Miałam Was uraczyć radosną notką wczoraj, ale byłam zajęta poszukiwaniem w sieci namiarów na jakiegoś plantatora melisy. Mam w planach nabycie kilku kilogramów suszonego zioła, robienie z tego naparów o sile zdolnej uśpić potężnego woła i picie w ilościach nieumiarkowanych. Może wtedy nie dojdzie do żadnych rękoczynów i szanse na przeżycie członków (określenia tego używam w pełni świadoma jego wieloznaczności) ekipy meblarskiej skoczą z zera do jakiś dziesięciu procent.
Ekipa stawia nam meble, które żadnych pionów i poziomów nie łapią. Chylą się ku upadkowi na lewo lub prawo, ze wstrętem odsuwają się od ściany w części górnej, ale kleją się do niej tuż przy podłodze. Blaty mają brzegi cięte w przedziwnego kształtu linie faliste itp. Na wszelkie nasze uwagi, że krzywo, członkowie (użycie ponownie zamierzone) lecą z poziomicą długości limuzyny, przykładają do mebla, przykładają do ściany i z wyrzutem informują, że: to ściana jest krzywa, podłoga jest krzywa, belka stropowa nie trzyma kąta, drzwi są krzywo osadzone.
No, żesz ty włoski orzeszku, czyli co!!!??? Budowlańcy nam stawiali hacjendę w stanie głębokiego upojenia alkoholowego i nie trzymali ani pionu, ani poziomu jakiegokolwiek i gdziekolwiek? A później weszła ekipa wykończeniowa i też musiała być ululana maksymalnie, bo złego słowa nie powiedziała, że krzywo, że trzeba równać i poprawiać po pijanych, zezowatych budowlańcach, tylko malowała i kładła panele i płytki z równą, a raczej z nierówną fantazją? Skoro tak, i obie ekipy krzywiły wszystko maksymalnie, to powinniśmy mieszkać w czymś, co jako żywo przypomina projekty Gaudiego i rzeczywiście kątów i pionów tam nie uświadczysz.
Ślubny nie wyrobił psychicznie - nabył drogą kupna porządną poziomicę i udał się w obchód po mieszkaniu. Co się okazuje? Ściany to my jednak mamy proste i podłoga też nie wykazuje chęci falowania i nawet ościeżnica drzwi wejściowych jest zamontowana zgodnie z zasadami sztuki wszelkiej. Natomiast meble... Członkowie (tak, znowu użycie celowe) ekipy meblarskiej mają zepsutą poziomicę! I są tak przeświadczeni o swojej wielkiej nieomylności, że do głowy im nie przyjdzie kwestionować swoje umiejętności i jakość narzędzi, tylko jak im mebel stoi krzywo w stosunku do ściany, to nie wina mebla tylko ściany, co z resztą ich poziomica radośnie potwierdza.
Kończy się tym, że cokolwiek postawią, to wymaga poprawki. A to trwa. I oddala moment zakończenia tego cyrku. I nerwy nam szarpie, bo jak tu dyskutować z poziomicą. I ogólnie, to zaczynam się zbliżać do momentu, kiedy z uśmiechniętej, komunikatywnej i milusiej jak pluszowy misiaczek pani domu zamienię się w ziejącą ogniem boginię Kali, żądną rozlewu robotniczej krwi i perfekcyjnie walącą w łeb wszystko, co machnie choćby malusieńką poziomicą.
Amen. Howgh. Kropka. I tako rzecze Zaratustra.
A teraz moja mroczna strona osobowości zostanie schowana głęboko, gdzieś w okolicach trzustki lub innych wątpi i na wierzch ponownie wypełznie moje radosne i promienne JA. Bo jednak powoli i w bólach, ale posuwamy się małymi kroczkami do przodu. Oto kuchnia, która zaczyna coraz bardziej przypominać projekt z wizualizacji (co nas baaardzo cieszy i stanowi wielki powód dumy Ślubnego).
I tu słówko o okapie. Ślubny przed wyborem sprzętów AGD próbował konsultować decyzje z moją bardzo niechętną osobą (mój "gigantyczny" udział opisywałam przy okazji wyboru kuchenki). Szybko doszedł do wniosku, że moje radosne "a bo ja wiem?" niczego do procesu decyzyjnego nie wnosi i zaczął wykazywać się daleko posuniętą samodzielnością. Tym sposobem po zamontowaniu okapu miałam okazję zadziwić się wielkim zadziwieniem - sprzęcik podłączony do elektryczności mrugnął do mnie radośnie, zupełnie jak kuchenka i okazało się, że to kolejny osobnik z dotykowym panelem. Czekam z niecierpliwością, jakie neurozy będzie prezentował, ostatecznie nie może być gorszy od kuchenki.
Jak widać kiczowate barokowe lampy pasują do nowoczesnej kuchni, jakby były od początku planowane. A w związku z lampami zażyczyłam sobie prezentu - miotełki z piór do odkurzania tego baroku. (Zakup prezentowanego w tle adekwatnego stroju nadal rozważam).
Teraz wychodzimy z kuchni, skręcamy w prawe prawo (kobieta jestem, więc u mnie funkcjonuje także lewe prawo, jak mi się strony pomylą) i po przedefilowaniu przez przedpokój stajemy w drzwiach do sypialni. A w sypialni pojawiła się ściana z białymi skórzanymi panelami i czarnymi półeczkami.
I żeby nie było, że znowu nie było - Mały ponownie przyłapany na ulubionym wieczornym zajęciu, czyli wyglądaniu na zewnątrz. Zaczynam rozważać napisanie dziękczynnego listu do architekta, który zaprojektował takie kocio-przyjazne okna.
I jeszcze zdjęcie jak ulał do dowodu osobistego - widoczne lewe ucho, brak nakrycia głowy.
Robótkowo niewiele się działo - Vlad nadal w formie karłowatego wampirka, a turkusowa Tanit-Isis przyrasta powolutku i dotarłam do miejsca, gdzie muszę dorzucić na druty oczka, z których będą powstawać w dół rękawy, a w tym momencie pojadę z całością reglanem do góry.
Czuję się jednak rozgrzeszona z rzadkiego sięgania po druty w tym tygodniu. Ostatecznie, gdybym miała w rękach drut, porządny, gładki, dobrze wchodzący w materię wszelaką i tak uzbrojona zostałabym wyprowadzona z równowagi kolejnym pokazem posługiwania się poziomicą... i znowu by mi ktoś udowadniał, że to ściana jest krzywa... i moje z reguły niskie ciśnienie skoczyłoby w rejony stanów wyższych (czytaj - krew by mnie zalała)... to jak myślicie, gdzie znalazłyby się moje drogocenne druty Hiya Hiya... ciekawe czy byłabym pierwsza, która poszłaby siedzieć, za zadźganie wysokiej klasy fachowców zatrudnionych na umowę o dzieło drutami do robótek*.
I ostatnia sprawa - tytuł notki. "Waldemar wyje na tarasie" brzmi wprawdzie równie kretyńsko jak hasła i odzewy w filmach szpiegowskich, ale to nie to. Każde mieszkanie ma swoje dźwięki. Jak wieje wiatr, to zaczyna ich mieć jeszcze więcej. A jak na dodatek jest tuż pod dachem i wieje wiatr zrywający linie średniego napięcia i przesadzający drzewa z miejsca na miejsce, to zaczyna grać cała orkiestra instrumentów dętych dmuchanych.
Kiedy w czwartek zaczęło dmuchać jak w Kieleckiem, to nagle mieszkanie napełniły potępieńcze zawodzenia, gwizdy i piski. Mogliśmy ze spokojem nagrać podkład dźwiękowy do filmu o pokutującej duszy, którą zgodnie z tendencją nadawania nazw własnych wszystkiemu w tym mieszkaniu, ochrzciliśmy Waldemarem. Tym sposobem w wietrzne wieczory i noce Waldemar wyje nam na tarasie.
* Żeby nie było - oczywiście cytat z ulubionego filmu.
Stalowe nerwy masz. Może by było na miejscu podarowanie albo chociaż pożyczenie "członkom" nowiutkiej poziomicy- może ich poziomicy po prostu skończyła się data ważności (hehe). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMasz talent do pisania,ubawiłam się jak przy czytaniu dobrej książki:)
OdpowiedzUsuńkuchnia piękna,nowoczesna,zazdroszczę ma się rozumieć :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA ja tam z innej strony: nawet jeśli by się okazało, że ściany SĄ krzywe - co ich to boli?? Przecież właśnie po to zamawia się meble NA WYMIAR, żeby mieć idealnie do swojego lokum dopasowane, nie? Jak się chce mieć odstające to się kupuje w IKEI, jak my :)
OdpowiedzUsuńWybaczam drutowe nieróbstwo, pomijając kwestię potencjalnego zagrożenia dla życia innych, w takich momentach zwyczajnie się odechciewa :)
(wykasowałam i dodaję, bo mi umkło)
u nas też ten Waldemar bywa!! Ostatnio przez kilka dni podejrzewaliśmy sąsiadów o katowanie jakiegoś filmu akcji (koniecznie z wybuchami) na kinie domowym, a później się okazało, że się papa na dachu zadarła :) Papa ta też okazała się źródłem naszej urokliwej plamy :) Ale ponoć niebawem (cyt.: "jak przestanie padać") mają to załatać. A poza tym wyje i wzdycha (efekt rolet i efekt przesuwania skrzynek balkonowych) ;)
@ Monika Magdalena - staram się nie pęc :) Jak się tylko pojawią w poniedziałek, to zasugeruję im użycie naszej, a jak uważają, że ona jest trefna i tak spreparowana, żeby było po naszemu, to niech sobie pójdą i zakupią nową u bezstronnego sprzedawcy.
OdpowiedzUsuń@ Gosia - ja dziękuję za pochwały talentu dopisania, komplementy na temat kuchni Ślubny przeczytał i wziął do siebie (słusznie oczywiście)
@ Laura - na razie zasilam kasę Herbapolu, ale może to znak, że trzeba samemu rozpętać jakąś plantację, tylko czy na pewno melisy...??? Ekipę przetrzymamy, spokojnie, drutów przy nich nawet w dłoń nie biorę, bo ja jestem niespotykanie spokojna, ale... Poza tym w najgorszych chwilach wściekłości powtarzamy sobie jak mantrę: "czekajcie wy..., nadejdzie czas rozliczenia tej roboty i zapłaty... lub niekoniecznie".
@ Izuss1 - napisałaś dokładnie to, co powtarza Ślubny - nawet gdyby ściana była w drobne ząbki, to po to się zamawia meble na wymiar, żeby dopasować wszystko idealnie. Poza tym ta sama firma (ale w innym składzie osobowym i pewnie to jest główny problem) robiła nam meble do poprzedniego mieszkania, gdzie kąt prosty był prosty tylko z nazwy i gdzie ściany rzeczywiście potrafiły różnić się nachyleniem w różnych płaszczyznach w sposób widoczny gołym okiem i co ciekawe poradzili sobie bez żadnych problemów.
Ciesz się, że zdiagnozowali, że Twoje przeciekanie ścienne to papa. Załatają i będzie po problemie. U nas (i tu cichutko i odpukując) po wczorajszych opadach śniegu i jego topnieniu okno trzyma. Teraz czekamy na taki śnieg, co to poleży i dopiero po paru dniach stopnieje, ale mamy nadzieję na pozytywne zachowanie Jej Okienności.
Już myślałam, że to sąsiad taki wyjący, albo posiadający wyjące dziecię, które dla ochrony własnych bębenków wystawia na taras... *^v^*
OdpowiedzUsuńEkipę od mebli sztorcuj od góry do dołu, w końcu płacisz, więc masz prawo wymagać!
A kuchnia przepiękna, czekam, aż się pojawią elementy świadczące o gotowaniu, wtedy nabierze charakteru. ~^^~
To ja szybko - śliczna kuchnia! :) I szalenie zazdroszczę wykańczania całego mieszkania - przyjemna sprawa - podziwiać, jak puste ściany nabierają sensu:)
OdpowiedzUsuńMając taką kuchnię nic bym nie gotowała. Leżałabym sobie i patrzyła. Szkoda brudzić:)Temat z nierówną podłogą i krzywą ścianą jest mi znany i bliski. Każde ustawienie mebli z "odchyłem" jest właśnie tak tłumaczone przez mojego męża. W końcu uwierzyłam, że mamy krzywe mieszkanie. Przecież przed wojną nie mogli budować równo:)! Dom jest z 1924 roku.
OdpowiedzUsuńMały jest niesamowity!!!
Brahdelt ona jest cwana teraz nam napokazuje te katalogowe zdjęcia żebyśmy potem przy garach nie chciały już oglądać... no ale wychodzi na to, że teraz to już mus... pierwsze gotowanie z sesją musi być ;)
OdpowiedzUsuńPsychologowie radzą żeby złu nadawać nazwy, imiona żeby je "udomowić"... Waldemar brzmi swojsko ;)
@ Brahdelt - zdjęcie kuchni było robione tuż po wyjściu ekipy meblowej, przed zasięgiem której wszystkie sprzęty kuchenne skrzętnie pochowałam. Tak na co dzień, to nie jest tak sterylnie :) I dzięki za potwierdzenie, że płacący klient może jednak wymagać, bo ja zaczynam popadać w jakieś paranoje, że może jednak nie :))) Te wyjące dzieci to żebyś mi nie wykrakała!
OdpowiedzUsuń@ Urkye - dzięki za pochwały dla kuchni, Ślubny poczytał :)))
@ B - Ja tam jednak coś planuję pogotować, chociaż Twoja propozycja leżenia i patrzenia jest baaardzo kusząca :)) Krzywe ściany w budownictwie z 1924 mogłabym zrozumieć, ale z 2011 to już nie bardzo. Swoją drogą, mieszkasz w bardzo zabytkowym budynku. Czy to się kwalifikuje już pod jakieś "klasy zerowe" zabytków, czy jeszcze nie? Mały owszem jest niesamowity, w wielu swoich kocich działaniach :)))
@ Agnieszkasz123 - Dobra, coś Wam drogie panie wykombinujemy, jakąś sesję przy garach. A wiatr rzeczywiście nie jest moim ulubionym żywiołem, ale i tak w nowym mieszkaniu znoszę go o wiele lepiej niż w starym. Może dlatego, że mam świadomość, że każdy mocniejszy podmuch wiatru nie wiąże się automatycznie z brakiem prądu, co było normą w tym starym.
Uwielbiam czytać Twojego bloga i czekam z utęsknieniem na każdy kolejny wpis :)
OdpowiedzUsuńPrzykro czytać, że partacze nie potrafią przyznać się do błędów a jedynie wmawiają klientom, że wszystko gra, mimo, że nic nie jest tak jak powinno być. Mimo zawirowań, o których piszesz widzę, że prace z wykończeniem mieszkania wkrótce ustaną i będziesz mogła oddać się bez granic, szeroko pojętemu mieszkaniu (- czasownik, rzeczownik) i dzierganiu :-) Pozdrawiam serdecznie.
Właśnie przeczytałam swój komentarz i myślę, że napisałam nie po polsku odmianę słowa blog. Czy nie powinno być raczej "Uwielbiam czytać Twój blog"? Wygląda na to, że mam kłopot z odmianą tego słowa. Czy mogę prosić Cię, jako osobę pięknie posługującą się ojczystym językiem, o wyjaśnienie tej deklinacji?
OdpowiedzUsuń@ Gazela - zwyczajowo po przeczytaniu Twojego komentarza zarumieniłam się z powodu pochwał. Język ojczysty szanuję i ma wobec niego sporo pokory, bo "polska język trudna język". Twoje pytanie o deklinację rzuciło mnie w otchłań sieci internetowej, bo moje pierwsze wrażenie było takie, że obie formy "lubię blog/bloga" funkcjonują równorzędnie, ale... Krótko i węzłowato wyjaśnił to dr Bańko:
OdpowiedzUsuń"Blog ma rodzaj męski nieżywotny, w dopełniaczu blogu, w bierniku blog. Potocznie słowo to funkcjonuje w rodzaju męskozwierzęcym i wówczas ma dopełniacz bloga, równy biernikowi.
A zatem pisze Pani i czyta blog, potocznie bloga. Post pisze Pani na blogu, ale wysyła go na blog, a potocznie na bloga."
Odnośnie ekipy, to jest dokładnie tak, jak napisałaś, z większymi lub mniejszymi zawirowaniami i czasami mocno pod górkę, ale jednak zbliżamy się do końca prac meblarskich. Jednak nasz niesmak po współpracy z nimi jest spory, głównie z powodu, który tłumaczyłam w odpowiedzi na wcześniejszy komentarz Izy - pracowali dla nas wcześniej, w o wiele trudniejszych wnętrzach i dali sobie radę śpiewająco. Odebraliśmy meble bez żadnych zastrzeżeń, a tu... firma ta sama, właściciel ten sam, ale inny skład osobowy rzeczywiście pracujących u klienta robi swoje. Ja jestem nastawiona na to, że będą poprawiać dopóty, dopóki nie usuną tych najbardziej rażących niedociągnięć, bo na drobiazgi możemy przymknąć oko, ale nie na pochyłe szafy.
Nie chcesz mieć w swoim własnym domu mebla na kształt architektonicznych cacuszek, typu Krzywa Wieża w Pizie, czy Toruniu? No wiesz? Jak możesz gardzić takimi "unikatowymi rozwiązaniami" starannie wypracowanymi przez członków ekipy meblarskiej ;-))) Należy mieć nadzieję, że ostatecznie wszystko ułoży się po Waszej myśli. Trzymam kciuki, żeby plany się ziściły bez walki i nerwów. Obyś druty mogła wykorzystywać tylko do dziergania :-)
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki za wyjaśnienia z wiązane z odmianą słowa blog :-)
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst! Jak zawsze zresztą:) "lewe prawo" hehe, uśmiałam się:D I wyjący Waldemar....masz Kobieto dar pisania
OdpowiedzUsuń:)) Lampy świetnie pasują w kuchni: uwielbiam takie łączenie stylów:) Z pewnością rozgoryczenie spowodowane współpracą z ekipą, ustępuje miejsca radości, jaką macie widząc postępy w Waszym gniazdku:)
Kurcze coś macie pecha z tymi meblami no ale jak "fachowcy" używają spierniczonej poziomicy to co się dziwić ;) Powiedz im ze bloga prowadzisz i że niechcący zdradzisz nazwę firmy wraz z adresem... ;) Bo się koleżanki pytały co to za "miszcze" są ;) Kuchnia piękna, tak bardzo błyszcząca, że bałabym się gotować żeby nie zniszczyć efektu ;)
OdpowiedzUsuń@ Gazela - kciuki trzymaj, z góry dziękuję (dziś kolejne starcie :)
OdpowiedzUsuń@ Sistu - a Wy macie tylko jedno "prawo"? To nudno :)))
@ Susanna - zaczynam dojrzewać do takiego "blogowego" szantażu. Mnie tam błyszcząca kuchnia tylko pcha do gotowania. Płyty lakierowane doskonale się czyszczą ze wszystkich kuchennych brudów.
Oj fachowcy :)
OdpowiedzUsuńKuchnia rewelacyjna. Barokowe zwisy świetnie się wpisały we wnętrze. Barrrdzo mi się podoba i z dziką rozkoszą ugotowałabym w Takiej kuchni, choćby zupę, podrygując w rytmy pomrukiwań to kuchenki, to okapu :)Pozdrawiam serdecznie
@ Magdor - oj, żeby tej propozycji gotowania nie wzięła serio. A jak jeszcze mi ugotujesz pomidorową, to nawet dziś :)
OdpowiedzUsuńWybacz, wczoraj nie mogłam :) Ale pozostawię sobie tę pomidorową w pamięci na przyszłość. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńNie wiem czemu nie mogę zrobić odpowiedzi:/ Oczywiście, że u mnie instnienie lewe prawo, zwłaszcza we wskazującej lewej ręce ;))
OdpowiedzUsuńZnowu się uśmiałam :) wiem, wiem- Twoja buzująca krew źrółem mojej uciechy, ale wybaczysz prawda?
OdpowiedzUsuńDo barokowych lamp proponuję gotyckie przebranie fachowe z miotełką w ręku- widziałam na str, którą zalinkowałaś.
A z Mietkami (moja nazwa na wszystkich "fachowców") to Ci nie zazdroszczę, banda gamoniów!! Wczoraj na zajęciach usłyszałam coś takiego: "P. Doroto, wie pani kto to jest ekspert? To któs, kto w swojej dziedzinie popełnił wszystkie możliwe pomyłki"- coś w tym musi być.. Wbijanie drutów boli i robi niezłą dziurę- wiem, bo raz sama się nadziałam, więc jak Ci się znowu krew wzburzy, to rączki_pod_dupkę- w kiciu takiego metrażu nie uświadczysz i gdzie byś miała swój kącik do pracy?
Kocio chyba potrzebuje lornetki- może kumpla wyczaił po drugiej stronie?
@ Sistu - działanie Bloggera pozostaje dla mnie tajemnica nie do ogarnięcia.
OdpowiedzUsuń@ Dodgers - nie martw się, moja własna Rodzicielka płacze ze śmiechu, czytając o problemach własnej córki. Cytowaną przez Ciebie definicję specjalisty znam i też mam wrażenie, że ci nasi są właśnie na etapie popełniania wszelkich możliwych błędów. I słusznie radzisz - w czasie pobytu siły fachowej w moich progach będę sie trzymać od sprzętów ostrych i potencjalnie niebezpiecznych z daleka :)
Piękna kuchnia. Piękny blat. Co to? Marmur? Ten cały błysk jest świetny. Mam nadzieje, że będzie więcej zdjęć. Tapeta tylko taka sobie. Jak zwykle kot wymuskany pięknie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń@ Macchiato - Blat ma wzór czarnego marmuru, ale to zwykła płyta, z jakiej robi się najczęściej kuchenne blaty. Tapeta jest graficzna i zapewne nie w każdym wywołuje zachwyt, ale została specjalnie zaprojektowana prze Ślubnego do tej kuchni i spełnia wszelkie nasze oczekiwania estetyczne. Za komplementy dla Kocia dziękuję.
OdpowiedzUsuńhihihi
OdpowiedzUsuńjeśli chodzi o ekipy remontowe i ich geniusz to mojemu koledze gdy ten udał się do sklepu na pół godziny kupić potrzebne rzeczy i spuścił na ten czas robotnika z oczu ten mu wywalił gniazdko elektryczne nad wanną i był taki szczęśliwy że na takie genialny pomysł wpadł...wszak nie ma jak suszenie włosów w wannie.