Przenosiny

czwartek, 24 maja 2012

RÓŻOWA LANDRYNKA PODRÓŻNA

Słodko landrynkowe różowości zostały skończone, uprane i wysuszone w stanie leżącym. Niewątpliwie kolorek i przyjemność robienia poprawiła mi humor. Efekt końcowy też bardzo pozytywny i "uśmiech wywołujący".

Na wszelki wypadek, dla osób zainteresowanych technikami blokowania różnych dzianin zrobiłam zdjęcia poglądowe w stanie "drucianym, naciągniętym".

Jak widać w środku są dwa druty, żeby równo rozciągnąć boki otulacza. Na górze i na dole druty służą do naciągnięcia "zębiszcz".

***
Wczoraj na tapecie był haft prezentowo - niespodziankowy i tu odnotowałam częściowy sukces, bo jestem w połowie, a nawet ciut ciut po połowie. A przecież każdy wie, że drugi etap idzie szybciej, bo koniec widać :) Przy okazji haftowania dosłuchałam do końca "Sto lat samotności" Marqueza i niniejszym, oficjalnie składam podziękowania dziewczynom, które tak skutecznie mnie "zanęciły". 

***
Za to dzisiaj posupłałam drugi rządek frywolitkowej serwety Renulka. Tu proszę sobie wyobrazić mnie w postaci rozanielonej i wsiąkniętej na amen. Strasznie, okropnie, potwornie mi się frywolenie podoba. Mam wrażenie, że to jest najpiękniejsza forma robótek ręcznych, jaka istnieje. I wiem, że jeszcze wiele godzin przede mną, zanim to, co wychodzi spod moich łapek, będzie doskonałe, ale nawet w tej chwili tworzenie form nie do końca doskonałych sprawia mi gigantyczną frajdę.

Obawiam się, że im dalej w las, tym częściej będę Was zamęczała tworami supłanymi.

***
A teraz z innej beczki, a raczej z innego pomieszczenia. Lecimy galopem do sypialni, łapiemy zakręcik, żeby mieć odpowiednią perspektywę i co widzimy? Widzimy nową narzutę łóżkową, wielkości małego żagla (grot może być albo bezan chociaż :). Oczywiście nie ma takiej możliwości, żeby nasz sztandarowy model nie załapał się na zdjęcie, więc macie dwa w jednym: nową narzutę i kocia.

A w temacie kocia jest jeszcze jedna wiadomość - nasze kocio jeszcze raz pokazało, że delikatuśne jest i marudne. Taras już mu nie straszny, ale jego wyjście zawsze wyglądało tak samo. Wylazło kocio, posnuło się bez celu, siadło na tyłku, pogapiło się w niebo, pomiaułaczało do jaskółek i oddalało się do domu. Wyszło mi, że Małemu na tarasie brakuje podstawowej rzeczy. Wyniosłam, położyłam i od razu Mały poczuł się lepiej:

Ręczniczek musi być, bo tylko na ręczniczku można się płożyć, pokładać, wyciągać i przysypiać na jedno oko.

***
A w weekend lub tuż po weekendzie... pojawi się na blogu zupełnie nowy temat... Brahdelt się ucieszy i Squirk się ucieszy... booooooo... spadł na nas niespodziewany deszcz mamony i Ślubny postanowił jednak spożytkować te srebrniki na stworzenie w tym roku zaczątków infrastruktury tarasowej. A to oznacza, że będą fotki zieleniny rosnącej i omdlałej (jak zapomnę podlać), będą bulwy, pnącza, liany i zioła. Trochę mi słabo, ale trudno, zieleń podobno uspokaja, to może mnie nie trafi od nowych obowiązków.

32 komentarze:

  1. Komin śliczny, delikatny i słodki :) chciałabym umieć takie delikatności robić i mieć na tyle cierpliwości, żeby być w stanie je w ogóle wydziergać

    Kocio jak zwykle fenomenalny, i podobnie jak mój wciąż oddaje się drzemce :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komin wyszedł rzeczywiście słodki, ale co tam, jako dodatek może sobie być słodki do mdłości.

      Usuń
  2. Kyaaaa!!!.... Gorączka serbinowska się szerzy! *^v^* Bardzo dobrze, chcę oglądać cudze donice, skrzynki i zieleninę, Squirk tak rzadko pokazuje co ma na balkonie, będzie drugi blog do podglądania! ^^
    Oczywiście, że kot musi mieć na czym leżeć, nie będzie przecież kładł się na gołej podłodze! ~^o^~
    Otulacz w bardzo pozytywnych barwach, na razie poleży w szafie? U Was też takie upały? ^^
    A frywolitki plącz, wszystko co związane (forgive my pun *^v^*) z nićmi i tkaniną jest miłe memu oku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobra, ja wiem, że to "Noce i dnie", że Serbinów, że "Bogumił!" ale czemu akurat zaraza ogrodowa została ochrzczona serbinowską???!!!
      Nie zmienia to faktu, że powstanie nowy kącik tematyczny: "zielsko i okolice".
      Otulacz poleży, chociaż... dzisiaj był taki chłodny wiaterek, że nie nawet można go było założyć, żeby nie marznąć w czasie tarasowania.
      Ja tez lubię wszystko, co "związane" z nitkami, tkaninami i koronkami. I plączę, plączę i coraz bardziej mi się podoba.

      Usuń
    2. To nie ja, to Myszoptica, o: http://myszoptica.blogspot.com/2012/05/goraczka-i-zmiana-dekoracji.html
      *^v^*

      Usuń
    3. No to teraz rozumiem :))) Idę kupić kożuszek Ślubnemu (rozchełsta się we własnym zakresie, mam nadzieję), a sobie zakupię gumiaki, najlepiej różowe w kwiatki.
      A Ślubny wywlókł mnie właśnie na wieczorny chłód, żeby taras mierzyć :) Udało mi się uciec. A teraz siedzi na antresoli i wybiera donice, zielska i inne takie. A jutro będzie woził ziemię :))) Samochodem firmowym, dostawczym :)

      Usuń
    4. Ja wożę wózeczkiem zakupowym, prywatnym. *^v^* (no, największą dostawę ziemi miałam mężem i samochodem, a teraz zwożę po 10 kilo sama, żeby ukryć fakt przybywania nowych donic z roślinami, na razie się udaje... ^^). Nie mam gumiaków, ale mam konewkę, znalazłam ją na starym mieszkaniu!

      Usuń
  3. Jupiii, następna ogrodniczka :-)
    Fakt, rzadko pokazuję, co u mnie, bo nie zawsze mam czas na zrobienie zdjęć, a jak juz zrobię to nie mam kiedy tego obrobić, ide poszaleć z aparatem i spróbuję się zmobilizować :-)
    Komin uroczy, choć rurzowy ;-), a do frywolitek mnie przekonałas i kupię sobie po weekendzie igłę - skoro łatwiej się nią frywolitka to nie będę zaczynała od czółenka.
    :-)
    Głaski dla kota, jest przepuszysty - nie wiem, czy to w ogóle dozwolone, żeby być tak puszystym, wydaje mi się, że nie, ale Mysz ignoruje moje prośby o pozwolenie na osiągnięty poziom puszystości, więc Mały pewnie też machnie na mnie łapą - trudno, niech sobie są takie superpuszyste ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, no! To raczej będzie następny "ogrodniczek", bo taras powstaje w głowie i łapami Ślubnego. Niestety podejrzewam, że "codzienny obrządek" będzie na mojej głowie i w moich łapach, ale jednak.
      "Rurzowy" tez kolor, a poza tym ja wykorzystuję ostatnie lata, kiedy jeszcze na różowy mogę sobie pozwolić :)
      Co do frywolitek, to mnie łatwiej igłą, ale spróbuje też czółenkiem, bo może akurat Ty masz odwrotnie i czółenko będzie dla Ciebie bardziej naturalne.
      I nie chcę Cię martwić, ale z każdym czesaniem Mały staje się nieco mniej puszysty, bo wydzieram z niego zimowe włosie.

      Usuń
    2. Zajmowanie się ogródkiem jest sama zobaczysz, jakie nieprzykre ;-) Własnie wybieram się kiziać moją plantację i czule przemawiać do grochu, który wreszcie zdecydował się ujrzeć światło dzienne.
      Myślę, że Mały pozostanie superpuszysty nawet bez połowy sierści, wygląda, jakby miał jej całe hektary upakowane na jednym ciciku. Będę śledziła zdjęcia :-)

      Usuń
    3. No ja bym mogła z ogródka nie wychodzić ... uwaga będzie szpan - gdy mieszkałam z rodzicami , a ci posiadają spory trawnik to wszyscy sąsiedzi podziwiali jak ja na kolanach każdego chwasta wyrywałam...tym samym nie było chwastów tylko trawa na trawniku tak jak być powinno. Wy raczej trawy nie będziecie hodować, ale po wyobraźni włożonej w obraz mieszkania wszystkie ptaki będą u Was lądować z zachwytem.

      Usuń
  4. Ależ te supełki wyglądają interesująco:] a różowości takie słodkie że ja je oczami zajadam...niemalże:] i już się cieszę na fociaki tarasowej zieleni:]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fotki tarasowe będą się pojawiały cyklicznie. A różowości mnie pozytywnie zaskoczyły, bo rzeczywiście fajnie wyszły.

      Usuń
  5. Uroczy ten wyrób na szyję. ach no i ten taras wzbogacony w zieleń pewnie jeszcze cudowniejszy będzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słodki do mdłości :) Ale jakoś tak pozytywnie na mnie działa ten otulacz. A taras w końcu zrobi się bardziej przytulny, bo teraz to mam wrażenie egzystowania na pokładzie lotniskowca, na lądowisku :)))

      Usuń
    2. Takie słodkości to są najlepsze..niech mdli raz a dobrze :) To rzeczywiście przyda się trochę doniczek i zieleni, bo jeszcze po seansie filmu w weekend zachce się Wam kopiować jednego z bohaterów. :)

      Usuń
  6. Śliczna podróżna, mimo że różowa:). A Kociowi nie ma się co dziwić, że chce być fotografowany - jest piękny! Pozdrawiam i czekam na zdjęcia z zazielenionego tarasu:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcia tarasu będą, obiecuję. Kocio jest słodki i wyjątkowo fotogeniczny (jak każdy kot).

      Usuń
  7. aaa jeśli chodzi o "sto lat..." i namawianie to teraz proponuje Jose Saramago "Miasto ślepców".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Saramago uwielbiam (czytałam "Ewangelię według Jezusa Chrystusa" i "Baltazara i Blimundę") "Miasto ślepców" mam na liście "do przeczytania", ale skoro polecasz... :)))
      Ps. Film ściągnięty, będzie na weekend.

      Usuń
    2. Miasto ślepców czytałam jako pierwsze i nie wiem czy to dlatego najbardziej mi się podobało czy po prostu jest najlepsze :)
      ps: miłego seansu :)

      Usuń
  8. Różowości są super apetyczne :)

    A serwetka zapowiada się interesująco :)
    Jedno mnie tylko dręczy i rozwiej moje wątpliwości: zaczęłaś supłać od łuczka? Jeśli tak, to pozwolę sobie na małą radę - od kółka jest lepiej, bo można potem łatwo przyłączyć ostatni łuczek i łatwiej ukryć końcówki nici :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrycja, Ty sobie możesz pozwalać nie tylko na małe rady, ale nawet na wielgachne. Ja się wręcz domagam.
      Zanotowałam, zapamiętałam, posłucham się następnym razem - zaczynać od kółeczek, nie od łuczków.

      Usuń
  9. podziwiam, podziwiam i jeszcze raz podziwiam! maszyna, igły, nici - bardzo proszę, ale igliczki, szydełka to już nie moja bajka - fascynują mnie, ale samodzielnie nie mogę opanować tej sztuki - chyba na jakiś kursik będę musiała się wybrać! cudne robisz te włóczkowo-niciane twory, landrynkowy komin niezwykle smakowity, a frywolitki cud miód i orzeszki :)

    OdpowiedzUsuń
  10. zapomniałam zachwycić się kolejną odsłoną kociaka - z niego to normalnie arystokrata pełną paszczą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pochwały wszelakie, Małemu też przekazałam, niech kot ma :)

      Usuń
  11. Różowa chmurka jest cudowna :) Przenikanie kolorów nadało chmurce jeszcze większej lekkości. I narzuta piękna - Mały pięknie "odcina" się na niej kolorystycznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, w nowym mieszkaniu Mały odcina się kolorystycznie od wielu rzeczy i powierzchni. W starym mieszkaniu (drewno, beże, brązy), odcinał się znacznie mniej :)

      Usuń
  12. Ależ cukierkowo się zrobiło... aż mnie naszła ochota na słodycze ;)) Ślicznie wygląda :) Frywolitek jeszcze nie próbowałam, a widzę że idziesz jak burza :)) Narzuta idealnie się komponuje z sypialniem i kociem :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Frywolitki wypróbuj, bo nie są takie straszne, na jakie wyglądają, a przynajmniej mnie - sprawiają wielką przyjemność.

      Usuń
  13. szalenie energetyzująca różowość. i znów się u Ciebie uczę - w życiu nie przyszłoby mi do głowy, żeby tak to blokować, super

    kocia rozumiem doskonale, wszak trzeba mieć oznaczony swój kawałek podłogi!

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja od tygodnia z ogrodu nie wychodzę jest tyle do zrobienia! A słodkości prawdziwie słodkie i prześliczne!

    OdpowiedzUsuń