Kontaktów z przedstawicielami Poczty Polskiej ostatnio mi nie brakowało.
Ślubny znalazł nowy sposób zaspokajania mego wielkiego nałogu i wywoływania u mnie kwików radości - z wielkim entuzjazmem szuka pożądanych przeze mnie używanych książek na brytyjskim Amazonie i zamawia bez umiarkowania, a Poczta dostarcza... awizo, żeby sobie niewymiarową przesyłkę odebrać w placówce. To stoję jako ta panienka koło okienka.
***
Ale dzisiaj nie o książkach będzie. Będą Wielkie, Gorące Podziękowania z Serca Płynące!
Kiedy pokazałam na zdjęciach, że zaplotłam sznureczkami Czekoladę i że rzeczone sznureczki mozolnie plotłam na babeczce, Mirka (TRIKOT) w dalekiej Francji współ-odczuła ból w moich odrętwiałych opuszkach palców i... ta kobieta z wielkim sercem przysłała mi młynek do robienia sznureczków! Odebrałam z pocztowego okienka takie cuda!
Młynek został przetestowany i nastąpił zabór mienia... Ślubny poczuł do młynka miętę i twierdzi, że ja mam wymyślać, zaczynać i oddawać młynek w jego łapy, a on będzie kręcił :))))
Jak widać na zdjęciu oprócz młynka Mirka przysłała też piękną poduszeczkę do szpilek. Dla mnie - wielbicielki wszystkiego, co szyte z materiałów z napisami - jest to idealny prezent, aż szkoda wbijać cokolwiek. Na razie podusia leży, a ja się napawam wizualnie.
Mirko, kobieto kochana, jeszcze raz, z całego serca dziękuję za prezenty!!! Są trafione, cudowne, przydatne i piękne i wiem, że z serca.
***
Ale z poczty odebrałam ostatnio jeszcze to:
Ewa z Potyczek z Maszyną zaoferowała dowolne łapówki, o ile tylko zrobię dla niej Ananasową Chustę. O tym, że ja na zamówienie robię rzadko, to wszyscy wiedzą, ale Ewa nie wiedziała, że ma szczęście, bo ja te Ananasy bardzo chcę zrobić jeszcze raz, nieco modyfikując układ oczek (dla wtajemniczonych - układ niektórych "dwa razem" w oryginalnym opisie wydawał mi się niewłaściwy, położony nie na tą stronę, co trzeba).
Tym sposobem ja przetestowałam własne wizje techniczne (z sukcesem), a Ewa będzie miała wymarzone Ananasowe Szaleństwo.
Ale wracając do przesyłki - szalona kobieta w ramach łapówek za twórczość podesłała oliwkowego Lace Dropsa dla mnie (ten piękny granat jest Ewy), całe metry cudownej pastelowo żółtej tkaniny, tak mięsistej, że aż się człowiek chce w nią owijać i spowijać oraz gazetkę inspiracyjną.
Ewa, dziękuję bardzo, cudowna kobieto!!! Sprawiłaś mi wiele radości tą obfitością i już wiesz, że się zemszcz... odwdzięczę :)))
Ewa wprawdzie wie, jak wyglądają Ananasy i nawet dostała już fotki z blokowania i wie też, że powstaje niespodziankowy dodatek, ale nie chcę pokazywać zbyt dużo, żeby miała przyjemność odpakowywania przesyłki, więc "zanęcając", pokażę tylko tyle :)))
***
I jest jeszcze coś - Mało Finezyjne Swetrzysko, które Mama Moja Rodzona Jedyna określiła jako Otuliszcze.
Był sobie Sweter Po Samiuśkie Kolana. Sprawdzał się doskonale pierwszej zimy na Rogu Renifera, kiedy to niedogrzane mieszkanie, wiecznie wietrzone "na durch" przez pałętających się bez sensu (stolarze :))) i z sensem (ekipa remontowa) przedstawicieli klasy robotniczej wywoływało u mnie gęsią skórkę. Ale tej zimy nie narzuciłam swetra na grzbiet ni razu. A zasada jest prosta - czego się przez rok nie założyło, z tym należy się pożegnać, w tym przypadku, spruć i przerobić.
Sprułam zatem, zapylając całą kuchnię na fioletowo, bo przecież mam taras, na którym mogę pylić do woli, ale jakoś za późno się zorientowałam, że sypię fioletowym włoskiem na prawo i lewo i w sumie to już było wszystko jedno, ile nasypię.
I robię - wielkie swetrzysko bez dbałości o szczegóły, ma być miękko, przytulnie, domowo - ot, takie Otuliszcze:
Czadowe prezenty! Ta poduszeczka na igły wywołuje u mnie ślinotok :) Swetrzysko zapowiada się... otulająco. A ja mam przymusową przerwę w szyciu i z piórnikiem to muszę poczekać. Jestem niepocieszona :(
OdpowiedzUsuńTa podusia "na żywo"... mniam!!!
UsuńA przerwa w szyciu wynika z...??? Mam nadzieję, że nic złego się nie dzieje!
Bunt maszyn. Nawet mi sie pisac nie chce :( Zalamka. Mozesz oczytac u mnie na blogu... ech!
UsuńZobaczysz, pan z serwisu może Cię zaskoczyć :) Trzymam kciuki, i za pocztę.
UsuńKobieto, Ty książki możesz pisać :) Czyta się Ciebie z zapartym tchem i niecierpliwością co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńA prezentów - zazdraszczam :)
Przyjemnego weekendu. Ola.
Jak będę już miała trochę świętego spokoju (czyli pewnie na emeryturze :))), to rozważę twórczość literacką, na razie wystarcza blog :))
UsuńTobie też przyjemnego weekendu!
Bardzo fajne prezenty, zwłaszcza chętnie pooglądam cóż też wyczarujesz z tej mięsistej żółtej tkaniny.
OdpowiedzUsuńCiuch z rodzaju Otuliszcze zawsze się przyda, czy to chłodny wieczór czy też zimowy poranek. Kolor ma świetny, lubię taki.
pozdrawiam :)
Nad ta tkaniną bardzo się zastanawiam, bo ona jest cudna w dotyku i jest jej dużo... jak to u mnie, musi odleżeć, ja się prześpię z pomysłami i zobaczymy :)
UsuńBardzo sie ciesze z Twojego cieszenia, ale mlynek to tylko drobny odwdziecznik za niesamowity kurs o sweterkach od gory.
OdpowiedzUsuńMoj sweterek nareszcie dobiega konca, jestem juz w polowie rekawow.
Swoja droga moze powinniscie ze Slubnym postarac sie o wlasny program tv, jak knitting daily tv interwave ...
Pozdrawiam
Gdyby był taki program komputerowy do ściskania z wdzięczności na odległość...
UsuńAle już obiecałam, że pierwszy szalony sznureczkowy projekt będzie Twojego imienia!
Program TV..., hmmmm, to może (tak jak te książki do napisania) zostawię sobie jako pomysł na wesoła emeryturę :))))
I bardzo mnie cieszy, że sweterek już ma robione rękawy, bo to znaczy, że udało Ci się osiągnąć kształt idealny korpusika!
Och, mnie się marzy otuliszcze, bom zmarzlak okrutny. Ale zostało mi już tylko robienie malutkiego szaliczka...
OdpowiedzUsuń:))) Otuliszcze mam nadzieję wyjdzie takie wielkie i miękkie, ale muszę się pilnować, bo mam tendencje do robienia sweterków przy ciele.
UsuńDobro wraca a Ty czynisz wiele dobra dla innych. Mam taki młyneczek fajna sprawa.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre słowo! Ale robiąc każdy z tych kursów, nie liczymy na żadne materialne podziękowania. Tym bardziej takie prezenty są wielkim zaskoczeniem i powodem do radości :)))
UsuńA młynek pokochałam od pierwszego ruchu korbką.
Super prezenty:) Młynek przydatny, ja się zamotkowałam letnio, teraz myslę, z czego by tu na zimę. O lace na końcu, bo prawie slinka cieknie. Tez jestem ciekawa tej dodatkowej niespodzianki, pokazałas akurat tyle, żeby ciekawość rosła, rosła... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLace Dropsa kocham wielką miłością. Robi się toto bardzo przyjemnie, pierze bez problemów i nosi przemiło. A dodatkową niespodziankę pokaże, ale dopiero po tym, jak wyślę Ewie paczkę i ona ją rozpakuje :)))
UsuńSłuchaj Kochana, jak Ciebie posadzą na tyłku za to łapownictwo, to ja nie chcę być w ich skórze... przecież Ty nie usiedzisz na miejscu spokojnie i oni sami, dla własnego bezpieczeństwa psychicznego, odstawią Cię do domu w ręce Ślubnego, a on będzie wiedział, co ma robić ;) A jeśli nie, to osobiście Ci przemycę jakiś pilnik w cieście i odrobinę granatów ręcznych i rozniesiemy tę budę. Tylko, hmm, Ty powinnaś usiąść do maszyny i się zabezpieczyć na tę okoliczność, bo chyba przyda Ci się gustowny i dopasowany pasiak, bo te ichne pewnie sztuczność nad sztucznościami, tu odstaje, tam się marszczy, białej gorączki dostaniesz. Nie nie, nie śmiej się, tu się nie ma co śmiać, trzeba się brać do roboty- najpierw do pasmanterii po materiał, no raz raz! ;)
OdpowiedzUsuń:))))) Ewa się już zaoferowała, że jako łapówkę-dająca może siedzieć ze mną, a taka wspólna kreatywna cela, święty spokój i dużo czasu to wcale nie takie złe :) O ile pozwolą nam posiadać druty, igły, nożyczki...
UsuńNie wiem, ale spróbujemy przekupić w razie coś ;) a drewniane KP z żyłką przez bramkę piszczeć nie będą ;)
UsuńKurczę pierwszy raz widzę taki młynek i działa prawidłowo? Dla mnie ciekawostka zupełna:) Trochę szkoda mi tego wielkiego swetra bo ja lubię takie ale jak ma leżeć w szafie nie używany to lepiej przerobić bo szkoda takiej włóczki. Sama mam jeden do przerobienia i nie długo się za niego biorę ale do przerobienia ma górę i rękawy więc pójdzie szybko. A nie starczy Ci włoczki na bliźniaki? Jeden z krótkim rękawem i drugi rozpinany? pozdrawiam Basia
OdpowiedzUsuńDziała i to jak. Wprawdzie włóczka musi być w miarę równa i bez długiego włoska, żeby móc kręcić szybko, ale przy takich gładki jest po prostu ekspresowy.
UsuńBardzo prawdopodobne, że włóczki starczy więcej niż na Otuliszcze. Ale zobaczymy...
Nigdy w zyciy nie slyszalam nawet o mlynku do robienia sznureczkow, dla mnie to tez ciekawostka. A otuliszcze moze od razu zacznij dziergac w pasy, bo dodgers ma racje, ze lapownictwo tylko do czasu potem jak nic wycieczka do p...dla hahahaha.
OdpowiedzUsuńTaki młynek to cudowne urządzenie! Ma się od razu dziesięć tysięcy pomysłów na wykorzystanie sznureczków, bo robi się je w takim tempie, że nawet sweterek wydziergany ze sznureczka staje się realny!
UsuńA co do pasiaków, to będziemy z Ewą twierdzić, że to barter i kropka :)))
Super młyneczek.....
OdpowiedzUsuńZwróciłam uwagę na.... ,,A zasada jest prosta - czego się przez rok nie założyło, z tym należy się pożegnać.....''....
Myślałam,że 2 lata...,a jeśli tylko 1 rok to oznacza,że,,zrobi''mi się miejsce w szafie,a zyskam szmatki....
Pozdrawiam,
Dwa lata pewnie się sprawdza u osób z przepastnymi szafami, ja w poprzednim mieszkaniu miałam bardzo małą garderobę i to ona zmuszała mnie do corocznych porządków. Teraz mam nieco więcej przestrzeni w szafach, ale przyzwyczajenie zostało :)))
UsuńPierwszy raz słyszę o takim młynku, Jak dla mnie rewelacja... Ciekawe czy można zanabyć taki w Polsce...
OdpowiedzUsuńPrzepiękne prezenty dostałaś :) Za całą wiedzę jaką się z nami dzielisz i pracę jaką w to wkładasz to ciebie należałoby ozłocić :)
Widzialam go tez w polskich internetowych pasmanteriach, wystarczy wpisac w wyszukiwarce "mlynek dziewiarski".
UsuńPozdrawiam
To ja tylko potwierdzam to, co Mirka napisała, daje się takie cudo kupić w Polsce :))
UsuńI dziękuję za dobre słowo, ale z tym złoceniem, to nie przesadzajcie - ciężko będzie, niewygodnie :))))))
Prezenty niezwykłe. Ah jakie niezwykłe. Chusta w pięknym kolorze. A robiący się fioleciak to widze, że bedzie taki mój, mój.
OdpowiedzUsuńTen fiolecik jakiś powolny w robieniu :))) Ale to nie jego wina, tylko moja, bo przegrywa non stop z innymi robótkami, ale do późnej jesieni zdążę :)
UsuńChwilę mnie nie było a tu u Ciebie tyle się dzieje!!! Uśmiałam się czytając o Twoim mężu ;) Mój pewnie zareagowałby podobnie, bo lubi wszystko, co trzeba rozkminiać, wszelką maszynerię ;) Ale prezenty dostałaś fantastyczne, kobieto!!! Wyobrażam sobie, jaka musiałaś być uśmiechnięta przy rozpakowywaniu! Otuliszcze zapowiada się fajnie, będę na nie sobie czekać :)
OdpowiedzUsuńTo do obrazu mojego męża rwącego się do młynka dodaj fakt, że wyciągał łapy po młynek dosłownie w drzwiach wejściowych, nawet torby z ramienia nie zdjął :)))
UsuńA ja za każdym razem przy takich okazjach to się roztkliwiam i mam łzy radości w oczach (i to dosłownie), bo mam wrażenie, dostaję coś na co sobie nie do końca zasłużyłam.