Szyta Bluzka, Która Miała Coś Udowodnić skończona i w końcu mogę ujawnić, co chciałam udowodnić.

O tym, że sporo materiałów upchanych w mojej Szafie Robótkowej pochodzi z second handów, wiedzą chyba wszyscy tu zaglądający. Nie kupuję wszystkiego, co mi się w łapy pcha, staram się wybierać tylko to, co się na mnie rzuci, nie chce puścić i gatunkowo trzyma jakiś poziom. Ale kilka tygodni temu postanowiłam zrobić eksperyment - kupić w sh materiał, którego normalnie nawet bym do ręki nie wzięła, który nie wydzierał się do mnie "bierz mnie, kup mnie, tnij i szyj!!!". Coś takiego, co po przyniesieniu do domu i wyjęciu z reklamówki wywoła u mnie jęk rozpaczy: "i po coś ty to, babo, kupiła?" i udowodnić, że da się uszyć z tego rzecz noszalną i estetyczną.
Nawet nie musiałam długo szukać. Z półki zalśniła na mnie materia kojarząca się od razu z zasłonami w mojej szkole podstawowej - "aksamit/plusz" z minionej epoki, z krótkim zmierzwionym włoskiem. Na dodatek w kolorze ciemnego mchu. Bingo!!! Tkanina idealna do obchodzenia wielkim łukiem.
Ślubny na widok tegoż chyba lekko zaniemówił, ale powstrzymał się od gwałtownych komentarzy (nie odzywał się też na etapie krojenia i początków szycia :))), a ja po szybkiej burzy jednego mózgu postanowiłam - bluzka będzie. Z rozpędu dołożyłam białą przezroczystą tkaninę na rękawy (też z sh) i białe wypustki (chyba najdroższe z tej całej imprezy rozrywkowej).
Całość wygląda tak. Zdjęcie na mnie, jakość fatalna, ale pogoda... wiecie, o co chodzi :)

Bluzka teoretycznie szyta według modelu 108 z Burdy 8/2001. Jednak zafundowałam jej sporo zmian.

Całość nieco dłuższa, bez cięcia/zapięcia na tyle.
Rękawy z jednego kawałka, 3/4, szerokie na dole, zbierane w mankiety i leciutko marszczone na górze (co widać na pierwszym zdjęciu).

I w ramach udziwnień wypustka między materią A i materią B :))
![]() |
To zdjęcie chyba najlepiej oddaje kolor tego "pluszu". |
Dołożyłam plisę przy dekolcie i odcięłam ją wypustką, żeby się cokolwiek działo w okolicach szyi. Sam dekolt niewielki, lekko łódkowaty.

Kompletnie przezroczysta materia rękawów zmusiła mnie do bardzo starannego wykorzystania szwu francuskiego, żeby było wysoce estetycznie.

Ale to nie koniec - rękawy też musiałam wszyć tak, że mucha nie siada, farfocel nie wystaje. Skończyło się na wszyciu, dodatkowym przeszyciu wszystkich warstw zapasu szwów razem, żeby się od środka kupy trzymało. Podwinięciu i ręcznym przyszyciu do spodu zielonej tkaniny "pluszowatej", żeby nawet śladu po zapasach nie było widać po prawej stronie. Lewa strona wszycia rękawów poniżej:

I te zmierzwione włoski sprowokowały mnie do tego, żeby nawet jednego widocznego szwu po nich nie przeszyć, więc wszytko podkładane i podszywane ręczenie... dobrze, że ja lubię :)))
Lśniąca całość na Denatce, ale w lepszym oświetleniu poniżej:

Kiedy pierwszy raz napisałam, że będę coś udowadniać, to wiele osób myślało, że Ślubnemu :))) Ale nie, sobie udowadniałam, że się da, że z najmniej perspektywicznej tkaniny można uszyć coś, co da się założyć, wyjść w tym bez wstydu i wyglądać elegancko i kobieco. Mam nadzieję, że się udało.
***
I ja tu wkrótce wrócę!!! Jutro zapewne, bo się nazbierało całe mnóstwo drobiazgów do opisania, pokazania, wyznania i wyspowiadania (największy mój grzech z ostatnich dni... kupiłam duuuuużo włóczki i troszkę materiału... już nigdzie się nie mieści, stoi w pudle, ale to wszystko przez Ślubnego!!!!!).
A w weekend szykujcie się na akcję ankietową - będzie można głosować na to, co będziemy razem-tworzyć w następnej kolejności.
Aktualizacja puzzlowa oczywiście jest - proszę bardzo.
Aktualizacja puzzlowa oczywiście jest - proszę bardzo.
I postawiona do kąta w ostatnich komentarzach, że kot może być, nawet śpiący, byle był - poprawiam się i oto Mały w wersji diabolicznej :)))
