Właśnie zostałam nazwana "czeposłowem", bo w mniemaniu Ślubnego czepiam się słówek, oczywiście tych wypowiadanych przez niego. Ale skoro jest 16:44, a on mnie informuje, że zacznie robić obiad o 16:30, to jak mam się nie czepiać i nie wysyłać go galopem do garów. I tak, dobrze czytacie, Ślubny gotuje w weekendy obiady. I tak, dobrze się domyślacie, że mu się 16:30 z 18:30 pomyliła.
To dygresja była niewielka, a teraz do rzeczy.
***
Czerwona płachta na byka mogłaby wyglądać na przykład tak:
Przy czym w roli czerwonej płachty występują nieumiarkowane ilości dzianiny, a w roli byka, co to ma go płachta drażnić - występuję oczywiście ja. I tu po pierwsze zaznaczam, że astrologicznie wszystko się zgadza, bo ja zodiakalny byk jestem. A po drugie proszę docenić, że znowu się poświęcam i zamiast omotać Denatkę metrami tkaniny, sama, z wielkim poświęceniem, nadwyrężam sobie bark lewy... tfu! prawy. Po trzecie - mnie czerwień nie drażni, a raczej zanęca, więc na żadne krwawe szarże proszę nie liczyć.
I tu się muszę do czegoś przyznać - moje ostatnie niewielkie zaangażowanie w szycie wynikało z tego, że cały czas czekałam na pożegnanie z tymi pięcioma kilogramami i kilkoma centymetrami tu i ówdzie, co to je sobie zadobyłam w czasie około przeprowadzkowym, a głównie to mnie bank utuczył :)))) Bo ja z tych, co to zajadają stresy, a tych, wesolutcy pracownicy instytucji finansowej nam nie żałowali. I tak sobie czekałam i czekałam i zapierałam się zadnimi łapami, że nie uszyję niczego sensownego, aż waga w łazience mi nie pokaże z powrotem, żem piękna i szczupła. Owszem tu jakaś sukienka, tu jakaś bluzka, ale wymarzone projekty cały czas leżały w szafie. I w końcu doszłam do wniosku, że basta! Starczy! Szyjemy rozmiar większe, a jak schudnę, to albo będę przerabiać, albo będę miała luźniejsze ciuchy po domu, a wyjściowe uszyję sobie nowe. Poza tym, to ja nie wiem, czy chcę chudnąć, bo mi całkiem dobrze ze sobą teraz, a w roli motywatorów do chudnięcia występuje tylko kilka sztuk odzieży, co to się zrobiła za ciasna...
No to lecimy z planami szyciowymi i uprzedzam, że w najbliższym okresie tworów krawieckich będzie sporo, bo trzeba nadrobić stracony czas.
Pokazana powyżej czerwona dzianina z dodatkiem lycry - zakupiona została w celu uszycia spodni treningowych, bo moje obecne, ulubione ledwo dychają i dają mi wyraźnie do zrozumienia, że na długą współpracę, to już nie mam co liczyć. Ale, że tej czerwieni jest duuuuuuuuużo, to będzie jeszcze sukienka domowa... krótka... bardzo :)
Jest także duuuuuuuuuuuużo sztucznej cienkiej materii, z której na pewno powstanie spódnica maxi.
Zdjęcie też robione na mnie - testowałam, jak wyglądam w kiecce z trenem... wyglądam posągowo, ale pomysł jest wysoce niepraktyczny, bo schodzenie po schodach z antresoli nagle staje się sprzeczne ze wszelkimi zasadami BHP, a możliwe, że i ppoż. i można mieć później bliskie spotkania z protetykiem.
Iiiiii... moje odkrycie - tkanina, która wynurzyła się z odmętów portalu aukcyjnego i nawet nie pisnęła "kup mnie", nie musiała, bo piszczałam ja:
Spełniłam swoje odwieczne marzenie - o materiale na sukienkę w graficzny wzór i koniecznie z napisami. W dotyku to jest niewiarygodnie zimno-przyjemne i dość ciężkie, więc powinno się doskonale układać i nieźle szyć... odpukać (składowo - 100% lekko elastycznej sztuczności).
Oprócz tego są też skrzętnie zbierane materiały na piękne spódnice, co to czekały na te pięć kilogramów mniej i kilka projektów niespodzianek, więc będzie się działo. W końcu!!! Bo czego, jak czego, ale czekania to ja nie znoszę :)))) od dziecka, zapytajcie Moją Rodzoną Mamusię, to Wam opowie historię z czasów wielkich pustek na półkach - historię kolejki po czekoladę.
***
A wczoraj uprałam sobie jedyne posiadane pareo - moją różową szmatkę na tyłek, co to i tak nic nie zakrywa, ale dzięki niej mam wrażenie, że nie epatuję na tarasie golizną, biegając jedynie w stroju do opalania. Wyprałam i uświadomiłam sobie, że nie mam nic innego... No to sobie uszyłam na szybko - spódniczkę... może to za dużo napisane - kawałek marszczonego materiału na wstążce do zawiązywania w pasie. Kawałek materiału z feniksowej tuniki, 15 minut i jest. Zdjęcia oczywiście na Denatce, bo jeśli ktoś liczy, że mnie tu zobaczy w bikini, to jednak jest nadmiernie optymistyczny :)
***
I jeszcze zdjęcie rozczulająco-romantyczne - Mały padł po całym intensywnym przedpołudniu spędzonym na tarasie. Padł, gdzie stał i zasnął, a że to w firankach było... no cóż.
***
To skoro obiad dzisiaj nie na mojej głowie, to ja sobie pójdę... szyć :)))
I spokojnie, nie zapomniałam, raport ze stanu czytelnictwa wygląda tak:
i... - Tolkien i jego trylogia "Władca pierścieni" - 2/3 za mną.
no to meeeeetry masz do uszycia, będę czekać :)
OdpowiedzUsuńu Ciebie w weekendy gotuje obiady, a u mnie co rano robi śniadania :D
Sierpień miesiącem krawieckim! Wychodzi na to :)
UsuńA Ślubny jakoś tak po urlopie się przełamał i ugotował coś w nowej kuchni, a to wyzwanie było, bo musiał się nauczyć, co kuchenka do niego popiskuje :)))
"u Ciebie w weekendy gotuje obiady, a u mnie co rano robi śniadania"?
UsuńChyba nie ten sam Ślubny? :D
Zazdroszczę i męża (-ów) i materii wszelakiej i zapału.
ania
Biorąc pod uwagę, że Ślubny wcinał dzisiaj na śniadanie jajecznice z tortillą, przygotowaną moją ręką, to raczej to nie ten sam Ślubny... no chyba, że opanował umiejętność bilokacji :)))
UsuńKamień z serca - można by rzec ;)
UsuńTak czy siak gotującego (choćby tylko w weekendy) męża - gratuluję! Mój kuchnię omija wielkim łukiem, niestety...
Niby stworzony do wyższych celów, jak sam twierdzi.
A niech ma. Ma szczęście, że ja umiem i lubię :)
A te wyższe cele przypominam mu jak trzeba wejść na drabinę! A co!
Nie zanudzam już - gorąco pozdrawiam i będę wypatrywać efektów szycia.
No to się teraz zaszyjesz na dłuższy czas w kąciku Szalonej Rękodzielniczki :) czekam, czekam, czekam...na efekty
OdpowiedzUsuńP.S. Także uświadomiłam sobie, że nie ma sensu czekać aż się schudnie, to za długo trwa, bo ja o zgrozo mam dużo więcej do zrzucenia...wrrrr
Ja czekałam i jedyne, co z tego mam to gigantyczną frustrację, bo nie tylko efektów odchudzania nie mam spektakularnych (mniej spektakularne i owszem są, bo jednak powolutku sobie chudnę), ale jeszcze cały czas miałam świadomość, że tyle materiałów leży i tyle pomysłów czeka na realizację. I tak mnie szarpnęło w piątek, że starczy tego wyczekiwania :) Jak schudnę, to sobie uszyję następne.
UsuńO, tak mi teraz przyszło do głowy, że nie mam nic do uszycia (bo po prostu nie umiem), więc i chudnąć nie muszę... Aaa, szkoda!
OdpowiedzUsuńBo jak się coś samodzielnie uszyło i robi się toto za małe, to znacznie bardziej boli, niż kiedy się "wyrasta" ze sklepowego :)
UsuńA chusta gdzie się pytam? i gdzie ty niby te 5 kilo wiecej masz? chyba sie z jakąś ksiażką i robótką w ręce wazyłaś ;p mi mój Pan W. gotuje, jak ja nie jestem w stanie stać przy garach- czyli rzadko, ale za to robi pyszne śniadania i gania mi po coś słodkiego do kawy i robi mi hektolitry herbaty :) u mnie sierpień pod znakiem przędzenia i farbowania jak nic i też szycia, bo sporo materiałów dostałam- będą poduchy, sukienka, spódnica, fartuch i co tam jeszcze wymyślę :) p.s. jak napisałas o tej maxi spódnicy, to od razu się wystraszyłam, że ząbki na schodach możesz stracić- weź mnie tak już nie strasz ok?
OdpowiedzUsuńChusta na drutach :))) Jest już, jak na moje oko, około połowa i nadal zachwyca mnie zrobienie każdego oczka - wyjątkowo miła w dotyku.
UsuńTe 5 kilo to ja Ci dość obrazowo mogę powiedzieć, gdzie mam :))) Głównie w biodrach.
O noszenie maxi spódnicy i latanie po schodach się nie martw - ja nawet przy krótkiej kiecce trzymam rąbek w łapie, jak lecę na dół :) Jakbym co najmniej krynolinę miała na sobie.
a jak ja mogłam pominąć w komentarzu ten materiał z napisami?? jest boooskiii !! a podfruwajka na tasiemce też niezła, podobny patent miałam w mojej maxi spódnicy, która stanie się sukienką, bo Pan W. marudzi, że za długa :D
UsuńPodejrzewam, że Ślubny na widok spódnicy po kostki też zacznie marudzić :)))
UsuńPiękne tkaniny! Plany szyciowe zapowiadają się niezwykle ciekawie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i co prędzej przystępuję do realizacji planów.
UsuńNo to czekamy:)Kot rozczulający:)))I tak mu ładnie w tych firankach:)))
OdpowiedzUsuńMały, kiedy śpi, to staje się słodki i "do zeżarcia", gorzej bywa, gdy bardzo nie śpi.
Usuńkobieto czy Twoja doba ma więcej niż 24 h? Jak Ty na to wszystko znajdujesz czas? jestem pod wrażeniem, czytasz, szyjesz, dziergasz i to z taką zawrotna prędkością?! no nie chylę czoła! czekam z niecierpliwością na efekty Twoje współpracy z maszyną no i tradycyjnie zachwycam się kociakiem! normalnie wytarmosiłabym go za uszkami ;)
OdpowiedzUsuńMogę go wytarmosić od Ciebie, niech ma :) A doba mogłaby mieć więcej godzin, ale niestety niema, więc staram się wykorzystywać maksymalnie te nie przesypiane :)
UsuńZapowiada się bardzo szyciowo.. cieszę się ogromnie na samą myśl :) Czekam na efekty i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKoniec wakacji i jesień zapewne powiększą mi zapas ciuchów znacznie, ale to dobrze, bo letnie to jeszcze pół biedy, ale jesienne - tu mam deficyty.
UsuńDrugi materiał piękny! A i czerwienią bym nie pogardziła. ^^
OdpowiedzUsuńNormalnie jesteśmy jak dwie krople wody - ja też zajadam stresy i też przytyłam przez ostatnie trzy miesiące pięć kilo... Właśnie zabieram się za gubienie, bo jak się ostatnio zobaczyłam w sklepowym lustrze w przebieralni, to..... (w domu nie miałam porządnego dużego lustra, tylko takie ogryzki, które nie dawały mi do myślenia, jak pokazywały moje cztery litery i uda...). Niestety u mnie szycie musi poczekać ze trzy tygodnie, bo tyle zajmie nam dokończenie remontu i ostateczna przeprowadzka. Może wtedy pokuszę się o pierwsze próby z elastycznym materiałem, jeszcze nie miałam przyjemności, nieco mnie onieśmiela ta rozciągliwość pod igłą.
Elastyczny materiał nie taki straszny, jak go malują :) Ja swoja pierwszą sukienkę szyłam z elastycznej dzianiny i nie wspominam tego jako koszmaru.
UsuńTycie i przeprowadzki... rok temu to bym raczej sądziła, że taki zestaw odchudza, ale okazuje się, że nie. U mnie i Ślubnego zadziałała zasada "comfort food" w 100%, inaczej mieliśmy wrażenie, że cały świat się wali.
Za przeprowadzkę i końcówkę remontu trzymam kciuki i czekam na pierwsze dzieła "na nowym-starym" mieszkaniu.
Uwielbiam oglądać tkaniny a jak sama wracam z jakiś łowów to już chyba mam taki obrzęd że wyjmuje rozkłądam, macam i wymyślam jak po drodze już nie wymyśliłam. Świetna ta tkanina na spódnice:] Będzie taka długa?
OdpowiedzUsuńTeż tak mam! Musi poleżeć "na oczach", a ja latam i miziam :) Spódnica w założeniu ma być maksi, czyli do kostek, ale to się jeszcze może zmienić.
UsuńSuper że się odezwałaś Agnieszko ,już myslałam ,ze "zaczytałaś się" ale widzę .że raczej zamotałaś w materiały co by nie mówić PIĘKNE!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńMożemy sobie ręce podać bo ja też z tych co stresy zajadają i co tu dużo mówić dobrze(grrrr)mi idzie .Z niecierpliwością czekam na nastepny projekcik bo widziałam w poprzednim poście ,że cos sie dzieje w tym temacie.Pozdrawiam Monika -inez124
Owszem zaczytana jestem maksymalnie, ale to nie powód, żeby blog obumierał i żebyście Wy tęsknili :) Materiały udały się wyjątkowo - jak otworzyłam paczkę, to się sama zdziwiłam, że takie udane.
UsuńJedzenie "na stresy" to paskudztwo, bo sobie trudno odmówić, przecież i tak ma się wrażenie, że koniec świata będzie jutro, więc po co się męczyć dietami - przynajmniej u mnie się włącza taki tom myślenia.
A wspólny projekt dojrzewa i podejrzewam, że zaraz się zabiorę za robienie modelu pokazowego :)
Już widzę jak się u Ciebie będzie działo. Czekam z zapartym tchem:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Marlena
Oj, będzie! Mam wielkie plany i nadzieję, że znajdę czas, żeby je realizować.
Usuńno plany ambitne...ta czerwien tez do mnie gada...:)...czekam na efekty.,...pozdrawiam ania
OdpowiedzUsuńOj tam, chociaż lekki taniec z płachtami by nie zaszkodził. Nie wierzę, że pirueta nie zakręciłaś ;). Ja bardzo lubię czerwień, ale tym razem bardziej mi się ten materiał na spódnicę podoba i tutaj się przyczaję z oczekiwaniem na gotowca. Każda z nas w pewnym momencie rozpoczyna walkę z paroma zbędnymi kilogramami (ja akurat teraz) i się udaje lub nie. Myślę, że samo podjęcie jakiegokolwiek działania (bez względu na efekty)już jest sukcesem i tego się trzymajmy :-), tak więc życzę pysznego mężusiowego obiadku :-))))
OdpowiedzUsuńA nie, tańców nie było, za to omotałam się tym, jak Rzymianin togą - niewygodne :)))
UsuńZa życzenia pysznych obiadków dziękuję, Ślubny jak zwykle się pokazał z najlepszej kucharskiej strony.
Oj, slicznosci pokazujesz a plany rozmaslaja galy. Gadaniem Slubnego nie przejmuj sie, Oni tak maja, zrob poprawke, ze to inny gatunek. Mam nadzieje, ze smakowal Co obiadek.
OdpowiedzUsuńJa lubie jak Moj cos ugotuje ale....strasznie duzo jest po nim do zmywania (mamy zasade ze gotujacy nie zmywa). Musze kiedys podpatrzec i opisac jego metode gotowania potrawy jednogarnkowej, do ktorej to cznnosci uzywa prawie calego wyposazenia kuchni. To jest talent!
Slodki Koteczek, jaki rozanielony, niu niu niu Kicia.
To ja poproszę o ten opis dania jednogarnkowego :))) To musi być wyższa szkoła jazdy.
UsuńObiadki smakowały, poza tym jak dwa razy w tygodniu to mnie podstawiają pod nos, to i tak jestem wniebowzięta, nie jest ważne, co na talerzu :) A na talerzu dobre było!
pareo piękne, ja mam wszystkie długie, takie króciutkie pierwszy raz widzę.
OdpowiedzUsuńA ja mam oba króciutkie, jak chcę coś do kolan, to się muszę ręcznikiem omotać :)
UsuńKurcze, ja czytam tylko Władcę... i dopiero zaczęłam 4 księgę. Speed jak nic! Ale pamiętam o tej Masakrze więc już przestaję się dziwić.
OdpowiedzUsuńSzyciowe projekty będę podziwiać i wybrane pewnie lizać przez szkło monitora (czy z czego on tam jest wykonany). Tym bardziej, że kolejne kroki szycia przede mną (szew prosty zrobię, ale to chyba by było na tyle. Pozdrawiam!
-----------------------------------
Zapraszam:
tofkotwory Para w kuchni. Na turystyczny szlak!
Masakra tłumaczy wszystko :)))
UsuńSzycie powoli się będzie rozkręcać, bo weekendowe upały raczej mnie wyganiały na taras niż na antresolę, do maszyny :)
Tylko kilka dni mnie nie było, a tu tyle dobra... Ja pareo porywam! I na projekty szyciowe czekam. Sama nie umiem szyć, więc sobie popatrzę, pozachwycam i pozazdraszczam.
OdpowiedzUsuńProszę bardzo możesz porywać, oby nie mnie z odwłoka :))) A będzie nie tylko o szyciu, więc spokojnie :)
UsuńTa czerwień do mnie przemawia! Kiecka z tego byłaby boska. Tak kusisz, że w końcu się chyba za maszynę wezmę. Serdeczności
OdpowiedzUsuńTa czerwień jest genialna, mam nadzieję, że wielokrotne prania jej nie zaszkodzą.
UsuńA czy tylko ze sztucznych materiałów planujesz szyć?
OdpowiedzUsuńA skąd! Będzie też mnóstwo jak najbardziej naturalnej bawełny w różnych wydaniach i możliwe, że len się pojawi. A to czerwone to też jest bardziej naturalne niż sztuczne, bo ta dzianina ma 80% bawełny i 20% dodatków elastycznych, już nieco mniej naturalnych.
UsuńJeśli chodzi o nadmiar centymetrów tu czy tam, stwierdzam, że wszelka dzianina jest wygodna, ponieważ ładnie dopasowuje się do figury w miarę potrzeby oczywiście :-) Z szytymi ubraniami niestety tak się nie da. Jednak Twoje podejście do szycia bardzo mi się podoba. Z utęsknieniem czekam na "szyciowe" efekty. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńi tu masz rację - przy ciuszkach nierozciągliwych i szytych na miarę kilka centymetrów robi różnicę :)
UsuńEfekty szyciowe już wkrótce.
Oj już widzę te wszystkie ubrania :)) Gdybym nie miała takiej sukienki we wzory z napisami, też bym od razu ten materiał zaklepała dla siebie :)) Pareo-spódniczka jest świetna :)) A Mały słodziak :)) Uwielbiam patrzeć na śpiące zwierzaki... :))
OdpowiedzUsuńŚpiąca zwierzyna mnie rozczula :))) A z wykazu ubrań do szycia... spodnie treningowe już są :)
Usuń