Mam wrażenie, że potrzebny mi szybki reset. Zrestartowanie systemu twórczego.
Czemu, ach czemu, "dlaczemu"? Bo dwa wieczory temu okazało się, że mam rozgrzebane kilka przedziwnych projektów, ale woli skończenia ich kompletnie we mnie brak. Wizje efektu końcowego nawet mam, ale jakoś ciężko mi przełożyć wizje na rzeczywistość, a jak człowiek ma same wizje... :)))
Zrobiłam mini-inwentaryzację i oto, co z niej wynika:
1. Jodełka - najbardziej zaawansowana twórczo. Jak widać poniżej do kompletu powstały już elementy dodatkowe, szydełkowe i to jest projekt, który ma szansę na najszybsze zakończenie, bo tutaj wizja jest skrystalizowana i jasna.
Oczywiście nawymyślałam cuda wianki, więc do elementów szydełkowych i drucianych zostaną dodane wypustki białe, aksamitki czekoladowe i zamki błyskawiczne... chyba białe i całość ma się zamienić w przedmiot użytkowy.
2. Szydełkowe szorty zaczęte razem z Perfidnym Obibokiem. I tu reset już nastąpił, a raczej nacisnęłam "delete".
Nagle okazało się, że zaczynają mi się lekko zmieniać wymiary, a szorty to odzież wybitnie nie zimowa. Wizja tego, że się zaszydełkuję na amen, nadziubię i wiosną się okaże, że mam za duże szorty, trochę mnie przeraziła. Zatem szorty wiosną, ale przecież nie będzie mi leżało kilkanaście kółeczek bez przydziału. No to znalazłam im przydział - staną się elementem ozdobnym dzierganej bluzeczki melanżowej (dzierganej z wełenki od Joli).
Wizja tej bluzeczki jest... mglista, ale bardzo bizantyjska.
Projekt w fazie wstępnej - jest niedokończony pasek szydełkowych kółek i wydziergany pasek na... biust :))) Ale zaczynam od niego, bo sobie wymyśliłam, że zrobię w dzierganej bluzce zaszewki, jak w szytej. Wyszły, więc mogę dziergać dalej.
3. Ramka... Tutaj powinnam się walić w piersi najmocniej, żeby aż huczało. Wszystko kupione, przygotowane i... leżakuje, dojrzewa. Wysiliłam się i przygotowałam materiał w kształcie...
Wstyd i poruta (jak mówią w Wielkopolsce), ale się wezmę, ja to zrobię, obiecuję.
4. Torba. Taaak, o niej nic nie było, ale rozgrzebana torba też leży. Mam ulubioną torbę spacerową - wór takowy, gdzie wszystko wchodzi. Ale ulubiona torba zaczyna "wyziewać ducha". Należy ją odtworzyć. Prace odtwórcze zaczęłam, machnęłam wszystko, co ręczne i... leży, czeka, dojrzewa.
Ale ja się wezmę, ja to skończę, obiecuję.
5. A na dodatek leży jeszcze to:
Od wczoraj leży.
Dostałam od Ślubnego jako wyraz sprawiedliwości dziejowej. Ponieważ Ślubny zamawiał w weekend ogromne ilości przedziwnych rzeczy z jedynego słusznego portalu aukcyjnego i doszedł do wniosku, że skoro tyle dobra przyjdzie dla niego, to niesprawiedliwie by było, jeśli nic nie przyjdzie dla mnie i tym sposobem sam(!!!) wybrał i zamówił - upewnił się tylko, czy ilości właściwe, ale jak może być niewłaściwe zamawianie 800 gram włóczki :))
I tak sobie myślę, że może w ramach resetu systemu twórczego trzeba odłożyć to, czego się nie ma najmniejszej ochoty kończyć w tej chwili i zająć się czymś zupełnie innym... Zacząć, zrobić, skończyć, uradować się efektem i z nową energią wrócić do Projektów Bardziej lub Mniej Rozgrzebanych.
Albo w drugą stronę - obiecać sobie, że się zacznie przerabiać nową, miłą w dotyku włóczkę dopiero po skończeniu przynajmniej dwóch z Projektów Rozgrzebanych, taka motywacja negatywna - kończ, kobieto, kończ, to w nagrodę zaczniesz coś nowego.
Eh, znam ten ból... kończę właśnie jedną z Robionych-Nie-Wiadomo-Po-Co chust (ale włóczka odleżało sobie w szafie, to się jej w końcu należało ), a już rano miłośnie głaskałam szydełko, bo przyszły koraliki... I przy łóżku leży próbka szala dla sistersy... I czeka piękna zielona estońska wełna, co się ma zmienić magicznie w Ananasową... O swetrach, którym brakuje a to rękawa, a to listwy itp . nie wspomnę, bo wypieram ten bolesny fakt ze świadomości w najgłębsze zakamarki podświadomości :))) Może jak obejrzę Twoje postępy w kończeniu UFOków, to i mi się motywacja wzmocni ?
OdpowiedzUsuńW moim świecie chust nigdy za dużo :))))) Na szczęście moje UFOki to drobiazgi, no może poza bluzką, ale ta reszta... jakby się tak zawziąć...
UsuńZ jodełki będzie poduszka-wałek? ^^*~~
OdpowiedzUsuńJa bym tak zrobiła, zaczęłabym i skończyła jakiś nowy mały szybki projekt, żeby ucieszyć wewnętrznego krytyka twórczego i nabrać rozpędu do kończeniu starych pomysłów! *^o^*
Oj, nie! Jodełkę na poduszkę wałek z tego cienkiego kordonka dziergałabym jakiś... miesiąc :)))
UsuńA co do motywowania się, to ja chyba jednak tym razem postawię na politykę kija... kończ, babo, a w nagrodę będzie nowa włóczka do przerobienia :)
Znam to uczucie, chociaż u mnie to raczej nie tyle UFOki co sporo rzeczy do przerobienia bądź poprawienia. Rozgrzebane projekty mam, ale kończę je równolegle, po trochu.
OdpowiedzUsuńChyba poszłabym za radą Branhdelt i strzeliła jakąś szybką i wymagającą mało nakładu pracy robótkę, żeby morale wzrosło choć odrobinę :)
Ja nawet o nowych pomysłach nie wspomnę :))) Pełno ich, ale na razie tłamszę je w zarodku, zapisując tylko skrzętnie w notesie, żeby nie przepadły.
Usuńja niestety musiałam twardo postawić sprawę: albo, babo, kończysz to, coś rozgrzebała, albo wara od nowych rzeczy ! I jakoś idzie, z pięciu zostały tylko na sumieniu tylko trzy, a właściwie dwa i pół, wiec i tak nie jest źle, ale nowe leży i tak mnie korci...! Ale motywacja jest, wielka jak stodoła :)
OdpowiedzUsuńJa chyba zrobię tak samo - co najmniej dwa do skończenia, a najlepiej wszystko, zanim sobie pozwolę na coś nowego. Inaczej będę te drobiazgi w sumie kończyć miesiącami.
UsuńDoświadczenie nauczyło mnie, że jeśli coś zostawię, to już nie skończę więc raczej staram się wszystko po kolei, choć to prawda, że nie ma nic przyjemniejszego od pracy w pełni twórczej gorączki, nawet jeśli oznacza to rzucanie się w wir nowych przedsięwzięć zanim sfinalizuje się stare projekty...
OdpowiedzUsuńJa zazwyczaj kończę, wracam do pewnych rzeczy nawet po długiej przerwie, ale radości z tworzenia... zero. Dlatego chyba się zawezmę :)
UsuńPo mojemu to się nazywa jesienne przesilenie i spotyka mnie regularnie, nie tylko jesienią. Jako metodę terapii przyjmuję zawsze Twoją drugą sugestię, czyli wyznaczam sobie przysłowiową marchewkę na kiju: jak skończysz te rozgrzebańce dostaniesz w nagrodę zielone światło na nowy, wielce atrakcyjny projekt :) W moim przypadku taka motywacja działa :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze że gatki od Obiboka też są moim wielkim wyrzutem sumienia i mam plan do nich wrócić jeszcze w tym tygodniu. Swoją drogą nie wiem dlaczego taka mała robótka tak się ciągnie i skończyć nie chce...?
Tez sobie tak po cichu pomyślałam, że mnie jesienny dołek twórczy dopada :)
UsuńI tak jak pisałam wyżej - chyba jednak polityka kija zostanie zastosowana tym razem - najpierw UFOki, a później coś nowego.
A z szortami, to chyba jest problem braku ciśnienia - pora roku nie jest szorciana i nie masz w perspektywie szybkiego ich użytkowania.
Trudna sytuacja! Ja zazwyczaj tak nie mam, bo staram się nie rozgrzebywać kilku rzeczy na razie, aczkolwiek czasami bardzo mnie korci i jest ciężko skupiać się na jednym, mając w głowie już zupełnie co innego :) Dasz radę wszystko zakończyć - ja w ciebie wierzę :)
OdpowiedzUsuńJa mam zawsze rozgrzebane kilka rzeczy, ale zazwyczaj do wszystkich podchodzę z wielkim entuzjazmem, a tu nagle taki... dołek : ))
UsuńAle to nic, dam radę.
Hmmm... witaj w klubie ;)) Z mojego własnego doświadczenia mogę Ci poradzić jedynie, żebyś kończyła rozgrzebane, a dopiero potem wrzuciła na druty nową włóczkę jako nagrodę :)) Wiem, jaka to wielka pokusa, ale sama doszłam właśnie do tych wniosków i na razie nic nowego, oprócz zaplanowanych nie tworzę, a te rozgrzebane, których końca nie widać, zutylizuję. Bo im dłużej coś leży rozgrzebanego, tym trudniej skończyć to w takiej postaci, o jakiej się początkowo myślało :)) Trzymam kciuki :))
OdpowiedzUsuńTo potrzymaj kciuki, bo jednak najpierw będę "się wykańczać" - na pierwszy ogień jodełka :)
UsuńDla pocieszenia powiem: nie jestes sama! Tez mam iles UFOkow, ktore od nie widomo jakiego czasu leza i nabieraja mocy urzedowej. O ile UFOki szyciowe jakos powoli udaje mi sie pokonczyc, o tyle szydelkowo-drutowo-frywolitkowe... mialabym czym sie pochwalic w tym temacie. Alo no stress, nie przejmuje sie.
OdpowiedzUsuńI od razu mi lepiej, bo nie ma jak świadomość, że ma się towarzystwo w biedzie :)) Ale twarda będę, skończę.
Usuńdlatego ja to co zaczynam to kończę. W głowie milion pomysłów ale wiem, że jak pierwszego nie skończę to będzie się walać w pudełku i skończę za rok. Nawet za haft postanowiłam się wziąć. Codziennie z 4 krzyżyki ale to zawsze o 4 krzyżyki mniej. Myślę, że to będzie piórnik albo coś w tym rodzaju z tej jodełki. Też u mnie ona jest na mega długiej liście do zrobienia. Chyba któregoś dnia usiądę i spisze te moje plany bo się gubię..
OdpowiedzUsuńBo Ty jesteś najwidoczniej bardziej Twórczo zdyscyplinowana, a ja... ewidentnie nie :)))
UsuńA plany zapisuj, ja się nauczyłam, że warto, czasami po latach się wraca do jakiegoś zapisanego zdania i wychodzi z tego bardzo fajna rzecz.
Nie martw sie, nie jestes sama z neverending projektami.Ja mam tego 6 toreb i tak to po chalupie fruwa, szczegolnie podczas sprzatania. Najbardziej mi jednak szkoda tych szortow, dobrze, ze wymyslilas drugie wcielenie bo szkoda pruc tej roboty, jest piekna. Pozdrawiam, Kasia z http://kasiaknits.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNie żałuj szortów, bo ja je zrobię, ale wiosną - co się odwlecze, itd. I na szczęście moich UFOków jest mało, więc mam nadzieję szybko je pokonać.
UsuńŚlubny się wykazał, włóczka bardzo kusząca, ale radzę jednak coś najpierw skończyć, bo to w końcu nawet bardzo kreatywną osobę dziwne poczucie winy może dopaść, że coś leży nieskończone i tylko miejsce zawala, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńI taka decyzja zapadła, najpierw kończę większość (zapewne bez bluzki, bo na nią potrzeba nieco więcej czasu) i dopiero wyciągnę nowe zapasy :)
Usuńzmęczenie "materiału"??? poczekaj na nową wenę; jak coś nie idzie jak trzeba, to lepiej to odłożyć, tym bardziej, że kończysz to co zaczynasz. Jodełkowe coś wygląda mi na nakrycie - na krzesło, na ... nie wiem co:))) dobrze chociaż, że elementy na szorty będą miały nowe wcielenie..
OdpowiedzUsuńChyba tak - to zmęczenie materiału :))) Dużo się ostatnio dzieje, zawierucha domowo-zawodowa, a to nie sprzyja. Ale z drugiej strony - nie ma co szukać usprawiedliwień :)))
UsuńWitaj w świecie NIE Intensywnych, ale obawiam się że i tak przy Tobie wysiadamy w przedbiegach, Ślubny jak zawsze na medal
OdpowiedzUsuń:)))) Całkiem fajnie w tym świecie, bo jak się leniłam i nic nie dziergałam/szydełkowałam/szyłam, tp przynajmniej czytelnictwo mi wzrosło i ilość czasu spędzanego na świeżym powietrzu.
UsuńOMG 25 osób on line ! Myślałam, że już się trochę uspokoiło. Widzę, że nic z tego. Już trochę się przyzwyczaiłam, że choć czarna owca bez bloga i logo to i tak "tysięczny tłum spija słowa z mych ust". Będzie zwyczajnie. Aga chusta wszystkim domownikom bardzo się podoba. Dziękuję jeszcze raz!
OdpowiedzUsuńPerfect "Autobiografia" :)))))
UsuńI bardzo się cieszę, że się chusta podoba. Niech się dobrze nosi i grzeje w tych jesiennych i wkrótce zimowych okolicznościach przyrody. To wełna, więc powinna być bardzo ciepła.
Angorka to świetna włóczka
OdpowiedzUsuńŚlubny wybierał "według popularności zakupu" :))), ale też uważam, że to świetny zakup.
UsuńMój sposób na kryzys motywacyjny "tyle pomysłów, tak mało czasu/energii" to zdecydowanie skupienie mocy przerobowych na jednym, wybranym projekcie - tym, który wywołuje we mnie największą chęć posiadania :D nieważne, czy wymyśliłam coś dawno czy niedawno :) poziom szczęścia wzrasta i znajdują się chęci na inne projekty :)
OdpowiedzUsuńale ile Rękodzielniczek, tyle metod; my w Ciebie wierzymy :)
Ku mej wielkiej szczęśliwości Jodełka jest po dzisiejszym dniu bliska skończenia :)
UsuńPost bardzo słuszny ;) Myślę, że wielu wielu z nas, osób kreatywnie pokręconych przydałby się taki reset od czasu do czasu. Jak pomyślę ile robótek czeka na wieczne zapewne niedokończenie i zarazem ile fantastycznego materiału twórczego blokują to łoj łoj łoj.
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę, szczególnie, że ja się potrafię "uprzeć przy czymś", a tymczasem lepiej odpuścić, pozwolić, żeby się koncepcja zmieniła i zrobić inaczej.
UsuńChyba spora część z nas ma podobne dylematy i całe stosy pozaczynanych rzeczy... ;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o rozwiązanie tego problemu ja obstaję za wersją nr 1. Dzierganie, czy też szycie powinno być przyjemnością, nie ma sensu się katować. Już wiele razy się przekonałam, że wszystko doczeka się swojego finału w swoim czasie.. a że czasem musi poleżeć dwa lata.. no cóż.. życie.. życie ;) Ślubny wybrał świetną włóczkę.. no i te kolory.. Pogratulować Męża! :))
Po inwentaryzacji i wyżaleniu się :))) okazuje się, że już mi lepiej twórczo.
UsuńDobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak mam. Znaczy, że kilka rzeczy leży, a mi się kończy do nich serce. Kiecka, sweter, skarpety, mitenki, chusta i jeszcze hafty, których jakoś wykończyć nie mogę. A teraz jeszcze łapa poparzona, bo się mój dzieckowojnizm wczoraj aktywował i z robótkowaniem lekka kiszka. A do tego do chusty chyba serce mi się skończy i ją spruję - włóczki chyba z 600 gr wyjdzie i nie wiem czy to nie za ciężkie żeby na szyi nosić. Plus tylko taki, że się pocieszam faktem, że nie jestem sama, nie jestem sama :)
OdpowiedzUsuńNie, nie tylko Ty tak masz - wszystkie tak mamy :)
UsuńI oby efekty dzieckowojnizmu szybko przeszły!!!
Zwiń wszystko wrzuć do koszyka i schowaj, usiądź do internetu i pooglądaj zdjęcia robótek szukając natchnienia a potem weź nową włóczkę i druty i zacznij nowy projekt:))) Potem bez problemu wrócisz do starych rozgrzebanych prac i skończysz w tempie piorunującym:))) Ja tak mam zawsze:))) A włóczki zazdroszczę...:)) Basia
OdpowiedzUsuńPostawiłam jednak na politykę kija i zakaz nowości do odwołania - czyli skończenia choć części tych rozgrzebanych rzeczy - na razie działa!! :)))
UsuńChyba pójdę za Twoim przykładem i też strzelę inwentaryzacje. Chociaż ostatnio kończę prawie wszystko na bieżąco ( bo na zamówienie i nie dla mnie:-)))) to mam Ufoki sprzed paru lat. Metodę motywacji musisz sobie sama dopasować - na mnie raz działa kij a raz marchewka a najbardziej skończona robótka. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńSpis inwentarza z natury doskonale działa, podobnie jak przejrzenie tego, co się ma poupychane po szafach i szufladach (włóczki, materiały, kordonki) - działa inspirująco i bardzo... odkrywczo :))))
UsuńJakis czas temu sama sobie nakazalam skonczyc, co mam wlasnie w lapach zanim zaczne nowe. Tego trzymam sie uparcie, chociaz Taka Jedna Kusicielka (znasz Diablice) co chwila podrzuca jakies grzeszne jablko. Sprawa nie wyglada jednak az tak rozowo, bo... wprawdzie nie przybywa mi nowych robotek do skonczenia pozniej ale te nazbierane przed samonakazaniem leza i ciagla czekaja, ze o wloczkach i niciach na wizje przyszlosciowe nie wspomne. Taki to juz nasz los takie nasze milowanie hahahahah.
OdpowiedzUsuńAngorki masz przepiekne...
Ananaski skonczylam, strzelilam byka, ktorego odkrylam dopiero przy blokowaniu, obciach ale sama nie wiem jak moglam nie zorientowac sie w czasie roboty. Jestem jednak zadowolona, chusta jest sliczna i choc z symetria nie ma wiele wspolnego wyglada jakby tak mialo byc.
Że ja niby???!!! Kuszę? A skąd, ja w życiu i w ogóle :)))))))))))))))))))))))))
UsuńPodejrzewam, że błąd i tak ginie, kiedy się Ananasami omotasz, więc nie stresuj się, tylko ciesz - robiąc drugi raz już tego samego błędu nie popełnisz.
Ach! Skad ja to znam.Witaj w klubie.
OdpowiedzUsuń:))) Spory ten klub i mnóstwo fajnych osób w nim działa :))))
UsuńWlasnie zostalam zmuszona do popelnienia tego samego bledu hahahah.
OdpowiedzUsuńKolezanka wymarudzila moje ananasy z bykiem a druga wymialczala takie same. Nie uwierzysz ale one twierdza, ze taka asymetria jest fajniejsza. Zwariowaly ale czego spodziewac sie po corach narodu, gdzie faceci biegaja w kieckach i bez gaci hahahah.
No popatrz :)))) Ale będziesz się musiała postarać, skoro ma być z błędem :)
UsuńBo niektóre dni na robótki złe są ;-) Wówczas można zrobić inwentaryzację, trochę ponarzekać, a chęci w swoim czasie powrócą. Doświadczalnie stwierdziłam, że w dni antyrobótkowe nawet sprzęt jest przeciwko mnie i maszyna, normalnie potulna jak baranek, zaczyna wierzgać. Dobrze, że zniechęcenie już Ci odpuszcza :-)
OdpowiedzUsuńI tu masz rację - są takie dni, że łyżeczka do herbaty stanowi narzędzie potencjalnie niebezpieczne, a co dopiero maszyna czy nożyczki : ))
UsuńZniechęcenie poszło precz (chyba na dobre) i jodełka skończona - ma postać ostateczną, bardzo przyjemną i zastanawiam się, co dalej, ale chyba równolegle: torba i bluzeczka bardzo przekombinowana :)
Skąd ja to znam? Tysiąc pomysłów na minutę a doba za krótka... Ale wiem też, że jak mi coś nie wychodzi to lepiej zostawić, potem z przyjemnością kończę kilka rzeczy na raz. Na razie "mój brzydal" odpoczywa po torebce z filcu, a ja kombinuję z koralikami.... Zachwyciłam się jodełką i całą siłą woli musiałam się powstrzymać, by nie pobiec po druty i nie zacząć uczyć się nowego wzoru. Lubię tu zaglądać! Ola http://uoliuoli.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że lubisz tu zaglądać. Rozgość się i zostań na dłużej. A Jodełka zauroczyła kilka osób i mam nadzieję że w końcu pobiegniesz po druty i sprawdzisz, czy Ci po drodze z Jodełką :)))
Usuń