Z frontu krawieckiego wieści ciąg dalszy. Informuję, że najprawdopodobniej jako jedyna na świecie (a na pewno w powiecie) mam spódnicę z karmnikiem:
I zacznę od tego, że dawno, oj dawno nie szyłam ze zwykłej, grzecznej bawełny. Już zapomniałam, jaka to przyjemność, kiedy się nic nie usiłuje powyciągać (bo elastyczne), przesunąć (bo śliskie), przekrzywić, skręcić i inne takie tam. Szycie bawełnianego płócienka jest... cudownie uporządkowane i "od linijki", czyli dla mnie bomba.
No to teraz sam model - o tym, że korzystałam z Burdy z poprzedniego wieku, to już pisałam, ale dla porządku - Burda ze stycznia 1991 roku, model 122. Znaczących zmian konstrukcyjnych nie było - lekkie dostosowanie zaszewek, inaczej poukładane zakładki, skrócenie spódnicy o jakieś piętnaście centymetrów.
Skończona Spódnica z Karmnikiem prezentuje się jak widać poniżej:
To różowe na tkaninie to jest ptaszor, ale i z przodu, i z tyłu został z niego odwłok, bo łeb ma w zakładkach. Ale miałam do wyboru, albo rybki, albo akwarium, a raczej - albo karmnik, albo ptaszor i karmnik wygrał :)
I z przodu patrząc, spódniczka jest "grzeczna", to znaczy nie odstaje na biodrach (dzięki bogom dowolnym i zaszytym zakładkom materiału) i nie rzuca się w oczy, że to jest jednak sztywniejsza bawełna. Natomiast z boku, zakładeczki robią już swoje i widać, że spódniczka nie "leży" na nogach, tylko ładnie odstaje - efekt całkiem mi się podoba:
Trochę cierpiałam przy krojeniu tej spódnicy, bo materiał charakteryzuje się zupełnym brakiem symetrii i nie dało się niczego spasować na szwach. Ale wydaje mi się, że i tak jest na tyle chaotyczny, że ten brak spasowania na cięciach i zakładkach niczego nie zmienia... dodaje pięć procent więcej chaosu do chaosu :)
No to teraz będą szczegóły techniczno - wykończeniowe.
Pierwszy dylemat po skrojeniu spódnicy pojawił się wraz z wyciągnięciem pudła ze szpulkami - jakie nici? Czarne? Białe? Brązowe? Decyzja była szybka i intensywnie kreatywna - RÓŻOWE!!! A raczej wrzosowo-różowe, dokładnie pod kolor ptaszora.
Na zdjęciu powyżej przy okazji widać, że zakładki były wzmacniane ozdobnymi odszyciami, a co! Z daleka nie widać, ale ja wiem, że są, a detale składają się na całość.
Udało mi się znaleźć biały guziczek z brązowym "chaosem" na środku (kwiatkowym) - do tego materiału idealny:
Oczywiście dół podszyty ręcznie:
Iiiii... mały "detalik-sekrecik" - ja mam słabość do napisów "fabrycznych" na tkaninach. Nie wiem, czemu, ale mam. No to nie mogłam się powstrzymać i tak kroiłam pasek, by napis znalazł się na jego wewnętrznej stronie :)))
I teraz pytanie za sto punktów - czy pozostałe bawełniane spódnice też będą z tego samego wykroju... chyba nie. Tak na 80% nie. Mam ochotę poeksperymentować dalej, tym bardziej, że tutaj nie jestem "bezzastrzeżeniowa" wobec układania się pozakładanego materiału. Czeka mnie więc kolejne "górnictwo twórczo-wydobywcze", czyli przekopanie się przez stos Burd w celu znalezienia inspiracji.
***
Obiecuję!!! Obiecuję solennie, że kolejny wpis będzie cały, ale to caluteńki o robieniu na drutach!!! Bo Model Pokazowy do wspólnego robienia się wykańcza w niezłym tempie i będę mogła w końcu pokazać go Wam w całości.
***
A żeby mi się tematy krawieckie nie pałętały w następnym wpisie, to muszę tutaj napisać jeszcze jedno... Pamiętacie, jak szyjąc Niebieskie Spodnie Bez Niczego przeżywałam katusze, bo moja maszyna nagle zaczęła stroić fochy w kwestii: "tego szyć nie będę (foch), zapomnij (foch), wrrr...". I mniej więcej wtedy zapadła decyzja, że będę szukać nowej maszyny dla siebie. Tym bardziej, że moja Zośka (Łucznika) była kupowana w momencie, gdy moje podejście do szycia najlepiej streszczało: "spróbuję, zobaczę, może mi się spodoba". Szkoda było wydawać majątek na maszynę, jeśli mogła posłużyć jako zabawka na miesiąc lub dwa. Okazało się jednak, że moja miłość do cięcia szmatek wybuchła niczym ten islandzki wulkan, którego nazwy i tak nikt nie jest w stanie wymówić i puścić nie chce.
I Zośka sprawdza się jak dotąd doskonale. Zyskała nawet miano maszyny wszystko szyjącej, bo elastyczne siateczki, dzianina, szyfon i organdyna jej nie straszne, ale... jest za słaba i ma za mały prześwit pod stopką, żeby spokojnie szyć na przykład gruby jeans.
I jakoś wczoraj temat nowej maszyny wrócił i został definitywnie zakończony - Zośka będzie miała niemieckiego kumpla, który na bank zyska miano Żelaznego Brzydala (powinien dojechać jeszcze w tym tygodniu). Proszę szanownych zaglądających oto Singer 4423 Heavy Duty, nowa machina szyjąca na Rogu Renifera:
Zdjęcie pochodzi ze strony Singer Polska, opis maszyny tamże :))) |
Jest to maszyna zaliczana do klasy półprofesjonalnych, poczytałam sobie opinie na forach, pooglądałam filmik z pokazowego szycia (polecam tym, którzy szukają krawieckich wrażeń ekstremalnych, szycia maszyną drewnianych listewek, na przykład :).
Oczywiście wrażenia z pierwszego "zasięścia" do Brzydala będziemy transmitować prawie na żywo :)))
***
No to jeszcze będzie Mały, a co! Tym bardziej, że Mały został przyłapany na...
... jedzeniu i się przeraził, że...
... w końcu się wyda, kto przeżera te dziesiątki złotych miesięcznie, ale...
... dobre jest, więc oblizywania nie dało się powstrzymać. (Fotoreporterem śledczym był Ślubny :)))
PS. Przestałam być audio-pociągająca, dziękuję za wszystkie życzenia szybkiego powrotu do zdrowia, zadziałały bez pudła i znowu jestem w pełni sprawna i mogę bić kolejne rekordy w robieniu tysiąca rzeczy tygodniowo.
PS: Wczoraj, czytając "Wojnę i Pokój" (po rosyjsku), doszłam do fragmentu, gdzie było o tym, że Napoleon przegrał bitwę, bo miał katar. Fakt historycznie ważny i interesujący, ale ja się aż zatchnęłam... Jak ja mogłam zapomnieć, jak pięknie po rosyjsku mówi się katar???!!! Bo ja nie miałam kataru! Ja miałam... насморк (czyt. nasmark), ha!!! ;))))))))))))))))))
Spódnica piękna, nie umiem jeszcze takiej uszyć...
OdpowiedzUsuńSzczególnie ten efekt odstawania spódniczki od kolan jest fantastyczny, że ona tak nie przylega do nóg-jak pisałaś.
No i gratuluję nowej maszyny, z taką to już pewnie można poszaleć !! a jeszcze dodać Twój talent to ho ho!!!
A co do czytania książek to mój odwieczny problem jak mam wolny czas:czytać czy coś robótkowac?-oto jest pytanie
Pozdrawiam cieplutko w słoneczną niedzielę:-)
A spróbuj :))) Może sama siebie zaskoczysz!
UsuńCo do "odstającego" efektu to to jest zasługa materiału i modelu spódnicy.
Nowa maszyna na razie trochę mnie przeraża :))) Jak już ją będę miała w domu, to trzeba będzie ją pooswajać :)
Z czytaniem i robótkowaniem to ja też mam odwieczny problem :) i ostatnio zauważyłam, że do 23:00 wygrywa robótka, a po 23:00 czytanie :)
Spódniczka cudna i pięknie leży! Materiał faktycznie wyjątkowy, nie widziałam takich wzorów jeszcze. Maszyna wygląda na taką przemysłową bardziej, a nie do domowego użytku, oby długi Ci służyła. Co do książki "Wojna i pokój" to też ją czytałam po rosyjsku jako lekturę w szkole :) i насморк też czasem miewam i wtedy przeklinam po rosyjsku :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. Materiał wybierał Ślubny - on jest odważniejszy - ja sama pewnie bym się nie zdecydowała.
UsuńMaszyna jest "półprzemysłowa", ale właśnie o taką mi chodziło. I mam nadzieję, że wybór jest dobry... w ciągu kilku najbliższych tygodni to sprawdzę :)
Po rosyjsku też czasem przeklinam... jak mnie coś wyjątkowo wyprowadzi z równowagi :))) Ale pomijając przekleństwa, to jest to chyba jeden z najpiękniejszych języków.
Nie pomyślałabym by wykorzystać ten fragment materiału z napisem a wygląda ciekawie;-0
OdpowiedzUsuńJa bym najchętniej wcisnęła ten napis z przodu paska, ale... jakieś granice istnieją :)
UsuńFajna ta spódnica, szkoda, ze ja tak nie umiem...
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i dużą część zasług oddaję Ślubnemu, bo to on wybierał materiał.
UsuńZatem, w tej spódniczce chodząc, będziesz "kobietą karmiącą" :-). Bardzo ładnie ją uszyłaś i zaprezentowałaś. Dziękuję za "poradnictwo" maszynowe, bo sama się przymierzam do zmiany urządzenia i nie umiem podjąć decyzji. Czekam na Twoje relacje- wygodne, prawda? ;)
OdpowiedzUsuńHehe, dobre. Mogę być też Zosią wśród ptactwa :)
UsuńZ zakupem maszyny to jest zawsze problem wyboru. Ja się nastawiłam na taką "niedomową" i "niehobbistyczną", bo taką to już mam. Raczej takiego "czołgu" szukałam, stawiając na możliwości ponad wzornictwo. Poszyję, napiszę, co myślę. I nawet się nie zastanawiaj, że "wygodne", akurat w tej kwestii to wyważona opinia innych użytkowników to skarb.
Ja też zdecydowanie wolę "czołg". Te wszystkie hafciarki i cuda wianki mnie nie ruszają. Obawiałam się, że producenci maszyn jak producenci telefonów komórkowych- wcisną wszystko do maszyny, bo klient nie umie się zdecydować. Moje poszukiwania zakończyłam kilka lat temu, bo poszłam w druty :-)...
UsuńBardzo ładna spódnica, macie oboje szczęście do wpadania na wyjątkowe wzory na materiałach :-)
OdpowiedzUsuńDzięki. Ślubny tutaj zaszalał i bardzo dobrze, ja tam lubię oryginalność :)
UsuńTeż mnie interesuje ta Singerka. Czekam na Twoją opinię.
OdpowiedzUsuńAga
Obiecuję podzielić się wrażeniami i opiniami. I mam nadzieję, że będą pozytywne :)
Usuńbardzo podoba mi się krój spódnicy - nie wiem czy byłabym tak szalona, żeby nosić na sobie karmniki ;))) ale taką spódnicę chętnie bym przygarnęła - tym bardziej jak długość byłaby tuż za kolano, bo innej nie akceptuję ;))) qrcze, chyba jak się dorobię maszyny to poproszę o jakiś wykrój... o ile się dorobię... ;) super efekt!
OdpowiedzUsuńTo jak masz w planach szycie (nawet odległych), to już sobie zacznij kolekcjonować Burdy i inne gazety z wykrojami, bo później jest problem - mam maszynę, a nie mam w czego szyć.
UsuńSpódnica rewelacyjna, w ogólności i w szczegółach! Krój świetny, wzorki ptasio-karmnikowe doskonale poskładane, też bym na karmnik postawiła, a pomysł z różową nicią zachwycił mnie najbardziej, plus jeszcze ten fragmencik z napisem fabrycznym... Uwielbiam takie niby niewidoczne i nic nieznaczące drobiazgi, których nikt nie widzi, a ja o nich wiem, i działają na moje samopoczucie jak seksowna bielizna pod służbowym ubraniem :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję - ja lubię takie "osobiste" szczególiki w ciuchach, tu kolor nici, tu ukryty napis, tam szalony guzik.
Usuńa karmnik wygrał od razu, nawet pół minuty się nie zastanawiałam, co ma być widoczne :)
Idealne detale, odszycie zakładeczek wyglada profesjonalnie i powiem że też uwielbiam tkaniny z napisami fabrycznymi, kiedyś nawet dorwałąm flausz z plombą jak na liczniku elektrycznym kiedyś.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za pochwały! Te napisy to wiem, że nie tylko moje "zakręcenie" :))), ale co ja poradzę, lubię i już!
UsuńTakie "plomby" na materiałach kojarzę :)
Ciesze sie, ze przestalas kichac.
OdpowiedzUsuńTwoja spodnica jest po prostu rewelacyjna, ja tez wybralabym karmnik...chyba wrobelki beda za Toba latac hahahahahah.
Maly, Moj Kochany, klawy z tym jezorkiem.
Ja się cieszę jeszcze bardziej, bo nie lubię chorować.
UsuńDziękuję za pochwały dla kiecki. Ostatecznie to dość "nietypowy" materiał )
Mały się udał... jak zwykle :)
Kiecka super :) kocio w wersji wystraszonej też :P
OdpowiedzUsuńa tak z ciekawości- jakie znasz języki?
pozdrawiam :*
Dziękuję bardzo, za komplementy dla Małego też.
UsuńJęzykowo- to biegle posługuję się angielskim, włoskim i rosyjskim. Słabo (dogadam się, jak muszę i poczytam proste rzeczy) - esperanto, hiszpański i niemiecki.
No to Ci powiem: WOW! szacun
UsuńDziękuję, ale jakoś nigdy nie patrzyłam na to jako na powód do dumy :) Raczej jako wielką radochę, że mogę sobie książki w oryginale czytywać i nie złościć się na tłumaczy :)
UsuńZa to mam w planach na przyszłość (jak się da dobę wydłużyć) dwa szaleństwa językowe... hebrajski i tybetański, nawet mam podręczniki, nawet mam pliki audio do nich i słowniki, ale czasu nie mam :)))
A w jaki sposób uczyłaś sie języków? kursy, wyjazdy czy raczej sama w domu?
Usuńpowodzenia w dalszej nauce :)
Wszystkie powyższe :))) Ale ostatnio samodzielna nauka to jest najlepsza opcja.
Usuńbardzo mi sie ta spodniczka podoba, a chyba najbardziej materiał, choć na tobie leży"jak ulał"
OdpowiedzUsuńczekam na nowości, bo zawsze czegos interesujacego sie dowiem
pozdrawiam
Bardzo dziękuję - materiał to zasługa Ślubnego, sam wybrał, sam kupił :)
UsuńSpódnica, karmnik, nici - wszystko piękne(nawet ptasior)! Ale guzik.....mmmmm. A następnego wpisu na blogu będę oczywiście wyczekiwać z utęsknieniem. No i po co było chlapać, że następny drutowy??? Teraz noce nieprzespane przede mną.Dobrze, że chociaż Małym oko nacieszyłam, na jakiś czas musi wystarczyć:)
OdpowiedzUsuńGuzik też dobry, bo on z daleka wygląda, jak biała plamka z brązową plamką w środku i idealnie się zgrywa kolorystycznie. Nie widać, że tam kwiatki :))))
UsuńA napisać, że następny wpis drutowy czułam się w obowiązku, bo ostatnio tylko tnę i szyję, a nie wszystkie osoby tutaj zaglądające są tym usatysfakcjonowane (trudne słowo :))))).
Bardzo ładnie wyszła Ci spódnica. Prezentujecie się super:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Marlena
Dziękuję, jeszcze czeka na testy użytkowe, ale powinna się sprawdzać w warunkach codziennych :)
Usuńspódnica cudna.Bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńDzięki. I łatwo ja odtworzyć, wystarczy wpaść do IKEI po materiał :)
UsuńWitam po urlopie! Wzór na spódniczce jest świetny!! Fason spódnicy, a co za tym idzie, i Ty w niej-idealny duet. Ja też jestem ciekawa jak będzie sprawować się Twój czołg. Z filmiku widać, że wiele może.Jak już zaczęli deski szyć, to się trochę przestraszyłam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję! I witam po urlopie, się przyznam, trochę się stęskniłam :))) Widok deski na filmie mnie też z lekka przeraził, ale czego się nie robi dla efektu marketingowego :))) Swoją drogą, ciekawe jaka igła do drewna??? :)
Usuńhaha,uczyłam się rosyjskiego...ale nasmark-nie pamiętałam tego :)
OdpowiedzUsuńkiecka ma świetny fason,możesz szyć dalej ...i ten wzór,haha! świetny!
patrzę ile ten wasz kicior ma w miseczce jedzenia i się uspokajam,bo mi wciąż mówią w domu ,że za duzo daję kotu jeśc :) widzę,że wasz tez jest smakoszem!
No widzisz, ja też ten nasmark jakoś zapomniałam :)
UsuńCo do żarełka Małego, to on ma zawsze tyle suchego w misce, sam się karmi, czyli je ile chce i jakoś nie widzę, żeby był grubiutki. Tylko wołowinę dostaje w wydzielonych ilościach.
Matko z córką, jak Wy tak możecie straszyć tego Biednego Łasucha ?! Tożto Kocio czkawki może dostać! A tak na serio, to niezłą minę Mały strzelił, dosłownie jak przyłapany na gorącym uczynku :D spódnica wyszła Ci extra, możesz śmiało jeszcze jedną uszyć :) i gratuluję nowego nabytku- maszyny w sensie :D
OdpowiedzUsuńSpokojnie, żadne zwierzę nie ucierpiało w czasie robienia zdjęć :)
UsuńZa spódnicy chwalenie dziękuję. Z chwaleniem maszyny poczekaj, aż się Brzydala przetestuje.
Ooo, lubię takie napisy fabryczne:)
OdpowiedzUsuńI jestem strasznie ciekawa Twoich wrażeń co do tego Singera.BARDZO proszę o jakiś wpisik na blogu jak już sobie trochę pojeździsz;)
A zdjęcie Małego mnie rozwaliło!!HEHEHE
No to widzę, że nie ja jedna z tymi napisami, wiedziałam!!!
UsuńWrażenia oczywiście będą, się podzielę, nawet szczegółowo, jeśli będzie takie zapotrzebowanie.
Spódniczka jest genialna. I jak to tak? Małemu przeszkadzać przy jedzeniu. Jeszcze się biedny wrzodów nabawi i co wtedy?
OdpowiedzUsuńZoom, zoom w aparacie :))) Poza tym Mały nie ma problemów, że jak on przy misce, to tknąć go nie wolno. Życie kilka lat z innym kotem go nauczyło, że w miskach nigdy nie jest pusto i nie co histeryzować.
UsuńSpódniczka prezentuje się bardzo ładnie. Taka letnia. Hmmm przydałabym mi się taka. :) A Singer kojarzy mi się z babcią. Jeszcze kilka lat temu był u niej w użyciu Singer taki na metalowej stopie, napędzany nożnie. Ten Twój to prawdziwe cudo :). Czekam z niecierpliwością, chociaż nie szyjąca jestem, na relację z pierwszego użycia.
OdpowiedzUsuńPs. Życzenia się przydały, poszło wyjątkowo szybko, a my już w domu.
Pozdrawiam
UlaR
Po pierwsze to ja gratuluję tego, co w PS!!!!!!!!!!!! Dokładniej pogratuluję w mailu :)
UsuńStare Singery to jest klasyka. Ja mam nadzieję, że mój zachował choć część jakości swych przodków :) Na pierwsze wrażenia sama czekam, bo maszyna w drodze i na pewno się podzielę.
Ależ super spódnica :)) Gdy teraz tak na nią patrzę, przypomniała mi się moja, kupiona lata temu w H&M, w kwiaty i również z podobnymi zakładkami, bo żeby była całkiem noszalna, zaszyłam je niżej i obstębnowałam jak u Ciebie :)) Wyeksponowanie karmnika zamiast ptaszka jest rewelacyjne :))
OdpowiedzUsuńMaszyna Singer... marzę o takiej... niech Ci dzielnie służy i nie buntuje się jak poprzedniczka :))
A Mały jak zwykle do schrupania... :)))
Przepraszam, ale tym razem ja oplułam monitor przez... "eksponownaie ptaszka" :))))))))))))))))))))))))))
UsuńA spódnica dzisiaj była testowana zewnętrznie - na wietrze huraganowym i nie musiałam jej ściągać sobie z głowy i wewnętrznie, domowo - gniotliwość do zaakceptowania, wygoda 100% :)
A maszyna - w nowym wpisie pierwsze wrażenia, czyli gigantyczna euforia.
Laba diena!
OdpowiedzUsuńA ja właśnie wróciłam z krótkiej wycieczki na Litwę. Ciekawe, czy język litewski to byłoby duże wyzwanie? ;-)))
Karmnik na spódnicy to wystrzałowy pomysł i bardzo mi się podoba!
Az sobie posłuchałam próbek litewskiego na szybko, bo jakoś nie kojarzyłam "słuchalniczo" i jednego jestem pewna... zabawa przy uczeniu się gwarantowana :) Ładnie brzmi.
UsuńI nie wiem, czy my już "Labas vakaras" nie powinnyśmy :))))))))
Zabawa jest gwarantowana na pewno ;-)))
Usuń"Laba diena" to jedyne wyrażenie, którego odważyłam się użyć na żywca, reszta musi poczekać ;-) Słowa pisane da się przeczytać, niektóre nawet zrozumieć, zwłaszcza korzystając z kontekstu. Bo, gdy na szyldzie jest napisane "Kirpykla", to bez zajrzenia do wnętrza lokalu nie wpadniesz na to, że to fryzjer :-)
Mowa mówiona to istna "chińszczyzna" i nie da się jej zrozumieć, bez wyssania tej znajomości z mlekiem matki ;-)))
Labanakt!
Oczywiście, że różową nitką! *^v^*
OdpowiedzUsuńMasz bardzo fajną oryginalną spódnicę, ja też lubię zostawiać nadruki z brzegu tkaniny w gotowym ciuchu. ^^ Gratuluję zakupu maszyny i jestem ciekawa, jak się będzie sprawować. Ja dzisiaj wykopałam z pudeł i wystawiłam na biurko mojego Brothera, już za kilka dni (mam nadzieję) znajdę chwilę czasu na szycie, tralla la la! ~^o^~
No proszę, ja właśnie podejrzewałam, że to kot przeżera te całe pieniądze, co nam znikają co miesiąc z konta!.... ^^*~~~
No, to widzę, ze zwolenniczek różowej nitki przybywa :) I miłośniczek nadruków.
UsuńCieszę się, że piszesz, że wystawiłaś maszynę na wierzch, a nie piszesz, że się jednak uszkodziła, czego się obawiałaś. I szyj, szyj, to uspokaja i poprawia humor.
A znikające pieniądze, to przecież wiadomo, że na kogoś trzeba zwalić, kot się nadaje idealnie :))) Na siebie tej winy nie wezmę przecież.
Jeszcze jej nie uruchamiałam, ale wygląda cało, okazało się, że w przytomności umysłu obłożyłam ją całą takimi wielkimi foliowymi poduchami bąbelkowymi! *^o^*
UsuńNa siebie winy nie ma co brać, bo wiadomo, że my to jemy jak wróbelek!...
(podobno wróbel dziennie zjada tyle, ile waży, eeeeeeeee...... *^w^*)
niesamowita jesteś :D
OdpowiedzUsuńMając do wyboru karmnik i różowego ptaka, pewnie bym wybrała ptaka :D
ale jak widać karmnik pięknie się na ciele układa :))
nasmark :)))))))))))))))))))
napisy to ja lubię... ojjj lllubię... i na brzegach tkaniny, i na jej środku, i na stemplach (nawet jak namazane i nic nie rozumiem), i na ołówkach ;) Całkiem Cię rozumiem w tej kwestii :)