Z poważaniem
AJM
No właśnie, przepraszam, że mnie nie było, ale najpierw wessały mnie książki, a później poczułam nagły pociąg do maszyny.
***
W ciągu ostatnich czterech dni przeczytałam:
- "Bóg rzeczy małych" - Arundathi Roy - mam mieszane uczucia, ze wskazaniem w kierunku tych pozytywnych.
- "Tricked" - Kevin Hearne - czwarty tom sagi o druidzie... słabiutko, oj, słabiutko...
- "Więzień nieba" - Carlos Ruiz Zafon - przyjemne zaskoczenie, ale mam zastrzeżenie - to jest za krótkie!!! Proszę nie pisywać takich króciutkich powieści, panie Zafon.
- I zaczęłam "Opowieść o Blanche i Marie" - Per Olov Enquist - i po przeczytaniu pierwszej części czuję się jakaś taka... brudna.
- Iiiiiiii - dzięki gorącym namowom zaczęłam czytać "Sto lat samotności" Garcii Marqueza - ojej! bajka... Bardzo mi się podoba.
***
Między jedną linijką tekstu a drugą dziergałam sobie grzecznie Tarasową Tunikę - zbliżam się do dekoltu. I wyszywałam prezent niespodziankę - jestem mniej więcej w jednej trzeciej haftu, ale nauczyłam się już wzoru na pamięć, więc idzie szybciej.
***
A krawiecko - hmmm, to może ja pokażę, jak wygląda w tej chwili Kącik Szalonej Rękodzielniczki, w którym to magicznym kąciku dzieją się dwa ciuszki na raz:
Pisałam ostatnio, że w przytomności Ślubnego, zaciągniętego podstępem do second handu, zostały nabyte materiały dwa. I to materiały, które ewidentnie miały wylądować u mnie, bo jakoś tak od razu było wiadomo, co z nich, z czym, po co, na co i dlaczego.
Z miękkiej, bardzo lejącej błękitnej materii w granatowe paski skrojone są już spodnie.
Materia oryginalnie była chyba jakąś zasłonką, lambrekinem, pasmem zasłaniającym widoki lub inną wielką zazdrostką, bo miało toto ponad trzy metry długości, ale szerokości 90 centymetrów. Okazało się, jednak, że starczyło na dokładnie takie spodnie, jakie za mną łaziły od dłuższego czasu. Spodnie Bez Niczego - bez kieszeni, bez szlufek, ozdóbek, bez paska nawet. W tym modelu nawet zamek nie chce się narzucać i jest wszywany z boku. A do tego "niczego" są mega szerokie nogawki. Materiał jest idealny na takie letnie spodnie - bardzo miękki, lejący się, leciutko elastyczny i relatywnie cienki, ale nie prześwitujący - jak na moje niezbyt wprawne oko, to jest bawełna z jakąś domieszką.
Chcę, żeby były luźne, więc skroiłam rozmiar większe i pogłębiłam tylko zaszewki, żeby nie mieć w pasie smętnie wiszących nadmiarów materiału. Oczywiście wiązanie jest przewidziane, więc dwa centymetry luzu będą maskowane pod kokardką :)
Chcę, żeby były luźne, więc skroiłam rozmiar większe i pogłębiłam tylko zaszewki, żeby nie mieć w pasie smętnie wiszących nadmiarów materiału. Oczywiście wiązanie jest przewidziane, więc dwa centymetry luzu będą maskowane pod kokardką :)
Spodnie już skrojone i przygotowane do szycia. Powinny powstać jutro - prezentacja najpóźniej w piątek.
A to jest, drodzy moi, zestaw, z którego powstanie letnia sukienka.
Pastelowa pomarańczowa sztuczność materiałowa, która została zakupiona w formie prześcieradła z gumką na łoże wielkości boiska piłkarskiego. Po pozbyciu się gumki okazało się, że jest tego nieco ponad dwa na dwa metry. Pomęczył mnie przez jeden dzień dylemat kolorystyczny - co dodać do wielkiej pomarańczowej plamy, żeby przestała mieć mdlące oddziaływanie i olśniło mnie, że fiolet będzie idealny. A zatem moja siateczka, z której powstała tunika Feniks z Popiołów będzie tutaj robiła za dodatek. Do tego lamówka z identycznym fioletowym odcieniu, do zaznaczenia cięcia pod biustem i powinno być ślicznie.
Wykrój już zrobiony, zamek kupiony, zostało kroić i szyć. Tutaj planuję trochę przeróbek i działań "w stylu dowolnym", między innymi przeniesienie zamka z tyłu na bok.
***
A tak poza tym, to muszę bardzo szybko pomyśleć nad Robótką Podróżną, bo zapowiada nam się weekend wędrowny. To, co robię w tej chwili nie nadaje się do samochodu. Tunika ze względu na to, że ciągnę nitkę z wielkich szpul i to jeszcze dwóch.
Wyszywać na polskich drogach się nie da, bo nawierzchnia nie taka idealna. Tym bardziej, że tam się liczy niteczki milimetrowej szerokości, więc nie ma szans, żebym trafiała igłą tak precyzyjnie.
Pewnie jakiś szal albo chusta się zadzieje, ale muszę zdecydować, co, z czego i jaki wzór.
Oczywiście raport z przyrostu robótki w czasie podróży będzie, żeby tradycji stało się zadość.
***
A na koniec krótki dramat w jednym akcie - byłam dzisiaj w pasmanterii. Takiej, co to mam najbliżej do niej. Wcześniej wizytowałam przybytek raz i oprócz wrażenia, że jest to najubożej zaopatrzona pasmanteria w okolicy (ale i tak nie najgorzej), nie odniosłam żadnych szkód emocjonalnych i estetycznych. Ale dzisiaj... W drzwiach rzucił się na mnie manekin krawiecki w stanie rozkładu (aż żałuję, że fotek z ukrycia nie zrobiłam, bo to się opisać nie da). Przy czym to jest siostra mojej Denatki, więc mi się żal zrobiło tym bardziej. Pod ladą, ale doskonale widoczne dla klientów upchnięte zakurzone, zepsute maszyny do szycia. Na półkach i dokoła ogólny obraz nędzy i rozpaczy. A do tego wyszła do mnie z zaplecza pani, która... przykro pisać, ale na pewno cierpi na deficyt mydła w domu, a była dziesiąta rano, początek pracy, czyli ona taka "higieniczna" przybyła z domowych pieleszy. Nabyłam galopem, co miałam nabyć i uciekłam na świeże powietrze. A żeby było zabawniej, to to jest nie tylko pasmanteria, ale także salon szyjący suknie ślubne... Tłumu klientek to oni raczej nie mają.
Wyszywać na polskich drogach się nie da, bo nawierzchnia nie taka idealna. Tym bardziej, że tam się liczy niteczki milimetrowej szerokości, więc nie ma szans, żebym trafiała igłą tak precyzyjnie.
Pewnie jakiś szal albo chusta się zadzieje, ale muszę zdecydować, co, z czego i jaki wzór.
Oczywiście raport z przyrostu robótki w czasie podróży będzie, żeby tradycji stało się zadość.
***
A na koniec krótki dramat w jednym akcie - byłam dzisiaj w pasmanterii. Takiej, co to mam najbliżej do niej. Wcześniej wizytowałam przybytek raz i oprócz wrażenia, że jest to najubożej zaopatrzona pasmanteria w okolicy (ale i tak nie najgorzej), nie odniosłam żadnych szkód emocjonalnych i estetycznych. Ale dzisiaj... W drzwiach rzucił się na mnie manekin krawiecki w stanie rozkładu (aż żałuję, że fotek z ukrycia nie zrobiłam, bo to się opisać nie da). Przy czym to jest siostra mojej Denatki, więc mi się żal zrobiło tym bardziej. Pod ladą, ale doskonale widoczne dla klientów upchnięte zakurzone, zepsute maszyny do szycia. Na półkach i dokoła ogólny obraz nędzy i rozpaczy. A do tego wyszła do mnie z zaplecza pani, która... przykro pisać, ale na pewno cierpi na deficyt mydła w domu, a była dziesiąta rano, początek pracy, czyli ona taka "higieniczna" przybyła z domowych pieleszy. Nabyłam galopem, co miałam nabyć i uciekłam na świeże powietrze. A żeby było zabawniej, to to jest nie tylko pasmanteria, ale także salon szyjący suknie ślubne... Tłumu klientek to oni raczej nie mają.
To ja zbyt wiele, zdecydowanie zbyt wiele oczekuję od swoich pasmanterii, że np. ekspresu 100 cm metalowego nie ma, ehhh. Sukienka i spodnie zapowiadają się ciekawie i to bardzo, ale szczerze to ja ciekawa tych spodni:] Po egzaminach zasiadam do lektur ukochanych, bo czuje się delikatnie mówiąc w tym temacie zacofana intelektualnie.
OdpowiedzUsuńStudiowanie czytaniu literatury przyjemniej i niefachowej nie sprzyja, niestety, wiem coś o tym :)
UsuńA spodnie będą, choćby na wieszaku w piątek.
Ubawiła mnie pasmanteryjna historia! Ucieszyła reakcja na Marqueza, ciekawią nowe uszytki szczególnie ten w paski - na lato takie luźne spodnie - mmmm :)))
OdpowiedzUsuńZachłysnęłam się Marquezem w zasadzie od pierwszych stron :) Jak to dobrze czasami posłuchać niecnych podszeptów innych czytających :)
UsuńTak tak czasem warto..ja Marqueza to rekami i nogami pochłaniam, więc dlatego polecam...A pasmanterie to rzeczywiście czasem zabawne miejsca. Kiedyś mi Pani powiedziała, że sobie głupi kolor materiału kupiłam to nie znajdę zamka do niego. To tak żeby klienta nie odstraszać chyba.
UsuńUsprawiedliwienie zaakceptowane :)) Jestem ciekawa gotowych prac krawieckich :)) A co do pasmanterii, przyjmij moje kondolencje... ;))
OdpowiedzUsuńZa kondolencje dziękuję. Prace krawieckie będę pokazywać na bieżąco, jak tylko wylezą spod maszyny.
UsuńTen Zafon stoi u mnie na półce w kolejce, mówisz, że za krótki? Hm...
OdpowiedzUsuńSzyj dzielnie i pokazuj, może dasz mi szyciowego "kopa", bo jakoś mnie przystopowało po ostatniej sukience, a wciąż nie mam kreacji weselnej i bawełna w niebieskie kwiaty leży i czeka, nie mogę się zdecydować na model!
Mnie ostatnio krawiecko nosi, ale ma pewnie na to wpływ fakt, że po zimie i przeprowadzkowej kuchni (opartej głownie na pizzy i słodyczach), w końcu zaczynam wracać do w miarę normalnych rozmiarów.
UsuńProblem z wyborem modelu znam... te materiały "angielskie", które zostały kupione wczesną wiosną nadal leżą i czekają, bo ja zmieniam zdanie co tydzień.
Aaaa Zafon pisany wielką czcionką, z marginesami takimi, że notatki można robić i pustymi stronami dla ozdoby, więc z grubej książki robi się powiastka. Ale niezła. Zaczynając nie spodziewałam się niczego, więc rozczarowanie jest miłe.
Usuń"Sto lat samotności" to jedna z moich ukochanych książek, wracam do niej i zawsze mam wrażenie, że czytam pierwszy raz. A Zafon mnie jakoś ostatnio zniechęcił "Mariną" i chyba już do niego nie wrócę. A gdzie kotek? :)
OdpowiedzUsuńMam to samo, a raczej miałam. Przeczytałam "Marinę", a raczej przebrnęłam przez nią i jak Rodzona Moja Jedyna Mamusia zaraportowała, że jest nowy Zafon i ona by może, ewentualnie chciała, to nawet usiłowałam ją odwodzić od tej myśli. Ale jest niezły - może nic odkrywczego i rewelacyjnego, ale ciekawa historia, nieźle napisana i tłumacze nie pogorszyli odbioru :)
UsuńA kotek dzisiaj maruda i spał cały dzień, poza tym to nie można Was tak rozpuszczać strasznie, że kocio zawsze, ostatecznie to jest blog o robótkach.
Ło mamo, Ty w cztery dni przeczytałaś tyle książek, skroiłaś spodnie, kieckę, robisz tunikę, wyszywasz... ;-) Weeeeź, bo się nabawie jakis kompleksow... ze tak zapytam - pracujesz? ;)
OdpowiedzUsuńNie zapominaj, że ja jestem bardzo "intensywna" :))) I pracuję, ale nie w standardowym znaczeniu tego słowa, czyli nie latam do pracy od ósmej do szesnastej, a pracuję głównie w domu. To daje spore możliwości wykorzystywania czasu według własnych potrzeb.
UsuńAch, czyli się obijasz - tzn. pracowo, na peeeewno baaardzo zaniedbujesz swoje pracowe obowiązki, bo to inaczej byłoby niemożliwe... chyba, że u Ciebie doba trwa dłużej...? ;)
UsuńU mnie takiego obrazu nędzy i rozpaczy w pasmanteriach na szczęście nie ma:) Nawet jak dzisiaj kupowałam zamek kryty granatowy, to pani zapytała, który? I pokazała dwa! Wtedy sobie myślę: o Jezu, jestem ślepa, bo są takie same. Pytam się jaka różnica? I co? Okazało się(czego ja naiwna do dzisiaj nie wiedziałam), że są sztywne i są na siatce! No to wzięłam te na siatce:)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na Twoje szycie. Ja już kilka dni szukam odpowiedniego wykroju na sukienkę urlopową! Ja rozumiem, że Twój blog jest o robótkach, ale gdzie kotek?
Ta pasmanteria to wyjątek, inne nie są takie "opłakane". Szycie się dzieje, to znaczy raczej będzie się działo jutro i w piątek, bo dzisiaj wieczorem "wsiąkłam" w "Opowieść o Blanche i Marie" i to, co czytam na temat Skłodowskiej-Curie zaczyna mnie bardzo intrygować. Do tego stopnia, że chyba się zaopatrzę w jakąś biografię, nieocenzurowaną :)
Usuńjeśli chodzi o czytanie to mnie normalnie zawstydzasz-kiedyś tak dużo czytałam.. no ale trzeba ogarnąć jakąś biblioteke i poczytać troche staroci, które kiedyś wciągały ;) poza tym też załączył mi się motorek w dzierganiu - bolerko na wykonczeniu (jak na mnie to szybko), pozostało kilka rzędów plisy :) za to mgr stoi w lesie :)
OdpowiedzUsuńa pasmanterii współczuję - ja bym chyba poszła do innej. I zastanawiam się czasem, dlaczego w pasmanteriach pachnie jak w piwnicy wekami?
A i świetny material ten w paski, w brzoskwini bym chyba nie mogła chodzić :)
Zapewniam Cię, że w czasach studiowania moje osiągi czytelnicze były mizerne :)
UsuńA magisterka w końcu powstanie, trzymam kciuki. Podzielisz się tematem, bo ja lubię "egzotyczne" tematy prac dyplomowych.
No dobrze, jesteś usprawiedliwiona;)
OdpowiedzUsuńSpodnie zapowiadają sie genialne, te paski i ten krój, cudo:) Ale sukieneczki też jesteśmy bardzo ciekawe, bo zestawienie kolorów też cudne:))
Jak się okazuje efekty będą nieco później niż myślałam, ale na pewno po weekendzie.
UsuńJa za wielkiego wybory w doborze pasmanterii nie mam albo jest wystarczająco dobrze zaopatrzona, albo prawie nie zaopatrzona i coś pośredniego... na szczęście w obu do których chodzę obsługa jest przemiła i zadbana :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tej pomarańczowej sukienki, szyj dzielnie i chwal się efektami :)
Bo dobra pasmanteria to skarb. Dobrze, że tutaj są trzy i nie jestem skazana na wizyty tylko w tej niehigienicznej.
UsuńJa nie wiem, co ja we wetępie napiszę, jak już wrócę ...
OdpowiedzUsuńTakie spodnie to i ja chcę. Uwielbiam takie luzaki.
Na szczęście moja pasmanteria świeci czystością, a Panie wręcz eleganckie, czasem nawet z piersią wyskakującą z dekoltu :) Czy miło patrzeć...nie wiem. Na pewno jednak nie obala się nic na człowieka w progu.
Pozdrawiam
Ja już chyba wolę wylewny dekolt (tym bardziej, że mogę na tym polu pokonkurować, jakby była potrzeba :))) niż takie wątpliwe wrażenia.
UsuńJestem szczęściarą, w "mojej" pasmanterii pracuje przemiły, starszy pan z rodzaju "żwawy jegomość", co to najchętniej by klientkom do nóżek padał i rączki całował - do tego wie wszystko o tym, co sprzedaje, jaka włóczka do czego, wszystko potrafi dobrać, bardzo go lubię.
OdpowiedzUsuńNabyłam włóczkę kiziastą w kolorze szmaragdowym i planuję się rozwinąć, bo kiedy zaglądam na zaprzyjaźnione blogi artystek, to mi wstyd, że tak nie umiem, i też chcę.
Co do czytania - rozumiem, mnie też potrafi wciągnąć, acz ostatnio wciągają mnie raczej filmy przyrodnicze :-)
No to masz skarb nie pasmanterię i do tego z "subiektem".
UsuńI rozwijaj się, rozwijaj, tylko racz się chwalić efektami dziergania.
Sto lat samotności - genialne! Nie wiem na czym polega fenomen tej książki, ale przecież tak mnie wciągnęła, że nie wiem kiedy ja pochłonęłam!
OdpowiedzUsuńUstawiam w kolejce do "jeszcze raz" ;] tuż za Mistrzem i Małgorzatą i Imieniem Róży!
No właśnie, ja też bym określiła to jako fenomen, bo niby nic w tej książce odkrywczego, ale czyta się jak doskonale napisaną baśń dla inteligentnych dorosłych.
UsuńA jest taka historia dotycząca "Stu lat.." mianowicie gdy Marquez chciał wysłać pocztą rękopis książki musiał zapłacić 82 pesos, a miał tylko 50 więc wysłał część, wrócił z żoną do domu, sprzedali mikser, suszarkę i coś tam jeszcze i wrócili na pocztę i wysłali resztę. Czytając teraz tą książkę, to wyobrażasz sobie że jej mogłoby nie być gdyby nie mieli np: miksera??
OdpowiedzUsuńChwała mikserowi i zonie, która pozwoliła mikser sprzedać :))) Jestem mniej więcej w połowie i jakoś zachwyt mi nie mija, nawet się pogłębia.
UsuńNo kochana ta pasmanteria woła o pomste do nieba ;) Na szczęście u mnie sa trzy i w kazdej z nich pracuja miłe i schludne panie i jesli nawet nie mają tego czego szukam to ich uśmiech zawsze mi to wynagrodzi :) Propo książki " Sto lat..." kiedyś miałam ją w łapkach ale nie miłam czasu przedczytać :(
OdpowiedzUsuńO pomstę do nieba, a może lepiej o nową właścicielkę :))
UsuńA dokoła "Stu lat samotności" ja też chodziłam długo i dopiero dziewczyny w komentarzach pod jedną z poprzednich notek mnie zmobilizowały.