Przenosiny

niedziela, 27 maja 2012

Z ZIEMIĄ WE WŁOSACH

Z ziemią we włosach kończyliśmy wczorajszy dzień. I uprzedzam lojalnie, że dzisiaj będzie wpis ziemno-roślinny. Z dużą ilością zdjęć. Z kilkoma dramatycznymi historiami. Z paroma złośliwościami florystycznymi. Oraz z Małym łapiącym się w każdy kadr. Przykład? Proszszszsz bardzo...

Ale, żeby nie było, że robótkowo nie było nic zupełnie, to na początek trzeci rządek frywolitki, prawie cały. Przepraszam za wymięty stan przyszłej serwetki, ale między supłaniami nie wsadziłam jej między jakieś książki, tylko łupnęłam do szuflady robótkowej (mam taką szufladę w kuchni, a co!).

Poza frywolitką powstaje też haft i mam go już... łokieć, posługując się zamierzchłymi miarami. Dzisiaj powinno przyrosnąć, bo mam zamiar posiedzieć na tarasie i powyszywać. Miałam zamiar posiedzieć wczoraj wieczorem i podziubać igłą w materiał, ale nie wyszło, bo... może ujmę to tak, potępiamy działania grupy Enea, dostawcy energii elektrycznej, który postanowił zafundować nam wczoraj wieczór przy świecach oraz noc troski o lodówkę, która przy szóstym włączeniu i wyłączeniu prądu pokazała na wyświetlaczu, że ma takie warunki działania w głębokim poważaniu i nie będzie chłodziła komory lodówki. Ale ogarnęła się w końcu i po pukaniu jej w panel sterowania przez pięć minut postanowiła zająć się nie tylko zamrażalnikiem. Ale do drugiej w nocy była impreza chłodnicza, a jak się już w końcu położyłam, to Mały doszedł do wniosku, że on musi się przytulić i nie spałam do trzeciej nad ranem. A budzik Ślubnego zadzwonił dzisiaj o siódmej...

A teraz do rzeczy, czyli do ziemi. Będzie fotorelacja.
Najpierw Ślubny zakupił florę i przywiózł ją hurtowo, upychając w bagażniku i na tylnym siedzeniu.

Zielenina została wtargana na trzecie piętro i przez chwilę stanęła na korytarzu przed drzwiami. Przy czym udawała, że jest jej mniej, niż nam się wydaje i generalnie niewinna jest, nieszkodliwa i... bezwonna to nie, bo róża pachniała tak, że dech zapierało.

Galopem przenieśliśmy wszystko na taras i dokonałam pierwszego przeglądu zakupionych dóbr (Ślubny działał w sklepie samodzielnie i miał tylko powiedziane, że zioła chcę, koniecznie, wszystkie możliwe i truskawki, też koniecznie).

Okazało się, że dostałam malinę... w postaci samotnego, zadziornego patyka, który to patyk od razu grzecznie uprzedziłam, że jak się nie puści i nie zacznie przypominać choćby małego krzaczka, to marny jego los, skończy jako badylek do grzebania w ziemi w innych doniczkach. Nie wiem, czy malinowy patyk się przejął, ale mam nadzieję, że do niego dotarło, że na tym tarasie żartów nie ma.

Zioła dostałam wszelkie: bazylię, oregano, miętę, rozmaryn, tymianek, szałwię, estragon oraz dwa krzaczki ziół niezidentyfikowanych, podobno jadalnych... ale możliwe, że Ślubny postanowił zakupić szalej jadowity i pozbyć się żony raz a dobrze. A z tyłu, za ziołami widać część pelargonii.


Truskawki, zgodnie z zamówieniem, dotarły i nawet z owocami.

Róże są dwie jedna "na pniu" o wdzięcznej nazwie "True Love", co od razu zostało przemianowane na "True Blood", tym bardziej, że ma paskuda dorodne kolce.  Oraz druga, pnąca.
 


I dużo bluszczu, winobluszczu i parę lian wijąco-kwitnących.

 I żeby nie było nudno, to paręnaście innych kwiatków, traw i takich tam, co to ja nie wiem, ale ładne.

A później Ślubny wyruszył po ziemię i brakujące donice. Razem mam w tej chwili na tarasie prawie 700 litrów gleby! A to znaczy, że te 700 litrów zostało wtachane na trzecie piętro i przełożone do donic. Zdjęć z akcji sadzenia brak, bo strach było aparat wynieść w takie brudne i ziemne okoliczności przyrody. Mały też został przymusowo zamknięty w mieszkaniu, żeby się nie tytłał w piaseczku, torfie i innych brudach. Nie spodobało mu się, czemu dawał wyraz, siedząc na stopniu, przed drzwiami tarasowymi i drąc paszczę.
Ale za to mam udokumentowane, że przez chwilę mieszkaliśmy w mieszkaniu z okopem ziemnym (opcjonalnie barykadą workową) na tarasie. Mogliśmy ostrzeliwać nieprzyjaciela do woli i nie obawiać się wrogiego ognia.

Po czterech godzinach grzebania w ziemi i charakteryzowania się na ziemnego luda (tytułowa ziemia we włosach to nie była duża przesada), otrzymaliśmy taki oto obraz - zieleniny okiełznanej, popakowanej w schludne donice i czekającej na rozstawienie po kątach (niech wie, zielsko ozdobne i jadalne, że bytowanie u nas to nie wakacje u babci).

Na zdjęciu powyżej nie ma mojego warzywnika, który został ulokowany tuż przy oknie kuchennym, żebym miała ziółka na wyciągnięcie ręki. 

W warzywniku mamy, w kolejności "donicowania" od strony kuchni: dwie donice ziół plus szczypiorek, dwie donice truskawek, pomidory, donicę z czosnkiem i rzodkiewką oraz malinę w formie patyka obsadzonego lawendą, żeby ten patyk mnie chwilowo nie zmuszał do używania przy każdym rzucie oka na niego "motywatorów negatywnych", lawenda robi za bufor.

A taras w części wypoczynkowej wygląda tak:

W dalekim rogu jest wierzba zwana wątłą (oryginalna nazwa wskazuje na wschodnie, japońskie pochodzenie), bo zamiast zgodnie z rysunkiem poglądowym trzymać gałązki, jakby ją prąd popieścił, to ona się słania. Mam nadzieję, że jej przejdzie, bo jak nie...
Mamy też miniaturowy klon, który został ochrzczony jako metroseksualny, bo nie ma toto porządnego pnia, męskiego drzewa nie przypomina nawet od strony korzenia (wiem, bo sobie pooglądałam jego podstawy moralne), ale za to wdzięczy się, gnie słodko i wygląda jak zadbany delikatesik. Mam nadzieję, że zmężnieje.
I mamy też Ginkgo Biloba, czyli miłorząb japoński, który to miłorząb jakoś mi bardzo leży wizualnie i polubiliśmy się od pierwszego pomacania pnia. Tylko obawiam się, że drzewko okaże się niestabilne emocjonalnie i pełne kompleksów, bo... nazywa się "Troll" (tak mu na wielgachnej etykiecie wydrukowali). Trzeba mu imię wymyślić, żeby się nie zamknął w sobie i nie odmówił puszczania się w obszarze listowia.

I jeszcze zdjęcie łóżka wiszącego, które rzuciło się w sklepie na Ślubnego i wrzeszczało na niego: "Bierz mnie!". No to wziął, przywiózł, skręcił i twierdzi, ze nawet wygodne. Ja nie wiem i pewnie się nie dowiem, bo jak na moje, to na to łoże trzeba się kłaść w sposób dziwnie przypominający skok wzwyż, czyli wybić się, obrócić w powietrzu i liczyć na to, że się trafi ciałem na łóżko a nie obok. Przy okazji widać, że po drugiej stronie tarasu wylądowały roślinki mniejsze i kwitnąco-piękne, w tym hibiskusy (ukrywają się za krzesłem, kto by pomyślał, że to takie nieśmiałe).

Brakuje zdjęcia huśtawki, która jest w innej części tarasu, ale to nadrobię następnym razem.

I jeszcze dwa zdjęcia nie z tarasu, ale za to z kociem. Najpierw kocio w wersji salonowej, siedzącej.

Oraz doskonała ilustracja tego, że pozostawienie czegokolwiek na sofie jest działaniem z gruntu (po tylu litrach ziemi przemieszanej własnoręcznie, to mi się teraz "grunt" do każdego zdania pcha) błędnym i powodującym problemy z odzyskaniem mienia, czyli Mały uwalający sie na sweterku właściciela oraz jego ipadzie.

Mam nadzieję, że wielbicielki zielenin, donic i skrzynek z roślinnością poczuły się usatysfakcjonowane. O tarasowych zieleninach będzie teraz częściej, ale spokojnie, tylko z okazji wielkich wydarzeń florystycznych, czyli jak coś się pożegna ze swoją donicą (wydarzenia tragiczne) lub coś mi zakwitnie lub dostarczy żywności do konsumpcji (wydarzenia zasługujące na chwalipięctwo).
Stan na dziś jest taki - wydaje się, że wszystko śpiewająco przetrwało przesadzenie, trzyma liście w postawie "na baczność" i nie usiłuje zdezerterować z szeregów flory tarasowej (no, może jeden krzaczek truskawek ma gorszy moment, ale to się na niego pokrzyczy, napoi i da do zrozumienia, że lepiej niech się podniesie ze stanu zwątpienia w siebie).

52 komentarze:

  1. ja pierdziuuuu ale czad :) wycieczki też planujecie? bo coś mi się wydaje, że Róg Renifera niedługo dostanie status użytku ekologicznego :D ja to sobie wyobrażam minę mojego Przyszłego Ślubnego, jak mu się zwalę z kaktusami na chatę i będzie musiał mnie pomieścic z całym dobrodziejstwem inwentaża ;) a jak będziesz miała problem z identyfikacją organoleptyczną ziół chyba-nie-szalejowych, to znjadziesz sobie klucz do ozanczania, binokular i oznaczysz- po kwiatach najlepiej ;) mówi Ci to OMC biolog magister

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wycieczki to ja już przerabiałam z wnętrzami, więc dodatkowe oblecenie tarasu już niewiele zmienia :)))
      Przyszły Ślubny kaktusy zapewne przeżyje, o ile nie każesz mu się nimi zajmować.
      A zioła mam zamiar dokładnie tak, jak sugerujesz, oznaczyć kluczem, bo mnie będą męczyć te dwa krzaki.

      Usuń
    2. wiesz jak fiołek kwitne, co go zostawiłam Mu pod opieką, modląc się o lekką śmierć dla kwiata?? Ma Chłop rękę do kwiatów oj ma ;)

      Usuń
  2. Po przeczytaniu czuję się zmachana tak, jak gdybym sama to wszystko posadziła :)
    Strasznie dużo roboty!
    Z ogromnym zaciekawieniem będę śledzić dalsze losy flory :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Roboty dużo, ale efekt tak zadowalający, że już dziś się o tej ziemnej katordze mniej pamięta.

      Usuń
  3. Ja posiałam zioła u siebie i pomimo tego, że pasiak zrobił sobie na nich legowisko cos zaczęło kiełkować :) Wasz taras będzie super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że taras będzie docelowo zielony i przyjazny.

      Usuń
  4. No to szczególnie do kwitnących i owocujących polecam SUBSTRAL do POMIDORÓW, znakomity na kwitnienie i owocowanie, ma dopracowany skład proporcji azotu i fosforu!
    Imponujący widok, nie komplementuję by nie zapeszyć ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapisałam, zastosuję :) I na wszelki wypadek poplułam trzy razy przez lewe ramię.

      Usuń
    2. Potwierdzam, stosowałam Substral rok temu i jutro też kupię, bo mi malinowy lekko oklapł :-)

      Usuń
    3. oo tak odżywki do roślin to rzeczywiście doskonały pomysł... mi nic nigdy nie rosło w domu..ale teściowa mi poszła na ambicję bo jej to nawet na kamieniu rośnie bujnie i zaczęłam kombinować...i z odżywkami mam też bujnie :)

      Usuń
  5. Ho ho ho, no to się zazieleniło :)) Daliście czadu aż miło :)) Ja w tym roku odpuściłam sobie roślinki balkonowe, ale kto wie czy się właśnie nie zaraziłam (czy zaglebiłam)... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za "zaglebienie", jakby co, to nie biorę odpowiedzialności, ale można obarczyć winą Ślubnego :)

      Usuń
  6. Frywoliki prezentują się super, takie przestrzenne wzory niesamowicie wyglądają jak taki gruby hafcik. No a malinki na tarasie...mniam, mniam. Świetny pomysł na funkcjonalne zagospodarowanie przestrzeni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że do tych malinek to co najmniej dwa sezony poczekam. Ale co tam, krzaczek w kąciku nikomu nie będzie przeszkadzał.

      Usuń
  7. Gratuluję, śliczne rośliny, niech Wam zdrowo rosną i owocują :-)
    Ogromnie się cieszę, że też masz zielono tuż za progiem, należy Ci się długi wypoczynek za całą akcję ogrodniczą :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten długi odpoczynek to się niestety skończy po 24 godzinach, bo poniedziałek za progiem, ale warto było się pomordować.

      Usuń
  8. oo, szaleństwo, ale jakie wspaniałe! a jak się towarzystwo zielone rozrośnie to będzie przepięknie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę się boję myśleć, jak to się rozrośnie... ale, co tam, najwyżej będę się przemykać boczkiem po tarasie, wśród kwiecia i krzaczków.

      Usuń
  9. No to jak szaleć to szaleć widzę. Raz a dobrze :) Super super super. Ginkgo Biloba się bardzo rozrasta..przynajmniej ta w ogrodzie moich rodziców i rzeczywiście fajnie wygląda. A z lodówką i prądem to nie zazdroszczę. My podczas ostatnich wakacji ...czyli jakieś 2 lata temu, wyłączyliśmy korki w domu, no bo po co jak nas nie ma w domu :) ale lodówka i zamrażalka tak nie myślały i gdy teściowa przyszyła po tygodniu podlać kwiaty zastała małą Sodomę i Gomorę. Smród unosił się jeszcze chyba miesiąc. Aromat podpsutych truskawek krewetek i lodów...ooo matko!! Lodówka do wymiany...nie dało się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że Ginkgo potrafi się rozrosnąć, ale jakby co, to będziemy je ciąć, nieźle to podobno znosi.
      A stres z lodówką wynikał przede wszystkim z tego, że ona jest nowa i jeszcze nie miałam pojęcia, jak się zachowuje przy braku prądu, ile trzyma i czy jej się ustawienia nie resetują. Trochę walki, trochę nerwów, ale przynajmniej wiem, co i jak przy dłuższych wyłączeniach prądu.

      Usuń
  10. Ty Kobieto to masz zdrowie! Ewentualnie jesteś bardziej szalona niż zakładałam :D Jestem zdumiona Twoją energią. Gdybym zobaczyła tyle ziemi w jednym miejscu, pewnie dwa tygodnie zastanawiałabym się jak się za to w ogóle zabrać.... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo możliwe, że jestem znacznie bardziej szalona, niż mogłaś przypuszczać :) Ale ja tak mam, jak muszę się wygrzebać z bałaganu, to już, natychmiast i na raz (przy przeprowadzce też tak było, żadnego rozkładania na raty).

      Usuń
  11. naturalnie wpraszam się na "wycieczkę"! Choć przyznaję, że nie bardzo chce mi się ruszać gdziekolwiek z własnego tarasu ;) choć nie mam malin, ani truskawek i wielu innych.... to pooglądam sobie u Ciebie ;) :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wiesz, że masz do nas stałe zaproszenie :) I rozumiem niechęć ruszania się z własnego tarasu. Mnie Ślubny dzisiaj wieczorem prawie łańcuchem musiał wciągać do wnętrza :)

      Usuń
  12. Czy czuję się usatysfakcjonowana? Ja się tam do Ciebie na taras przeprowadzam! *^v^*
    Mamy takie same doniczki, kyaaa! ~^o^~
    Pokaż z bliska te zioła, co są niezidentyfikowane, zobaczymy co to.
    PS.: Haftu masz nie łokieć, tylko pół-cicika. Niby to to samo, ale dobrze jest używać aktualnie modnej nomenklatury... ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doniczki kupowane w "Oszłomie". Zioła mogę pstryknąć, czemu nie, tym bardziej, że wyszło na jaw, że jeden krzaczek jest tak tajny, że nawet pani w sklepie, nie wiedziała, co to, bo "nowość" :))) W sferze ziół, nowość, też coś!
      I tak, wiem, że pół cicika mam haftu, ale ja odczuwam pokorę i strach w kwestii praw autorskich nie wiem, czy jakieś tantiemy się pomysłodawczyni "cicików" należały :))))
      Co do wprowadzania się do nas, to ja czytuję pewne blogi i widzę, że już co najmniej cztery istoty ludzkie zostały u nas teoretycznie zakwaterowane (zapewne z dwoma przedstawicielami fauny udomowionej, bo chyba zwierzątek nie porzucicie???) I ten pomysł kołowrotka na tarasie też widziałam... nawet jest miejsce... ale radzę się szybko decydować, bo mogę tam upchnąć jakieś dodatkowe donice, bo właśnie sobie uświadomiłam, że nie mam kopru, a lubię!

      Usuń
    2. No, oczywiście, że męża i kota nie zostawię! I doniczek, ale ja mam niewiele, na Twoim tarasie znikną i wtopią się w tło. *^v^*
      Koper nie wymaga dużo miejsca, możesz go sypnąć do którejkolwiek zajętej już donicy, poradzi sobie. ^^

      Usuń
  13. jak zwykle swietnie napisane....bardzo milo sie ciebie czyta...roslinek co nie miara ala na taki taras mniej to az nie wypada...tak mysle ,ze do podlewania to jakis wąż ogrodowy byle nie dusiciel by ci sie przydał...ja na tarasie mam kilka kwiatkow pelargoni i musze biegac z konewka a przy takiej ilosci...?pozdrawiam ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy takiej ilości wynosi się wodę wiadrami i modli się o deszcz :)

      Usuń
  14. ło ja.... ależ macie taras!!! A ja nawet malutkiego balkoniku niet ;( hi,hi,hi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie masz przynajmniej dylematu, czy chcesz roślinki czy nie :)

      Usuń
  15. Czuję się jakbym sama to wszystko posadziła hehe Wspaniałe szaleństwo, w nim metoda i źródło tej Twojej cudownej energii;D
    Przepiękny taras!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy bardzo: taras, Ślubny i ja za pochwały. Na temat szaleństwa nic nie pisze, bo podobno to pierwszy objaw, twierdzić, że nie, że wcale, że jest się normalnym :)))

      Usuń
  16. Uważaj, żeby taras się nie zarwał ;) A tak an serio to uwielbiam zielona balkony, tarasy itp. Uwielbiam zieleń w domu i na dworze więc u Ciebie czułabym się jak w domu :) Wielki szacun dla małżonka - niezły trening mu zafundowałaś ;) Mały na ostatnim zdjęciu rozczulił mnie. Taka muffinka, kuleczka, słodziak jeden :D do schrupania :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, taras w bryle domu, a nie wiszący, więc nie ma prawa :) I sprostuję od razu, że wory na trzecie piętro też tachałam, ale przyznaję, że po dwa, a Ślubny po trzy :)
      Mały potrafi być słodki i niewinny, jak śpi :)

      Usuń
  17. Zażalenie chciałam złożyć..
    Bo niby dlaczego o zieleninie ma być tylko z okazji wielkich wydarzeń florystycznych? Ha?
    Propozycję mam nawet, a co!
    Otóż może by tak zrobić comiesięczny cykl zdjęć zieleniny, najlepiej w tym samych ujęciach, co by można było obserwować różnice w postępach wzrostowych..?
    Luźna taka.. propozycja.. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zażalenie przyjęte, zostanie rozważone. Pomysł z cyklem zdjęć dokumentujących przyrosty lub zejścia flory tarasowej jest niezły, nawet dla własnej świadomości, ile co urosło.

      Usuń
  18. Super te Wasze okazy flory (tfu, tfu, żeby nie zapeszyć :)) Za każdym razem jak widzę ten boski taras, to pluję M. w brodę, że mieszkanie bez balkonu kupił. Ale dopóki nasz własny kawałek ziemi lasem zarośnięty i nieuprawny, to korzystam z dobrodziejstw maminego ogródka - a tam czereśnie już lada dzień jadalne będą :))
    Mały nie wykazuje chęci grzebania w doniczkach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tfu, tfu!!! A maminy ogródek jest doskonały, bo ogródek i bo maminy, to jednak więcej korzyści niż obowiązków :)

      Usuń
    2. aaaaaaaaaaa, i Mały nie wykazuje najmniejszej chęci grzebania w doniczkach; ziemia jest brudna, a Mały - arystokrata brudu nie zdzierży :)

      Usuń
  19. Widzę, że nie tylko ja cieszę się florą, bujnie rozprzestrzeniającą się w wiosenne dni. Nasza znacznie mniej okazała, jeśli chodzi o mnogość gatunków roślinności "pożytecznej". Natomiast szkodniki, czyli chwasty, znajdziesz jakie sobie życzysz. Mam nadzieję, że z czasem okiełznam to florystyczne zamieszanie. Na razie cieszę się jedenastoma krzaczkami malin, trzema porzeczek i dwudziestoma dwoma truskawek oraz całym ogromem przeróżnej maści chwastów :-)
    Rozbudowa wątku florystycznego na Twoim blogu mile widziana :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogródek jest jednak znacznie trudniejszy do okiełznania niż grzeczne tarasowe donice. A rozbudowa wątku florystycznego... może taka malutka, ale na pewno nie będzie i zieleninie w każdej notce, bo to jednak blog robótkowy a nie ogrodniczy :)

      Usuń
  20. O jaaaa, ile roślin :P Przyznam się bez bicia, że bym chyba umarła, gdybym musiała zadbać o takie stado:P Albo raczej to roślinki by umarły:P Podziwiam, podziwiam:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. One są bardzo wytrzymałe :) A poza tym najgorszy jest początek, później to już prawie bezwysiłkowo.

      Usuń
  21. Wielkie gratulacje, niech żyje i rozkwita. Imponujący zbiór,jakościowo i ilościowo, a dziury w doniczkach porobiliście? Ja w tym roku banalnie przeszłam na hodowlę pomidorów w dużych donicach, już cieszę się na zbiory ! Czego i Wam z serca życzę, życie bez zieleni smutne, pozdrawiam hel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do pomidorów mam wielkie nadzieje, bo jest pięć krzaków i coś z tego musi byc!

      Usuń
  22. Już sobie wyobrażam jak ten balkon będzie wyglądał za kilka lat! Cudo! Strasznie, ale to strasznie zazdroszczę:) Tak samo zazdroszczę, że te frywolitki Ci wychodzą. Ja kiedyś próbowałam, ale chyba nie zrozumiałam o co kaman:) Jeszcze druty i szydełko czuję, ale czółenka już nie:( Cudowny, śpiący kot:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że za kilka lat będzie mały ogród botaniczny, jak się to wszystko rozrośnie.

      Usuń
  23. Ja tylko powiem jak dawniej moja babcia - tfu , tfu na psa urok i niech się Ogród rozrasta pięknie .Cicha czytajka Maga

    OdpowiedzUsuń
  24. Nieźle sie napracowałaś! Pięknie się teraz prezentuje twój taras,a za kilka lat jak njuz roślinki się rozkrzewią to będziemy cię w liściach szukać ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Na takim tarasie to ogród mozna posadzic.

    OdpowiedzUsuń