Przenosiny

piątek, 23 grudnia 2011

DOM BEZ KLAMEK, czyli...

Pełen tytuł tej notki powinien brzmieć:

DOM BEZ KLAMEK, czyli świecę, mrygam, aż się zdyszę, komedia w niezliczonych aktach

Jak widać odpowiedni poziom cywilizacji teleinformatycznej na Rogu Renifera został w końcu osiągnięty. Telefon działa, internet śmiga, telewizor odbiera, czas na powrót do blogowego życia.

Uprzedzam, że będzie długo, trochę nieskładnie, na pewno nie o wszystkim.

*** 
Najpierw dlaczego dom bez klamek. Bo drzwi mamy zamontowane od dwóch tygodni, ale klamki... Klamki płynęły w kontenerze z Chin lub innego kraju o niskich kosztach siły roboczej i chyba wiatry były niesprzyjające, bo jakoś ta podróż się przedłużała w nieskończoność. 
Ostatecznie odebrałam je dziś rano, ale montowane będą dopiero po Bożym Narodzeniu, bo żadnego przedstawiciela klasy robotniczej nie wpuszczę za próg aż do 27 grudnia. Starczy tego ciągłego kurzenia i bałaganienia. A życie bez klamek ma swój psychiatryczny urok.

***
Ostatni tydzień spędziłam na ciągłym sprzątaniu tego samego. Myjesz rano drzwi. Przychodzą meblarze, stawiają szafę w przedpokoju, powiercą sobie i poborują w tynku... czarne drzwi wyglądają znowu, jakby bomba w elewator zbożowy trzepnęła. Umyjesz podłogę w pokoju, wpadnie Moja Ulubiona Ekipa Wykończeniowa zamontować lampkę, powierci i powkręca kołki... podłoga znowu do mycia. Czuję się jak jakiś nawiedzony Kopciuszek z bateriami Energizera w odwłoku, czyli świecę, mrygam, aż się zdyszę.

***
Dzisiaj był pierwszy dzień spokoju, czyli nie współegzystowałam z żadną ekipą wykończeniową. (Żeby nie było, to oni wykańczają mieszkanie i mnie przy okazji :) Nadzoru i dozoru wymaga każda z nich, więc dni, kiedy jeszcze tu szaleją wymagają ode mnie rozdwojenia, a nawet roztrojenia, umiejętności teleportacji, ewentualnie bilokacji. A Ślubnego w domu niet, bo pracuje jak mróweczka i więcej czasu spędza w firmie niż w nowej hacjendzie.

*** 
Ogólnie, to prace wykończeniowe idą pełną parą i wszystko w terminie. Z jednym ale - meblarze coś nam świrują jarzębinę i ich praca przebiega tak: 
Trzech ich przyjeżdża, narobi się, nawzdycha, nasapie i mebel stoi. Tylko, że okazuje się, że tu coś nie pasi, tu kąt prosty zgubili, tu źle docięli, tu zapomnieli wypolerować. Ślubny przyjeżdża wieczorem, poogląda, westchnie, rzuci nieparlamentarnym słowem i dzwoni do meblowego szefa. Szef przyjeżdża rano, ogląda radosną twórczość swoich podwładnych, westchnie, rzuci nieparlamentarnym słowem, pogoni ich na górę, każe im rozebrać to, co dzień wcześniej postawili, poprawić, dociąć, złożyć ponownie. Ale co tam cierpliwi jesteśmy i na pewno nie mamy zamiaru przymykać oka na niedoróbki. Będą wzdychać i robić, aż skończą i będzie wszystko grać i łapać kąty.

***
Pewnie się zastanawiacie, jak Mały zniósł wyrwanie z korzeniami i kuwetą ze starego mieszkania i przeflancowanie do nowego. Pierwsza doba była tragiczna. Przesiedział skulony i zakopany w naszej pościeli. Nocą trochę połaził, ale niepewnie. Za to po pierwszej dobie sytuacja zaczęła się uspokajać. W tym momencie strategia kocia jest taka: jak ktoś obcy jest w mieszkaniu, to siedzi zagrzebany w pościeli, ale wieczory i noce spędza na radosnym galopie po nowych metrach kwadratowych. Co piętnaście minut wpada kontrolnie do sypialni sprawdzić, czy mu pani nie "zwaniszowała" razem z łóżkiem i leci dalej. 
Jedyny problem stanowi antresola i schody. Po schodach nawet nie próbuje łazić. Wpada w panikę, gdy któreś z nas wchodzi na górę i nie może pojąć tym swoim małym rozumkiem, że z życia jednopoziomowego nagle zafundowaliśmy mu dwupoziomowe. 
Trzeciej nocy zajął się intensywnie kuchenką indukcyjną. Musiał stanąć na panelu sterowania i mu się włączyła i zaczęła mrugać. Podejrzewam, że na zachęcające mruganie zareagował w pełni prawidłowo, czyli walnął łapą raz i drugi i rano zastaliśmy napis "error" na kuchence. Żeby się nie powtórzyło, aktywowałam blokadę anty-dziecięcą :) 

***
Teraz będzie dużo zdjęć z komentarzem i kompletnie bez sensownej kolejności.
Zdjęcia robiłam dziś rano, czyli we wzmożonym stanie kartonowo-workowym. Teraz, czyli wieczorem, mieszkanie został odkartonowane i odworkowane, ale zdjęcia nowych porządków zrobię jutro przy dziennym świetle. Na razie fotorelacja z bałaganu i chaosiku.
Na dobry początek Mały przyłapany na ulubionym zajęciu, czyli wyglądaniu przez okno. Chwała architektowi, który zaprojektował takie niziutkie parapety :) W lewym dolnym rogu nasz barłóg spalny, czyli materac podłogowy. Łóżko, nowy materac i sofy z rozmysłem przyjadą w styczniu, żeby nie wstawiać ich w kurz i brud.
Pierwszy śnieg na Rogu Renifera. Na tarasie:
 Z idealnym okręgiem na parkingu:
 I przy okazji widok na najbliższe bloki:

Antresola. Rano jeszcze bez książek i z mnóstwem toreb z ciuchami. Ta biała kolumna, to w rzeczywistości pamiętny metalowy słupek konstrukcyjnie niezbędny, który jest obudowany białą pleksi i świeci. (Może Ślubnemu uda się to uwiecznić na zdjęciu.)

Schody ze szczelnie zapakowanymi w folię i piankę stopniami, żeby się nie niszczyły, bo ganiają po nich całe tabuny ludzi pracy. Pod schodami składzik, który obecnie też już zniknął oraz słynna tapeta.


Widok na salon z przedpokoju - składzik został ogarnięty i spacyfikowany.


Łazienka i wieeeeeeeeelkie lustro, niestety nie chce paskuda wyszczuplać :) Poniżej lustra umywalka, zwana wanienką  dla kocia. I tak, owszem, w łazience mamy okno :))) 


Pokój Mamy - biurko jest i tapeta jest Jest też gigantyczna szafa wnękowa nie uwieczniona na zdjęciu (już pełna ciuchów). Sofa dojedzie w styczniu i stanie obok biurka.

Widok na przedpokój z salonu. Szafa w przedpokoju ze względu na wielkość i pojemność zyskała pieszczotliwe imię - Behemot. W tle czarne drzwi do łazienki i do sypialni. Po prawej ściana z gresem (i grubiutkimi buddami w przyszłości) - kosztowała mnie pościerane paznokcie, bo musiałam doczyścić fugi z kurzu...

Kuchnia - od lewej lodówka radośnie mrugająca i popiskująca panelem sterowania (na szczęście nie usiłuje namawiać nikogo do odchudzania :) i szafa kuchenna, do której można zapakować zapasy dla armii wygłodniałego wojska i jeszcze zostanie miejsce na paczkę ciasteczek :) 

Słynna tapeta kuchenna, moje źródło nieustającej radości. Widoczne dwie dziury nad okapem zostaną zlikwidowane, jak okap zyska rurę :) Smętnie dyndające halogeny z listwy oświetleniowej zostaną poupychane na swoje miejsca po świętach. I tak, to po lewej to telewizor. A co tam! Ostatecznie lepiej w kuchni niż w sypialni, przynajmniej według moich standardów.


I kuchnia z trochę szerszej perspektywy.


Lampy w stylu kiczowatego baroku w całej swojej mrocznej krasie.


A to jest mój kącik szalonej rękodzielniczki. Jego sprzątanie i układanie zostawiam sobie na koniec.
 

I na deser... Ślubny w pozycji "na lotnika" podłączający całe metry kabli w jego centrum dowodzenia wszechświatem (czyli w części rozrywkowo-telewizyjnej na antresoli).


***
Jutro mam zamiar odgruzować schowek... czyli wnieść na antresolę i poustawiać na półkach całe tony książek. A wieczorem... czas na wyjęcie ze schowka choinki :) 

***
Wybaczcie, że tym razem tutaj, hurtem odpowiem na ostatnie komentarze - bardzo Wam dziękuję za zdalaczynne wsparcie moralne i duchowe. Sama świadomość, że jest kilka osób trzymających kciuki i czekających na wyniki, dodaje sił i energii.

***
Robótkowo jestem w szczerym polu, czyli nie zrobiłam ani oczka. Stan to dla mnie niezwykły, ale rozgardiasz dokoła wywołuje u mnie raczej potrzebę jak najszybszego ogarnięcia przestrzeni i poukładania wszystkiego.

***
Jutro część druga fotorelacji, o ile nie padnę wieczorem na twarz.

11 komentarzy:

  1. "nawiedzony Kopciuszek z bateriami Energizera w odwłoku" - to zdanie zapamiętam na długo :D

    Wspieramy duchowo, a jak!
    Ja zawsze czekam w napięciu na relacje i fotorelacje z frontu :D

    Napis w kuchni... miodzio :)

    Ze swej strony dziękuję za obszerne opisy, zdjęcia pokazujące zmiany na bieżąco i dzielenie się swoim szczęściem :)

    Życzę Wam obojgu Wesołych Świąt... pewnie troszkę bardziej zwariowanych, ale na pewno niezapomnianych na długo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak wrócę z wyjazdu w góry to przeczytam od deski do deski. Zapowiada się interesująco. :):):) Uwielbiam oglądać czyjeś wnętrza. Pozdrawiam serdecznie. Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet widok na las masz z okna:) Kuchnia jest z********* i tu widać że jak na mój gust te wiszące lampy pasują idealnie:] Życzę wytrwałości i spokoju Wam obojgu i mniej poplątanych kabelków żeby Twój mąż się nie musiał kłaść na szafce tylko może na jakimś bardziej miękkim meblu;) Pozdrawiam:]

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie mi się podoba ta cała przestrzeń i światło, jakie macie w mieszkaniu, od razu lepiej się człowiekowi oddycha! ~^^~ I widoki z okna, ja z jednej strony moich okien nawet nie odsłaniam, po co mam zaglądać sąsiadom z bloku obok do talerzy, a oni mnie...
    Nie sprzątaj po każdym fachowcu, sprzątaj dopiero po południu, inaczej się zarobisz na śmierć. A lampy bardzo pasują!
    Mały na pewno szybko się przyzwyczai, byle tylko znał drogę do miski i kuwety! (bo wiadomo, że kocie miejsce do spania znajduje się wszędzie, gdzie akurat kot postanowi się położyć. ^^)
    Wesołych świąt! Wypocznijcie przez te kilka dni i nacieszcie się nowym miejscem. *^v^*

    OdpowiedzUsuń
  5. @Macchaito: "Uwielbiam oglądać czyjeś wnętrza." :D zabiłaś mnie (ale to wina mojej wyobraźni ;) )

    no pięknie, proszę Państwa, widać, że Państwo nie próżnuje. i współczuję. i zazdroszczę. bo jak już się urządzicie, to wtedy jest ten boski czas, kiedy wszystko jest jak ma być, nie ma jeszcze niepotrzebnych gratów, wszędzie porządek... miodzio :)

    Reniferowych Świąt!
    (choć oczywiście zajrzę to jeszcze wcześniej kontrolnie ;) )

    OdpowiedzUsuń
  6. Się dzieje, się kręci :) Renifer coraz bardziej oswojony :) Ale Mały chyba potrzebuje relanium na okres przejściowy :)
    Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam Spokojnych Świąt :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No pięknie!!Prace idą pełną parą! Wasze gniazdko robi wrażenie:)) Życzymy Wam, abyście byli tam ZAWSZE szczęśliwi!!Życzymy LENIWYCH Świąt!!!Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  8. uff, dobrze, że nie tylko ja sprzątam całą chatę po wywierceniu jednej dziurki ;)
    koszmarne jest życie w remoncie (wykończenie nowego to też przecież rodzaj remontu); w poprzednim mieszkaniu uciekałam z dzieciarnią na cały dzień, wracałam sprzątać, a rano znów eksodus... a i tak miałam dobrze, bo to były 34m2 do ogarnięcia (+ dzieciarnia).
    Trzymajcie się i odpocznijcie od fachmanów przez Święta!

    coraz bardziej mi się u Ciebie podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Wioletta - dziękuję za pochwały wnętrz i życzenia.

    @ Macchiato - wyjazdu "zazdraszczam" i pozdrawiam.

    @ Monika Magdalena - lampy są boskie i ta ich kompletnie inna stylistyka okazuje się doskonałą wisienką na kuchennym torcie. A widok jest na lasek raczej, ale zawsze to zieleń a nie blokowisko z każdej strony.

    @ Brahdelt - widokami i przestrzenią sama nie mogę się nacieszyć.
    Co do sprzątania, to dokładnie tak się działo przez ostatni tydzień jak sugerujesz - klasa robotnicza za drzwi, a ja za miotłę i ścierki.

    @ Izuss1 - Nooo, wyobraźnię to masz niezłą, mnie się w pierwszym odruchu nie skojarzyło. Państwo nie próżnuje, ale z każdym rozpakowanym kartonem coraz bliżej końca tej apokalipsy.

    @ Magdor - jak na moje, to Mały całkiem dobrze znosi szaleństwo i hałas dokoła :) Odreagowuje nocami.

    @ Sistu - dziękuję za życzenia leniwych Świąt, dokładnie tego mi trzeba.

    @ Agata - nie, spokojnie, nie Ty jedna. Ja najchętniej latałabym za każdym ze ściereczką i miotłą, ale się powstrzymuję :) Podziwiam Cię, że dałaś radę remontowi z dziećmi "w bonusie". Nie wyobrażam sobie siebie w takiej sytuacji, bo kota zamykasz w jednym pokoju i po kłopocie.
    Cieszę się, że coraz bardziej się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  10. śliczne mieszkanko już teraz a co będzie jak przyjdą jeszcze inne meble?

    OdpowiedzUsuń
  11. "Nawiedzony Kopciuszku" nie zdążyłam z trzymaniem kciuków na czas przerowadzkowo urządzeniowy ..ale teraz trzymam kciuki za udane mieszkanie.

    OdpowiedzUsuń