Lady of Destruction", czyli "Pani destrukcji"...
Wysłałam przedwczoraj w robótkowy niebyt Rudości...
Szlag mnie trafiał na nie...
Nie mogłam się z nimi zaprzyjaźnić ani polubić, ani nawet zacząć tolerować...
Dużo ich było...
Lepiej mi...
Jakby mi ktoś menhira zdjął z barków...
***
Szaleństwo piąte "pozytywne"???
Co się robi, kiedy w cieniu prawie trzydzieści stopni???
Robi się wełnianą chustę :)))
Ja chyba już parę razy udowodniłam, że rzeczy letnie robię zimą, a zimowe latem, no to jakby ktoś nie był przekonany, to proszę bardzo, ma kolejny dowód.
Iza z Agatą z okazji najazdu na Róg Renifera sprezentowały mi mnóstwo dóbr wszelakich, a wśród nich piękność kolorystyczną - akryl z wełną. A że po destrukcji Rudości potrzebowałam czegoś, co ucieszy mnie "naocznie" i "podpalcowo" i jeszcze będzie powstawało w tempie pociągu TGV, to powstaje to:
Ja na szczęście jestem z tych, co to im latem nie przeszkadza robienie z wełen i akryli, więc nie cierpię. Poza tym okazuje się, że po bardzo słonecznym dniu wieczór na tarasie bywa "gęsioskórkowo" chłodny, to milunia w dotyku chusta będzie jak znalazł.
Informacja dla Izy :)))))))))) - druty 5.00 i robię tak luźno, jak się tylko da. W dotyku wychodzi bajeczna miękkość. Jeszcze raz dzięki, dziewczyny, za prezent!!!
***
Szaleństwo szóste "pozytywne", ale nie moje, tylko kocie
Kocio okazuje się oporne i niechętne w kwestii wykorzystywania do wychodzenia na taras drzwi właściwych, czyli głównego wyjścia. Ale za to wyskoczenie na taras przez okno w kuchni jest akceptowalne, pożądane i chętnie uskuteczniane:
***
Szaleństwo siódme "pozytywne"... może... nie wiem... ale szaleje Ślubny
Ślubny zakupił część mebli tarasowych (widać je na filmiku powyżej) i wśród nich także wieeeeeeeeeeelki parasol. Ale okazało się, że to, co jest na poziomie ziemi lekką bryzą marszczącą morze gładkie jak stół, to na poziomie nie osłoniętego trzeciego piętra zamienia się w szalejący huragan o jakimś wdzięcznym żeńskim imieniu. Parasol wyjechał z powrotem do sklepu. Ale Ślubny zaczął kombinować, co by tu wyczynić, żeby jednak część tarasu zacienić.
Będzie zacienienie ekologiczne wykonane z pnączy, lian, roślin kwitnących i wijących i ogólnie zapowiada się, że powstanie na tarasie pełnowymiarowy ogród botaniczny. W ramach ostatnich pomysłów zostałam zawiadomiona, że będziemy uprawiać także truskawki i poziomki. A tak w ogóle to Ślubny chce miniaturowy czerwony klon...
Negocjuję kwestie odpowiedzialności za pielenie, podlewanie, targanie ziemi na trzecie piętro i inne takie tam techniczne drobiazgi...
O skutkach szaleństw będę zawiadamiać na bieżąco.
***
Szaleństwo ósme "pozytywne" astronomiczne i ostatnie
Z tarasu widać bardzo jasną gwiazdę. Moja wiedza astronomiczna jest zerowa - księżyc rozpoznaję i uznaję to za wystarczający sukces w tej dziedzinie. Gwiazda jednak coś mi szybko znikała i generalnie przemieszczała się po nieboskłonie w tempie bynajmniej nie ślimaczym, więc szybko doszłam do wniosku, że to jednak satelita, najprawdopodobniej rosyjski, szpiegowski i super tajny.
Ale wczoraj uparłam się, że chcę zobaczyć koniunkcję Księżyca, Marsa i Regulusa, na własne oczy chcę. Ślubny postanowił się przygotować teoretycznie i ściągnął jakąś aplikację pokazującą, co jest na niebie patrząc z własnego punktu siedzenia. Koniunkcję oczywiście pooglądałam i Mars rzeczywiście wyglądał na lekko zaczerwienionego. Ale!!! Aplikacja pozwoliła w końcu wyjaśnić tajemnicę tej bardzo jasnej gwiazdy/sputnika/nie-wiadomo-czego. Wenus!!! To jest Wenus. Ja to mam widoki z tarasu :)))
metryczke widzialam u kropki i sie juz zachwycałam..bo jest czym...gdybym takie okno w kuchni miala sama bym przez nie wychodzila:))...sliczne...o polach uprawnyc na tarasie nie wspomne ale jak sie ma takie hektary powierzchni no to czemu nie:))?.,,,czasem tak jest ,ze robotka nie lezy..i jakos tak parzy...i widocznie tak musialo byc,ze znikło..a chusta piekna kolorystycznie..bedziesz pieknie wygladac wsrod tych lian i pnaczy....dobrze,ze masz tarzana:)..podrawiam ania
OdpowiedzUsuńPrzez okno wychodzę, przyznaję się :))) Chusta wyszła bajecznie miła w dotyku i bardzo ciepło jesienna kolorystycznie, będzie idealna na tarasowe wieczory. A ten tarzan to Ślubny??? Ciekawe co on na to?
UsuńGdzie można zakupić takie leżaki? Bardzo mi się podobają. Wyglądają na lekkie. Metryczka i bluzeczka, piękne. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńLeżaczki kupiłem w Jysku.
Usuńhttp://www.jysk.pl/165/756/3717000/a/catalog
Mierzonko jest profesjonalne i jakie piękne! aż chce się mieć dzieci, serio, serio:] sporo pracy ale opłacało się, zachwyt mój nie ma końca a jak jeszcze patrzę na obrusik i rudości to mnie normalnie taka złość na samą siebie opętuje, że moja psycha nie może się wziąć do szydełek i drutów, no próbowałam ale może za jakiś czas ten pomysł powtórzę.
OdpowiedzUsuńNic na siłę :))) W końcu przyjdzie taki moment, że bez napinki i zmuszania się sięgniesz po szydełko czy druty. Widocznie to nie ta chwila.
UsuńCzłowiek się nastawił na te instalacje wod.-kan., naczekał cierpliwie, a tu nic nie pokazała... ^^ Piękny jest ten motyw wachlarzyków, jak kiedyś będę miała okrągły stolik, choćby najmniejszy, to też sobie taki zrobię.
OdpowiedzUsuńChciałabym mieć takie hałasy za oknem! Na razie mam tylko ptaszyska (gawrony, sroki, synogralice), sąsiadów na Ławeczce i bardzo ruchliwą ulicę. Za kilka miesięcy ulicy i sąsiadów będzie mniej, ale na żaby nie mam co liczyć.
Haftowany prezent już podziwiałam i chwaliłam u Izy, świetny pomysł i fajna pamiątka! Podziwiam te godziny pracy nad haftem, wiem coś o tym, więc tym bardziej chylę czoła przed Twoją techniką i tempem!
Szaleństwo czwarte popieram, skoro nie mogłaś się dogadać z robótką to nie było sensu podtrzymywania tego związku.
Co do szaleństwa piątego, to ja właśnie kończę wełniane bolerko... *^v^* Mam nadzieję na lekkie ochłodzenie pod koniec tygodnia, żebym chociaż zdjęcia dała radę a nim zrobić. ^^
W kwestii szaleństwa szóstego - jakbym miałam takie wielkie okno w kuchni, prowadzące na taras, to sama bym nim ciągle wychodziła i wchodziła. ~*^o^*~
A szaleństwo siódme bardzo gorąco popieram!!! Zobaczysz, z jakim smakiem będziesz te truskawki zajadać! *^v^*
Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że z tego blokowania nie było co pokazywać, bo miałam naprawdę czarne wizje.
UsuńCo do unicestwienia Rudości, to mam wrażenie, jakby mi ktoś jakąś blokadę twórczą zdjął... cztery nowe projekty rozgrzebane i każdy z nich oko i duszę cieszący :)))
Tym, że robisz wełniane bolerko mnie pocieszyłaś, że nie tylko ja taka nie "w klimatach letnich" :)))
Z okna w kuchni sama też korzystam, to najkrótsza droga na taras, jak trzeba coś wytrzepać, czy powiesić pranie :))) A u nas przez wszystkie okna da się wyjść, więc te drzwi tarasowe są umiarkowanie eksploatowane,
Wiem, że własne warzywka, prosto z krzaczka, to sama radość, tylko ja się buntuję przeciwko temu, że Ślubny nawymyśla, a cała robota spadnie na mnie :))) No wiesz, przyuczanie do obowiązków od pierwszego dnia po ślubie :)))
Gdyby to był Facebook, to przy ostatnim zdaniu kliknęłabym "Like it"! ~*^o^*~
Usuń:)))
UsuńJa nie mogę, tyle info, a ja taka wykończona po wczorajszym ognisku :) idę się zregenerować przy bawełnianym marynarzu :)
OdpowiedzUsuńZa miarę chwaliłam Cię u Izy, to sobie przeczytasz :) Rudościami się nie przejmuj, lepiej odłożyć, niż w największej frustracji pociąć na kawałki :)Obrus wyszedł super i jak przy blokowaniu prawie się nie narobiłaś, to już całkiem super :)
A żabom się nie dziw- one teraz sobie dobrze robią, a że się nie kryją, no to trudno, wszak tylko słychać :D
I pozdrowienia dla Ślubnego i Małego :)
Hmmmmmmmmmm, tylko ze ja tych Rudości nie odłożyłam... ja je unicestwiłam, między innymi przy użyciu nożyczek :)))
UsuńCo robią żaby, to ja nie wiem, wiem tylko, że hałasują przy tym nieziemsko :)
A pozdrowienia na pewno w takiej kolejności mam przekazywać, czy może w odwrotnej ;)
nie no, porządek musi być, jak wszy to parami :)
Usuńmam nadzieję, że ulżyło Ci przy cięciu rudości :) ja dzisiaj biegałam po toruniu w poszukiwaniu pasmanterii, ale nie było ani pół w moim zasięgu, dasz wiarę?!!?
Wierzę, kiedyś też szukałam pasmanterii w Toruniu... bez powodzenia. Widocznie w złym rejonie latałam.
UsuńA może markizy? Miałam dwie. Nawet na 5-tym piętrze się sprawdzały. Wytrzymują duże podmuchy wiatru, kiedy zaczyna się naprawdę huragan można zamantować czujnik, która samoczynnie zwinie zapomnianą zasłonę. Oczywiście pnącza i kwiaty cudna sprawa, tyle tylko, że lubią usychać, nie żeby zapomniane, pod nieobecność ;)
OdpowiedzUsuńBlokowanie - dokonałaś rewolucji. Mnie się sposob podoba, tym bardziej, że później tak właśnie będzie traktowany.
A dzierganie latem z wełny to domena chyba każdej prawdziwej miłośniczki tego zajęcia. Latem robi się wełny, zimą - mgiełki :)
Markizy odpadają ze względu na konstrukcję dachu - markiza byłaby za nisko i musielibyśmy się pod nią wczołgiwać :) Ale wydaje mi się, że roślinność będzie bardzo przyjemnym rozwiązaniem, a by na ogół jesteśmy domowi, a nie wyjazdowi, więc damy radę.
UsuńPrzy blokowaniu to była rewolucja spowodowana wielką niechęcią do zbędnej roboty :))) Ale sposób się sprawdza. Oczywiście zapomniałam napisać, że wstępnie przeprasowaną i upiętą na gotowo robótkę potraktowałam ze spryskiwacza, żeby sobie ponownie wyschła, ale Tobie raczej nie muszę tego pisać.
W kwestii wełenek i mgiełek to mnie pocieszasz, bo do tej pory myślałam że ja jakaś nietypowa jestem :)
Aaaaa, no i metryczka, cudna. Staranna, pięknie wykonana. Brawa dla Ślubnego :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy.
UsuńMiarką jestem zauroczona! Z resztą dzięki niej tu trafiłam! ;))) że też ja o takim czymś dla moich dziewczyn nie pomyślałam... choć nie wiem czy bym tak pięknie umiała, bo ostatni raz coś haftowałam jeszcze w szkole podstawowej...
OdpowiedzUsuńTaką miarka przecież nie musi być haftowana. Mogą być aplikacje albo rysunek na materiale.
UsuńA ja się zastanawiałam, co mi tak świeci ;) Dziki za 'naświetlenie problemu' ;)
OdpowiedzUsuńObrus prezentowy piękny :)
Dziękuję za pochwały dla obrusa. Mam nadzieję, że obdarowanej Cioci też się spodoba.
UsuńDużo tego... ;) Obrus super, pomysł zblokowania też, już widzę ten zielony taras... szkoda tego rudzielca, ale jeśli ma wnerwiać, lepiej to faktycznie zostawić. Co do nieba, to też wczoraj oberzałam tą koniunkcję, to jasno świecące to tak myślałam o Wenus (nie sprawdzałam), bo jeszcze jakiś czas temu na niebie widać było Marsa, Wenus i Jowisza, ale Jowisz był już trochę na odchodnym. Kiedyś bardzo interesowałam się astronomią i ten sentyment pozostał... Co do miarki już widziałam ją u Kropki i gratuluję, jest cudowna, świetny pomysł. :))
OdpowiedzUsuńDzięki za pochwały robótkowe. I te Rudości to była taka zmora, która blokowała wszelkie inne działania, no bo przecież trzeba dłubać to rude. To teraz już nie trzeba i znacznie mi z tym lepiej.
UsuńSzaleństwo piękne - aż się szaleć chce :) piękny.
OdpowiedzUsuńSzaleństwo trzecie - aż chcę popełnić moje 4 szaleństwo znaczy dziecię, bo ta miarka jest przecudowna. ...Po chwili namysłu przecież moje obecne dzieci się łapią więc nie będę szaleć. Taras pięknie się prezentuje, więc sądzę, że widok jest powalajacy i zazdroszczę tych gwiazd..u mnie nie jest tak bogato w gwiazdy - TESCO zbyt blisko i oświetla okolicę. Generalnie poszalałaś :)
A miarkę sobie wyprodukuj - fajna sprawa. Jak pisałam wyżej nie trzeba jej haftować, mogą być aplikacje albo rysunki na materiale. A jak się to naciągnie na desce z gąbka pod spodem, to można wpinać znaczniki na wysokości malucha i to jest największa frajda :)))
Usuńno genialne, dzięki zatkanemu noskowi mojego najmłodszego miałam dłłuuugggąąą noc na rozmyślania co i jak i już mam pomysł na miarki dla wszystkich nieletnich w okolicy hihih
UsuńNo i do czego może się przydać zakatarzone dziecko :)))
UsuńMam nadzieję, że katar szybko przejdzie, a miarkami "made by LolaJoo" koniecznie się pochwal.
Wenus hehe siostra do mnie w poniedziałek zadzwoniła i pyta mnie czy widzę "tę" jasną gwiazdę i co to w ogóle jest, a jak się dowiedziała że że to Wenus to się śmiała bo myślała że ruskie laserem w nas celują hehe.
OdpowiedzUsuńTeż mi jakieś rosyjskie satelity chodziły po głowie, ale wolę wiedzieć, że to Wenus :)
Usuńchciałoby się w kolejności, ale się nie da, bo muszę po prostu raz jeszcze wykrzyczeć wielkie DZIĘ-KU-JE-MY w związku z cudnym prezentem :)
OdpowiedzUsuńno i chciałabym podziękować niesłusznie u mnie pominiętemu Ślubnemu, ale jego udział w sprawstwie był mi wcześniej nieznany ;)
a, zbliżenia są nie tylko na florę, ale i faunę, w postaci kwiatków pod słonikiem na ten przykład :)
a teraz szaleństwa pozostałe:
1. piękny. a za blokowanie w wersji "na spokojnie" podziwiam - ja bym chyba nie umiała, zawsze blokuję obrusy "na maksa", a później się wnerwiam, że nikt tego nie docenia ;P
2. no teraz wierzę, choć nadal oczom nie wierzę. robi wrażenie!
3. już pisałam :) ale raz jeszcze :*
4. szkoda trochę, bo byłam ciekawa jak to będzie na końcu wyglądało :) ale rozumiem, czasem z czymś nie po drodze, a męczy i dręczy...
5. pięknie wychodzą kolorki. mam nadzieję, że się włóczka sprawdzi i będzie służyć zgodnie z planem. a planujesz jakieś atrakcje czy prosta forma?
6. kocio ma dobrze - nasza Demo po zeszłorocznym locie ma na balkon szlaban; trzymam kciuki, żeby go za bardzo ten taras jednak nie pociągał...
7. popieram!! też planuję coś nasadzić, jak tylko Dziecia powiję i ogarnę wstępnie ;)
8. ja rozpoznaję oba Wozy, Kasjopeję i Oriona ;) i na tym moja wiedza się kończy, więc nawet nie wiedziałam, że jakieś koniunkcje są planowane ;P
Ależ proszę bardzo i polecam się na przyszłość, jakby kiedyś "dziewczęca" wersja była potrzebna albo wydłużenie tej miary powyżej 150 cm :)))
UsuńO współsprawstwie Ślubnego pojęcia nie miałaś, bo ono wyszło samo z siebie i nagle - zaprzyjaźniony tapicer był się zamknął, a ja miałam cały czas wizję, że ty zdążysz urodzić, zanim my kogoś innego znajdziemy. Ale Ślubny skojarzył, że ma sprzęt fachowy i się zaoferował :)))
Ja doceniam blokowanie na maksa, bo sama z niechęci do roboty tego nie uskuteczniam, bo to się trzeba nieźle naszarpać, szczególnie przy nietypowych formach.
Już to pisałam, ale się powtórzę, wywalenie Rudości przez przysłowiowe okno jakby mnie odblokowało. Od razu pojawiło się tysiąc nowych pomysłów i radość z robienia, a nie ciągła walka z materią.
Forma chusty widoczna w nowej notce :)))
Loty Małego przewidujemy w koszmarach, ale on sam się nie pcha, tylko "przy nodze" i jak ja do domu, to on też, więc mam go na oku. Ale jakby co, to barierki metalowe na górze powinny mu dość skutecznie uniemożliwić wskoczenie na balustradę.
Moja wiedza astronomiczna rośnie lawinowo i wczoraj sama z siebie zobaczyłam Wielki Wóz :))))
Obrus prześliczny wyszedł, padam do nóżek z podziwu za walkę z takim gigantem.Koniecznie muszę spróbować pomysłu na blokowanie...obawiam się tylko, że tak prposto to mnie to nie wyjdzie :D
OdpowiedzUsuńMiareczka też śliczna :)
A balkonowy ogród zapowiada się cudnie...mmm....usiąść sobie rano z kawką wśród takich pnączy w cieniu...ech...rozmarzyłam się :) Ja takie kawki uskuteczniam u teściów na tarasie ogrodowym i oddałabym wszystko za posiadanie takiego ogródka/balkonu. Mój balkonik - szkoda gadać :(
A jeśli chodzi o dzierganie wełny w lato to powiem Ci, że nie jesteś sama :) Mnie w lato zawsze paluchy świerzbią do dziergania chust i skarpetek, a zimą najchętniej bym podziergała coś z bawełny :D