Proces filcowania na mokro wymaga przede wszystkim odpowiedniego przygotowania otoczenia osoby filcującej. Folia w dużych kawałkach i ręczniki na podorędziu to elementy niezbędne, ponieważ osoba filcująca tapla się w wodzie, aż miło.
Tyle wyczytałam, poszerzając swoje horyzonty rękodzielnicze, ale u mnie filcowanie na mokro wyglądało zupełnie inaczej.
Ja filcowałam "leniwie", w pralce. Co więcej, filcowałam zupełnie bezwiednie i nie miałam pojęcia, że uszczuplam własny stan posiadania.
Miałam do wyprania ręczniki, ściereczki, jakieś tam skarpetki "kupne". To sypnęłam proszku, dolałam odplamiacza, ustawiłam pranie bawełny w 60 stopniach, zamknęłam, wcisnęłam dwa guziczki i poszłam. A sfilcowana prawda wychynęła z bębna pralki po godzinie i czterdziestu minutach.
A podobno mam pralkę z tych "inteligentnych". I nic nie powiedziała! Żadną diodą nie mrugnęła, nie wyświetliła na mini-ekraniku: "Babo głupia, spójrz jeszcze raz, co żeś do tej pralki wwaliła!!!".
Kto pamięta moje śliczne, warkoczowe skarpetki, robione w ramach Razem-petkowania? Skarpetki uwiecznione filmowo? Skarpetki, które wydawały się niezniszczalne i mimo intensywnego zimowego użytkowania wyglądały jak "nówki-nierdzewki" prosto z drutów z żyłką? Te skarpetki?
No to je sfilcowałam na mokro. Zamieniając je w niewygodne, za małe i sztywne walonki. Uch, życie! Jasne były, zaplątały się w inne skarpetki, ściereczki i ręczniki, podgotowały się lekko, odwirowały się jak szalone i oddały skarpetkowego ducha.
I teraz nie mam innego wyjścia, tylko odtworzyć stan posiadania przy użyciu tego:
Czyli motków skarpetkowej włóczki otrzymanych od Mikołaja, tfu! Od Ślubnego z okazji Mikołajek. Skąd Ślubny wiedział, że będą potrzebne? Jasnowidz?
Szkoda tych skarpet - śliczne były :) Wiem co mówię, bo dzięki tobie wydziergałam sobie identyczne. Pilnuję ich jak oka w głowie :)
OdpowiedzUsuńPilnuj! Bo jak widać "wszystko się może zdarzyć". A takie ładne były, nawet się zastanawiam, czy identycznych nie zrobić.
UsuńJa kiedys zfilcowalam welniana kamizelke corki... na szczescie tylko ciut i mogla w niej chodzic - obok prania welny mam pranie na 40 stopni i mi sie przekrecilo... dobrze ze to tylko 40 stoopni i kamizelka zrobila sie scislejsza. Zycze milego dziergania:-) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTe pewnie po 40 stopniach też by przeżyły, nieco sponiewierane i już nie takie mięciutkie. Ale jak widać 60 stopni było ponad ich siły. I dziękuję za życzenia - będę dziergać :))
UsuńProponuje zrobić kolejne dwie, sfilcowac i zrobić z nich walonki dla Małego ;-)
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie to szkoda ich, ale masz okazje wydziergac sobie nowe :-£
PS. Już myślałam ze ogarnia Cię szaleństwo spróbowania czegoś nowego :-)
UsuńMały by nie docenił kamaszków, chyba że do zabawy :)) Poza tym rozmiarowo to one ani na łapy, ani na ogon :) I szkoda ich, ale będą nowe.
UsuńSzkoda skarpet - ale gdzie się zapodziało zdjęcie walonek? ;)))
OdpowiedzUsuńZanim pomyślałam, że warto by było pokazać, jaką krzywdę można zrobić skarpetkom, to już wylądowały w koszu na śmieci.
UsuńW sumie, dla mnie, to jest pocieszający post. Jest on dowodem na to, że nie tylko ja jestem taka gapa (sorry za określenie). W zeszłym tygodniu sfilcowałam tym sposobem haftowany obrus i sweter córki (chciała mnie wzrokiem zabić za to).
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że kogoś pocieszę moim gapowatym filcowaniem.
UsuńObrusu i swetra jednak trochę bardziej szkoda niż skarpetek, bo znacznie więcej czasu potrzeba na ich odtworzenie.
Sfilcowałam sobie skarpetki oraz jedną bawełnianą sukienkę, na którą nie wyprałam materiału PRZED szyciem... (człowiek uczy się na błędach, teraz zawsze najpierw piorę tkaniny! *^v^*).
OdpowiedzUsuńMasz sposobność do wydziergania żakardowych skarpet zgodnych z aktualnym kursem! *^-^*
Ach, jakoś tak mnie ciągnie, żeby zrobić identyczne, ale że ja skarpetki to ciągami, więc i żakardowe mogą się pojawić.
UsuńFajne byly i takie historycznie wazne, trudno...pozostana na zawsze w naszych razempetkowych wspomnieniach. Zrob szybko nowe, bo slyszalam, ze zima ma zaatakowac.
OdpowiedzUsuńNajgorsze sfilcowanie, ktore mnie dotknelo wykonal Szanowny. Swiezutko zrobiony rozpinany sweterek ociekal w durszlaku (czy u Ciebie tez taka nazwa sita do warzyw funkcjonuje?) w ogrodku a Szanowny wrzucil go do pralki na wirowanie, "zeby ta najwieksza wode odwirowac i przyspieszyc suszenie". Moj filcak jednak nie wyladowal w koszu, jest uzywany przez pana psa jako przytulanka. Dobre i to.
To się Szanowny przysłużył, ale ja tez mam doświadczenia, kiedy Ślubny chcąc pomóc... spuśćmy zasłonę milczenia :))
UsuńDurszlak u mnie w domu jest i nazywany jest... durszlakiem.
O rajuśku! Szkoda takich ładnych skarpet.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ale mówi się trudno, zrobi się nowe.
UsuńA może to Ślubny podstępnie włożył skarpetki do pralki, żebyś miała pretekst do użycia jego prezentu? :)
OdpowiedzUsuńNiestety, nie ma szans, żeby na niego zwalić. On się w okolicach pralki, w celu włączenia tejże, pojawia tylko, kiedy mnie w domu nie ma dłużej niż tydzień.
UsuńUps witaj w klubie kreatywnego prania.
OdpowiedzUsuńKiedy kupiliśmy pierwszy automat, moja mama wyprała ojcu wełniany sweterek. Po tym zabiegu nawet ja (wtedy 14 lat) w niego nie weszłam a tata ze swoimi gabarytami 175cm/95 kg, tym bardziej. Potem cała rodzina biegała w różowej bieliźnie, która została wyprana z bawełną w tym kolorze.
Natomiast rok temu, ja z kolei, wszystkie bawełniane serwety wyprałam przypadkowo z popielatymi rajstopami. Kolor chwycił na amen. Chyba wystarczy?
Bardzo podoba mi się sformułowanie "kreatywne pranie". Kiedy następnym razem Ślubny wyjmie z szuflady różowawe skarpetki, to mu powiem, że to właśnie to, a nie żona sierotka bosa.
UsuńNo wiesz ja bym się jedynie do różowego koloru nie ograniczała, jak szaleć to szaleć!
UsuńJeszcze na niebiesko mi się zdarza :)
UsuńU nas jeszcze pomarańcz był, a granatowy to miałam nie tak dawno odwłok jak ubrałam nowe dżinsy.
UsuńA teraz też jestem granatowa, ale ze złości. Zaczęłam ten bieżnik, ale nijak mi się oczka nie zgadzają we wzorze. Albo on jest skopany albo ja taka głupia jestem. Nie mam pojęcia co z tym zrobić
W Twoją głupotę to ja nie uwierzę! Może jakieś oznaczenie źle czytasz? Zamiast trzy razem to dwa razem? Bo rozumiem, że jednak na drutach dziergasz?
UsuńTak na drutach, opis po rosyjsku,więc raczej wiem co napisali ,choć głównie bazuję na schemacie.Tam w jednym rzędzie jest 16 o a w następnym po przeliczeniu oczek wychodzi, że mam robić na osiemnastu. No matrix wrr..
UsuńPocieszajace dla innych kreatywnych filcujacych. Tez mam na koncie filcowanie i nawet nie wiem jak mi sie udalo, bo wrzucilam sliczna czapeczke mojego dziecka, ktora w pocie czola zrobilam, do pralki na 30 stopni i po wyjeciu okazalo sie, ze czapka nie nadaje sie nawet dla lalki. No coz do kompletu pozostl otulacz na szyje.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że pocieszające - każdemu może się zdarzyć. Poza tym to przecież wina pralki, że nie ostrzegła :)))
Usuńślubny po prostu to przewidział:)))
OdpowiedzUsuńszkoda, ale będziesz miała nowe, może jeszcze ładniejsze:)) a dzięki temu już wiesz jak filcować na mokro:)
Najwidoczniej miał przeczucie, że ja mogę te skarpetki unicestwić.
UsuńI owszem, będę miała nowe.
Uhm...:)
OdpowiedzUsuńNoooo, oj...
UsuńNic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy... :)))) Jestem pewna, że o to zadbasz :))))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się nie zdarzy...choćby w najbliższej przyszłości :)
UsuńJest tez inny sposób ufilcowania skarpetek - pewna pani, która byla z nami latem w Tatrach, odziała stopy w alpakowe skarpetki wydziergane przez córę. Po intensywnym marszu w deszczu, miała poważny problem z ich zdjęciem, kompletnie zmieniły stan skupienia :)
OdpowiedzUsuńOoo, to bardzo dobry sposób : )))) Znacznie bardziej aktywny niż mój.
UsuńI mnie zdarzyło się niekontrolowane filcowanie. Mój nieodżałowany kremowy sweterek, po praniu w automacie stał się tak mały i sztywny (dylowaty), że przystosowałam go na legowisko dla kotka. Przynajmniej kot skorzystał.
OdpowiedzUsuńCieplutko pozdrawiam Dorota
To chociaż kot skorzystał. Niestety moje dwie skarpetki to stanowczo za mało dla takiego długiego kota, jak Mały. A jako zabawki to nie, bo niech się nie przywyczaja, że takimi rzeczami można się bawić.
UsuńA stoją?
OdpowiedzUsuńSąsiad do sąsiada:
- Pożycz mi skarpetki, bo moje się połąmały.
- Weź sobie, stoją pod szafą. :)
rewelacja :D
Usuń:)))))))))))) Moje nie stały, za słabo sfilcowałam.
UsuńNo właśnie.. a stoją? Bo jeżeli nie, to można je jeszcze namoczyć w glicerynie z wodą - 100 ml na 1l wody - i niech się moczą... nawet do rana. Po wypłukaniu założyć i chodzić w nich aż wyschną :-))) ach gdyby to było lato...No dobrze ... po wypłukaniu i odciśnięciu w ręczniku lekko prasować na lewej stronie naciągając ile się da w każdą stronę...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ma
czyli jak nie stoją to do uratowania?
UsuńDziękuję za podpowiedź na przyszłość. Teraz jest za późno, poza tym masz rację, że gdyby to było lato, to byłoby łatwiej dokonać tego "odfilcowania". Ale zapamiętam sobie, że można.
Usuńoj... wiem jak to boli... sfilcowałam tak kaszmirowy sweterek bo się zaplątał.... i potem nadawał się tylko na podkładki pod meble. Serce boli do dziś.... taki mięciutki był.
OdpowiedzUsuńWierzę, że nadal boli. Kaszmirowy sweterek to jednak znacznie większy uszczerbek na stanie posiadania niż skarpetki (nawet dwie :)))
UsuńNie ma się co smucić :) przynajmniej niegroźne Ci zaskarpetkowanie totalne, jedną parę możesz utylizować - czas na następne eksperymenty stopy grzejące :)
OdpowiedzUsuńSwoją Drogą ten Ślubny Twój to jakiś Wróżek/Medium/Czarodziej? ;)
Pozdrawiam!
Toteż szat nie drę (bo to by był kolejny uszczerbek na mieniu :))), ale sobie wydziergam kolejną parę.
UsuńA Ślubny to czasami niezły czarodziej : ))))
Ała! Oj boli coś takiego, boli... Ale czasem tak się dzieje. Może da się uratować sposobem mary namy?
OdpowiedzUsuńSposób na "odfilcowanie" pewnie zadziałałby bez pudła, gdyby te sponiewierane skarpetki jeszcze się gdzieś poniewierały, ale ja się z nimi rozstałam sprawnie i szybko.
UsuńTu Ania podaje bardzo przystępną metodę odfilcowywania http://ankikankankiskakanki.blogspot.com/2012/03/kolejny-recykling.html
OdpowiedzUsuńNa sweterki skuteczna, może by też skarpetki uratowała? Tym razem już nie skorzystasz, ale warto chyba na zaś zapamiętać :)
Dziękuję. W przyszłości nie będę od razu leciala ze sfilcowanym dobrem w kierunku kosza na śmieci :))
UsuńSzczęście w nieszczęściu - można zrobić nowe! :)
OdpowiedzUsuńTak jest :))) Będą nówki "nieśmigane" :))))
UsuńOjej, nie znam co prawda tego bólu, ale mogę go sobie bez problemu wyobrazić…
OdpowiedzUsuńPs. Powinnaś zareklamować pralkę, przesadziła!
Pozdrawiam serdecznie! :)
Sądzę, że panowie w serwisie dostaliby ataku czkawki ze śmiechu :))))
UsuńJa kiedyś przeżyłam szok totalny, miałam Ci ja mechaty sweterek... długi po kolana, z rękawami zakrywającymi dłonie, ot taki ciepluch na mrozy i mój najukochańczy na świecie mężczyzna wpakował go do pralki, razem z t-shirtami na 90stopni! Wyciągnęłam z pralki kaftanik na noworodka. Mało się nie popłakałam. Ale teraz już wie, że jak coś wrzuca pierwszy raz to ma pytać! :)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś w odwecie pomroczności jasnej jego skarpetki na wyjazdy rekonstrukcji historycznej które SAMA ZROBIŁAM ( metoda naalbinding, bardziej upierdliwe niż szydełko i druty i nie da się cholerstwo pruć tak łatwo) uprałam razem z lnianymi koszulami, tym sposobem z rozmiaru 45 zrobił się rozmiar przedszkolny :)
To w sumie jesteście kwita. Chociaż podejrzewam, że te skarpetki musiałaś "sklonować".
UsuńA teraz lecę dokształcać się w temacie metody naalbinding :))))
A takie śliczne były:(
OdpowiedzUsuńByły. Ale nie ma co płakać - będą nowe, niech ja sie tylko uporam z tym, co mam rozgrzebane.
UsuńStawiam, że jasnowidz :-) Albo facet marzenie, czyli taki co wie co jego kobieta potrzebuje. Biedne skarpetki... o jakże mi ich szkoda... zrób szybko następne!!!!!
OdpowiedzUsuńHe he, a myślałam, że nowy kursik będzie... Chyba nie skorzystam z tego sposobu :)
OdpowiedzUsuńAle poważnie, to były piękne skarpety, szybko odnawiaj stan!