Przenosiny

sobota, 7 grudnia 2013

ZAŁAMANIE

Do tej pory imię Ksawery nie wywoływało we mnie żadnych emocji. Żadnego Ksawerego nie znam. Nikt mnie nigdy nie postawił w niezręcznej sytuacji, pytając, czy to dobre imię dla chłopca. W niezręcznej, bo musiałabym się wykręcać i piskorzyć, że "no wiesz, to zależy, poważne jakieś takie, "ks ks" ma na początku i warczy na końcu, a w ogóle to jak to zdrobnić... Ksawuś???". Jedyny Ksawery, który mi się od razu kojarzył, to Ksawery Dunikowski, do którego dzieł też niczym szczególnym nie pałam, ale zawsze mnie rozczulały "tużurki", w których pozował do zdjęć.

Ale od wczoraj mam z Ksawerym na pieńku! Orkan/huragan Ksawery, odpowiada nie tylko za załamanie pogody, jest też odpowiedzialny za moje załamanie nerwowe. Ja od zawsze bardzo histerycznie reaguję na wiatr. Boję się, wpadam w panikę  i zaczynam mieć czarne wizje, że drzewo spadnie Ślubnemu na samochód, że dach nam zerwie, że nam wepchnie okna do środka, że blacha zerwana z dachu domu obok trafi dokładnie w nasze powierzchnie szklane, że... że dużo innych rzeczy, ja tak mogę wymyślać godzinami. Poza tym dźwięk wiatru wyjącego w kominach i szybach wentylacyjnych doprowadza mnie do obłędu. 

No to mi Ksawuś zafundował dwadzieścia cztery godziny nieprzerwanego koszmaru. W najgorszym momencie oświadczyłam Ślubnemu, że jak tylko ta impreza pogodowa się skończy, to zaczynamy szukać innego miejsca zamieszkania. Życzę sobie bunkra bez okien i z pancernymi drzwiami sztuk jeden, usytuowanego na górce, żeby nas woda nie zalała, w okolicy, gdzie nigdy nie było trąb powietrznych i trzęsień ziemi i daleko od zbiorników wodnych, żeby piorunów latem nie ściągało. Ślubny moje "wietrzne" fobie zna i żeby choć trochę poprawić moje spaprane przez Ksawerego samopoczucie, zapytał tylko: "A wyrzutnię rakiet ziemia-ziemia na dachu chcesz?" No i jak tu się nie roześmiać, nawet jeśli właśnie podmuch wiatru spowodował, że okna drżą.

Ale żyjemy. My cali, Mały w formie, mienie nienaruszone, tylko jesteśmy zmęczeni psychicznie i fizycznie, bo trudno spać, kiedy Ksawery zapewnia ścieżkę dźwiękową jak z horroru o nawiedzonym domu na pustkowiu, gdzie wicher hula i duchy podzwaniają łańcuchami i jęczą potępieńczo.

Mam nadzieję, że Wy też przetrwaliście bez uszczerbku na zdrowiu fizycznym i psychicznym, a mienie nie doznało szkód!

Ale zanim Ksawery nas napadł, to udało mi się zacząć Projekt Niezwykły.

Nasza karta na półce w salonie jest Wam doskonale znana, bo pojawia się jako tło na zdjęciach, a czasami nawet ekstraordynaryjny wieszak dla fotografowanych chust. Wymyślona przez Ślubnego, wykonana specjalnie dla nas, cieszy nas niezmiernie jako element ozdobny. Ale... blednie się biednej karcie stopniowo, lecz nieubłaganie. Nawet zdecydowaliśmy, że po Nowym Roku zamówimy jej nową wersję, żeby znowu była w kolorze jak najbardziej zbliżonym do krwi tętniczej.
Zdjęcie archiwalne ze stycznia 2012, 
kiedy karciany kolor był jeszcze krwisty.

Ale okazało się, że Ślubny ma obecnie inną wizę. Wizję, którą będzie realizował moimi łapami. Haftowane wypełnienie LOVE-ramki nagle przekonało go, że haft to nie element "folklorystyczny obciachowy", że w hafcie tkwi wielki potencjał ozdobny. 

Karta ma być nadal asem kier, ale... haftowanym i w negatywie. Czarne tło, biel i czerń w elementach graficznych. Co i jak będę haftować, mam sobie wymyślić sama.

No to wymyśliłam, tym razem mniej folklorystycznie, a bardzo graficznie - wypełnienia wszystkich serduszek jako blackwork (czy raczej "whitework") i czerwone kontury. Tkanina to smolisty len, który został po szyciu folklorystycznej torby. I wprawdzie byłam przekonana, że powstanie z niej kolejna torba, ale skoro Ślubny nagle zapałał chęcią posiadania kolejnego elementu wystroju wnętrz wykonanego przez Żonę Jego, Jak Dotąd Jedyną, to owa żona jest gotowa poświęcić najcenniejszy kawał materii bez szemrania i marudzenia.

I gdyby nie załamanie pogody i moje załamanie nerwowe, to pewnie dzisiaj pokazywałabym Wam kartę gotową, naciągniętą na ramę i stojącą dumnie na półce, ale Ksawery nabruździł i zostało mi jeszcze trochę mozolnego dziubania igłami dwiema, żeby dotrzeć do finiszu.
Na tym zdjęciu widać wyraźnie, jak bardzo się karcie zblakło.
Plan na dziś i jutro jest dwutorowy. Po pierwsze muszę odespać wietrzne okoliczności przyrody. Po drugie - będę się wykańczać :))) Karta do skończenia i Kubusiowy Kocyk też już na finiszu - do zrobienia już tylko brzegi i zdobienia.

76 komentarzy:

  1. Oooooo biedna Ty jestes, rozumiem Twoj niepokoj gdy wiatr wieje, ja tez nie czuje sie w takie dni skowronkowo pomimo, ze ja przyzwyczajona jestem. W Gdyni zazwyczaj ...wialo jak na przyslowiowym Uralu a tutaj, to juz nawet nie wspomne. Mieszkamy pare minut od brzegu morza a potem juz tylko Irlandia i Ameryka wiec jak wiatr rozpedzi sie nad wielka woda, to czasem zastanawiam sie czy moze bede miec "podrzutke" do pracy hahahaha.
    Powaznie, to fronty cisnieniowe, ktore dopadaja Szkocje sciskaja mozg do wielkosci orzeszka, okropnosc ale za to nie ma skorpionow i wezy, to tak zeby sobie podniesc morale hahaha.
    Twoja karta bedzie piekna, wcale nie dziwie sie Slubnemu, ze sklada takie zamowienia, wie do KOGO je kieruje. Dziwi mnie, ze ta biala tak zbladla?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się ta cała wietrzna impreza zaczynała w Waszych okolicach, to pomyślałam, że Ciebie dopadnie najpierw i to nie pierwszy raz w tym roku, z tego, co kojarzę. Nie wiem, może się można przyzwyczaić do wichur urywających głowę, ale jakoś własnego przyzwyczajenia nie widzę.
      A karta zbladła, bo Ślubny nie miał wpływu na papier i farbę, którą ją drukowano i okazało się, że nie były najwyższej jakości. Teraz by pewnie zamawiał gdzie indziej (czytaj w zaprzyjaźnionej firmie) i dopilnował kwestii technicznych.

      Usuń
  2. Nowa karta wygląda bardzo obiecująco :) Będzie spektakularnie! :) Może ta pierwsza zbladła jeszcze mocniej ze strachu przed negatywowym zastępstwem? Bo już teraz widać, że as asowi nierówny :)

    Też nie polubiłam Ksawerego. Najpierw myślałam, że rozwieje mi dach nad głową, później zaczęła się śnieżyca, jedna moja ekokurka gdzieś zaginęła, szukałam jej cały wieczór wśród zamieci i spać w nocy nie mogłam, ale na szczęście drób wrócił rano. Gdzieś się sprytnie schroniła. Tak zielononóżka przechytrzyła orkan. A ja sama miałam bladym świtem wyjechać w biznesowych sprawach i nie mogłam, bo śnieg zasypał drogi. Same straty i spustoszenie emocjonalne. To moja opowieść :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że Ty przetrwałaś, dach w całości i "żywina" też! Jakoś mnie wcale, że szukałaś drobiu wśród zamieci, też bym pewnie usiłowała.
      U nas drogowo w okolicy całkiem znośnie, ale za to wczoraj wszystkie umówione spotkania były odwoływane hurtowo. Ślubny nawet nie usiłował wyjeżdżać do Poznania do firmy, tylko pracował z domu, modląc się do Opatrzności i operatora sieci energetycznej, żeby nie wyłączyli prądu.

      A karta będzie mam nadzieję równie ciekawym dodatkiem, co jej wyblakła poprzedniczka, może nieco bardziej wyrazistym :)))

      Usuń
  3. A, jeszcze jedno, mialam wujka Ksawerego, byl wstretny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))) A u Was to też był Ksawery ten orkan/huragan??? Bo w Szwecji to go chyba ochrzcili Sven...

      Usuń
    2. Nie, nie mowie o orkanie, mialam normalnego (czyt. walnietego), ludzkiego wujka Ksawerego, chyba nawet jego zona malo go zalowala gdy odszedl, wyjatkowa szuja.

      Usuń
  4. Wspolczuje Wam wszystkim tego orkanu. Mnie on ominal szerokim lukiem i nie powiem, zebym nie byla zadowolona z tego faktu. Fobii nie mam, ale przy silnych wiatrach wszystko mi sie w srodku trzesie.
    Projekt karty zapowiada sie swietnie. Fajny pomysl na ozdobienie mieszkanka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze, że Cię ominął. Zazwyczaj na przełomie jesieni i zimy wieje porządnie raz. Miejmy nadzieję, że Ksawery ten raz odpracował i do wiosny wszyscy będziemy mieli spokój z wichurami.
      A karta w całości mam nadzieję, że wkrótce.

      Usuń
  5. Mnie też Ksawery przetrzepał – wiatru organicznie nie znoszę, telepie mnie wewnętrznie. Dziś niby trochę osłabł, ale strasznie dużo śniegu napadało. Dziecko w nieustannej podróży samochodowej, co też komfortowe dla mnie nie jest... Ech, aby do wiosny! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam dokładnie to samo - burza mnie tak nie wyprowadza z równowagi, co zawodzenie wiatru. I wcale się nie dziwię, że świadomość, że ktoś bliski podróżuje w takich warunkach jest jeszcze gorsza! Ja Ślubnego od środy prosiłam, żeby na piątek planował zostanie w domu. Raz, żebym miałam jedno zmartwienie mniej, że jemu się coś po drodze stanie. A dwa - podpora moralna była mi potrzebna, bo gdybym miała ten piątek przeżyć sama w domu...

      Usuń
  6. Nie znam żadnego Ksawerego i poznać nie chcę!u mnie ,w porównaniu z innymi rejonami kraju ,nie było tak najgorzej.Wiać zaczęło w nocy i do tego o 3 nad ranem burza się rozpętała z grzmotami i błyskawicami,nic tylko głowę pod kołdrę chować.Dzisiaj niewiele lepiej ,wiatr nasila się więc noc raczej nie przespana nas czeka....
    Karta jeszcze nie skonczona a już wygląda dobrze-:)))) i niecierpliwie czekam na kocyk bo podoba mi się bardziej niż bardzo;))))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te burze to chyba największe zaskoczenie tego sezonu!
      A noc miejmy nadzieję uda Wam się przespać, bo jednak Ksaweremu się słabnie, więc może wyciszy się na tyle, że nie będzie budziło.
      Kocyk wymaga jeszcze jakiś trzech, czterech godzin roboty, a później prania i suszenia, więc mam nadzieję, że jutro go skończę szydełkowo, wypiorę i niech schnie. A pokazywać będę, najszybciej jak się da i wysyłać... może dojdzie jeszcze przed Świętami :)

      Usuń
  7. O a ja akurat wiatr uwielbiam, jak mocno wieje to najchętniej poszłabym na spacer, albo (gdy jestem w rodzinnym mieście) na molo szaleć razem ze sztormem:)
    Ale fobie rozumiem, jak najbardziej. Bo nikt nigdy nie zmusi mnie do mieszkania na terenach zagrożonych tornadami. Czy jest coś straszniejszego?!

    A pomysł na kartę super, myślę, że to będzie fajny dodatek to takiego jasnego wnętrza.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tornada, trzęsienia ziemi i inne trąbki powietrzne (czemu to wszystko na T???!!!) to nie dla mnie. I był jeden przypadek w moim życiu, kiedy mogłabym razem z Tobą szaleć w wietrze nad morzem - kiedy byłam na stypendium w Genui. Ten sam okres roku, co teraz, wiatr łeb urywający, morze szalało, molo skrzypiało, a ja byłam najszczęśliwsza na świecie, łażąc w okolicach wodnych i słuchając ryku wody.

      Usuń
    2. Tajfun jeszcze...
      Karta zapowiada się arcyciekawie i te Twoje hafty lubię. Delikatne i z pazurkiem :)

      Piszesz o domu jaki byś chciała mieć... właśnie taki stawiamy, na wichury będziesz mogła mnie odwiedzać ;)
      Bunkier jest w postaci zasypanych piwnic bez okien, na górce... (pamiętasz jak pisałam o hałdzie?) - sąsiadowi dach się kończy, to u nas parter zaczyna, z daleka od wodnych zbiorników. Potrafią wszystkie na T przewidzieć z kilkudniowym wyprzedzeniem, dasz radę dojechać :D

      Usuń
    3. Potrafiąwszystkie T przewidzieć - oczywiście synoptycy, a nie zbiorniki wodne :D

      Usuń
    4. No tak, tajfun jeszcze :))
      I żeby do Ciebie było trochę bliżej... Ale już zdecydowaliśmy, że postaramy się to nasze mieszkanie trochę bardziej "zbunkrować", żeby w trakcie wichur i burz było nieco bezpieczniej. Rolety zewnętrzne, zabezpieczenie okien na antresoli itp.

      Usuń
  8. A nie mówiłam, że taki haft świetnie będzie się prezentował na większym formacie? :))) Będzie pięknie, już to widać.
    A ja mam takie pytanie (pewnie do Ślubnego) - na jakim podłożu był ten as wydrukowany? To był gruby papier czy może jakieś tworzywo? A może papier naklejony na jakąś piankę? Chciałabym rodzinne zdjęcie powiększyć do podobnego formatu i nie wiem właśnie, na czym to drukować, żeby trzymało pion (w sensie było sztywne). A może dać to lepiej na canvas i druk solwentowy, żeby nie blakło? Będę wdzięczna za odpowiedź. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiłaś, mówiłaś!!! :)))
      Ślubnemu już przeczytałam, o co pytasz. Zaraz się wypowie osobiście. Korespondujcie bezpośrednio, bo Ty używasz takich samych trudnych słów jak Ślubny, ja się nie bawię (foch)!!! :))))))))))))))))))))))

      Usuń
    2. Właśnie te nasze obrazy są drukowane na papierze canvas ale rozciągnięte jak płótno na drewnianym stelażu/ramie. Czy u nas jest druk solwentowy nie jestem na 100% pewien ale w nasłonecznionym miejscu po 3 latach każdy druk wyblaknie nawet zabezpieczony dodatkowym filtrem UV. Chyba, że są dostępne jakieś tusze nieblaknące. Tego nie wiem. W takich detalach dotyczących druku nie czuję się ekspertem.

      Usuń
    3. Papier canvas to papier z fakturą płótna, tak? Bo do tej pory słyszałam tylko o płótnie canvas.
      Zastanawiam się jeszcze nad trwałością poszczególnych składowych z CMYKa. Zauważyłam, że np. plakaty wystawione w witrynach sklepowych blakną tak, że najpierw znika czerwony (to może tłumaczyć to blaknięcie Waszego asa), a sam plakat staje się niebieski. Jakby Cyan był bardziej odporny na słońce.
      No a moje zdjęcie jest w greyscali, więc może ta trwałość kolorów nie będzie aż taka ważna w tym wypadku.

      Usuń
    4. A, jeszcze coś. Agnieszko, nie fochaj, nie fochaj :)

      Usuń
    5. Dokładnie, drukuje się na papierze typu canvas czyli imitującym płótno. Możliwe, że są firmy, które drukują na oryginalnym płótnie ale skoro nie widać różnicy to po co przepłacać. Jeśli chodzi o blaknięcie CMYKa to masz rację, tylko tyle, że K w CMYKu to (tak dla zmyłki) BLACK, czyli czarny. I jest to kolor, który blaknie pierwszy i faktycznie zostaje sam CYAN. Może wynika to z kolejności nakładania kolorów na wydruk - CYAN jest na samym spodzie a BLACK na wierzchu. A może z odporności barwnika. Sam nie wiem dokładnie.
      Tylko przy takim rodzaju druku o którym rozmawiamy, to jest zupełnie inna kwestia. To blaknięcie występuje przy druku offsetowym. Takie plakaty natomiast drukuje się drukiem cyfrowym (np. na solwencie) czyli w technologii w pewnym stopniu zbliżonym do druku na zwykłej drukarce atramentowej. Tu najlepszym sposobem zabezpieczenia kolorów jest nałożenie filtra UV. Jednak nawet to w ciągu kilku lat wyblaknie. Np. obrazki Buddy, które mamy w przedpokoju są czarno-białe i do tego nie wiszą w nasłonecznionym miejscu a i tak wyraźnie wyblakły.
      Konkluzja jest taka, że musisz się liczyć z tym, że co kilka lat trzeba będzie odświeżyć wydruk. Ewentualnie zamawiając dopytać się o możliwość zabezpieczenia wydruku. Ludzie w firmach specjalizujących się w takich usługach będą z pewnością lepiej obeznani z tematem niż ja.

      Usuń
    6. No tak, nie pomyślałam o tym, że raczej nie zdecyduję się na druk w takiej ilości, żeby drukować offset. Pozostaje w takim razie papier canvas i ewentualne zabezpieczenie filtrem.
      A mogę jeszcze dopytać, jakie dpi ustawiłbyś na taki plakat. Będzie duży, ale raczej z bliska oglądany. 200 wystarczy?
      Chyba za to pytanie to już fakturę wystawisz :))))

      Usuń
    7. To taki "foch" z szerokim uśmiechem, bo jak się spotyka (jak widać choćby wirtualnie) dwóch DTPowców, grafików itp., to od razu zaczynają szyfrem gadać i normalny człowiek rozumie tylko spójniki :)))
      I mam Ci napisać, że:
      "Optymalnie 300, ale 200 dpi wystarczy zupełnie. A płatne są tylko konsultacje telefoniczne :)))"

      Usuń
    8. Oki, bardzo dziękuję Wam obojgu. Dobrze, że o tych konsultacjach telefonicznych się dowiedziałam, zanim z nich skorzystałam :)))

      Usuń
  9. Witam. Zaglądam tu od bardzo niedawna(dwa dni) i wiem, że będę zaglądać często i regularnie gdyż bardzo podoba mi się styl w jaki piszesz posty. Masz niebywale lekkie pióro, że się tak wyrażę :) Co do wichury to ja też nie śpię przy takiej pogodzie. Od dziecka mam wtedy tętno jak po maratonie, wysokie ciśnienie i nerwicę jakąś niewyjaśnioną a do tego bezsenność kompletną. Pomysł z wyszyciem karty jest moim zdaniem bardzo trafny, może będzie trwalsza niż oryginał i nie zblaknie tak szybko. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, rozgość się i zostań na dłużej. Bardzo dziękuję za komplement o lekkim piórze. Staram się, żeby - choć to blog o rękodziele - dawał więcej niż możliwość popatrzenia na fotki.
      Twój stan fizyczny,kiedy wiatr dokoła, rozumiem doskonale. Trudno to wytłumaczyć, że organizm może tak reagować, ale fakt jest faktem. Życzmy sobie, żeby Ksawery był ostatnim takim "wietrznym wypadkiem" na długie miesiące.
      I masz rację - haft nie zblaknie :)))

      Usuń
  10. Ech, nic mi nie mów o tym Ksawerym. Też nienawidzę kiedy wyje dookoła i w okapie stuka od wiatru, a tu tak długo to trwało. Karta faktycznie wyblakła, a tak się zastanawiam czy nie dało by się tych czerwonych elementów pofarbować farbką lub lakierem do paznokci? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba było najgorsze - świadomość, że to nie wiatr w czasie burzy, który nie potrwa dłużej niż godzinę. Doba szaleństwa, które zdawało się tylko potęgować i narastać.
      Sam pomysł z pomalowaniem elementów oczywiście nam zaświtał i byłby szybki i prosty. Jednak Ślubny wymyślił Projekt Niezwykły :)))) Żeby zostawić motyw, ale stworzyć go z materiałów i w sposób niecodzienny.

      Usuń
  11. Nie dałam się Ksaweremu, osobiście nie reagowałam. Oczywiście to, co sie działo i spotykało innych ludzi nie bylo mi obojętne, ale jego wianie jako wianie - nic, zero, nie dotyczy, nie ma na mnie wpływu. Ale pomysł na kartę haftowaną, przy owej ramce, no nie powiem, poruszył mnie. Brawo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I chwała Ci za to, po tej dobie z Ksawerym na pewno jesteś mniej "sponiewierana" niż większość z nas.
      Pomysł z kartą poruszył też mnie, bo w życiu nie przypuszczałam, że Ślubny będzie miał potrzebę powiększenia stanu haftowanego posiadania o taki "drobiazg" :))

      Usuń
  12. Bardzo Ci współczuję przejść z tym "facetem".
    U nas(Podkarpacie) to paskudztwo dopiero teraz przestaje szaleć. Cała impreza zaczęła się w czwartek wieczorem, wiało od gór. Piątek do południa była przerwa, a potem szaleństwo na całego. Ja osobiście fobii w stosunku do wiatru nie mam, ale tym razem mój organizm zareagował na niego dziwnie. Wszystko mnie boli, spać nie mogę, a rozdrażnienie sięga zenitu. Żeby całkiem nie zgłupieć, zawzięcie wyżywam się na drutach, choć idzie mi to jak krew z nosa.W tej chwili czuję się tak, jak gdyby ktoś mnie obił grubym kijem.Mam nadzieję, że to koniec tego szaleństwa.
    Ps. Zawlokłam kończynę do lekarza, okazało się, że to problem z ramieniem, i wymaga ono rehabilitacji. Termin 31.03. A do tej pory co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba kwestie tych szaleństw z ciśnieniem miał wielki wpływ na to nasze rozdrażnienie i złe samopoczucie. Współczuję z całego serca "boleści wszelakich". Wiem, jak to boli, bo mnie w takich sytuacjach bolą wszystkie miejsca "powypadkowe". Twoje określenie, że się człowiek czuje, jak obity grubym kijem to doskonałe podsumowanie.
      Do 31.03 rehabilituj się we własnym zakresie! Gimnastyka ramienia i całej obręczy barkowej - powoli i uważnie, żeby nie zrobić sobie krzywdy, ale regularnie i z uporem.

      Usuń
  13. U mnie dzięki Ksaweremu nie ma wody od wczoraj. Gdy po mniej więcej osiemdziesiątej próbie dodzwoniliśmy się na infolinię Energi (woda u mnie w studni jest na prąd, no comments) Pani poinformowała nas, że najpierw walczą z poważniejszymi usterkami, jakimś brakiem wody na całej ulicy zajmą się później. Szczerze wolałabym spędzić tydzień przy świecach niż jeszcze raz wziąć prysznic w wodzie z butelki...
    Karta piękna, lubię takie graficzne wzory - sama też dziś dzierżę igłę do szycia ręcznego dla ukojenia nerwów :) zaraziłam się od Ciebie szczerą miłością do ręcznego podkładania :) nie da się ukryć, że nic nie wygląda estetyczniej niż umiejętne podłożenie ręczne... czujesz się winna? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, dochodzą do wniosku, że najpierw prąd, a co za tym idzie w wielu wypadkach ciepło, a woda w drugiej kolejności. Miejmy nadzieję że szybko zajmą się i tą "drugą kolejnością".
      I kto by pomyślała, że Cię tak "szyciowo" złapie. Oczywiście czuję się winna jak winniczek-gigant :))))))))))))))))) Zastanawiam się tylko, co się będzie działo, jak już podłożysz na nowo wszystko, co się w domu podłożyć da... Może już pomyśl o hafcie...

      Usuń
    2. Ale ze mnie kretynka... Grzejemy się kominkiem i jakoś nie pomyślałam, że nie u wszystkich brak prądu to brak tylko światła i wody... Wyszłam na jakiegoś buca ;)

      Usuń
    3. Nie bądź dla siebie taka surowa! Dla osób, które nie mieszkały w mieszkaniach czy domach, gdzie prąd równa się ogrzewanie, nie ma tak oczywistej zależności. Wielka ciepłownia lub własny kominek (mniam! :))), to poczucie bezpieczeństwa w tej kwestii. Ale nam się zdarzyło mieszkać w bloku, który miał własną kotłownię i wtedy brak prądu równa się nie działające pompy i natychmiastowo zimne kaloryfery. Wtedy kominek to największe marzenie :))

      Usuń
  14. Ciesze sie ,ze u Ciebie wszystko w porzadku. W zeszlym roku nawiedzila nas Sandy, ale nic nam sie nie stalo tylko dlatego ,ze mieszkamy na gorce.Jedynie nie mielismy energi elektrycznej przez dobe.
    Karta zapowiada sie bardzo ciekawie.
    Sorry,ale tak zapytam z ciekawosci,jak tam sie ma cieniowana bluzeczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To od końca - bluzeczka leży i nabiera mocy urzędowej. Nadal nie ma rękawów! Bo nie jestem przekonana, czy wzór, który wybrałam jest tym najlepszym. I tak chodzę, zastanawiam się i szukam, czy nie wpadnie mi w oko nic lepszego. Ale to jest rzecz, której będę poświęcać czas, jak tylko skończę Kubusiowy Kocyk i mam nadzieję, że końca roku będzie gotowa.
      Dobrze, że Wam zeszłoroczna tragedia nie uczyniła krzywdy!

      Usuń
  15. Wiatr wiatrem, mało to przyjemne w odbiorze, ale mnie najbardziej dobijają te nagłe objawy furii orkanowej polegające na uderzeniu w szyby okien. Zawsze mam wrażenie, silnie wspomagane scenami z tv, że te szyby rozlatują się w drobny mak tnąc ludzi w środku...! Okropne... U nas na szczęście już spokojnie, wszystko ucichło :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Cię doskonale! Mnie o palpitacje serca przyprawiały nasze drzwi tarasowe. Metry kwadratowe szklanej powierzchni, w które wiatr wiał frontalnie i powodował, że dosłownie uginały się pod naporem. Wizja, że przy następnym podmuchu będę je miała w środku w postaci tego przysłowiowego drobnego maku w mojej głowie była bardzo silna.
      I dobrze, że już macie spokój! Odpoczywajmy po przejściach :)))

      Usuń
  16. Poza okropnymi odgłosami zza okna, Ksawery nic nam nie zrobił, powoli cichnie i jest już ok.
    Karta zapowiada się super, będzie stanowiła większy kontrast od swojej poprzedniczki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że nic się nie stało! Bo wiało u Was dość mocno.
      Na ten karciany większy kontrast liczymy. Biała karta na białej ścianie i przy białej firance obok była akcentem ozdobnym, ale nie głównym, a teraz mam nadzieję, na mocny element ciągnący wzrok w tym kącie salonu.

      Usuń
  17. Nie lubię takiego wiatru, ale na pewno nie tak intensywnie jak Ty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście wiatr mnie doprowadza do rozstroju nerwowego, a taki jak Ksawery, to niemal do obłędu.

      Usuń
  18. Ksawery mi się przysłużył w jednej sprawie, a właściwie dwóch, które poszłam załatwiać zaraz po pracy. W takim dniu ludzie raczej nie myślą o załatwianiu czegokolwiek, więc pierunem obskoczyłam sprawy do załatwienia. Potem jeszcze musiałam przemieścić się przez kawałek miasta komunikacją publiczną i ten plan został wykonany mniej sprawnie... Ale nie zamarzłam, nie zasypało mnie, a w domu był przyjemny spokój. Zwykle te jesienne wiatry u mnie strasznie wyją, ale najwyraźniej Ksawery przyszedł z innej strony i tylko chwilami dawał znać, że wciąż jest w okolicy. Nawet termometru zaokiennego nie urwał, co w minionych latach się zdarzało. Współczuję wszystkim, których złe wietrzysko nie oszczędziło.
    A Mały jak znosił wichurę? Solidaryzował się z Tobą, czy ignorował efekty dźwiękowe? Skoro jest w formie, to chyba raczej to drugie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że się do czegoś ten wietrzny Ksawery przysłużył, "sprawy do załatwienia" to żadna wielka przyjemność.
      U nas niestety kierunek wiatru był najgorszy z możliwych - prosto w okno tarasowe... w sumie to u nas każdy kierunek wiatru byłby zły, skoro mamy mieszkanie na całym piętrze i okna dosłownie na wszystkie strony świata.
      A Mały wiatr ignorował. Ganiał tylko od okna do okna i polował na śnieg, kiedy już padało, bo wiatr rzucał nim po szybach i Mały doszedł do wniosku, że to rozrywka specjalnie dla niego :))

      Usuń
  19. Ksawery na razie spowodował, że wylazły nam ze ściany w szafie w przedpokoju kołki i wkręty, i listwy trzymające drąg na płaszcze fiknęły... Na szczęście niedaleko, bo drzwi je zatrzymały, właśnie wklejamy wkręty na klej montażowy, mam nadzieję, że to pomoże.
    (nie mam bezpośrednich dowodów na to, że to wina Ksawerego, ale zawsze miło zwalić na kogoś winę! ^^) Poza tym, co dziwne, normalnie podczas małego wietrzyku oka nie mogę zmrużyć, a ostatnio śpię jak suseł!
    Będzie karta oryginalnej wielkości, szacun!!! *^o^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez zastanowienia zwal na Ksawerego :)))
      Ciesz się, że przespałaś te wietrzne noce, przynajmniej deficytów snu na Ksawerego zwalać nie musisz :))
      A karta jak najbardziej wielkości poprzedniczki, bo nawet będziemy materiał naciągać na oryginalną ramę.

      Usuń
  20. Oj my to bardzo Ksawerego nie lubimy... Chłopię moje trzymało swoje jak dotąd półroczne auto w garażu blaszaku. Ksawery przerzucił ten garaż nad samochodem, po czym zaklinował go między prawą stroną samochodu a domem. Klapa bagażnika, reflektory, nadkole, lusterko, wszystko porysowane i pogięte, do wymiany. I tak dzikim cudem tak mało, niewiele brakowało, a garaż albo spadłby na dach auta, albo zrobił większą krzywdę samemu domowi. A jak na straż pożarną zadzwonili, żeby garaż z auta zdjęli, to strażacy zapytali tylko, czy to zagraża bezpieczeństwu ludzi - bo jak nie, to oni muszą najpierw ścigać takie garaże, które samowolnie postanowiły zatańczyć z Ksawerym na ulicach... ;)) Raz, że ból, bo nowe auto od razu po przejściach, a dwa kasa wywalona na garaż poszła się paść. Także zdecydowanie, Ksaweremu mówimy nie i od wczoraj też zaczęłam odczuwać dyskomfort przy dużych, gwiżdżących wiatrach... ;))
    Ale c'est la vie, i tak szczęście w nieszczęściu, że nic gorszego się nie stało :) Bardziej pozytywnie - karta zapowiada się przepięknie! :)))

    Pozdrawiam,
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęście w nieszczęściu, że Wy jesteście cali i dom nie ucierpiał!
      Jak przeczytałam Ślubnemu o Waszych przejściach z Ksawerym, to od razu skwitował, że on, gdyby miał garaż, to też by wstawił auto do środka, bo bezpieczniej w taką wichurę...
      Ale nasz samochód został pod blokiem i na ściśle wykalkulowanym miejscu, żeby go nie sięgnęło ani drzewo, ani latarnia, gdyby im przyszło do głowy się oddzielać od podłoża. I tak sobie patrzyliśmy podejrzliwie, głownie na latarnię, bo sprawiała wrażenie osiki drżącej.
      C'est la vie, ale to la vie trochę parszywe przez Ksawerego.
      Trzymajcie się!

      Usuń
    2. Nikt się nie spodziewał, że Ksawery da radę podnieść ten garaż z ziemi i wiadomo, że teoretycznie bezpieczniej, niż na podjeździe przed domem, gdzie drzewa dookoła.
      Dzięki, trzymamy się, autko w poniedziałek do serwisu, wyjdzie mamy nadzieję jak nowe i będzie można zapomnieć o sprawie ;)

      Usuń
    3. Będzie jak nowe i jeszcze umyte i nabłyszczone :) Oby szybko się uwinęli z naprawami!

      Usuń
  21. Ten Ksawery to wybitnie wredna materia była. Wyobraź sobie, jaką miałam nerwówkę, skoro mój tato jest zawodowym kierowcą, obstawia tereny nadmorskie. Myślałam, że się skicham ze strachu, zwłaszcza jak dostałam telefon typu "wiesz, właśnie podjechałem do klienta, a chwilę po tym na drogę spadło drzewo, ale miałem szczęście". Królik też się bała panicznie, nic nie można było zrobić, musiałam siedzieć i kiziać, uspokajać, kiziać, gadać. Za to zmobilizowały mnie te wiatry do wykończenia czapy i zrobiłam komin ciepły, z błyskotkami ;)
    Pomysł z kartą na czarnym tle bardzo mi się podoba, bardzo bardzo- gdybyś mogła mi przypomnieć, pod którym postem masz linki do nauki tego haftu, to będę wdzięczna bardzo, chciałabym się do wreszcie nauczyć. Tylko czy kanwa nie będzie, jakby to wyrazić "zbyt dziurawa"? Nie lepiej na płótnie/lnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję stresu związanego z tatą. Szkoda też Królik. Dobrze, że Mały miał znacznie spokojniejszy stosunek do wiatru.
      Postu z linkami do blackworku sama nie pamiętam, więc od razu wrzucam linka tutaj:

      http://fotki.yandex.ru/users/greatkotik/view/451109/?page=0

      Usuń
  22. Mnie też podpadł ten wietrzny jegomość. Nie dość, że wiatry mnie zawsze wprawiają doprawdy wisielczy nastrój (czym usiłuję nieskutecznie tłumić przepotworny niepokój, jaki się we mnie, bez pytania, rodzi), to jeszcze, cham!, pokrzyżował mi plany cokolwiek towarzyskie i z tego wszystkiego nadużywać muszę alkoholu (na pocieszenie).

    Że z tego wszystkiego boli mnie głowa, to też Ksawery, oczywiste, nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ból głowy oczywiście zwal na Ksawerego!
      Nadużywanie na pocieszenie zrozumiałym jest... natomiast niespanie o trzeciej nad ranem już zrozumiałym nie jest!!! :)))))

      Usuń
  23. Mnie Ksawery nie przeszkadzał lubię anomalie pogodowe a zwłaszcza burze z piorunami stoję wtedy w oknie albo na progu domu i obserwuję:)))) Ciekawi mnie ta karta pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))) To dla Ciebie to był raj na ziemi, bo Ksawery anomalią był dość potężną jak na moje rozumienie "normalności pogodowej".

      Usuń
  24. Ksawery w książce pani Ewy Lach skracany był do... Serek. Aczkolwiek ten Ksawery skrócić się nie dał, za to dał mi pogląd które gałęzie należy usunąć w tempie natychmiastowym. Pomijam rotelepanie psychiczne i fizyczne. Zawsze można usiłować je odespać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Serek" mnie urzekł! :))))))
      Odsypianie roztelepania u mnie przynajmniej podziałało. Wczoraj wieczorem było mi już dobrze i bezpiecznie na świecie. Na pewno przyczynił się Ślubny, który bardzo intensywnie dbał o to, żebym miała wino w kieliszku.
      Potrzebę obcinania gałęzi rozumiem i błogosławię fakt, że nasz blok jest nowy i rosną dokoła drzewka metr dwadzieścia i wątłe jeszcze, a żadnych drzew normalnej wielkości w pobliżu nie ma.

      Usuń
  25. U mnie każdy większy wiatr wywołuje mocne dreszcze, a to za sprawą metalowych osłon na balkonach, które podczas mocniejszych podmuchów wydają z siebie upiorne dźwięki, jakby właśnie nam cały blok rozbierało... Daltego całkowicie Ciebie rozumiem. A burza u Ciebie też była? Bo u nas parę razy blisko grzmotnęło, a raz nawet tak porządnie, że na chwilę lampy na ulicy pogasły :))
    Szkoda, że tamta karta tak wyblakła, chociaż ...na dobre to wyszło, bo nowa zapowiada się jeszcze bardziej obłędnie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była burza, krótka, ale intensywna audio-wizualnie. I tez jej się udało trafić "w punkt", bo łupnęło w wieżę telefonii komórkowej, pozbawiając prądu całe miasto (u nas trwało to tylko kilkadziesiąt minut zanim prąd się pojawił) i "uśmiercając" sieć komórkową na dłuższą chwilę.
      A blaknięcie karty, jak sama zauważyłaś ma swoje dobre strony. Będzie nowa wersja :))

      Usuń
  26. Nie cierpię wiatru tak jak Ty, nienawidzę. Tym bardziej , że od kilkunastu lat mieszkam z moją połówką w miejscu położonym 350m.n.p.m. Do tej pory to znałam wiatr tylko z opowieści, a teraz brrrrrr....... Można by rzec, że dmie a nie wieje.
    Tym bardziej mi to dokucza, bo mam skoki ciśnienia, ale cieszę się , że już po! I dziś mogłam spokojnie w pełnym słoneczku, bez deka wiaterku przejść się z Moją sunią na dłuuuuugi spacer.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Twoim przypadku to naprawdę problem. Bo u nas to głównie kwestia dyskomfortu, a u Ciebie to ciśnienie to poważne. Dobrze, że już po :)
      A to słoneczko i idealna zimowa pogoda tuż po Ksawerym były miłe. Też się wybraliśmy na długi spacer, mimo wiaterku, ale już nie wichury.

      Usuń
  27. Rozumiem bardzo dobrze fobię wiatrową. Miałam taką jako dziecko, panicznie bałam się silnego wiatru, zwłaszcza efektów dźwiękowych w nocy. Teraz, jak w domu bywam rzadko, a do tego okna zostały wymienione i nie słychać tak już tego huku, to mi w zasadzie nie przeszkadza. nawet lubię to miłe uczucie, kiedy sobie leżę w ciepłym łóżku a za oknem wiatr ulewa lub śnieżyca. Aczkolwiek tutaj u nas na południu nie było chyba tak źle jak na północy.

    Nowa karta bardzo fajnie się zapowiada. W ogóle niesamowicie podoba mi się blackwork, tylko tak się zastanawiam na czym go haftować. W pierwszym zachwycie tą techniką jakiś czas temu zobaczyłam oczami wyobraźni ozdobiony w ten sposób brzeg długiej batystowej sukienki. Chciałam nawet spróbować, ale najpierw musiałabym kupić porządną lupę ;) Chyba tylko materiały o dość grubych nitkach wchodzą w grę niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak podsumował moje fobie Ślubny - dobrze, że to fobia wiatrowa, bo są osoby, które się boją skórek od banana :))) Rzeczywiście w ten sposób patrząc... :))))))
      Co do blackworku - nadaje się tkanina dowolnej grubości, kluczowe jest to, żeby były widoczne nitki wątku i osnowy, były one w miarę równe i dały się policzyć. "Blackworkowałam" na dość cienkim płócienku (wtedy zwykłą nitką maszynową) i na grubym lnie (teraz przy tej karcie) i w obu przypadkach efekt jest bardzo pozytywny.

      Poniżej masz linki do rzeczy robionych na cienkim płótnie:
      http://intensywniekreatywna.blogspot.com/2012/06/prezentowe-ujawnienie.html

      http://intensywniekreatywna.blogspot.com/2013/05/formy-mae-i-mniejsze.html

      Usuń
  28. wiem co to znaczy spać pod dachem... Teraz jak będę słyszeć Ksawery to będę mieć gęsią skórkę. Sama panikowałam non stop. Do tego prądu nie miałam cztery doby. To był koszmar. Nie wspomnę o burzy w środku nocy przy dachowych oknach i śnieżycy. Śniegu u nas było tyle, co nieraz przez całą zimę tyle się nie nazbiera. Ale Ksawery już nas opuścił i nie mam zamiaru za nim płakać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, że przeżyłaś koszmarne dni! Nie dość, że takie szaleństwo za oknem, to jeszcze brak prądu i to tak długo! Dobrze, że wszystko już w normie i miejmy nadzieję, że taka impreza się zbyt szybko nie powtórzy.

      Usuń
  29. A co ja mam powiedzieć? Mieszkam na ulicy ORKANA (na szczęście Władysława, nie Ksawerego) - pod Babią Górą, gdzie już było trzęsienie ziemi - nasz nowo, wtedy, wybudowany dom na szczęście nie popękał - i trąba powietrzna, która zwiała sąsiadom dachy, ale nasz litościwie ocaliła, tylko podbitki zbieraliśmy porozrzucane po ogródku. I już dwa razy piorun trzasnął w nasz dom i spalił nam router (też dwa razy). Tym razem skończyło się tylko na dwóch nieprzespanych nocach. Mam nadzieję, że tej zimy to już wszystko, chociaż..... rozpoczęły się "atrakcje" śniegowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie i jeszcze raz nie - ulica Orkana pod Babią Górą to ewidentnie miejsce nie dla mnie. I mogę zazdrościć widoków za oknem do zzielenienia od tej zazdrościć, ale mieszkasz w miejscu, w którym, jak widać, zdarza się wszystko to, co mnie przerasta i czego się boję.
      Atrakcje śniegowe na pewno są męczące, ale już mniej groźne, więc liczmy na to, że na nich się skończy.

      Usuń
  30. Mnie też Ksawery wyziębił, przewiał i dziwnie nastroił. Mam wrażenie, ze wiatr wgryza się w człowieka, wnika do domu szparami, a potem drażni i szarpie...
    Cóż, byle nie okradł z kreatywności"D

    Ciekawa jestem efektu końcowego karty:)

    OdpowiedzUsuń
  31. A ja mam pytanie?
    Gdzie mogę wzory norweskie na klasyczny sweter. W ramach szaleństwa może być na karczku lub raglanowy. Ale bardziej pragnę niczym kania dżdżu szlaczków zdobiących swetry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale zaglądasz na swoją odpowiedzialność :)))

      http://knitting-club.info/tag/zhakkard/

      Usuń