Przenosiny

piątek, 9 grudnia 2011

ZAŻÓŁCIĆ GĘŚLĄ JAŹŃ

Najpierw się wytłumaczę z tytułu notki, żeby ktoś nie pomyślał, żem nadużyła trunków i zaczęłam pisywać wiersze. "Zażółcić gęślą jaźń" zamrugało na mnie wesolutko z monitora Ślubnego, który wybierał czcionkę do firmowej kartki świątecznej. Zostałam łaskawie oświecona, że tym zdaniem sprawdza się, czy dana czcionka ma wszystkie polskie znaki i czy one się poprawnie wyświetlają. Kto by pomyślał, że brać komputerowa taka poetyczna... ale mnie urzekło i przyczepiło się do mnie na cały dzień.

Aaaaaaaaaa... i uprzedzę od razu lojalnie, że zdjęć Małego dziś nie będzie. Osoby rozczarowane uprasza się o wyrozumiałość i nie dawanie upustu negatywnym emocjom w komentarzach.

***
Dziś zaczniemy od Rogu Renifera. 

Po pierwsze notariusz zalegalizował nabycie metrów kwadratowych, co potwierdził swoim podpisem i uprawomocnił, zubożając nas o znaczną kwotę złotych polskich. Poszliśmy za ciosem i dziś dokonaliśmy najścia na kolejny urząd, meldując się na Rogu i występując o wydanie nowych dowodów osobistych (i czemu ja już wiem, że na zdjęciu w dowodzie znowu będę wyglądała, jakbym zeszła kilka dni temu, a fotograf machnął mi zdjęcia post mortem, nie prosząc wcześniej o współpracę specjalistów od makijażu i fryzury?). 

Po drugie panowie tapeciarze dokonali ataku na ścianę drugiej sypialni (docelowo planowanej dla Teściowej Mojego Ślubnego :)))) I, nawiązując do tytułu notki, zażółciło się (uwaga na zdjęciu są dodatkowe efekty ozdobne w postaci zwisających białych kabli elektrycznych, a kolor nie do końca odpowiada rzeczywistości, ale pogoda i słońce lub jego brak jakoś nie chciały współpracować):

Zachęceni sukcesem specjaliści od tapet przenieśli się do kuchni i przykleili moją ulubioną grafikę. Docelowo ma ona obejmować dwie ściany, ale... jakoś im łapanie kąta w rogu kuchni nie do końca wyszło tak, jak powinno i stracili pion moralny i poziom na ścianie. Dlatego jest tylko główna część, a boczek zostanie doklejony w przyszłym tygodniu, jak go ponownie wydrukują. Ale i tak widać:

A teraz wracamy do tematu lamp salonowo-kuchennych. Zostały ochrzczone mianem czołowych przedstawicieli nowego trendu wnętrzarskiego - kiczowatego mrocznego gotyku. Dzisiaj uzyskały zwis pionowy i zabłysły blaskiem żarówek energooszczędnych. Przepraszam za jakość zdjęcia, ale Ślubny trzasnął je komórką, żebym miała pojęcie, co mi zapewnia iluminację pomieszczenia reprezentacyjnego. Niech mnie renifer kopnie, jeśli to nie będzie hit tego mieszkania :)))))))
Podobno znacznie ciekawsze byłoby uwiecznienie konstrukcji quasi-drabiniastej, z której nasza ulubiona ekipa wykończeniowa dokonywała sztuk ekwilibrystycznych, wieszając te lampy...  wszyscy żywi, gips nie jest konieczny.

***
Czas na robótki - Panache został zakończony - 134 rzędy za mną. Tak jak pisałam wcześniej, rozpiska wzoru usiłuje wmówić, że w większości przypadków "dwa oczka razem", to dwa razem, kropka. Tymczasem konieczne jest zróżnicowanie, które oczko z dwóch razem ma być na wierzchu. Błędów w opisie nie stwierdziłam. Za to sama machnęłam się haniebnie dwa razy, ale dało się to skorygować bez żadnego problemu w rzędzie parzystym (w obu przypadkach pomijałam jeden narzut w rzędzie - jedno oczko na  400 da się wybaczyć).

Panache na dziś prezentuje się tak, czekając na pranie i blokowanie:

Jak widać to nietypowa chusta z 3/4 kręgu. Przy okazji weekendowego prania i suszenia pokażę, jak sobie radzić z blokowaniem takiego nietypowego tworu chuścianego.
I od razu uprzedzam, że nabieram właśnie oczka na kolejne Panache (w wersji "de luxe" z poprawionym "dwa razem") i niewykluczone, że z marszu machnę też trzecie... Trochę wynika to z tego, że jutro muszę spakować i pożegnać się na około tydzień z włóczkami. Trzeba więc zaplanować ze dwie robótki do przodu, żeby wieczorami jednak nie oszalała z bezczynności. Nastawcie się więc na powtórkę z rozrywki i może nawet powtórkę z powtórki.

*** 
Przy okazji Panache, a dokładniej ostatnich dwóch rzędów chusty robionych szydełkiem, zrobiłam zdjęcia, żeby pokazać, jak nietypowo można zakończyć robótkę (każdą, nie tylko chustę, ale także podkrój dekoltu czy dół rękawów robionych od góry).

ZAMYKANIE OCZEK ROBÓTKI OZDOBNYM WZOREM SZYDEŁKOWYM
1. Kiedy mamy już na drutach oczka z ostatniego zaplanowanego rzędu robionego drutami, to obracamy sobie robótkę, jakbyśmy chciały zacząć kolejny rządek:

2. Łapiemy w dłoń szydełko, wbijamy je w pierwsze oczko, zdejmujemy je z drutu i traktujemy jak pierwsze oczko szydełkowego łańcuszka. Przy czym pilnujemy, żeby oczko to nam się za bardzo nie wyciągnęło, czyli kontrolujemy napięcie włóczki. Robimy łańcuszek szydełkiem. W moim przypadku było to 9 oczek łańcuszka - ile oczek łańcuszka zrobimy zależy od tego, jak duże półkola chcemy otrzymać.

3. Mając na szydełku ostanie oczko łańcuszka łapiemy trzy oczka z drutu tak, żeby na szydełku były razem cztery oczka:

4. Przeciągamy włóczkę przez wszystkie cztery oczka i znowu mamy sytuację jak w punkcie 1. 

5. Znowu robimy 9 oczek łańcuszka, dodajemy sobie trzy oczka z drutu i przeciągamy przez wszystko włóczkę i tak do końca rzędu, aż nam się skończą wszystkie oczka na drucie (Jeżeli robótka nie miała liczby oczek podzielnej przez trzy, to jako ostanie możemy zdjąć z drutu dwa lub cztery oczka, nie ma się co martwić, nie będzie się to rzucać w oczy na tle całości).

W ten sposób zamkniemy wszystkie oczka pojedynczym rzędem szydełkowych półkoli. W przypadku chusty Panache robótkę odwraca się i robi się drugi rząd półkoli, łącząc je z pierwszym rzędem w górnych częściach  szydełkowego łańcuszka (można to sobie zobaczyć tutaj, bo u mnie, przed blokowaniem, to jeszcze niewiele widać).

***
Na weekend zaplanowana jest Wielka Akcja Wysiedleńcza, czyli zapakujemy wszystko, co do życia zbędne i wywieziemy na Róg. Wyjazd osób i czworonoga planujemy na środę wieczorem. Ale już uświadomiłam Ślubnego, że laptopa i innych sprzętów niezbędnych do utrzymania dostępu do Internetu będę bronić własną piersią i nie dam ruszyć, aż do środy, a zatem... 

Ja tu jeszcze zajrzę :)))

14 komentarzy:

  1. Pamiętam jak dziś, kiedy dwa lata temu przez cały weekend składaliśmy z mężem meble w nowym mieszkaniu, i kiedy nastawiłam się już na niedzielny wieczorny powrót do starego mieszkania, mąż zarządził, że wracamy tylko po kota, bo w zasadzie wszystko inne niezbędne mamy już na nowym miejscu, meble skręcone, lodówka pełna. Był to dość przerażający moment, ale też bardzo miły. *^v^*
    Twoje lampy wyglądają jak w gmachu opery! ~^^~ I bardzo podoba mi się kuchenna tapeta, gdybym tylko miała w kuchni kawałek ściany, to też bym sobie coś nakleiła, co przemawia tak pozytywnie. ^^
    Czekam na rozwinięcie chusty z poczwarki w motyla!

    OdpowiedzUsuń
  2. Chatunia nabiera koloru i kształtu. Sypialniane, okablowane żółcie urocze. Lampy super i na pewno zrobią na mnie namacalne wrażenie, jak wpadnę na kawę ;P Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wykończenie chusty jest typowe dla zakańczania serwet drutowych i sama osobiście bardzo je lubię. Tapeta w gościnnym jest obłędna, gdybyś nie powiedziała o kablach to bym się nie domyśliła0 idealnie się wkomponowały we wzór. Lampy świetnie wygladają, faktycznie robią klimat. Ciekawe jak kot przyjmie przeprowadzkę- czy był już zwiedzać nowe mieszkanie czy idziecie na żywioł i od razu go przeprowadzacie? Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  4. aaaaaaleś mnie dobiła, wszystkim - notariuszem, chustą i w ogóle.
    Tematu notariusza nie rozwijam, a chusta - taką totalnie gładką, prostą zaczęłam zanim Ty swoją, a skończyć nie mogę!
    ach, pomarudziłam, idę spać.
    Gratuluję aktu oczywiście ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. To ja dziś tylko na temat lamp, bo się zawsze rozpisuję...na pewno dodadzą charrrakteru wnętrzu,a co do kiczowatości to chyba bardziej są vintage ale ja mam może złe wyczucie stylu. A co do lamp to czekam na tą białą taką stojącą i zwisającą jakby- strasznie wpadła mi w oko:)

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Monika Magdalena - no niestety Cię zasmucę, bo z tej lampy, która występuje w wizualizacji ostatecznie zrezygnowaliśmy. Jak to już parę razy się zdarzyło, po obejrzeniu w naturze, lampa zrobiła na nas dość nieciekawe wrażenie. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo wypatrzyliśmy inną bardzo ładną i ciekawą lampę, tylko jeszcze nie mogę się zdecydować czy będzie pasowała do tych wiszących, czy też nie.
    To pisałem ja, Ślubny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na tle żyrandoli to mam lekkiego bzika. Gdziekolwiek jestem, to tylko na nie zwracam uwagę. Marzą mi się wielkie, pałacowe i takie mnie zachwycają. Ale w obecnej sytuacji mieszkaniowej to nic z tego nie wyjdzie. Wasze są śliczne , idealne do waszego wnętrza. Przy nich, Kocio nie grałby dzisiaj pierwszych skrzypiec:) Ale, że ty już chustę skończyłaś? Jesteś niesamowita!

    OdpowiedzUsuń
  8. Intensywna kochana, czy Ty sypiasz w ogóle?;))) Lampy bardzo mi się podobają!!

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Brahdelt - to u nas podobnie, też płynnie możemy przejść ze starego do nowego. Tylko mamy ten plus, że wszelkie meble skręca stolarz z ekipą :) Cieszę się, że podoba Ci się tapeta. Miałam świadomość, że to teraz dość "trendy" machnąć sobie tekstową grafikę, ale dla mnie to też było ważne, żebym miała coś pozytywnego przed oczami. Tym bardziej, że każde słowo jest przemyślane i specjalnie wybrane. I po cichutku napiszę, że ta tapeta pojawi się na blogu w ważnej roli... za jakiś czas :)

    @ Magdor - aluzja? nie aluzja? ;)))) Jak już skończymy i Ślubny uzna swoje dzieło za skończone, czuj się zaproszona.

    @ Edi-bk - masz rację, co do wykończenia charakterystycznego dla drucianych serwet, za mało ich zrobiłam, żeby mi się od razu skojarzyło :) Kot na razie mieszka sobie spokojnie w starym i nie ma pojęcia, co go czeka. Pojedzie jako ostatni "mebel" wieczorem, razem ze swoją kuwetą, dywanikiem, zabawkami i nieśmiertelnym papierowym wykrojem rękawa ;))), który nadal uważa za niezbędny.

    @ Agata - mam nadzieję, że poranek przyniósł lepszy humor. Jeśli nie, to wiem, jak go chociaż trochę poprawić - wiesz, jak miał na nazwisko nasz notariusz? Łakomy!!! Bardzo adekwatnie :)

    @ Monika Magdalena - Ślubny już Ci napisał "złe" wieści o zmianie koncepcji. Ale nie napisał, że nowa lampa też jest stojąco zwisająca, tylko klosz ma w innym kształcie :) Poza tym okazało się, że stara lampa nazywa się Mucha... a ja jakoś nie jestem fanką ;))) A z lampami wiszącymi i nazywaniem ich kiczowatym gotykiem, to jest tak, że ja po prostu wiem, że wielu ludzi boi się wybierać zakręcone, nietypowe lampy i pozostaje przy klasycznych żyrandolach. Myśmy zaryzykowali wybór czegoś nietypowego, bardzo charakterystycznego i nadającego wnętrzu określony klimat i mam wrażenie, że to ryzyko się opłaciło.

    @ B - cieszę się, że podzielasz moje pozytywne emocje wobec lamp wiszących. Tak jak pisałam, odpowiadając Monice Magdalenie, zaryzykowaliśmy wybór nietypowych, dalekich od klasyki żyrandoli i chyba nie był to zły wybór. Chusta zrobiła się takim galopem, że sama jestem zdziwiona, na pewno sporo rzędów samych prawych oczek przyspieszyło sprawę.

    @ Sistu - Sypiam!!!, co najmniej osiem godzin na dobę, bo inaczej jestem nie do życia. Ale za to jak już wstanę... to od spania do pełnej aktywności przechodzę w jakieś dwie minuty ;))

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest jeszcze więcej takich zdań, jednak to najbardziej popularne chyba.
    A to nic innego jak pangramy.
    Mój ulubiony to "Pójdźże, kiń tę chmurność w głąb flaszy!" oraz (co prawda już nie pangram) "Żółw, wytrzeźwiawszy, z chrzęstem wgryzł się w zamrożoną kość i żuł postękując z lubością i błazeńsko mrużąc ślepia."
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. @ Jojcia - święta prawda z tymi pangramami. "Pójdźże, kiń tę chmurność..." jest jednym z moich ulubionych, bo to zdanie Jana Gwalberta Henryka Pawlikowskiego, męża Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, której poezje uwielbiam nie od dziś.
    Ale trzeźwiejący żółw też jest niczego sobie. Gdyby ktoś, czytujący komentarze, był zainteresowany większą ilością nieokiełznanych literacko pangramów, to można sobie zajrzeć do Wikipedii pod hasłem: pangram :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Byłam u Ciebie już wczoraj, przeczytałam wpis i nie miałam siły odpisać - 2h w nocy :)
    Tapeta w sypialni teściowej wprowadziła mnie w zachwyt - kurcze jak kiedyś będę coś zmieniać w naszej sypialni to sobie taka kupię :D Jest piękna i muszę przyznać, że nigdzie takiej nie widziałam. I lampy tez bardzo mi się podobają. Ale będzie czad jak już wszystko będzie skończone!

    OdpowiedzUsuń
  13. @ Susanna - może trochę Cię zmartwię, ale to nie są gotowe fototapety. Każda z nich jest zaprojektowana i przygotowana do druku przez Ślubnego. Ale sadzę, że jeśli będziesz chciała, to wystarczy wirtualny uśmiech... Trzeba Ci będzie tylko znaleźć namiary na jakąś firmę z Twojej okolicy, która to wydrukuje i wyklei. I bardzo się cieszę, że lampy się podobają... mnie też... coraz bardziej :)))

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo te tapety i fototapety się mi podobają :) Fajny jest taki pomysł :) a nie wszytko z Ikea.

    OdpowiedzUsuń