Na początku była burza. Matka Natura doszła do wniosku, że wystarczy tego jednostajnego upału i czas zatroszczyć się o jakieś atrakcje. Padło na nocne widowisko audio-wizualne i o północy od strony Wrocławia łupnęło młotem boga Thora tak, że aż iskry poszły. Łupanie i iskrzenie trwało jakieś dwie godziny. A Mokosz pod ramię z Notosem zapewniali intensywne nawadnianie pod ciśnieniem.
I się byłam nie wyspałam. Cały ranek snułam się po metrażu, jakby to mnie ten młot boga Thora w czółko łupnął. Ślubny (nadal urlopujący, ale bardziej przyzwyczajony do zasypiania nad ranem) patrzył na to moje snucie z boku i sugerował, że powinnam "iść sobie poczytać, najlepiej w sypialni".*
* Czytanie w sypialni oznacza dwie przeczytane strony i dwie przespane godziny.
Ale mnie na chwilę zaniosło na antresolę. Stwierdziłam, że skoro już się zaplątałam w Kąciku Robótkowym, to zanim "pójdę poczytać", to przejrzę Burdy, bo od tygodnia chodziło mi po głowie uszycie sobie odzieży letniej w postaci szortów z jakiegoś przewiewnego materiału.
Już w drugiej znalazło się dokładnie to, czego szukałam. Przekonałam sama siebie, że to "czytanie" jeszcze pół godziny poczeka, a ja zrobię papierowy wykrój. Ostatecznie to dwa małe kawałki do przerysowania.
Gotowy wykrój zmobilizował mnie do otworzenia szafy z materiałami z głębokim przeświadczeniem, że na bank nie ma tam nic, co by się na takie szorty nadawało i będę mogła z czystym sumieniem "iść czytać". A tu "niespodzianek" - jest materiał idealny. Kupione kiedyś pół metra cudnie tkanego płócienka, z którego wykorzystałam kawałek do wykończenia "Cwetra" Ślubnego.
Spojrzałam na ten materiał, spojrzałam nieco bardziej kwaśno na wykrój i wyszło mi, że za mało będzie... a może wystarczy... nieee... No to przecież nie pójdę "czytać", dopóki nie sprawdzę.
I gdyby ten materiał nie miał identycznej strony lewej i prawej, to by było za mało. Ale że obie strony takie same, to - kolejny "niespodzianek" - wcisnęłam. Na styk! A skoro nagle się okazało, że materiał skrojony, to przecież szycie czekać nie powinno.
Tym sposobem w jedno bardzo śpiąco-ziewające popołudnie powstał Spodzianek, tfu! Szorty powstały :)))

Spodzianek szyty na podstawie czerwcowej Burdy (6/2013), model 111A (z nieco dłuższymi nogawkami niż oryginał i bez ozdobników na tyłku, bo jakieś kieszonki tam chyba były, ale je na śpiąco zignorowałam).

Góra zamiast odszycia ma wykończenie ze srebrnej lamówki. Materiał jest bardzo luźno tkany i miękki i bałam się, że nawet wzmocnione fizeliną odszycie będzie się źle układać i nie będzie "trzymać formy".

I przy takim małym Spodzianku udało mi się wcisnąć trzy różne wykończenia szwów na lewej stronie.
Jest szew francuski na szwach wewnętrznych nogawek i na prawym szwie zewnętrznym. Przy okazji zdjęcie specjalnie dla Wiewiórki - że u mnie też widać ołówek po lewej stronie :))))

Zwykły zygzak - dwie warstwy obrzucone razem, zaprasowane i przestębnowane - to na szwie środkowym szortów. Ten szew w spodniach i spodenkach to jedno z miejsc newralgicznych - musi być mocne i nie do... rozerwania, bo ten szew w spodniach pracuje najmocniej. Stąd to stębnowanie, żeby wzmocnić.

I w końcu przy zamku błyskawicznym wykończenie polegające na podłożeniu zapasów szwów pod spód po lewej i po prawej stronie, zaprasowaniu i przeszyciu zwykłym ściegiem prostym, jednocześnie przyszywając do zapasów szwu listy zamka błyskawicznego.

I dla zainteresowanych - nie udało mi się "iść poczytać" :)))
***
Ale to jeszcze nie wszystko na dziś. Wielkie podziękowania dla Joli!!! Jakiś czas temu Jola zrobiła w ramach Razem Robienia cudowną Echo Flower.
![]() |
Zdjęcie dzięki uprzejmości Joli. |
I wtedy w mailu do niej zachwyciłam się włóczką, jej cieniowaniem, że takie nietypowe od bieli do czerni. I... dzięki Joli mam motek tej cudowności u siebie! Ale nie tylko ten motek, także dwa świetne moteczki skarpetkowej wełenki!!! A w paczce od Joli było też coś dla Ślubnego - oczywiście kawa w gorzkiej czekoladzie : )))))
![]() |
Kawy na zdjęciu nie ma, bo nie zdążyłam ze zdjęciem przed konsumpcją :))) |
Jolu, bardzo Ci dziękujemy!!! Przesyłka od Ciebie sprawiła nam wiele radości, a Twoja "euforia pakowania" - jak to cudownie określiłaś w liściku - spowodowała, że nie mogłam przestać się uśmiechać przez całe popołudnie. Dziękuję Ci dobra kobieto!!!
***
A skoro i tak wyszedł mi wpis dłuższy niż zwykle, to jeszcze coś Wam pokażę. Urlop Ślubnego dał nam okazję do spacerów... a ze spaceru nie wraca się z pustymi... torbami :))) Kupiłam w jedynym słusznym SH po sąsiedzku (z pełną aprobatą Ślubnego) biały obrus (chyba obrus???). O tyle ciekawy, że ma czarno tkane, bardzo delikatne, ozdobnie brzegi. Przy czym tkane tak, że są dwustronne. Te tkane brzegi spowodowały, że bez zastanowienia nabyłam byłam, zupełnie bez pomysłu, co z tego obrusa może powstać.

I dzisiaj mnie oświeciło, co z tego zrobić! Upięłam na Denatce szpilkami. Zamiast paska dopięłam czarną szeroką gumę (bo nic innego nie było, co mogło imitować na tymczasem pasek) i wyszło mi, że można uszyć to:

Będzie dwuwarstwowa spódnica z ozdobnym dołem z tych tkanych szlaków, wszyta w czarny pasek (nie marszczona, bez zaszewek, tylko wszywana z zakładkami).
Jak pytał Szekspir: "Jak Wam się podoba?" - taki pomysł na obrus?
***
I na deser jeszcze jeden "spodzianek - niespodzianek", czyli zdjęcie dokumentujące śpiące zjawisko:
